nr inw. : K20 - 13587 F 20 IIIp/P 0890000179178 Sara w Avonlea Pojednanie ni '998 m '90 q f M id ), 8 i o 1 1 k 4f 11 ? /L 1 M [ 12 t. R m �� 2 � ?y 9 V C 'J fe �� i ,1 m ? *� fi � 1' qq< .i � U I � o; � i H ?flfl ? i i t� '0/1 J 1 6. 1 J02 "i 1 0. m � n 1 / w � 1 2001 Q u ff �> U' fV n n i 3 0. 04 20 )3 ! 5 d UUj ?1 o 7 ' i 1(17 L ] 3 1 f L 8. � 5 J r i p 1 f ! . 1 U 20C fi 7 11 2� O� ;t7. '7. JJ. J997 Cz�� 1 FIONA McHUGH Kwarantanna u Aleksandra Abrahama Prze�o�y�a Anna Ba�kowska Cz�� II GAIL HAMILTON Nowi przyjaciele Prze�o�y�a Irena Chodorowska Sara w Avonlea Pojednanie Na podstawie serialu telewizyjnego oparteg na w�tkach powie�ci Lucy Maud Montgomery MIRIS KA BIBLIOTEKA PlfillttNA w Zabrzu ||/ ^ jp 2* ZN. KLAS. tlf f,/ NR INW. 3^ ^hs Xl Nasza Ksi�garnia Tytu�y orygina��w angielskich Quarantine at Alexander Abraham's Conversions � Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo �Nasza Ksi�garnia", Warszawa 1995 Quarantine at Alexander Abraham's Storybook written by Fiona McHugh. Copyright � 1991 by HarperCollins Publishers Ltd, Sullivan Films Distribution Inc. and Ruth Macdonald and David Macdonald. Teleplay written by Heather Conkie. Copyright � 1989 by Sullivan Films Distribution Inc. Conversions Storybook written by Gail Hamilton. Copyright � 1991 by HarperCollins Publishers Ltd., Ruth Macdonald and David Macdonald. Tel,eplay written.by Patricia Watson. Copyright � 1989 by Sullivan Films Distribution Inc. 7- �i Published by arrangement with Harper Collins Publishers Ltd, Toronto. Based �n the Sullivan Films Production produced by Sullivan Films Inc. in association wita the CBS and the Disney Channel with the participation of Telefilm Canada adapted from' Lttcy Man* MonigOifieTy's novels. ROAD TO AVONLEA is the trade mark of Sullivan Films Inc. Translation � 1995 by Anna Ba�kowska Translation � 1995 by Irena Chodorowska � Cover illustration by Ulrike Heyne, Arena Verlag GmbH Wurzburg Opracowanie typograficzne Zenon Porada Cz�� I Kwarantanna u Aleksandra Abrahama Rozdzia� pierwszy Sara patrzy�a t�sknie na szkar�atny jedwab le��cy na ladzie sklepu wielobran�owego w Avonlea. Sztuka po�yskliwej tkaniny by�a niczym zaproszenie do marze�. Dziewczynka bez trudu wyobrazi�a sobie, jak spowita w p�omienn� fa�dzist� szat� wkracza z u�miechem na rz�si�cie o�wietlon� sal� balow�. Ach, gdyby� tylko ciotka Oliwia mog�a ujrze� ten zachwycaj�cy obrazek! Ale ciotka mi�a w palcach jak�� nieciekaw� drukowan� bawe�n�, mrucz�c pod nosem s�owa w rodzaju: �praktyczne", �sensowne", �idealne do szko�y". Te okre�lenia zupe�nie nie dzia�a�y na wyobra�ni� Sary. Dziewczynka zacz�a powoli przysuwa� sztuk� jedwabiu do bawe�ny, a� na matowej, brzydkiej tkaninie rozla�a si� istna rzeka ognia. - Jakie� to pi�kne, prawda, ciociu? - szepn�a. - Czy ten materia� nie przywodzi ci na my�l rajskich ptak�w i ognistych zachod�w s�o�ca? Na pogodnym czole ciotki pojawi�a si� pionowa zmarszczka. - Owszem, Saro, jest bardzo �adny. Nie s�dz� jednak, aby Hetty to w�a�nie wybra�a na twoj� codzienn�, szkoln� sukienk�. Poza tym rajskie 7 ptaki niezbyt pasuj� do wiejskiej jednoklasowej szk�ki, nieprawda�? Mimo tej trze�wej uwagi Oliwia, istota o artystycznej duszy, zachwyci�a si� refleksami �wiat�a na ol�niewaj�cej tkaninie. Odruchowo podnios�a kupon z lady, aby lepiej mu si� przyjrze�. W tym momencie za jej plecami rozleg� si� szorstki, ostry jak brzytwa g�os. Oliwia drgn�a nerwowo, jakby j� przy�apano na gor�cym uczynku. Uwaga wszystkich os�b, obecnych w zat�oczonym sklepie, skupi�a si� teraz na niej. - Oliwio King! Jestem zdumiona, �e w og�le si� zastanawiasz. Przecie� to jedwab! Nadaje si� tylko dla bogaczy i pr�niak�w! Poza tym czerwie� to stanowczo nieodpowiedni kolor dla m�odej osoby. Oliwia znalaz�a si� oko w oko z Ma�gorzat� Linde, kt�ra pods�ucha�a ca�� jej rozmow� z Sar�. - Och, pani Linde - wyj�ka�a upokorzona, czuj�c, �e jej policzki pokrywaj� si� tak� sam� czerwieni�, jak nieszcz�sna tkanina. - Ja... ja tylko chcia�am si� przyjrze�. Wcale nie mam zamiaru kupowa�. To znaczy... Bela materia�u wy�lizgn�a si� Oliwii z r�k, ale Sara w por� j� chwyci�a. Czu�a narastaj�c� z�o��. Czemu, ach, czemu pani Linde wtr�ci�a si� akurat w chwili, gdy ciotka Oliwia zacz�a mi�kn��? C� Ma�gorzata Linde mog�a wiedzie� o poezji kolor�w? Zawsze nosi�a tylko monotonne szaro�ci i br�zy. Dzi� tak�e mia�a na sobie kostium z praktycznej brunatnej ser�y. Wygl�da�a, jakby wytarza�a si� w b�ocie. Sara z �alem od�o�y�a jedwab na lad� i po�egna�a go w duchu. 8 Za imponuj�c� postaci� pani Linde przystan�a niepewnie Maryla Cuthbert. Wida� by�o wyra�nie, �e nie bawi jej wcale odgrywanie drugoplanowej roli, cho� od pewnego czasu nabra�a w tym wprawy. Tylko w ten spos�b mog�a powstrzyma� Ma�gorzat�, najbardziej krewk� niewiast� w Avonlea, od rozdmuchania zwyk�ej rozmowy w wielk� awantur�. Chocia� panna Cuthbert ch�tnie przyj�a pod sw�j dach wieloletni� przyjaci�k�, m�czy�a j� czasami rola stra�niczki publicznego spokoju. Zdecydowanie nie by�a to funkcja odpowiednia dla osoby tak ceni�cej sobie prywatno��, jak Maryla, kt�ra jednak pe�ni�a j� wytrwale, staraj�c si� robi� dobr� min� do z�ej gry. Tylko wyj�tkowo okazywa�a irytacj� z powodu wiecznego wtr�cania si� Ma�gorzaty w sprawy innych ludzi. Sara wystarczaj�co d�ugo mieszka�a w Avonlea, aby zdawa� sobie spraw� z k�opotliwego po�o�enia Maryli. A poniewa� lubi�a j� i ceni�a, powstrzyma�a si� od powiedzenia pani Linde paru s��w prawdy. Uciek�a si� do bardziej dyplomatycznego �rodka. - Czy�by nie lubi�a pani czerwieni? - zapyta�a, oblekaj�c twarz w niewinny z pozoru u�miech. - Ja wprost uwielbiam ten kolor. Kiedy mam na sobie co� czerwonego, czuj�, �e m�j umys� o wiele lepiej pracuje. A taki na przyk�ad br�z sprawia, i� sama sobie wydaj� si� t�pa. Pani Linde �ypn�a na Sar� podejrzliwie. Czy to dziecko pr�buje z niej kpi�? Ale na twarzy dziewczynki malowa�a si� wy��cznie bezradno��. - Mo�e pani sama spr�buje nosi� czerwone rzeczy - ci�gn�a Sara. - Prosz� pomy�le�, ile zyska�aby na tym pani inteligencja... Ma�gorzata wyprostowa�a si� na ca�� wysoko��. Ta ma�a szelma �mie proponowa� jej, filarowi avonleaskiej spo�eczno�ci, paradowanie w czerwonych strojach? - Ja? W czerwonej sukni? Pr�dzej umr�. Czerwie�, moje dziecko, to diabelski kolor. Zapami�taj to sobie. - I jakby chc�c doda� wagi temu o-strze�eniu, zwr�ci�a si� o poparcie do pastora Leonarda, kt�ry w�a�nie regulowa� rachunek przy ladzie. - Nieprawda�, Wielebny? Dobroduszny z natury pastor unika� publicznych utarczek z osobami w rodzaju Ma�gorzaty Linde. Obcesowe pytanie zaskoczy�o go tak bardzo, �e a� upu�ci� na pod�og� drobne. - Najmocniej przepraszam, pani Linde, ale chyba nie dos�ysza�em, o co chodzi - t�umaczy� si� niezdarnie, szukaj�c monet z nosem przy pod�odze. Ma�gorzata podnios�a g�os o par� ton�w. - M�wi�am, �e kolor czerwony jest absolutnie niestosowny! Ten sam niestosowny kolor rozkwit� w�a�nie na twarzy pastora. - W�a�ciwie - wymamrota� - mia�em zawsze s�abo�� do czerwieni. Pami�tam, �e jako dziecko dosta�em kiedy� w�z stra�y po�arnej. Zwyk�a zabawka, ale... Ma�gorzaty jednak nie interesowa�y wspomnienia z dzieci�stwa, a zw�aszcza te, kt�re usprawiedliwia�y upodobanie do czerwieni. - To wstyd i ha�ba, �e w dzisiejszych czasach tylko g�upcy zostaj� pastorami! - fukn�a. - Pi�kny przyk�ad daje ksi�dz naszej m�odzie�y! Maryla przymkn�a oczy w rozpaczy. Co ta 10 Ma�gorzata jeszcze palnie?! A je�li pastor si� obrazi, za��da przeprosin? Jednak te obawy okaza�y si� p�onne. Kiedy podnios�a powieki, przekona�a si�, �e wielebny Leonard wcale nie dosta� apopleksji, natomiast k�ciki jego ust rozci�gn�y si� w ledwie dostrzegalnym u�miechu. Pastor rozprostowa� plecy i spojrza� Ma�gorzacie w oczy. - C�, pani Linde... - rzek� wolno i, jak si� Maryli wyda�o, nieco wyzywaj�co. - Nie mia�em poj�cia, �e tak bardzo bierze sobie pani do serca sprawy naszej m�odzie�y. Mo�e wobec tego zgodzi si� pani obj�� jedn� klas� w szkole niedzielnej? Przez twarz Maryli przemkn�� z�o�liwy u�mieszek. - C� za wspania�a okazja, Ma�gorzato. Pomy�l tylko, jak b�dziesz mog�a... urabia� te m�ode umys�y. Ma�gorzata �ypn�a gro�nie najpierw na przyjaci�k�, potem na pastora, a w ko�cu, dla r�wnowagi, tak�e na Sar� i Oliwi�. Poczu�a lekki zawr�t g�owy. Pomys� uczenia w szkole niedzielnej bardzo jej odpowiada�. Propozycja pad�a jednak z ust wielebnego Leonarda, a Ma�gorzata z zasady nie s�ucha�a �adnego m�czyzny. Szczeg�lnie takiego, z kt�rym ju� skrzy�owa�a szpady. Ta zasada sprawdzi�a si� raczej w trakcie jej ma��e�skiego po�ycia, wi�c pani Linde nie widzia�a powodu, aby z niej rezygnowa�, kiedy zosta�a wdow�. Pomimo d�ugiego, szcz�liwego ma��e�stwa nie wyzby�a si� g��bokiej podejrzliwo�ci w stosunku do m�czyzn. Im wi�cej mia�a z nimi do czynienia, tym bardziej upewnia�a si�, �e woli papu�ki. Ju� mia�a odpowiedzie�, �e nie �yczy sobie mie� nic wsp�lnego ze szko�� niedzieln�, ale si� zawaha�a. Maryla ma racj�. My�l o m�odych umys�ach, kt�re czekaj� na ukszta�towanie, jest zbyt kusz�ca, by odrzuci� propozycj� pastora. Dlaczego wi�c nie spr�bowa�? Powzi�wszy postanowienie, Ma�gorzata zwr�ci�a si� do wielebnego Leonarda tonem, kt�ry uzna�a w tych okoliczno�ciach za w�a�ciwy; by�a to mieszanka pob�a�liwo�ci i wsp�czucia. - Jak rozumiem, urabianie m�odych charakter�w przekracza mo�liwo�ci ksi�dza, a zatem moja pomoc jest nieodzowna. Kt�r� klas� mam uczy�? Pastor u�miechn�� si� z wdzi�czno�ci�. Nie przypuszcza�, �e pani Linde tak �atwo da si� sprowokowa�. - S� dwie klasy: ch�opc�w i dziewczynek. Obie nie maj� nauczyciela. Prosz� wybiera�. - Wobec tego wezm� ch�opc�w. Co prawda, wkr�tce wyrosn� na m�czyzn, czemu niestety nie da si� zapobiec, ale mo�na spr�bowa� ograniczy� szkody. - Trzepn�a pastora ...
abi77