Knoll Patricia - Uwierz mi, Annie!.pdf

(525 KB) Pobierz
235582441 UNPDF
PATRICIA KNOLL
Uwierz mi, Annie!
Desperately Seeking Annie
Tłumaczyła: Grażyna Fredro-Boniecka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Flynn! Nie wściekaj się, wyglądasz, jakbyś zamierzał zaraz rzucać
piorunami. – Brenna pociągnęła brata za rękaw.
– Słucham?! – Gwałtownie odwrócił się w jej stronę.
– O! Znowu zaczynasz, właśnie o tym mówię, uspokój się.
– Do diabła! Czy nie mogliby się pospieszyć? Flynn ruszył przez hangar
małego lotniska w stronę mechaników, którzy, nie ukrywając zdenerwowania,
naprawiali drobną usterkę w samolocie. Samolot miał go zabrać z hrabstwa
Santa Barbara na wyspę Anapamua. Brenna wstała z ławki i podeszła do brata.
Wzięła go pod rękę i spojrzała na niego z wyrozumiałością.
– Jak mają się pospieszyć, skoro gdy tylko zaczynają coś robić, pytasz
ich, czy już skończyli... Są już tak zdenerwowani, że narzędzia wypadają im z
rąk. Pilot na pewno wolałby polecieć na jakąś wojenną wyprawę, niż mieć
takiego niecierpliwego pasażera.
– Nie przesadzaj – odburknął. – Wcale nie wprowadzam nerwowej
atmosfery wśród pracowników, ale jeśli nie wywiązują się ze swoich
obowiązków na czas, to...
– Chyba sobie żartujesz. Obie z mamą jesteśmy zasypywane listami ze
wszystkich naszych sieciowych hoteli, w których błagają, żeby cię wysłać jak
najdalej na wakacje.
– Bardzo zabawne. – Flynn spojrzał na siostrę. Nagle w jego oczach
pojawił się błysk. – A ty, wielka altruistka, postanowiłaś zadość uczynić
prośbom naszych niewdzięcznych podwładnych.
– Dzięki Bogu nie pracuję dla ciebie – z ulgą westchnęła.
Brenna była zupełnie inna niż reszta rodziny. Flynn zdawał sobie sprawę,
że on, podobnie jak ojciec, pracował zbyt ciężko i wszystko traktował zbyt
poważnie. Matka była opanowana, dobrze zorganizowana i cały czas... zajęta.
Kiedy Flynn skończył dziesięć lat, na świat przyszła Brenna i, ku zaskoczeniu
całej rodzinki, odmieniła ich mały świat. I na całe szczęście, bo trudno sobie
wyobrazić, jakimi pracoholikami staliby się wszyscy troje, gdyby nie ona.
Zawsze wesoła, wszystko jej łatwo przychodziło, ludzie, których
poznawała, natychmiast ją akceptowali i lubili. Kończyła właśnie szkołę
weterynaryjną, z czego Flynn był bardzo dumny. Teraz uparła się, że przyjedzie
z nim tu z San Francisco i dopilnuje, żeby odleciał na wakacje w dobrym
kierunku, a nie, jak zwykle, do któregoś ze swoich hoteli, pod pretekstem
załatwiania ważnych spraw zawodowych.
Spojrzała podejrzliwie na jego wypchaną walizkę.
– Nie sądzę, żeby kilka ubrań i przybory toaletowe zajmowały aż tyle
miejsca, hm? – Zerknęła na brata. – Pamiętaj, że jedziesz na odpoczynek, a nie
235582441.001.png
do pracy.
– Jak już ci wcześniej obiecałem, nie zamierzam dużo pracować.
– I liczę na to, że jesteś jednym z tych, którzy dotrzymują obietnic... –
Przerwała i po chwili dodała: – Obiecałeś mi coś jeszcze, pamiętasz?
Flynn spuścił oczy. Dlaczego starała się za wszelką cenę dotrzeć do jego
najgłębiej skrywanych uczuć? W szybie zobaczył swoje odbicie. Miała rację,
jego mina wcale nie wzbudzała sympatii. Czarne włosy i zielone oczy w ciemnej
oprawie dodatkowo podkreślały ostre rysy twarzy.
– Tak, pamiętam – skinął głową.
– Minęły już dwa lata, i jeśli do tej pory nie ma żadnej wiadomości, jeśli
nie dała żadnego znaku i nie próbowała się z tobą skontaktować...
– Wiem – przerwał zniecierpliwiony. Nie chciał znów do tego wracać.
Brenna, nie zrażona, wspięła się na palce i objęła go czule.
– Czas, żebyś na nowo pomyślał o sobie.
Flynn zmiękł. Przecież nie mógł winić siostry, że dał się zwieść
kobiecie... Przytulił Brennę do siebie i powiedział:
– Musisz mi o tym ciągle przypominać.
– No tak, a ty i tak zrobisz swoje.
– W końcu to ja się męczę, tylko ja.
– A ja i mama musimy to znosić, co wcale nie jest przyjemne. Liczę, że te
wakacje coś zmienią... pomogą...
– Na pewno będę miał czas na uporządkowanie myśli i podjęcie jakiejś
decyzji.
– To dobrze – odparła usatysfakcjonowana.
Pilot podszedł do nich i oznajmił, że samolot jest gotowy do startu.
Jeszcze raz się uściskali i Brenna podprowadziła go do niewielkiego
dwusilnikowego samolotu. Wolałby lecieć swoim firmowym samolotem, ale za
to w tym będzie wyłącznie pasażerem, i do tego jedynym. Nie będzie musiał
prowadzić nudnych rozmów ani wysłuchiwać plotek.
Wkrótce znalazł się w górze. Samolot skrył się w białych chmurach, żeby
po półgodzinie wynurzyć się już nad Anapamua, wyspą kończącą łańcuch
kalifornijskiego archipelagu. Anapamua z wąskim pasem drzew iglastych i
kawałkiem dąbrowy wyglądała z góry jak zielony klejnot oprawiony w ciemne
srebro wód Pacyfiku. Oddalona o pięćdziesiąt kilometrów Santa Barbara mogła
być już inną galaktyką.
Zauważył cel swojej podróży: trzypiętrowy budynek z cegły, hotel
„Anapamua”. Oprócz hoteliku, na wyspie znajdowało się pole golfowe, korty
tenisowe, szlaki spacerowe, zatoki z plażami, mały port, z którego jachty
zabierały pasażerów na rejsy. Wielu gości przypływało na wyspę i kiedy
dopisywała pogoda często kutry zabierały pasażerów z Santa Barbara.
Usytuowanie było doskonałe, a hotel, o ile się dobrze orientował, był sprawnie
235582441.002.png
prowadzony przez niewielki personel, zaś zarządzał nim jeden z właścicieli.
Zresztą, sam się o tym niebawem przekona. Był zaciekawiony tym miejscem
zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Niecierpliwił się, chciał już lądować.
Pokręcił głową. Przecież miał tu spędzić wakacje, donikąd się nie
spieszył, żadnych umówionych spotkań. Przypomniały mu się słowa Brenny.
Będzie grał w tenisa, kąpał się w oceanie, chodził na długie spacery i
odpoczywał. Nie chciał, żeby matka i Brenna martwiły się o niego. To prawda,
że ciężko pracował, a od śmierci ojca nawet za ciężko. Od dwóch lat nie miał
wakacji. Ale nie widział innego wyjścia. Jeśli ciężka praca miałaby wypędzić z
niego ciągły niepokój, to pracowałby tak dalej. Ale wiedział, że to nie
skutkowało. Pragnął spokoju i odpoczynku, dlatego właśnie wybrał się na tę
piękną wyspę. Przynajmniej był to jeden z powodów.
Zobaczył w dole jakąś postać, zbliżali się w jej kierunku. Przyglądał się
uważnie. Lecieli nad pięknymi ogrodami, po chwili znaleźli się nad dąbrową.
Zobaczył wyraźnie kobietę, odgarniała z oczu długie jasne włosy. Spojrzała w
górę i osłoniła ręką twarz od słońca. Pomachała w kierunku samolotu. Flynn
przysunął się bliżej do okna.
Cholera, przeklął w duchu. Jak długo jeszcze będzie wszędzie jej
wypatrywał, przecież wiedział, że nigdy już jej nie ujrzy. Minęło dużo czasu,
odkąd każda kobieta z włosami w kolorze zachodzącego słońca przykuwała jego
wzrok. To musi się wreszcie skończyć.
Przyznawał, że cechowała go zaborczość i zawziętość na pograniczu
obsesji. Ale dlatego też odnosił w życiu sukcesy. Nigdy nie pozostawiał nie
załatwionych spraw, uparcie dążył do celu, dopóki go nie osiągnął. Może
Brenna miała rację, że ta jedna sprawa już nigdy nie będzie rozwiązana i
powinien przeszłość pozostawić za sobą. Teraz będzie miał czas, żeby to
wszystko uporządkować.
Annie Locke pospiesznie ścinała rumianki z jej ulubionych klombów i
wkładała je do koszyka. Podniosła drżącą rękę do czoła, osłoniła oczy i
popatrzyła w górę. Wszystko zafalowało przez ten nagły powiew. Po chwili
znowu zapanował spokój i jej serce zaczęło bić spokojniej, już się nie trzęsła.
Odkaszlnęła i otarła łzy. Kiedy płakała, było jej łatwiej. Właśnie przelatywał
samolot, dokładnie taki, w jakim zginęli jej rodzice. Teraz już nie wpadała w
panikę, gdy widziała lecący samolot, ale sama ciągle jeszcze nie zdecydowałaby
się lecieć.
Odgarnęła włosy z twarzy i wstała. Zmierzała w stronę hotelu. Annie była
drobna, niewysokiego wzrostu, więc silny wiatr próbował ją przewrócić.
Szerokie nogawki letnich spodni owinęły się wokół jej nóg.
Czy już zawsze widok lądującego samolotu będzie wyprowadzał ją z
równowagi? Kiedy wiedziała, że ma nadlecieć, starała się pozostawać w
235582441.003.png
budynku, ale przecież musiała kiedyś wyleczyć się z tej obsesji.
Współpracowała z Garym Mendozą, który swoim czarterem zabierał
wielu jej gości na Anapamua. Dzisiaj przylatywał ze specjalnym pasażerem.
Martin miał już czekać na lotnisku, żeby hotelowym dżipem podwieźć gościa
pod samo wejście. Gdyby teraz pospieszyła się, mogłaby sama go przywitać w
hotelu. Zawahała się. A jeśli on pomyśli, że jest za bardzo przejęta jego
przybyciem? W rzeczywistości naprawdę bardzo to przeżywała.
Do rozpoczęcia sezonu zostało jeszcze parę tygodni. Dopiero niedawno
skończyła się zima, wyjątkowo nieprzyjemna tego roku. Hotel potrzebował
wielu gości, miała nadzieję, że będzie miała komplet. I tak dzisiaj los się
uśmiechnął, bo zrobiło się słonecznie i ciepło akurat na przyjazd ważnego
gościa.
Spojrzała krytycznie na hotel. Zbudowany został w latach dwudziestych
dla hollywoodzkiej gwiazdy filmu niemego. Utrzymany był w stylu Tudorów.
Na urządzenie wnętrza nie szczędzono pieniędzy. Mahoniowe podłogi, ozdobne
schody i cała dekoracja pożarła oszczędności gwiazdora. Kiedy w roku 1929
depresja gospodarcza opanowała kraj, aktor został zmuszony do sprzedania
rezydencji, i akurat dziadek Annie kupił posiadłość za grosze. Teraz Annie była
wdzięczna, że dziadek przekształcił rezydencję w hotel. Kochała to miejsce
ponad wszystko. Jeśli kiedyś wyjdzie za mąż, to tylko za mężczyznę, który
będzie chciał tu pozostać i razem z nią prowadzić ten hotel. Nie zamierzała
nigdy opuścić wyspy na zawsze. Uśmiechnęła się do siebie.
Przed budynkiem gospodarczym siedział mały chłopiec, między stopami
trzymał piłkę. Kiedy usłyszał zbliżające się kroki, podniósł z nadzieją głowę, ale
po chwili znowu opuścił.
– Cześć, Luis. Co się stało? – spytała Annie.
– Cześć. Nie mam z kim grać w piłkę. Wszędzie tylko sami dorośli –
wymamrotał rozżalony.
Annie stłumiła śmiech. Nie dziwiła się Luisowi, że narzekał na brak
towarzystwa. Zazwyczaj o tej porze mieszkają w hotelu goście w średnim wieku
i emeryci. Dopiero w sezonie przyjeżdżają tu dzieci i wtedy Luis może się z
nimi bawić. Beatrice i Carlos, rodzice Luisa, pracowali w hotelu. Uczyli go sami
w domu, żeby potem wysłać syna do średniej szkoły w mieście. Tak samo jak
Annie, kiedy była dzieckiem, ale ona nie czuła się szczęśliwa w mieście.
Wiedziała, że Luis, który lubił przygody i wszystko co nieznane, na pewno
poczuje się swobodnie w szkole średniej, mimo że daleko od wyspy. Usiadła
obok niego na stopniu, kwiaty położyła na kolanach.
– Zaobserwowałam, że jesteś niezłym graczem. Luis spojrzał na nią z
wdzięcznością.
– Może... Ale gdybym miał z kim grać, miałbym możliwość praktyki.
Odłożyła kwiaty na bok.
235582441.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin