Ból i śpiew.docx

(12 KB) Pobierz

BÓL I ŚPIEW?

- „Gdy panicznie uciekasz przed każdym bólem, cierpieniem, czy chorobą, to wpakujesz się w najgorszą, na którą nie ma już żadnego znieczulenia”– powiedział stary bywalec lecznic, sanatoriów, gabinetów uzdrowicieli – „Największy ból, gdy cię nic nie boli, oprócz jałowego życia…bo ono boli najbardziej.”
*
Bywają jednak tacy, co szukają wręcz cierpienia – tacy nieuleczalni cierpiętnicy, co z różnych bólów uczynili sobie dziwny rodzaj przyjemności i choć skarżą się nieustannie, to bez tego nie potrafiliby żyć, bo cieszyć się niczym nie potrafią.
*
Najlepiej chyba jest w miarę pogodnie przyjmować te bolesne strony życia, których i tak nie sposób uniknąć, a które można jakoś „przerobić” jeśli nie na radość życia, to na miłość…
*
W baśni O. Wilde’a słowik słyszy biadolenie zakochanego studenta, że nie ma czerwonej róży w całym ogrodzie, a jego ukochana takiej sobie zażyczyła właśnie i nie otrzymując jej, nie zatańczy z nim, czym złamie mu życie… Słowik bierze to za lament miłości, o której on śpiewa też, ale której bólu jeszcze nie przeżywa… Ptaszek prosi więc o tę różę jeden krzew różany, drugi, trzeci…A ten ostatni mówi, że zima zmroziła jego żyły i pąki, więc jedynie śpiew słowika przy księżycu z piersią przebitą jego cierniem, może krwią ożywić jego żyły tak, że wyda ów kwiat. Słowik myśli, że czym jest jego małe życie w porównaniu z sercem człowieka, które może pęknąć z braku miłości. Postanawia więc oddać się w śpiewie dla tej jednej róży, bez której umrze czyjaś miłość. Kiedy żegna się z dębem, śpiew słowika słyszy student, który nisko ocenia jego sztukę, jako nieszczerą i egoistyczną, bo taka z natury jest ponoć sztuka, a ten śpiew mimo uroku, jest bez znaczenia i korzyści. Kiedy wschodzi księżyc, słowik siada na gałązce z cierniem i zaczyna śpiewać o narodzinach miłości w sercu studenta (który właśnie sobie usnął). Krzew prosi, by ptaszek przytulił się mocniej do ciernia, by krew zdążyła zabarwić różę przed wschodem. Śpiew jest coraz wyższy i boleśniejszy, jak miłość ukoronowana śmiercią…A kiedy kolec dosięga serca ptaka, melodia staje się najbardziej przejmująca, aż wszystko zamiera w zasłuchaniu w nią. I wtedy krzew woła, że róża jest już tak czerwona…Ale martwy słowik tego nie słyszy. Kiedy student budzi się koło południa, widzi purpurową różę, zrywa ją, szuka jej łacińskiej nazwy i idzie do ukochanej. Ta jednak mówi, że ten kolor nie będzie pasował do jej nowej kreacji i że otrzymała od kogoś prawdziwe klejnoty znacznie cenniejsze od kwiatów. Oburzony student ciska różę, która ląduje w rynsztoku i odchodząc stwierdza, że miłość jest idiotyzmem, jest niepraktyczna i każe wierzyć w złudzenia. I wraca do swych ksiąg.
*
Może ptak nie, ale człowiek jest w stanie wytrzymać więcej bólu niż mu się zdaje. Ten ktoś, wyżej wspomniany, na początku opowiadał, że jeden pacjent z sąsiedniej sali wciąż śpiewał kolędy. Gdy zapytał pielęgniarkę, cóż to za ptaszek, ta powiedziała, że on śpiewał tuż przed operacją i zaraz po wybudzeniu go z narkozy. I tenże człowiek potem wjechał na wózku inwalidzkim na jego salę, pocieszając kogoś przed operacją w trochę dziwny sposób… „Operacja to pestka. W końcu i tak się obudzisz. I choćby cię cięli i cięli, to i tak ci nie utną więcej niż mnie.” A na zdziwione spojrzenia tamtych odpowiedział zsunięciem koca ze swoich amputowanych obu nóg. „Widzicie, mnie tak obcinają po kawałku już od kilkunastu lat. I czy mam się tym zamartwiać? Niech się martwią robaki, gdy się natkną na takie zwłoki…” Najdziwniejsze było to, że to nie były puste przechwałki czy wisielczy humor. Ten człowiek w jakiś przedziwny sposób dobrze wpływał na tych najbardziej załamanych. W innych budził jakieś wzajemne współczucie i chęć pomocy. Rozplatał on jakby po salach i korytarzach szpitala niewidzialne nici sympatii. A gdy wychodził ze szpitala, starał się pracować, by nikt nie nazwał go darmozjadem, bo on siebie za inwalidę nie uważał.
*
No tak, bywają bardzo sprawni…inwalidzi, bo z porażeniem czy niedowładem serca czy duszy. A bywają ludzkie kadłuby z nieujarzmionym żywiołem ducha. Ale czy to przez ból dojrzewa się do śpiewu i to najbardziej przejmującego tonu?
*
Pisał Mędrzec: „Tę samą studnię, z której wytryska radość twoja, jakże często wypełniały łzy. Czyż może być inaczej? Im głębiej żłobi nas cierpienie, tym więcej radości może pomieścić serce. Czy fletnia, która dziś koi twoją duszę – nie była drewnem, które drążąc ciął ostry nóż?” Może takiej mądrości potrzeba ludziom, którzy szukając radości, nie potrafią się cieszyć, a uciekając panicznie przed bólem, nie wiedzą, że szczęście bez niego nie jest możliwe?

Zgłoś jeśli naruszono regulamin