Chwila słabości
Chwila słabości To było jedyne wolne miejsce w parku. Wszystkie inne ławki już zajęto. Tylko obok niej nikt nie siedział. Przez chwilę zdawało mi się, że pomimo słonecznego, upalnego dnia, to miejsce jest jakieś ciemniejsze. Ale to pewnie złudzenie wywołane zmęczeniem, nic więcej.Co dziwne – ubrana była w długą czarną suknię, której jednak najwidoczniej nie było jej zbyt gorąco. Od czerni sukni zdecydowanie odcinała się jej blada, pociągła twarz, z długimi, niemalże białymi włosami. Spod jasnych brwi pobłyskiwały duże, błękitne, przejrzyste i chłodne jak lód oczy.- Można? - zapytałem, wskazując dłonią miejsce obok niej.- Proszę – odparła cicho, niemal nie poruszając ustami.Usiadłem więc, z ulgą wyciągając przed siebie nogi. Odetchnąwszy głęboko otworzyłem notatnik i zacząłem pisać. Po chwili wyczułem bardziej niż zauważyłem, że moja sąsiadka mi się przygląda. Podniosłem głowę i napotkałem lodowobłękitne spojrzenie. Ledwo zaczerwienione, blade usta drgnęły nieznacznie. W uśmiechu?- Dlaczego tu usiadłeś? - padło pytanie.- Tylko tutaj było wolne miejsce. A ja chwilowo nie miałem czasu i siły iść dalej szukając innego.Poza tym wygodnie mi tutaj i towarzystwo całkiem przyjemne.Jasna brew powędrowała w górę, wyrażając zdziwienie.- Przyjemne? - powtórzyła.- Piękna kobieta zawsze stanowi przyjemne towarzystwo.- Piękna? - kolejne powtórzenie.- W lustrze się nigdy nie przeglądałaś? - roześmiałem się. - Chyba nie doceniasz własnej urody!- Cóż – jej twarz ściągnęła się w nieruchomą maskę. - Zapewne widze w nim coś zupełnie innego niż ty. Poza tym i tak nie miewam na to czasu. Zazwyczaj mam wiele pracy.- To widać – przytaknąłem. - Blada twarz, wychudzone policzki, spracowane dłonie – przeciągnąłem palcami wzdłuż grzbietu jej ręki a ona zauważalnie drgnęła. - I tylko oczy: piękne i pełne życia...- Pełne życia? - zaśmiała się wreszcie głośniej, choć jej śmiech zdawał się być jakiś taki... zduszony? - Ale dziękuję...- Dużo pracujesz, prawda?- Tak – odgarnęła włosy z czoła. - Bardzo dużo. Nawet teraz powinnam pracować, przysiadłam jedynie na chwilę. Lecz tak rzadko mam okazję porozmawiać z kimś swobodnie, że nie mogłam sobie odmówić chwili słabości.- Dziękuję – wyciągnąłem dłoń, lekko gładząc jej palce. Ponownie silnie drgnęła, lecz ręki nie zabrała. - Czemu jednak chwila słabości? Aż tak ciężką masz pracę?Westchnęła przeciągle. W pięknych oczach zagościł smutek.- Bardzo ciężką. I niewdzięczną – przyznała. - Zazwyczaj ludzie na mnie złorzeczą, przeganiają jak tylko mogą, nie chcą wpuścić do domów... a przecież ja tylko wykonuję polecenia.- Jak większość z nas – wtrąciłem. - A na czym konkretnie polega twoja praca?- Ja... - zawahała się i mocniej chwyciła moją dłoń. - Dostarczam ludziom wezwania. I dopilnowuję, by posłuchali. Mówią, że robię to nagle, stanowczo, częstokroć drastycznie i brutalnie, bez żadnej litości. Ale to nieprawda. Ja tylko biorę za rękę i nie wolno mi uznawać odmowy.Tknięty nagłą myślą wycofałem rękę, którą delikatnie gładziła swoimi długimi, smukłymi palcami. Zauważyła to i po raz pierwszy roześmiała się szeroko, szczerze i perliści.- Głuptas – pochyliła się do przodu. - Nie miałam na myśli ciebie. To ty się tu dosiadłeś, pamiętasz?Nagle jej twarz stężała. Czoło zmarszczyło się w skupieniu. Westchnęła.- Muszę iść - szepnęła. - I tak pozwoliłam sobie na zbyt wiele...Wiedziony nagłym impulsem, otoczyłem ją ramieniem, przyciągnąłem jej twarz do swojej i pocałowałem. Oddała pocałunek, długo, namiętnie, po czym odetchnęła głęboko.- Zaskakujesz mnie – stwierdziła, poprawiając pospiesznie włosy. - Ale to dobrze...Zaczęła się podnosić.- Zaczekaj – zawołałem. - Zobaczymy się jeszcze?- Na pewno – uśmiechnęła się tajemniczo.Wyprostowała się, narzuciła na włosy kaptur, który dotąd zwisał na plecach jej sukni. Ocienione oblicze ukazywało teraz jedynie blade usta, podbródek i jaśniejące błękitnym lodem oczy. Odwróciła się i krocząc przed siebie dostojnie, zniknęła w oddali. Ostatnie, co widziałem, to metaliczne odbłyski słońca na jakimś cienkim przedmiocie, który ściskała w lewej dłoni...
A-n-i-t-a