1-2.docx

(33 KB) Pobierz

Rozdział 1

- TANCRED POTTER! WRACAJ TU NATYCHMIAST!

Jedenastoletni czarnowłosy chłopiec o zielonych oczach uciekał przed zdecydowanie bardziej niż zdenerwowanym Severusem Snapem. Mistrz Eliksirów w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart gonił go od dobrych dziesięciu minut po całym zamku.

Od momentu, gdy chłopiec pojawił się w Hogwarcie nie krył się z tym, że Severus jest jego ojcem. Dzięki temu Prorok Codzienny dostał naprawdę gorący temat. Wszyscy, a w szczególności Rita Skeeter zaczęli spekulować czy romans Złotego Chłopca z Mistrzem Eliksirów trwał już w czasach szkolnych. Severus zieleniał ze złości za każdym razem, gdy pod artykułem widział nazwisko tej dziennikarskiej hieny. Oczywiście nigdy nie sprostował tych wszystkich domysłów. To i tak nic nie dałoby.

Kiedy Severus zobaczył Tancreda w Hogwarcie i, gdy chłopiec nazwał go tatą poczuł się szczęśliwy. Ze zniecierpliwieniem czekał aż Tiara Przydziału przydzieli jego syna. I jakież było jego zdziwienie, gdy chłopiec nie trafił ani do Gryffindoru, ani do Slytherinu.

- RAVENCLAW! – krzyknęła na całą Wielką Salę Tiara Przydziału, a chłopiec zadowolony z siebie zdjął ją z głowy i odszedł do swojego stołu. Severus doszedł jednak szybko do wniosku, że lepszy Krukon niż Puchon. W ciągu kilku kolejnych dni miał się okazję przekonać, że Tancred był naprawdę inteligentnym i dociekliwym chłopcem.

Jednak okazję do porozmawiania z nim w cztery oczy dostał dopiero piątkowego wieczoru. Zaczepił chłopca po eliksirach i poprosił go żeby ten przyszedł do niego wieczorem. Potem czekał aż minie kolacja w Wielkiej Sali, zupełnie jakby siedział na szpilkach.

Kiedy chłopiec w końcu wszedł do jego salonu Severus nie wiedział, jak ma się zachować. Nie widział swojego syna przez kilka lat.

- Bardzo się zmieniłeś od czasu, gdy widziałem cię ostatnio. – powiedział w końcu.

- Urosłem, prawa? – spytał Tancred szczerząc się. Spokojnie usiadł sobie w jednym z foteli i sięgnął po filiżankę z herbatą.

- Nawet bardzo… Ta twoja puchata kulka też. – dodał siadając naprzeciwko niego.

- No. – przyznał z uśmiechem. – Jak mnie zobaczyłeś to wyglądałeś na zaskoczonego.

- Nigdy nie myślałem, że zobaczę cię w Hogwarcie. Twój… Tata zarzekał się, że cię tu nie puści.

- Zajęło mi kilka lat żeby go uprosić. – powiedział Tancred.

Severus popatrzył na niego uważnie.

- Uprosiłeś? – spytał.

- No! Tata najpierw chciał żebym poszedł do innej szkoły. Pamiętasz, jak zepsułeś nogę? Od tamtego czasu zaczął powoli zmieniać zdanie. Niby, że tradycja, że dobra kadra. Takie tam. Ale ja myślę, że to przez ciebie.

- Naprawdę? Czemu tak myślisz? – spytał Severus podsuwając chłopcu talerz z ciastkami.

- Raz znalazłem w starym kufrze taty album ze zdjęciami. Było tam sporo zdjęć babci i dziadka. No i kilka twoich. Wyglądałeś na nich dużo młodziej, ale poznałem cię. – powiedział chłopiec z uśmiechem. – I zacząłem męczyć tatę.

- Jak go męczyłeś? O co?

- Żeby mi powiedział, kto jest moim drugim tatą. Skoro w albumie poza zdjęciami babci i dziadka były też twoje to coś w tym musiało być.

Severus popatrzył na chłopca z podziwem. Nigdy nie przypuszczałby, że takie małe dziecko może być tak dociekliwe. Harry mówił mu wprawdzie o tym, ale był święcie przekonany, że przesadza.

- Najpierw tata mnie zbywał, że jestem za mały, że nie zrozumiem. A potem w końcu powiedział mi, że zanim się urodziłem to się rozstaliście. A potem nie miał odwagi napisać do ciebie i powiedzieć ci o mnie.

Mężczyzna popatrzył na chłopca. Czyli Potter tak mu to przedstawił. W sumie może to i lepiej. Lepszy nieudany romans niż gwałt.

- No i jak oglądałem zdjęcia to Hogwart podobał mi się coraz bardziej i bardziej. I tak go męczyłem, aż w końcu skapitulował i pozwolił mi tu iść. Ale miałem radochę, jak dostałem list. Chociaż jeden ze smoków omal nie zjadł sowy, która go przyniosła. Myślał, że trafiła mu się pierzasta przekąska. – zaśmiał się.

Czyli tak to wyglądało. Severus uśmiechnął się pod nosem. Ważne było teraz dla niego tylko to, że miał okazję poznać i uczyć swojego syna.

- A no tak! Zapomniałbym. Tata dał mi coś dla ciebie. – powiedział szukając czegoś w kieszeni. Po chwili wyjął z niej zieloną kopertę i podał mu. – Nie wiem co to jest. Tata zabezpieczył, żeby mnie nie kusiło zajrzeć. Powiedział, że będziesz znał hasło.

- A skąd ja mam wiedzieć, jakie dziwne hasło mógł wymyśleć twój rodziciel? – oburzył się Severus biorąc od niego kopertę.

- Powiedział, że hasło to data kiedy wybrali go na szukającego Gryfonów. Nie powiedział mi, kiedy to było! – mruknął oburzony.

Mężczyzna niemal się roześmiał. Mógł sobie wyobrazić, jak chłopiec próbował dobrać się do koperty, ale nic mu z tego nie wyszło. Rozmawiali długo. Tancred wrócił do pokoju wspólnego Krukonów dopiero przed ciszą nocną. Wtedy to Severus nalał sobie kieliszek czerwonego wina i otworzył list.

Witaj Severusie,

Nie jestem dobry w pisaniu listów. Niemniej jednak przypuszczam, że list ode mnie podany przez Tancreda zdziwił cię. Ja sam się dziwię, że do ciebie teraz piszę.

Domyślam się, że Tancred powiedział ci, że to on mnie uprosił o pójście do Hogwartu. Niech dalej tak myśli. My też możemy mieć własne sekrety, a on nie musi wiedzieć absolutnie o wszystkim. Prawda jest jednak taka, że wybaczyłem ci to co mi wtedy zrobiłeś. Ta rana już się zabliźniła. Nie ułożyłem sobie jednak życia z kim innym. Nie potrafię. Z jakiegoś powodu nie umiem związać się z kimś. Miałem niejedną okazję, jednak szybko okazywało się, że to nie było to. Poza tym to musiałby być ktoś kto zaakceptowałby Tancreda. Nie każdy jest chętny na związek z samotnym rodzicem. Ale po co ja ci to mówię? Zacząłem wypisywać głupoty i pewnie chętnie sięgnąłbyś po pióro i poprawił błędy, prawda?

Chciałbym żebyś miał oko na Tanceda i nie pozwalał mu szaleć. On wydaje się być aniołkiem, ale zapewniam cię, że bywa gorszy niż bliźniacy Weasley razem wzięci. Filch będzie go przeklinał nie raz i nie dwa. Tego jestem pewien aż za bardzo.

Gdyby przegiął masz moje pozwolenie na ukaranie go. Nawet laniem. Wprawdzie usiłowałem trzymać go twardą ręką, ale nie zmienia to faktu, że z drugiej strony jest moim ukochanym dzieckiem i nieba bym mu przychylił.

No i najważniejsza sprawa… Jeśli Falcon mi pozwoli chciałbym cię odwiedzić i porozmawiać. Nie musisz odpowiadać mi już. Rozumiem, że musisz to sobie przemyśleć. Niemniej jednak chciałbym cię o to prosić. Odpowiedzieć możesz przesłać tą samą kopertą. Gdy ją zakleisz powiedz „Emerald", a list sam dostarczy się do mnie.

Jeszcze raz proszę żebyś miał oko na naszego syna.

Harry

Severus długo wpatrywał się w list, który miał przed sobą. Poczuł, jak do oczu napływają mu łzy. Harry nazwał chłopca ich synem. Przebaczył mu to co między nimi zaszło. I prosił go o opiekę nad chłopcem.

A tymczasem teraz musiał gonić chłopaka po całej szkoły. Głupi bachor raczył sobie z niego zażartować i posmarować jego krzesło w Wielkiej Sali jakimś bardzo mocnym klejem. Kiedy tylko Severus wstał ze swojego miejsca nie było w Sali nikogo kto nie usłyszałby tego charakterystycznego dźwięku targanego materiału. Nie miał bladego pojęcia czyja to robota do momentu aż jego wzrok padł na Tancreda. Bachor chichotał w najlepsze, ale widząc wściekłą minę ojca natychmiast zerwał się ze swojego miejsca i uciekł. Severus jednym machnięciem różdżki naprawił swoje ubranie, a potem puścił się za chłopcem w pogoń.

Nie minął nawet tydzień, a ten głupi dzieciak zasługiwał na lanie. Niech on go tylko dopadnie…

Pomimo żartów, jakie od czasu do czasu robił mu jego syn, Severus był z niego bardzo dumny. Pozostali nauczyciele bardzo chwalili jego wiedzę i zdolności. Tak samo na eliksirach. Chłopiec zadawał pytania, które powinny być celem dociekań starszych roczników. I musiał mu przyznać dwadzieścia punktów, kiedy przyrządził bezbłędne eliksir będący w programie klas trzecich. Oczywiście Severus nie byłby sobą, gdyby nie pomarudził, że bachor próbuje się podlizać i zamiast eliksiru, który polecił im przyrządzić, mały zrobił coś według siebie.

Mistrz Eliksirów, mimo, że tego nie pokazywał po sobie, to wprost miał ochotę śpiewać z radości. Miał komu przekazać swoja wiedzę, a z tego co zauważył Tancred był więcej niż chętny do słuchania go.

Oczywiście ta sielanka nie mogła trwać wiecznie…

Kilka tygodni później, kiedy wszyscy uczniowie jedli śniadanie, do Wielkiej Sali wleciała chmara sów niosąc poranną pocztę. Severus przez chwilę obserwował ptaki zanim jego wzrok przykuła jedna, która niosła czerwoną kopertę. Najwyraźniej, któryś z uczniów zasłużył sobie na jawny gniew rodzica. Tymczasem sowa wylądowała przed Tancredem, który nerwowo przełknął ślinę sięgając po nią. Nie minęła chwila, a po Sali rozniósł się wściekły krzyk Harry'ego Pottera:

- TANCRED! KTO CI POZWOLIŁ ZABRAĆ ZE SOBĄ ROTA? MASZ GO NATYCHMIAST ODESŁAĆ DO ZAMKU! CHYBA ŻE CI TWOJE CZTERY LITERY NIEMIŁE! Z łaski swojej Severusie dopilnuj tego!

Po chwili koperta zapłonęła zostawiając po sobie popiół. Tancred natomiast spuścił głowę. Nie przypuszczał, że tata tak szybko zorientuje się co zrobił. Biały lisek chłopaka położył łeb na jego kolanach i zerknął na niego.

- Mam przerąbane… - mruknął do zwierzaka i zerknął na ojca, który pytająco uniósł brwi. Zaraz po śniadaniu wezwał chłopca do siebie.

- Więc? O co były te wrzaski? – spytał patrząc na chłopca, który westchnął, a potem sięgnął po swoją torbę. Po chwili wyjął z niej małego, czerwonego smoka.

- To jest Rot… - mruknął chłopiec.

- Czy ty chcesz żeby on nam SPALIŁ szkołę? – krzyknął Severus widząc małego gada na rękach chłopca.

- Ale on nic nie spali! Do tej pory nie spalił… - zaoponował chłopiec. – Tato… Proszę… - powiedział patrząc na niego tymi swoimi zielonymi oczkami błagalnie.

- Nie, nie, nie! Nie ma mowy! To wbrew regulaminowi! – powiedział stanowczo, próbując nie patrzeć dziecku w oczy.

- Tato! Ale ja proszę!

- Nie i koniec! Masz go odesłać! Jeszcze Hagrid zobaczy, że masz smoka i będzie chciał mieć swojego! – powiedział mając na myśli zamiłowanie pół-olbrzyma do wszelkiego rodzaju niebezpiecznych stworzeń.

- Ale ja go nie mam jak odesłać! Tata musiałby po niego przyjechać… - dodał ciszej.

- Uch… Dobra… Napiszę do niego. A ty zmiataj i zamknij tego gada w klatce. – nakazał mu. – A potem jazda na lekcje albo przełożę cię przez kolano! – zagroził.

Tancred zrobił wielkie oczy, a potem wepchnął wpakował smoka do torby, złapał lisa i uciekł zanim Severus zdążył dodać coś jeszcze. Mężczyzna nie miał teraz innego wyjścia, jak wysłać list do Pottera. Zupełnie nie miał pojęcia, jak zacząć… Dobre dwadzieścia minut wpatrywał się w pergamin zanim zaczął pisać. List był krótki, ale za to bardzo treściwy. Napisał w nim, że Harry będzie musiał sam odebrać smoka. Nie miał niestety możliwości odesłać gada jakąś inną drogą. Potem włożył list do koperty i powiedział hasło. Usłyszał syk, a potem koperta zniknęła. Miał nadzieję, że Harry dostał jego wiadomość.

Hogwart zdecydowanie nie był przygotowany na to co miało nastąpić.

A na pewno nie był na to przygotowany Argus Filch, który w porze śniadania miał zwyczaj czatować na spóźnialskich i łajać ich za cokolwiek. Kiedy usłyszał, że główne drzwi otwierają się natychmiast podążył w tamtą stronę z nadzieją, że złapie kogoś kto nie nocował w dormitorium i wlepi mu szlaban.

Woźny Filch stanął jak spetryfikowany, gdy do Sali Wejściowej wszedł szczupły, młody mężczyzna o zielonych oczach ubrany w czarną skórę. Czarne włosy splecione miał w drobne warkoczyki i związane na karku czarną wstążką.

- Dzień dobry panie Filch. – przywitał się po czym skierował się do Wielkiej Sali. Gdy tylko wszedł umilkły wszelkie rozmowy, a głowy całej szkolnej społeczności odwróciły się w jego stronę. Jedynym dźwiękiem był stukot jego obcasów, gdy szedł prosto do Tancreda. Chłopiec od razu spuścił głowę, kiedy mężczyzna stanął za nim. – Tancred… Wiesz co cię czeka? – spytał.

Severus tymczasem mógł tylko gapić się na niego. Potter nie miał jeszcze trzydziestu lat, a wyglądał jak uosobienie seksu. Czarne spodnie ze skóry opinały się na jego nogach, przylegając do nich jak druga skóra. Starszy czarodziej poczuł, jak robi mu się gorąco, a tymczasem Potter po prostu ochrzaniał ich syna za nieodpowiedzialność. I wyglądał przy tym szalenie pociągająco nawet pomimo tej koszmarnej blizny na twarzy.

- Oddawaj! – powiedział Potter stanowczo kończąc tyradę. Chłopiec pokornie sięgnął do swojej szkolnej torby i wyjął z niej małego smoka, którego oddał ojcu. – No! I żeby mi to było po raz ostatni! A teraz szoruj na lekcje, bo jeszcze mnie skusi żeby ci przylać. – dodał, a Tancred natychmiast czmychnął z Wielkiej Sali. O dziwo zaraz za nim pobiegli inni i po kilku chwilach w Sali nie było żadnego ucznia.

Harry pokręcił głową.

- Mały diabeł… - mruknął. – Dzień dobry. – przywitał się ze wszystkimi podchodząc do stołu prezydialnego.

- Harry! – ucieszył się Albus. – Miło znów cię widzieć chłopcze.

- Państwa również. – powiedział z uśmiechem. – Coś mi mówi, że moje dziecko tutaj szaleje…

- Och! Jest podekscytowany samą szkołą. – zaśmiała się Minerwa. – Chociaż zdarzyło mu się przykleić Severusa do krzesła.

- Znowu zrobił klej? – spytał, a zielone oczy rozszerzyły się. – Ja mu jednak złoję skórę…

- Znowu? – spytał Severus.

- Przypadkiem odkrył, jak się robi wybitnie mocny klej na bazie smoczej śliny… Przetestował go na walkiriach… Straciłem wtedy najlepsze spodnie… - mruknął czerwieniąc się, a nauczyciele zachichotali.

- Planujesz zostać jakiś czas? – spytała Minerwa.

- Tylko do jutra. Na więcej nie dostałem pozwolenia. – wyjaśnił. – A teraz jeśli pozwolicie chciałbym pochodzić nieco po zamku i powspominać.

- Oczywiście. W końcu to też twój dom. – powiedział dyrektor, a Harry skinął mu głową i wyszedł.

Severus zaklął szpetnie w myślach. Nawet nie miał okazji poprosić go o rozmowę.

- Idź za nim, Severusie. – powiedział Dubledore. – Przypilnuję twoich klas.

Mężczyzna najpierw popatrzył na niego uważnie, a potem po prostu wyszedł. Skoro ktoś przypilnuje jego klas…

Pottera znalazł w wejściu do Sali Wejściowej. Walkiria stała oparta o framugę drzwi i patrzyła na dziedziniec. Zatrzymał się niepewnie zastanawiając się czy podejść. Jego wewnętrzny konflikt został jednak rozwiązany przez Harry'ego.

- Podejdź. Nic ci nie zrobię. – usłyszał.

- Myślałem, że zjawisz się natychmiast po otrzymaniu listu. – przyznał Severus.

Harry zaśmiał się cicho.

- Bycie walkirią nie jest takie proste. – powiedział i popatrzył na niego. – Nie mogę wyjść z naszego zamku ot tak, kiedy mam na to ochotę. Muszę przestrzegać zasad.

- To trochę dziwne, jak na kogoś, kto w szkole łamał wszelkie zasady. – zauważył Severus kwaśno, a Harry uśmiechnął się.

- Aż tak bardzo chciałeś ze mną porozmawiać? – spytał cicho młodszy czarodziej.

- Wyda ci się to dziwne, jeśli powiem, że tak? – spytał Severus.

- Severusie… - zaczął, ale zamilkł przygryzając dolną wargę.

- Pierwszy raz słyszę żebyś powiedział do mnie po imieniu. Pomijając oczywiście to co się wydarzyło w czasie, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. – powiedział, a Harry zarumienił się i mruknął coś pod nosem. – Nie maltretuj tak tej wargi. – powiedział dotykając policzka zielonookiego. Kciukiem przejechał po dolnej wardze.

Obaj mężczyźni poczuli napięcie w powietrzu.

- Chyba powinniśmy tę rozmowę przenieść jednak w jakieś bardziej prywatne miejsce… - zasugerował Harry spuszczając wzrok.

- Moje komnaty?

- Prowadź.

Kilka minut później obaj byli już w salonie Severusa.

- Nigdy tu nie byłem. – powiedział Harry. – Znaczy się… No wiesz… Tylko wtedy… - dodał ciszej.

- Tak, wiem. – przyznał Severus. – Nie masz stąd zbyt miłych wspomnień.

- Severusie, proszę cię! To było ponad dziesięć lat temu.

- Ale nadal to pamiętasz.

- Byłoby dziwne, gdybym tego nie pamiętał. Nie wszystko jednak wtedy było złe. Tancred jest kimś bez kogo nie wyobrażam sobie życia. – przyznał Harry siadając w fotelu przed kominkiem. – Nie mów proszę znowu, że ci przykro i nie obwiniaj się. Nie chcę o tym słuchać. – uprzedził go Harry.

Mężczyzna skinął głową.

- Napijesz się wina? – spytał. Harry skinął głową i po chwili trzymał w dłoni kryształowy kieliszek z czerwoną cieczą. Upił łyk smakując.

- Mam nadzieję, że poza tymi kilkoma incydentami Tancred nie sprawia kłopotów? – spytał.

- Nie. To bardzo inteligentny i dociekliwy dzieciak. Nawet nie wiesz jaką czuję dumę, że jest moim synem. – powiedział, a Harry uśmiechnął się.

- Ostrzegałem cię, że jest dociekliwy. Dobrze, że nie pyta jeszcze skąd się biorą dzieci. No przynajmniej nie w tym fizycznym aspekcie. – zaśmiał się, ale zamilkł widząc wzrok mężczyzny. – Severusie?

- Może to głupie, ale tęskniłem za tobą. – powiedział podchodząc do niego. Wyjął z ręki Harry'ego kieliszek z winem, a potem ujął jego twarz w obie dłonie i popatrzył mu w oczy. – Mogę?

Harry był w stanie tylko kiwnąć głową zanim usta Severusa przycisnęły się do jego warg. Jego ciało natychmiast stanęło w ogniu. Westchnął cicho. Palce Mistrza Eliksirów zsunęły się niżej muskając skórę na szyi. Za palcami podążyły gorące usta wytyczając sobie tylko znaną ścieżkę. Harry przymknął oczy rozkoszując się doznaniem. Zwinne palce ścisnęły jego sutki przez cienką skórzaną koszulkę, jaką miał na sobie. Jęknął odchylając głowę w tył. Jego ręce same uniosły się wczepiając w ubranie Severusa.

- Sev… - wyjęczał, a Mistrz Eliksirów poczuł, jak jego spodnie robią się nagle bardzo ciasne.

Nie namyślając się wiele obaj zaczęli zdzierać z siebie ubrania. Po chwili obaj byli całkiem nadzy, a Harry półleżał na fotelu z nogami przewieszonymi przez oparcia. Severus oblizał spierzchnięte usta. Cóż to był za widok. Zdecydowanie wart skuszenia się. Wymruczał szybkie zaklęcie nawilżająco po czym zaczął wsuwać się w młodszego mężczyznę. Harry jęknął obejmując ramionami jego szyję i przyciągając do siebie.

Severus dopiero teraz poczuł, że naprawdę tęsknił za tym młodym, atrakcyjnym mężczyzną, z którym miał syna.

- Sev… Severus… - zaczął jęczeć Harry czując, że zaczyna szczytować. Wił się pod kochankiem błagając o więcej.

- Krzycz dla mnie… - zamruczał mu do ucha starszy czarodziej. A Harry krzyczał szczytując mocno.

Jakiś czas później obaj leżeli na skórze przed kominkiem przykryci jedynie kocem.

- Trochę nas poniosło… - powiedział Harry w końcu.

- Trochę? – parsknął Severus.

- No dobrze… Więcej niż trochę. Ale chyba dlatego było mi tak dobrze. – powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. – Nie myślałem, że to zrobimy… - przyznał nieco zawstydzony.

- Żałujesz?

Harry pokręcił głową, a potem wtulił się w niego nieco ostrożnie. Severus objął go w pasie bez słowa pozwalając mu zasnąć.

Rozdział 2

- Miło jest budzić się obok kogoś. – powiedział Harry. Obudził się jako pierwszy i mógł dokładnie przyjrzeć się twarzy Severusa, delikatnie przy tym badając ją palcami. Minęło tyle lat odkąd ostatni raz się widzieli, a mężczyzna prawie się nie zmienił. Nawet się nie postarzał. Nie to co Harry. Teraz był naprawdę dorosłym mężczyzną.

Severus mruknął coś sennie i otworzył oczy. Natychmiast utonął w zielonych tęczówkach.

- Długo nie śpisz? – spytał młodszego czarodzieja.

- Jakieś dziesięć minut. – powiedział Harry cicho. Nie chciał przerywać tej intymnej chwili, jaka właśnie się tworzyła.

Severus uśmiechnął się lekko i przyciągnął Walkirię do siebie. Harry mruknął coś czując, jak ściśle jego ciało przylgnęło do drugiego, silniejszego i większego.

- Chyba powinniśmy wstać? – spytał Harry.

- Powinniśmy. – potwierdził Severus. – Zbliża się pora obiadu. Zjesz z nami w Wielkiej Sali?

- Bardzo chętnie. – powiedział Harry z uśmiechem i powoli podniósł się do siadu. – Skorzystam tylko z łazienki.

- Mówisz, że Tancred był podekscytowany swoją pierwszą wizytą na Pokątnej? – spytał Severus, gdy umyci i wysuszeni ubierali się.

- O tak! Zupełnie jakbym widział samego siebie, gdy miałem jedenaście lat. Też wszystko mnie wtedy dziwiło. – zaśmiał się Harry. – Tancred o niczym ci nie opowiadał?

- Miałem sporo pracy początkiem roku. Rozmawialiśmy prywatnie zaledwie kilka razy. – przyznał mężczyzna zapinając koszulę.

- Czyli nic nie wiesz o tym, jak skopałem tyłek Draco Malfoya? – spytał Harry i zaśmiał się.

Severus natychmiast odwrócił się w jego stronę robiąc wielkie oczy.

- Jak to „skopałeś tyłek" Draco…? – spytał ostrożnie.

Harry wzruszył ramionami.

- Zwyczajnie. Zachowywał się jak palant to oberwał. Za to Falcon skopał Lucjusza Malfoya. – tym razem Harry zatrząsnął się od śmiechu.

- Chyba powinieneś mi o tym opowiedzieć… - mruknął Severus czując, że usłyszy coś niecodziennego.

Ulica Pokątna była tym co Harry uwielbiał jako uczeń. Kochał oglądać witryny sklepowe i ekscytował się tym nie mniej niż jego syn. Tancred biegał od wystawy do wystawy w towarzystwie Cecylii i oboje co chwila ciągnęli jego i Falcona za ręce, żeby pokazać im co wypatrzyli.

Harry śmiał się tylko. Najchętniej kupiłby synowi wszystko czego ten by zapragnął, ale wiedział, że nie mógł go za bardzo rozpieścić. Pomimo, że było to jego ukochane dziecko, miał na względzie kształtowanie jego charakteru. Nie chciał żeby jego syn stał się tak rozpuszczony, jak pewien blondwłosy Ślizgon, z którym przyszło mu się uczyć w Hogwarcie. Niemniej jednak pozwolił Tancredowi wybrać sobie kilka rzeczy, które mu się najbardziej spodobały.

O dziwo dość szybko udało im się kupić odpowiednią różdżkę u Olivandera, a potem wyruszyli na poszukiwanie pozostałych rzeczy do szkolnej wyprawki.

Harry nieco zaskoczony stwierdził, że nikt go nie rozpoznał. Ot ludzi zatrzymywali się i szeptali coś między sobą, ale jego imię nie padło. Przypuszczał, że po prostu tutejsi czarodzieje nie byli przyzwyczajeni do widoku dwóch przystojnych mężczyzn, ubranych w czarną skórę.

- To gdzie teraz, Emereald? – spytał Falcon, gdy wszystkie rzeczy dla Tancreda były już zmniejszone i upchane w kieszenie.

- Chciałem jeszcze zobaczyć sklep, który otworzyli moi przyjaciele ze szkoły. – powiedział Harry. – Byłem tam tylko raz, kiedy chodziłem do szkoły. Jestem ciekawy czy bardzo się rozrósł.

- Masz na myśli ten z dowcipami, o którym mi kiedyś opowiadałeś?

- Właśnie ten. To było niedaleko. Chodźmy. Tancred! Nie gap się na te miotły. Uczniom pierwszego roku nie wolno mieć mioteł. – zbeształ syna.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin