II.txt

(22 KB) Pobierz
15 lipca 2009
�lizgo�ska dziwka - rozdzia� II
	
Zaloguj si�

E-mail
	OnetHas�o
Niepoprawne dane


Obja�nienia 
Loguj si� bezpiecznie  Zapomnia�em has�a
Anuluj

Harry le�a� pod peleryn� niewidk� i czu� si� bardzo �le, zar�wno na ciele, jak i na duchu. Mi�dzy jego po�ladkami stercza�a butelka, a rozerwany przez ni� anus mocno krwawi� i bola�. Mi�nie odbytnicy troch� j� wypchn�y, wi�c krew cienkim strumykiem sp�ywa�a mi�dzy szk�em i sk�r�, zbiera�a si� w krople na w�oskach wok� j�der i skapywa�a na pod�og�. Potter pragn�� znowu straci� przytomno��, aby nic nie czu�, a najlepiej w og�le umrze�, �eby to ca�e z�o sko�czy�o si� raz na zawsze. Ale �wiadomo�� nie chcia�a go wi�cej opu�ci�. Od my�lenia o tym, co z nim zrobi� Malfoy, bardzo bola�o go serce, a dusza po prostu rozrywa�a si� na kawa�ki. Mia� ochot� krzycze� i wy� z rozpaczy i beznadziei. Ale krzycze� nie m�g�, nawet zwyk�y j�k nie wyrywa� si� z jego gard�a. Cia�o zaczyna�o dr�twie� i traci� czucie i tylko krew z rozbitego nosa miesza�a si� ze s�onymi �zami i �cieka�a w jego p�otwarte usta.
Ile tak przele�a�, Harry nie wiedzia�, ale ju� dawno zrobi�o si� cicho, wszyscy uczniowie wysiedli, w poci�gu i na peronie nie s�ycha� by�o �adnego d�wi�ku. Oznacza�o to, �e zaraz rusz� w drog� powrotn� do Londynu. Potter zastanowi� si�, co si� stanie, gdy go znajd�. Kto� na pewno zajrzy do przedzia�u, na przyk�ad sprz�taczka, i wcze�niej czy p�niej ludzie natkn� si� na niego, zdejm� peleryn� i zobacz� go, le��cego na pod�odze, ze spuszczonymi spodniami, w ka�u�y krwi i z butelk� w ty�ku. Gdyby Harry m�g� ruszy� si� cho� odrobin�, wola�by przegry�� sobie �y�y, ni� doczeka� tego momentu. Tak naprawd�, po koszmarze, kt�ry go spotka�, ch�opak zaczyna� my�le�, �e nie b�dzie w stanie z tym �y�. �e nie ma sensu z tym �y�. Jego cia�o zosta�o zgwa�cone, jego dusza zbrukana, zrobiono z niego dziwk�, szmat�, kurw�, a on nawet nie m�g� si� temu sprzeciwi�.


Nagle Harry us�ysza�, jak drzwi przedzia�u otworzy�y si�, kto� wszed� i brzeg peleryny zsun�� si� z jego twarzy i ramion.


- Ju� dobrze, Harry.


Zobaczy� b�ysk czerwieni i odzyska� dolno�� poruszania si�. Od razu ponownie naci�gn�� na siebie peleryn�, �eby wchodz�ca osoba nie by�a w stanie zobaczy�, co z nim zrobiono. Gwa�towny ruch sprawi�, �e krzykn��.

 

- Harry, wszystko w porz�dku? - Tonks pochyli�a si� nad jego g�ow�, z trwog� patrz�c mu w oczy.


- Nie - wychrypia�, mocniej naci�gaj�c na siebie peleryn�. Poczu� tak� fal� md�o�ci, �e ledwo zd��y� odwr�ci� si� od Nimfadory, zanim zacz�� wymiotowa�. Kobieta pr�bowa�a jako� mu pom�c, obj�a go za ramiona, kt�re mocno dr�a�y od kolejnych torsji, ale Harry odepchn�� jej r�k� i przed nast�pnym atakiem poprosi� zduszonym g�osem:


- Prosz�, wyjd�, prosz�...


- Poczekam na korytarzu - odpowiedzia�a Tonks i opu�ci�a przedzia�.

 

Harry jeszcze kilkakrotnie wyrzuci� z siebie krew i ���, potem z j�kiem odpe�z� od ka�u�y wymiocin i upad� na bok, oddychaj�c ci�ko. Odrzuci� peleryn�, ostro�nie dotkn�� butelki, kt�ra nadal by�a mocno wbita w jego cia�o i zacz�� j� delikatnie wyjmowa�. Nowa fala niedaj�cego si� opisa� b�lu, odruchowy krzyk, przegryziona warga... Krew w skroniach wali�a w�ciekle - wydawa�o mu si�, �e kto� t�ucze go pa�k� po g�owie, a poraniony anus pulsowa� i pali� �ywym ogniem. Mimo tak wielkiego cierpienia, Harry spr�bowa� wsta� z pod�ogi, mocno wczepiwszy si� w sk�rzane siedzenie. W tym momencie okno przedzia�u zasnu�o si� k��bami dymu na znak, �e sk�ad zaraz ruszy.


- Harry, pospiesz si�! - krzykn�a z korytarza Tonks. - Czas na nas.


Potter mocno zacisn�� z�by i zacz�� ostro�nie naci�ga� d�insy. Zrobienie kilku krok�w sta�o si� tortur� por�wnywaln� do Cruciatiusa. Trzymaj�c si� �ciany przedzia�u i robi�c ma�e kroczki, wyszed� na korytarz.


- Kto ci to zrobi�? - zapyta�a, a widz�c, �e Harry powoli osuwa si� na pod�og�, chwyci�a go za r�k�.


- Draco Malfoy - wychrypia� Gryfon i zakas�a�. Nawet taki ruch odbija� si� b�lem w poranionym i zn�kanym ciele. - Pobili�my si� - doda�, �eby Tonks przypadkowo nie zacz�a dok�adniej mu si� przygl�da�.


Tymczasem poci�g oci�ale ruszy� w drog� powrotn� do Londynu.


- Lepiej, �eby�my wysiedli tutaj, szybko - powiedzia�a Nimfadora. - Skaczemy.

 

Potter, id�cy z wielkim wysi�kiem, gryz�c wargi do krwi, �eby nie j�cze�, i ci�ko opieraj�c si� na ramieniu Nimfadory pomy�la�, �e w jego sytuacji wyskakiwanie w biegu b�dzie bardzo trudne i nieprzyjemne. Tonks otworzy�a drzwi wagonu.


- Jeste� gotowy? - I nie doczekawszy si� odpowiedzi, wypchn�a Harry�ego na peron. Gryfon upad� na kolana i uszkodzon� r�k�, przewr�ci� si� na bok i krzykn�� z b�lu. Tonks lekko wyl�dowa�a obok i pochyli�a si� nad ch�opakiem.


- Jak si� czujesz, tak og�lnie? - zainteresowa�a si�.


- Moje samopoczucie mo�na okre�li� jako �ch...� - odpowiedzia� Harry. - I prosz� nie myli� z �cholernie dobrze�.

 

- Rozumiem. - Nimfadora kiwn�a g�ow� i pomog�a Harry�emu si� podnie��. - Mog� naprawi� tw�j nos, je�li staniesz nieruchomo.

 

- A potrafisz to zrobi�? - zapyta�.


- Episkley! - zawo�a�a Tonks, nie odpowiadaj�c na pytanie.


Harry poczu�, �e jego nos jest najpierw gor�cy, a nast�pnie zimny. Podni�s� r�k� i dotkn�� go ostro�nie. Wydawa� si� w porz�dku. Wyci�gn�� d�o�, pokazuj�c z�amane palce i popatrzy� na dziewczyn�. Jeszcze jedno machni�cie r�d�ki i znowu przyjemna ulga.


- Wydaje mi si�, �e pot�uk�e� sobie jeszcze kolano, kiedy upad�e�.


- Wszystko mnie boli - odpowiedzia� Gryfon. Spad�em z p�ki na baga�e... Wsz�dzie si� poobija�em...


Tonks rzuci�a kilka uzdrawiaj�cych zakl�� i od razu zrobi�o mu si� lepiej, chocia� g��wny b�l nie przeszed�, zosta� tylko lekko przyt�piony. Aurorka na pewno mog�aby mu pom�c, ale Harry pr�dzej odgryz�by sobie j�zyk, ni� powiedzia�, co zrobi� z nim Malfoy i co tak naprawd� najbardziej go boli.


- No i jak, lepiej? - zapyta�a dziewczyna.


- Wielkie dzi�ki, bardzo mi pomog�a� - odpowiedzia� Harry. - Jak mnie znalaz�a�?

 

- Zauwa�y�am, �e nie wysiad�e� z poci�gu. Pomy�la�am, �e maj�c peleryn� mo�esz si� ukrywa� z jakiego� powodu. Kiedy zobaczy�am, �e �aluzje w tym przedziale zosta�y zas�oni�te, postanowi�am to sprawdzi�...

 

- Ale co, tak w og�le, tutaj robisz? - spyta� Harry.

 

- Jestem w Hogsmeade, aby da� szkole dodatkow� ochron� - odpar�a Tonks. - Lepiej za�� ten p�aszcz i chod�my ju� do zamku - doda�a.

 

Harry ubra� peleryn�. Tonks machn�a r�d�k� i wielkie, srebrzyste, czworono�ne stworzenie pomkn�o przed siebie, rozja�niaj�c ciemno��.

 

- Czy to by� patronus? - spyta� Harry, kt�ry wiedzia�, �e Dumbledore wysy�a wiadomo�ci w podobny spos�b.

 

- Tak, pos�a�am go do Hogwartu z informacj�, �e jeste� ze mn� i �eby si� nie martwili. Chod�my, nie marnujmy czasu.

 

Ruszyli wzd�u� drogi prowadz�cej do szko�y. Nast�pne p� godziny by�o dla Pottera prawdziw� tortur�. Jeszcze nigdy droga od stacji Hogsmeade do zamku nie trwa�a tak d�ugo. Szli powoli, bo ka�dy krok sprawia� Harry�emu b�l. Przygryza� warg�, czasami opiera� si� o Tonks, kt�ra proponowa�a zastosowa� uzdrawiaj�ce zakl�cie, tylko musi powiedzie�, co dok�adnie go boli. Harry m�wi� mgli�cie, �e boli go wsz�dzie, �e odbi� sobie co� wewn�trz i przysi�ga�, �e po dotarciu do szko�y od razu uda si� do pani Pomfrey.

Do tej pory zawsze podr�owa� powozem, wiec nie by� w stanie oceni�, jak daleko od Hogsmeade znajduje si� Hogwart. Z wielka ulg� ujrza� wi�c wysokie filary po obu stronach bramy, ka�dy zwie�czony wielkim, uskrzydlonym smokiem. Daleko przed nimi, przy wej�ciu do zamku, lekko ko�ysa�a si� latarnia. Okna Wielkiej Sali �wieci�y jaskrawym �wiat�em i s�ycha� by�o weso�e g�osy i �miech. Uczta trwa�a...

 

Harry czu� b�l w ca�ym ciele i chcia� jak najszybciej znale�� si� w �rodku. Kiedy jednak po�o�y� r�k�, aby pchn�� bram�, okaza�o si�, �e jest ona zablokowana �a�cuchami.

 

- Alohomora! - powiedzia� pewnie, jednak k��dka si� nie otworzy�a.

 

- Kto� idzie po ciebie - powiedzia�a Tonks. - Sp�jrz.

 

Harry zobaczy� latarni� ko�ysz�c� si� w pobli�u zamku. Kiedy jej ��te �wiat�o znalaz�o si� w odleg�o�ci oko�o dziesi�ciu st�p od nich, �ci�gn�� peleryn� niewidk�, aby przybysz m�g� go zobaczy�. Z natychmiastowym, czystym obrzydzeniem u�wiadomi� sobie, �e przyszed� po niego nie Filch, lecz w�a�ciciel haczykowatego nosa oraz drugich, t�ustych w�os�w, Severus Snape.

 

- No, no, no - zaszydzi� nauczyciel, wyjmuj�c r�d�k� i pukaj�c ni� w k��dk�.

 

�a�cuchy rozwin�y si� jak w�� i brama stan�a otworem.

 

- Mi�o z twojej strony, Potter, �e si� pojawi�e�, chocia�, najwyra�niej uzna�e�, i� za�o�enie szkolnych szat uw�acza TWOJEJ godno�ci.

 

- Nie mog�em zmieni� szat, bo nie mia�em mojego... - Harry zacz�� si� t�umaczy�, jednak Snape uci�� jego wypowied� machni�ciem r�ki.

 

- Tymczasem, Harry - po�egna�a si� Tonks i odesz�a.


- Dzi�kuj� ci - krzykn�� za ni� ch�opak. - Dzi�kuj�... za wszystko.


Snape przez chwil� nic nie m�wi�, badawczo przygl�daj�c si� Harry�emu. Potem kpi�co u�miechn�� si� i powiedzia�:


- Pi��dziesi�t punkt�w za sp�nienie... I my�l�, �e za tw�j mugolski str�j odejmiemy Gryffindorowi kolejne dwadzie�cia. Wiesz... chyba �aden ucze� w poprzednich latach nie przyni�s� swemu domowi tylu strat tak wcze�nie, jak ty. A jeszcze nawet nie zacz�li�my deseru. Ustanowi�e� rekord, Potter.

 

Harry nie by� w stanie sprzecza� si� ze Snape�em i my�le� o odj�tych Gryfonom punktach. Szesnastoletni ch�opak, pobity i zgwa�cony przez innego ucznia, by� teraz w szoku. Mia� gor�czk�, ka�dy krok sprawia� mu b�l i czu�, �e za chwil� wpadnie w histeri�.

 

- Przypuszczam, �e chcia�e� mie� wielkie wej�cie, co? - kontynuowa� Snape - Tym razem nie mia�e� do dyspozycji lataj�cego samochodu, wi�c zdecydowa�e� si� wpada� do Wielkiej Sali w po�owie uczty, tworz�c w ten spos�b dramatyczny efekt?

 

Harry nadal milcza�. Wiedzia�, �e Snape specjalnie po niego przyszed�, �...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin