O biedaku i trzech owocach granatu.docx

(17 KB) Pobierz

O biedaku i trzech owocach granatu

Bajka gruzińska: O biedaku i trzech owocach granatu

Było to albo nie było – dawno temu żył sobie pewien biedak. Niczego nie miał – ani domu, ani zagrody. Co więc miał począć? Poszedł do lasu, zbudował sobie chatkę z gałęzi i w niej zamieszkał.
Bywało, że zebrał naręcze chrustu, zanosił do miasta, sprzedawał, kupował kawałek chleba i z tego żył.
Jednego razu wybrał się do miasta z naręczem drew. Drwa sprzedał, kupił chleba, wraca do domu. Chleb schował za pazuchę i zmarznięty, kuląc się z zimna wlecze się do swej chaty.
A droga prowadziła obok carskiego pałacu. Zobaczyła biedaka przez okno carska córka i mówi do ojca:
- Ojcze, popatrz, diabeł idzie!
Spojrzał ojciec i widzi – nie żaden diabeł idzie, lecz ubogi człowiek. Rozzłościł się na córkę:
- To wcale nie diabeł, to człowiek!
- Wcale nie, jaki tam człowiek, taki czarny i obszarpany – upiera się córka – to diabeł, diabeł!
Posprzeczali się z córką. Wreszcie ojciec rozgniewany krzyknął:
- Za karę zostaniesz jego żoną, a jeśli odmówisz – skrócę cię o głowę.
Przelękła się carska córka. Pomyślała, że mimo wszystko lepiej wyjść za mąż za biedaka, niż oddać głowę pod topór. Zebrała carówna trochę rzeczy w tobołek, pobiegła za biedakiem i woła:
- Hej, człowieku, zaczekaj!
Odwrócił się biedak, lecz nie mógł uwierzyć, że taka piękność go woła; poszedł więc dalej, nie oglądając się za siebie.
Wszedł biedak do swej chaty, a carówna za nim. Pyta biedak:
-Po coś tu przyszła?
-Po to, żebyś się ze mną ożenił – odpowiada
Przestraszył się biedak, po co mi taka żona, jakże ją żywił będę? Mówi zatem:
- Widzisz, jak żyję: sprzedam naręcze chrustu, kupię okrajec chleba. A ciebie czym nakarmię?
Zarówna na to:
- Mam ja chustkę, którą sama utkałam, warta jest pięćset rubli, cena jest na niej wytkana. Weź tę chustę, zanieś na jarmark. Jeśli trafi się kupiec i spyta o cenę, odpowiedz: cena na niej wytkana. Chustkę sprzedaj i przynieś pieniądze.
Wziął biedak chustkę i poszedł na jarmark.
Wtem podchodzi do niego kupiec i pyta o cenę chustki.
- Cena na niej wytkana – odpowiada biedak. Spodobała się chusta kupcowi.
- Chodźmy, odliczę pieniądze w domu – powiada.
Zaprowadził biedaka do domu, pięćset rubli odliczył, dał jeść i pożegnał.
Przyniósł biedak pieniądze do domu.
Utkała carówna drugą chustę i taką samą cenę na niej wytkała. Dała chustę mężowi i rzecze:
- Te chustę też zanieś na jarmark.
Wziął biedak chustę i poszedł. Nosi chustę, nosi, w żaden sposób sprzedać nie może. Aż tu nagle podchodzi jakiś nieznajomy i mówi:
- Pieniędzy nie mam, ale jeżeli chcesz, kupie od ciebie tę chustę za trzy mądre rady.
- Nie – odparł biedak – za rady nie sprzedaję. – Po czym wrócił z chustą do domu.
Żona pyta:
- Czy ktoś pytał o chustkę?
- Pytał, ale chciał ja kupić za trzy mądre rady, więc nie sprzedałem – odpowiada mąż.
Rozgniewała się żona:
- Idź natychmiast na jarmark, odszukaj tego człowieka i oddaj mu chustkę za jego trzy rady.
Wrócił biedak na jarmark. Szuka, szuka nieznajomego, nareszcie znalazł i mówi:
- Oddam ci chustę za twoje trzy rady.
- Chodźmy więc – odparł nieznajomy.
Zaprowadził go do swojego domu i rzecze:
- Po pierwsze – nie mów niczego bez zastanowienia – najpierw pomyśl, dopiero mów. Po drugie – gdybyś nasłuchał się o kimś strasznych rzeczy, cokolwiek powiedzą, ot, na przykład, że ten ktoś chce ciebie zabić – powściągnij swój gniew i nie zabijaj go, lecz pierwej dobrze się upewnij, czy to prawda. Po trzecie – gdybyś znalazł się nad rzeką i podszedłby do ciebie jakiś człowiek, pytając, czy w tym miejscu jest bród, nie wolno ci od niechcenia powiedzieć „jest”, gdyż człek ów pójdzie i niechybnie utonie; powinieneś wtedy powiedzieć: nie wiem, bracie, lepiej sam sprawdź. Otóż i moje trzy rady.
Tak nieznajomy wynagrodził biedaka i pożegnali się.
Przyszedł biedak do domu i opowiedział żonie, jakie trzy rady otrzymał od nieznajomego. Wysłuchała żona męża i mówi tak:
- Zapamiętaj dokładnie wszystko, cos usłyszał, na pewno się przyda. A teraz dobrze by było, gdybyś znalazł jakąś pracę. Popracujesz, przyniesiesz nieco grosza, to kupimy uprząż, woły i zaczniemy jakiś godziwsze życie.
Wyruszył biedak do miasta. Po drodze spotyka trzech kupców:
- Dzień dobry! – mówią kupcy.
- Dzień dobry! – odpowiada biedak.
- Zgodziłbyś się do nas na parobka?
- Czemu nie, chętnie.
- Jaką chcesz roczna zapłatę?
- Sześćdziesiąt rubli.
Zapłacili mu kupcy za rok z góry.
- Oto twoje pieniądze, poślij je do domu.
Wziął biedak pieniądze i posłał do domu przez swego ziomka, a sam powędrował z kupcami. Szli przez trzy dni i trzy noce, nie napotykając nigdzie wody. Dopiero gdy wspięli się górską ścieżyną, za górą, na dnie wąwozu zobaczyli źródło.
Dali kupcy parobkowi dzban i rzekli:
- Idź do wąwozu po wodę.
Wiedzieli, że posyłają go na śmierć – biedak miał zginąć dla jednego dzbana wody.
Podchodzi biedak do źródła, patrzy – stoi tam urodziwy rycerz, cały w zbroi i z orężem, zabawia się z żabą.
Zobaczył rycerz biedaka i rzecze:
- Hej, bracie, powiedz, kto ładniejszy – ja czy ta żaba?
A żaba podskakuje na jego ramieniu, bawi się.
Już miał biedak powiedzieć, co mu się na język nawinęło, gdy przypomniały mu się słowa nieznajomego – nie mówić niczego bez zastanowienia; zamyślił się, cofnął się nawet o trzy kroki. Nagle przeląkł się – a co, jeśli…jeśli rycerzowi nie spodoba się, kiedy powiem, że jest piękniejszy od tej żaby i mnie zabije? Nie, w tym na pewno jest jakiś podstęp!
A rycerz ponagla:
- Mówże, czego milczysz?
Myśli biedak: coś tu nie tak – lepiej powiedzieć na odwrót, niż się z pozoru wydaje. To pomyślawszy, odpowiada:
- Żaba jest ładniejsza!
Na taką właśnie odpowiedź czekał rycerz. Ledwie zdążył biedak wymówić te słowa, gdy żabia skóra pękła i z jej wnętrza wyszła dziewczyna o najcudniejszej urodzie pod słońcem.
Uradował się piękny rycerz, całuje, ściska biedaka.
- Iluż ludzi zgładziłem nad ta wodą, by wreszcie taką dopowiedź usłyszeć i cudowną dziewczynę od złego zaklęcia uwolnić! Idź teraz i powiedz wszystkim: dostęp do wody jest wolny, odchodzę stąd na zawsze.
Podarował rycerz na pożegnanie biedakowi trzy cudowne owoce granatu i złocisty pas kobiecy i rzekł:
- Weź te owoce granatu – przydadzą ci się. A jeśli masz żonę, niech założy na siebie ten pas – urodzi złotowłosego syna.
Pożegnał się rycerz z biedakiem i odszedł ze swoja cudną dziewczyną. A biedak zawiną w gałganek trzy owoce granatu i złocisty pas i odesłał zonie przez swojego ziomka, sam zaś napełnił dzban wodą i zaniósł kupcom. Zdziwili się kupcy, że wrócił żywy i pytają:
- Był tam kto nad wodą czy nie?
- Był, ale odszedł – odparł biedak – teraz można brać wodę.
Wszyscy biedaka ściskają, nadziwić się nie mogą:
- Cóż takiego mu powiedziałeś, że drogę do źródła otworzył? Od ilu to już lat brakuje nam wody.
Tymczasem ziomek biedaka odniósł jego żonie całe zamknięte w gałganek bogactwo.
Rozłamała żona jeden owoc granatu i wnet z jednej połowy wyrosło piękne miasto z pałacami i ogrodami. Wypuściła na pola tabuny koni, stada owiec, bawołów, najęła pastuchów. Żyje sobie dostatnio i czeka na męża. Biedak odpracował rok u kupców. Ci dodali mu za dobrą służbę pieniędzy i zwolnili do domu. Nie potrzebny był im więcej parobek: droga do wody była wolna, a dotychczas tylko dla zdobycia wody najmowali parobków.
Poszedł biedak do domu, szuka w lesie swej plecionej chatki. Idzie, patrzy – wkoło pasą się liczne stada bawołów.
- Czyje to stada? – pyta biedak pastuchów.
W odpowiedzi otrzymał swoje własne imię.
Obraził się, a nawet rozzłościł – myślał, że naśmiewają się z niego, lecz nic nie powiedział i powędrował dalej.
Po drodze napotkał stada owiec, pyta do kogo należą i znów słyszy w odpowiedzi swoje imię.
Przychodzi biedak do lasu, patrzy – nie ma już jego plecionej chatki, za to na jej miejscu ogromny pałac stoi.
Zamyślił się biedak. Wszedł na dziedziniec.
- A gdzie jest kobieta, która tu mieszkała? – pyta, wymieniając imię swojej żony.
- O nasza panią pytasz? – dziwią się ludzie – jest u siebie w pałacu.
Biedak aż zaniemówił ze zdumienia, pojąć nie może, co się stało. Zaroiło się wszędzie od sług, pytają, czego potrzebuje, czy nie szuka pracy, czy nie zgodziłby się pójść za parobka?
- Zgoda – odpowiada – chętnie.
Wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego, podniósł się gwar. Jedni mówią:
- Nie przyda się nam
A drudzy:
- Przyda się.
Wreszcie pewien staruszek-gęsiarz powiada:
- Wezmę go do pilnowania gęsi.
I tak biedak najął się do pracy na dworze swej żony.
Minął miesiąc – biedak pracuje, gęsi pasie. Aż pewnego dnia tak rzecze do staruszka-gęsiarza:
- Chciałbym zobaczyć się z nasza panią.
- Ha, ja sam nie śmiem pójść do niej – odpowiada starzec – może lepiej posłać do niej dziecko?
Posłano więc dziewczynkę, nakazując:
- Powiedz naszej pani, że pewien człowiek już miesiąc pracuje u nas i bardzo chciałby się z nią zobaczyć.
Dziewczynka poszła do władczyni i wszystko powtórzyła.
Wyszła pani na balkon, myśli – kto wie, może to mąż wrócił? Kazała więc sługom prowadzić go do siebie. Idzie biedak, nie wie, co będzie.
Carówna spojrzała z góry i rozpoznała męża. Przyniesiono biedaka przed oblicze władczyni. Ona zaś odesłała wszystkie sługi, męża ubrała, wystroiła. Potem wzięła go pod rękę i wyszli ku ludziom.
Przelękli się słudzy, gdy okazało się, że to we własnej osobie ich gospodarz. Wypędzi nas wszystkich – myślą. On tymczasem wcale się nie gniewa, nikogo nie wypędza. Chodzi, ogląda komnaty.
Wtem patrzy: w jednej z komnat huśta się kołyska, a w niej złotowłosy chłopak. Widząc to, biedak zapałał gniewem, chwycił kindżał, chce zabić niewierną żonę, gdy raptem przypomniał sobie sowa nieznajomego – pierwej niżeli w gniewie kogoś zabić, należy się zastanowić. Zamyślił się biedak i przypomniał sobie, jak to ów pas sprawił, że urodził się złotowłosy chłopczyk.
Przyszła żona i mówi:
- Na to wszystko zapracowałeś sam: pamiętasz, jak przysłałeś mi trzy cudowne owoce granatu i złocisty pas? Całe to miasto, pałac – wszystko, co widzisz, zbudowałam tylko z połówki jednego cudownego granatu. Reszta granatów pozostała nietknięta. Są tak drogie, że nikt nie zdołałby przeliczyć ich na pieniądze.
Uradował się biedak. Odtąd życie małżonków płynęło beztrosko i szczęśliwie.
Mówi raz żona:
- Zaproś mego ojca.
- Dobrze – odpowiada mąż.
Wyprowadzono z tabunu białego wierzchowca, srebrnym siodłem go osiodłano, srebrną uprząż założono, sługę w białą czerkieskę wystrojono i polecono zaproszenie ojcu-carowi przekazać. Przestrzeżono też posłańca tymi słowy:
- Nie przyznawaj się w drodze nikomu, nawet samemu carowi, żeś naszym sługą. Powiedz tylko: twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.
Przybywa sługa do cara i mówi:
- Twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.
Car tylko się roześmiał i odpowiada:
- Nie wstyd takiemu jak ty zuchowi przekazywać polecenia tego nieszczęsnego żebraka? Jak on ośmiela się mnie, cara, w gości prosić?
Pojechał sługa z powrotem, opowiedział, jak przyjął go car.
Nazajutrz wyprowadzono z tabunu bułanego wierzchowca, siodłem złotym osiodłano, sługę w złoty strój przyodziano i wysłano do cara.
Przybywa sługa do cara i mówi:
- O, wielki carze! Twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.
Mówi carowa do cara:
- Pojedźmy, zabierzmy swoje sługi, jadło, wywołamy go z domu, damy trochę pieniędzy – mimo wszystko jest naszym zięciem.
Sługa wrócił do pałacu i powtórzył gospodarzom to, co usłyszał.
Jedzie car, widzi stada owiec i pyta:
- Czyje to stada?
Wypowiedziano imię jego zięcia.
Jedzie dalej, patrzy – pasą się tabuny koni. Pyta:
- Czyje to tabuny?
I znów usłyszał imię swego zięcia.
Car ogarnął wzrokiem tabuny wzrokiem, po czym kazał wyrzucić wszystko jadło, które wzięli ze sobą, zawrócił służbę i rzekł:
- Widać wzbogacił się mój zięć, wstyd byłoby jechać do niego ze swoim jadłem i służbą.
Przyjechał car na miejsce, patrzy – a tu cudowne miasto wzniesione, pośrodku miasta – pałac, a po pałacowym balkonie córka z zięciem spacerują.
Weszli car z carową do pałacu, córkę i zięcia ściskają, całują…
Pyta córka:
- Czeluście od razu nie przyjechali, czyżbyście się nas wstydzili?
Przeszli do Sali jadalnej: stół zastawiony mnóstwem wyśmienitych potraw, i to takich, o jakich carowi nawet się nie śniło.
Po obiedzie córka mówi do ojca:
- Rozmień nam pieniądze.
- Przyniosła dwa i pół granata i rzecze:
- Oto one. Rozmień je, jeśli możesz.
Na dwa granaty od biedy starczyło carowi, ale połówki rozmienić nie zdołał.Pobłogosławił car swojego zięcia, ofiarował mu złoty łańcuch i osadził na tronie.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin