KATOLICKA MAFIA.doc

(1269 KB) Pobierz

KATOLICKA MAFIA – Matthias Mettner 

Przedmowa

“Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko być reakcyjny; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko stać po stronie rządzących; (…) Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko popierać społeczeństwa hierarchiczne, w których porządku pilnuje klasa rządząca; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko żywić odrazę do choćby najbardziej nieśmiałych przejawów niezależnego myślenia; (…) Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko działać w całkowitym oderwaniu od nauki ewangelii; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko czysto formalnie powoływać się na Boga we wszystkich swoich decyzjach praktycznych, często zapominając nawet i o tym” — powiedział Pier Paolo Pasolini po przeczytaniu dwudziestu kilku “typowych” orzeczeń Roty Rzymskiej, jednego z trzech trybunałów watykańskich.

Myli się jednak Pasolini, autor przejmującej ekranizacji “Ewangelii wg św. Mateusza”: otóż Kościół może zupełnie inaczej! Kościół może odnosić się do władzy krytycznie, może działać w duchu ewangelii sprawiedliwości, zbawienia i wyzwolenia, może się nawrócić na myślenie kategoriami praw człowieka. Wystarczy przypomnieć choćby o profetycznej krytyce, jakiej kobiety i mężczyźni Kościoła pierwotnego poddawali despotyczne rządy cesarstwa rzymskiego, o “ruchach ubogich” w średniowieczu, o reformacyjnych ruchach odnowy, o religijno-społecznym ruchu robotniczym, o siłach antyfaszystowskich i o pacyfistach chrześcijańskich, o sprzeciwie Kościoła wobec rasistowskiego reżimu Afryki Południowej, o solidarności Kościołów wyzwolenia z ubogimi w krajach Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji, o Kościele kobiet itd.

Pamięć tych dobrych tradycji nie uchroni jednak Czytelnika niniejszej książki przed pokusą podzielenia opinii Pasoliniego. Uważam tę książkę za przykrą, lecz konieczną. Jest to jakby szkic do kościelnego koszmaru. Dla mnie jednak decydujące znaczenie ma ujawnienie mechanizmów i powiązań, które w sensie dosłownym są “zagrożeniem dla życia”. Aby móc domagać się tego, co sprzyja życiu i właśnie to rozwijać, trzeba przede wszystkim wiedzieć, przeciwko czemu się jest czy też być powinno. Skromne wskazówki w tym kierunku staram się zamieścić nie tylko w “Epilogu”.

Są takie artykuły i książki, które się pisze chętnie. Tę książkę pisałem niechętnie, niekiedy ze wstrętem. Raz po raz przypominałem sobie dewizę mojej rodziny: “Robimy to, co porządni ludzie robić powinni”. Skoro mam coś do powiedzenia, to muszę to powiedzieć; w końcu chodzi też o elementarną przyzwoitość. Nikt nie pisze książki sam. Każda książka czerpie z poszukiwań, analiz i tez innych autorów. Chciałbym im w tym miejscu serdecznie podziękować.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mojej żonie byłoby przyjemniej, gdybym napisał książkę o Pieśni nad Pieśniami czy też o świętach i uroczystościach żydowskich i chrześcijańskich. Ale jak wiadomo, na wszystko przychodzi czas. “Piekło i niebo” to zabawa, do której nieraz wciągały mnie dzieci — nie będę ukrywał, że pisząc o “katolickiej mafii” zacząłem patrzeć na tę grę inaczej.

Matthias Mettner

Wczesnym latem 1993 roku

KATOLICKA MAFIA

Wprowadzenie, czyli

“Cosa Nostra”

Pod sztandarami “świętego bezwstydu”

Są potężne. Totalitarne ugrupowania i tajne stowarzyszenia w Kościele rzymskokatolickim, pchane do działania elitarnym obłędem posłannictwa bożego i obsesyjną żądzą panowania, rozporządzające ogromnymi zasobami finansowymi, z wielką sympatią aprobowane i wspierane przez najwyższych reprezentantów męskiej hierarchii klerykalnej, sięgają po władzę. Już dawno zdobyły i obsadziły ważne ośrodki tej władzy i kluczowe stanowiska kościelne zarówno w Watykanie, jak i w diecezjach. W cieplarnianym klimacie klerykalnej mentalności i lękliwego samoutwierdzania się, w sprzyjających warunkach centralistyczno-hierarchicznej struktury Kościoła, ruszyły do ofensywy pod sztandarami “świętego bezwstydu” i “świętego przymusu”1, pełne impertynenckiej pogardy dla ludzi, nietolerancyjne i agresywne. Kierują się tym, co otwarcie głosił założyciel Opus Dei: “Kompromisowa ustępliwość oznacza niewątpliwie brak zasad”.2

Już dawno temu stały się decydującym czynnikiem władzy. Przoduje wśród nich Opus Dei3, które doszło do finansowej potęgi i rozrosło się liczebnie za czasów faszystowskich rządów w Hiszpanii. Przez długi czas traktowane lekceważąco jako pozbawione wpływów ugrupowanie sekciarskie, w sposób niemal niepostrzeżony dla ogółu zbliżało się z roku na rok coraz bardziej do swego głównego celu: przejęcia kontroli nad Kurią Rzymską, czyli aparatem władzy religijnej Kościoła katolickiego. Członkowie, zwolennicy i sympatycy Opus Dei stanowią dziś pokaźny potencjał usłużnej inteligencji. Wewnętrzna struktura Dzieła Bożego jest patriarchalna, autorytarna i quasi-militarna. Kierownictwo wymaga od członków bezwzględnego oddania, które nie dopuszcza ani wątpliwości, ani nieufności, nie toleruje najmniejszej krytyki, a wszystkich mężczyzn i wszystkie kobiety w tej organizacji — w Hiszpanii, gdzie powstała, określanej jako Obra i “święta mafia” — łączy w zdyscyplinowany “oddział operacyjny”.

Widomym punktem kulminacyjnym ofensywy wewnątrzkościelnej Opus Dei stała się beatyfikacja jego założyciela, Jose-marii Escrivy de Balaguera, dokonana 17 maja 1992 roku przez papieża Jana Pawła II. “Wyniesienie” Escrivy “na ołtarze”, jak się to określa w terminologii rzymskokatolickiej, stanowi arcydoniosłą decyzję w polityce Kościoła. Dlaczego bezprecedensowo szybką i tajemniczą procedurę zastosowano do beatyfikacji właśnie Escrivy, a nie papieża II Soboru Watykańskiego, Jana XXIII? Papieża, któremu wprawdzie nie starczyło czasu, żeby zreformować autorytarno-hierarchiczne i antydemokratyczne struktury Kościoła, ale który chciał zaryzykować “skok naprzód” i wyraźnie się dystansował od dogmatu o nieomylności urzędu papieskiego i od roszczenia do wyłączności, według którego poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia? Męża Kościoła, który wobec rozmaitości ludzkich modeli życia, kultur i religii z respektem odnosił się do suwerenności sumienia jednostki? Człowieka, który nie cenił skuteczności terroru psychicznego elitarnych grup nacisku ani brutalności “pokuty milczenia”, znamionującej pogardę dla języka i człowieka, lecz polegał na sile słowa i zdolności człowieka do poszanowania godności, potrzeb życiowych i praw innych ludzi? Ten papież nie perorował abstrakcyjnie o “cywilizacji miłości”, lecz chciał ponownego zwrócenia się Kościoła ku konkretnemu człowiekowi, ku jego lękom, cierpieniom i pragnieniom życiowym, jego tęsknocie do zbawienia, wyzwolenia i pocieszenia w trudnej sytuacji społecznej i psychicznej, w przemocy i w ucisku. On poważnie traktował tę starą księgę, krytycznie odnoszącą się do władzy, księgę opowiadającą o Bogu, który w swoim synu Jezusie Chrystusie bezpośrednio utożsamia się z ubogimi, spragnionymi, głodnymi, chorymi i przybyszami (Mt 25, 31-46). Jan XXIII rozumiał, że ewangelia zamieni się w ideologię władzy, jeśli pierwszym przykazaniem Kościoła będzie ugruntowywanie swoich własnych przywilejów, swoich stref wpływów i swojego własnego systemu. Odrzucał Kościół jako społeczność zamkniętą i odrzucał konfesjonalistyczne zawężanie katolicyzmu, tak jak odrzucał dominację chrześcijaństwa rzymskiego i eurocentrycznego.

Wielkie znaczenie, jakie papież Jan Paweł II przykłada do kultu świętych i — co się z tym wiąże — do beatyfikowania i kanonizowania ludzi Kościoła, nie pozostawia wątpliwości co do tego, że zwierzchnik Kościoła, “namiestnik Chrystusa”, pochwala życie i dzieło Josemarii Escrivy de Balaguera jako zachętę, wskazówkę i miarę, którą dziś powinno się mierzyć prawdziwe chrześcijaństwo. Praktyka beatyfikacyjna i kanonizacyjna odzwierciedla na ogół stosunki panujące w Kościele. Przede wszystkim jednak ujawnia samorozumienie oraz religijny i społeczno-polityczny kurs, jaki najwyższe władze Kościoła obrały na przyszłość. W oczach obserwatorów beatyfikacja Escrivy oznacza poparcie i usankcjonowanie religijne “podejrzanej i niejasnej władzy w Kościele”.

Fundamentalizm “ex cathedra”

Beatyfikacja Escrivy jeszcze raz potwierdza słuszność trzeźwej oceny, sformułowanej przez rzymskokatolickiego znawcę prawa kanonicznego Knuta Walfa: “Istnieją zgodności płynące z duszy i z serca między obecnym zwierzchnictwem Kościoła katolickiego a nurtami fundamentalistycznymi”.4 Od czasu pontyfikatu Jana Pawła II ugrupowania fundamentalistyczne najwyraźniej nie muszą same podejmować działań w wielu sprawach. Ich interesami zajęło się zwierzchnictwo Kościoła.

Rację mają obserwatorzy Kościoła, kiedy mówią o nowej fazie “oficjalnego fundamentalizmu”, fundamentalizmu ex cathedra — porównywalnego ze zwalczaniem tak zwanego “modernizmu” na przełomie wieków, w którym Kuria Rzymska upatrywała “siedliska wszelkich herezji”. O rzeczywistym istnieniu fundamentalizmu ex cathedra w dzisiejszych czasach świadczą najdobitniej takie przykłady, jak papieska polityka personalna w obsadzaniu urzędów biskupich (mianuje się albo fundamentalistów, albo sympatyków fundamentalizmu), dyscyplinowanie kleru, zwalczanie krytycznie nastawionych i “odstępczych” teologów płci obojga, ciągłe deprecjonowanie i dyskryminacja kobiet, pogłębiony centralizm, powrót do eurocentryzmu, zakaz tak zwanych “eksperymentów liturgicznych”, uniformizacja nauki kościelnej nie uwzględniająca jakichkolwiek odmienności kulturowych (wystarczy wspomnieć choćby o nowym “powszechnym” katechizmie) czy też lekceważenie skromnych elementów kultury prawnej w razie konfliktów wewnątrzkościelnych. Już od dawna nie są to tylko mgliste przypuszczenia i podejrzenia, lecz fakty z życia realnie istniejącego, “empirycznego” Kościoła, które można poprzeć licznymi dowodami.

Sprzeciw i opór “ludu Kościoła” najwyraźniej do niczego nie prowadzi, to znaczy — albo jest przez Kurię Rzymską ignorowany, albo w wielu wypadkach kończy się zastosowaniem sankcji dyscyplinarnych wobec pracowników Kościoła. Osoby nastawione krytycznie, o otwartych umysłach, pozbawia się prawa głosu, spycha na margines i eliminuje. Wobec pracowników Kościoła nadal obowiązuje metoda selekcji negatywnej.

Tymczasem niczym ośmiornica rozrasta się “Octopus Dei”. Dzieło Boże oraz inne ugrupowania o zachowawczych tendencjach politycznych i teologicznych stanowią wielką fundamentalistyczną pokusę dla Kościoła katolickiego. Od kilkudziesięciu lat takie organizacje jak Opus Dei próbowały się zbliżyć do kolejnych pontifexów, oferując usługi “oddziału operacyjnego” o najsurowszej dyscyplinie i zasobnej kasie. Za Jana Pawła II nastały dla nich najwyraźniej dobre czasy. Wydaje się, że Kuria Rzymska w coraz większym stopniu traktuje ugrupowania typu fundamentalistycznego jako model dla całego Kościoła. Obecny papież nie skrywa sympatii do Opus Dei i podobnych ugrupowań integrystycznych, których wspólnym wyróżnikiem są tendencje totalitarne, zawłaszczające.

Fundamentalizm “twardy” i “miękki”

Nazwy i szyldy firmowe ugrupowań należących do nomenklatury fundamentalizmu “katolickiego” — mniej uzurpatorskie niż w wypadku Opus Dei — brzmią miło, a mówią niewiele. Oto niektóre z nich: Comunione e Liberazione, Opus Angelorum, Pro Ecclesia, Neokatechumenat, Focolari — Dzieło Maryi, Ruch Szensztacki, Legion Marii, Pro Occidente, Austria Catholica itd.

Nie należy też zapominać o ruchu związanym z arcybiskupem Marcelem Lefebvre. Gdy Lefebvre w 1988 roku z powodu podeszłego wieku udzielił bez zgody papieża trzem księżom święceń biskupich, został “automatycznie” ekskomunikowany. W ten sposób dokonało się oderwanie tego ruchu od Kościoła rzymskokatolickiego. Zanim jednak doszło do rozłamu, Watykan w sposób nieznośny próbował zjednać sobie Lefebvre’a, godząc się na daleko idące ustępstwa wobec roszczeń jego reakcyjnego ugrupowania do sprawowania władzy wewnątrz Kościoła.

Wszystkie te grupy, stowarzyszenia i związki cechuje fundamentalizm — “twardy” lub “miękki”. Za rozmaitymi nazwami, kulisami i maskami kryje się zawsze ta sama fundamentalistyczna mentalność i reakcyjno-konserwatywna umysłowość. Ich fundamentalizm różni się jedynie stopniem nasilenia, a nie istotą rzeczy.

Należy też zauważyć, że stan świadomości i klimat w Kościele katolickim, aż po końcową fazę pontyfikatu Piusa XII (1939-1958), były tak bardzo antydemokratyczne i politycznie reakcyjne, że myśl fundamentalistyczna stanowiła zjawisko wszechobecne, a nie wyjątkowe. Dzisiaj coraz więcej katolików zadaje sobie pytanie, czy z historycznego punktu widzenia to wewnątrzkościelne i społeczne otwarcie, jakie nastąpiło po Soborze Watykańskim II, nie było jedynie krótkim intermezzem, swego rodzaju “rzymską wiosną” dla władz Kościoła katolickiego w Rzymie, które teraz sięgają po wszelkie dostępne środki władzy, żeby przywrócić stan poprzedni.

W analizie fundamentalizmu katolickiego należy też wziąć pod uwagę fakt, że pojęcie “fundamentalizmu” w obecnym społeczno-politycznym znaczeniu5 dawniej nie funkcjonowało i nie można się było nim posłużyć. W polemikach katolickich długo używano pojęcia “integryzmu”, które w gruncie rzeczy jest równoznaczne z “fundamentalizmem”. W dalszym ciągu tej książki wymienię i opiszę główne cechy fundamentalizmu i integryzmu.

Ugrupowania i organizacje fundamentalistyczne, które można dziś spotkać w Kościele, stanowią w dużej mierze bezpośrednią lub pośrednią kontynuację wcześniejszych fenomenów tego rodzaju, jak na przykład jednoznacznie faszystowskiej Action Frangaise.

Ukochanymi dziećmi papieża są Opus Dei i Comunione e Liberazione6. Między Opus Dei a wszystkimi innymi ugrupowaniami twardego czy łagodnego fundamentalizmu zachodzi zasadnicza różnica, której oficjalnie się zaprzecza: otóż Dzieło Boże kanonicznie podlega bezpośrednio papieżowi. Podczas gdy inne kościelno-religijne grupy nacisku wplecione są w struktury hierarchiczne Kościoła rzymskokatolickiego i podlegają kontroli lokalnych biskupów, Opus Dei może działać w skali światowej i wielonarodowej bez względu na ograniczenia regionalne czy krajowe.

W 1982 roku po raz pierwszy i jak dotąd jedyny wprowadzono kanonicznie status prałatury personalnej — “skrojony na miarę” Opus Dei. “Prałatura Świętego Krzyża i Opus Dei”, bo tak brzmi jej pełna nazwa, ma strukturę analogiczną do struktury diecezji, biskupstwa. W rzeczywistości prałatura personalna stanowi biskupstwo oparte o zasadę personalną, a nie terytorialną.

Krajowe Konferencje Episkopatów i poszczególni biskupi dostrzegają ostatnio coraz więcej oznak tego, że Watykan posługuje się Opus Dei jako instancją nadzorczą i kontrolną, jako bezpośrednim instrumentem dyscyplinującym, dławiącym już w zarodku krajowe czy regionalne formy praktyki kościelnej odbiegające od linii wytyczonej w Rzymie. “Boimy się ich i mamy przed nimi na baczności” — to zdanie często słyszałem podczas moich badań prowadzonych w środowisku klerykalno-kościelnym.

Według danych Opus Dei, prałatura działa na pięciu kontynentach. Liczy obecnie prawie 80 tyś. członków w 87 krajach. Liczba księży wynosi —jak podaje Biuro Informacyjne Prałatury Opus Dei w Szwajcarii7 — w skali globalnej ponad 1400. Chociaż Dzieło Boże niestrudzenie prezentuje się jako “organizacja laicka”, jego wewnętrzna struktura jednoznacznie zdominowana jest przez kler. Wszystkie ważne kompetencje decydenckie i czołowe stanowiska są w gestii duchownych.

“Do czego potrzebna wam władza?”

Szwajcarski teolog, kardynał Hans Urs von Balthasar — sam konserwatysta pozostający poza wszelkimi podejrzeniami o teologiczny progresizm — w 1988 roku, na kilka miesięcy przed śmiercią, zwrócił się do Opus Dei z “pokojowymi zapytaniami”. Dostrzegł on w Opus Dei “najsilniejsze integrystyczne ognisko władzy w Kościele”. Odpowiedzi na następujące pytanie Dzieło Boże nie udzieliło po dziś dzień:

“Drodzy Bracia i Przyjaciele z Opus Dei! (…) Temu, że posiadacie wielką władzę, dużo pieniędzy, liczne stanowiska w polityce i kulturze, że najwyraźniej dążycie do obejmowania stanowisk kluczowych, które pozwalają sprawować kontrolę nad wieloma sprawami dziejącymi się na świecie i w Kościele, a tym samym rządzić nimi według własnych planów, że stosujecie mądrą, dyskretną taktykę w celu osiągnięcia tych stanowisk jak najszybciej i bez rozgłosu — temu nie można nic zarzucić. Władza sama w sobie nie jest niczym złym. Najważniejsze, decydujące pytanie brzmi: Po co wam ona? Co z nią zrobicie? Jakiego ducha macie zamiar szerzyć za pomocą tych środków?”8

Już samo pytanie o władzę w społeczeństwie gremium kierujące Opus Dei odrzuca jako oszczercze. Z oficjalnych oświadczeń i autoprezentacji wyłania się promienny obraz Opus Dei jako stowarzyszenia wyłącznie religijnego: “Cel i środki Opus Dei [są] całkowicie i wyłącznie rodzaju nadnaturalnego, duchowego i apostolskiego”9, stwierdził Josemaria Escriva. Opus Dei dąży wyłącznie do “uświęcenia życia codziennego i pracy” wierzących katolików. Opus Dei nie ma żadnych “świeckich”, politycznych ambicji — powtarzają uparcie, wbrew oczywistym faktom, rzecznicy ideologii Opus Dei zacytowaną powyżej “zasadę” Escrivy.

Fakty i wyniki dziennikarskich poszukiwań albo są ignorowane, albo odrzucane jako oszczerstwa. Hans Urs von Balthasar dobrze wiedział, o czym mówi. Znał agresywną, a zarazem dyskretną strategię władzy Opus Dei. Polityczne sukcesy Dzieła aż nazbyt rzucały się w oczy.

Urosle w siłę w faszystowskiej Hiszpanii

Od samego początku Opus Dei, założone w 1928 roku, skupiało się w macierzystej Hiszpanii na rekrutacji elit intelektualnych, a za faszystowskiego reżimu Franco, stało się “najbardziej wpływowym ruchem kolaboracjonistycznym w obrębie Kościoła”.10 To “stowarzyszenie wierzących, zmierzających do doskonałości ewangelicznej” i żyjących w poczuciu “pobożnego, intymnego związku z Bogiem” — jak głosi oficjalna ideologia Opus Dei — co najmniej od początków lat pięćdziesiątych obsadzało swoimi członkami i sympatykami aparat państwowy i ważne instytucje społeczne w Hiszpanii. Kariera członków tajnego Dzieła niemal we wszystkich ważnych resortach finansowych i polityczno-gospodarczych, a tym samym wzrost potęgi Opus Dei w następnych latach, zapierały dech. Bywało, że w rządzie caudilla Francisca Franco aż dziesięciu ministrów wywodziło się z Opus Dei. Zaiste “nadnaturalne”, “duchowe” i “apostolskie” było to dzieło.

Opus Dei jako model

Wiele wskazuje na to, że najwyższe władze rzymskokatolickie — papież i Kuria — uważają Opus Dei za rozwiązanie modelowe dla całego Kościoła. Dzieło Boże zdaje się wytyczać kierunek, w którym powinien pójść Kościół, zachowując stosowny dystans. Mimo wszystkich swych podejrzanych praktyk Opus Dei urasta w oczach wielu mężów Kościoła rzymskiego, zagrożonego utratą władzy, do rangi ostatniego bastionu i obietnicy przetrwania. Ten scenariusz przyszłości trzeba jednak traktować już tylko jako ostatni zryw zorganizowanej religii i instytucji znajdującej się w stanie rozkładu.

Uważam Opus Dei i inne fundamentalistyczne ugrupowania w Kościele za dramatyczne symptomy choroby. Dzieło Boże, które samo siebie uważa za “wielką zbawczą interwencję boskiego lekarza”, uosabia w moich oczach wszystkie te niechlubne tradycje w historii Kościoła, które w swej istocie odnoszą się z pogardą do człowieka i które z dziejów Kościoła uczyniły dzieje zbrodni.

W Opus Dei niczym w lustrzanym odbiciu mógłby Kościół ujrzeć przyczynę, dla której żydowska sekta pierwotnego chrześcijaństwa jako religii wyzyskiwanych i ubogich, rządzonych i poniżonych rozwinęła się w system rzymskokatolicki. W jedynej w swoim rodzaju kontynuacji doświadczeń w historii Kościoła, Opus Dei zgromadziło w swojej strukturze i ideologii i doprowadziło poniekąd do perfekcji najrozmaitsze praktyki sprawowania władzy, metody ujarzmiania ludzi, internalizacji przymusu religijnego, technicznej modernizacji instytucjonalnych środków władzy. Pod tym względem Opus Dei bynajmniej nie jest tradycjonalistyczne, lecz w najwyższym stopniu nowoczesne. Nie uprzedzając rezultatów analiz przeprowadzonych w dalszej części niniejszego opracowania, chciałbym wymienić w tym miejscu w sposób wybiórczy i odpowiednio wyjaskrawiony istotne cechy charakterystyczne, które dostrzegam w Opus Dei. Łączy ono w sobie doskonale się wzajemnie uzupełniające cechy, elementy strukturalne i metody działania sekt i mafii, którymi zajmuję się w tej książce. Stanowi ona zarazem szkic z dziedziny psychologii społecznej, ukazujący mentalność fundamentalistyczną w jej skrajnej pseudochrześcijańskiej postaci. W tej chwili nie przeprowadzam jeszcze dowodu, lecz tylko wymieniam fakty. A oto niektóre z nich:

* W swojej encyklice z 15 sierpnia 1864 roku papież Pius IX stwierdza: “Niesmaczne i fałszywe nauki czy głupstwa wygłaszane w obronie wolności sumienia są niezwykle szkodliwym błędem — zarazą, której bardziej niż czegokolwiek innego należy się w państwie obawiać”.11 Analizując pisma Opus Dei, zarówno wydawane do użytku wewnętrznego, jak i dla szerszego ogółu, nigdzie nie natrafiłem choćby na ślad tego, że należy respektować sumienie jako podstawowe prawo jednostki. Przeciwnie, z cytatem z Piusa IX Opus Dei pewnie by się zgodziło. Dla mnie jest w ogóle sprawą alarmującą, że w swoich pismach i zbiorze zasad Opus Dei nie wspomina o prawach konstytucyjnych i prawach człowieka.

* Za błyszczącą religijną fasadą, jaką prezentuje Opus Dei, dostrzegam tylko wiarę we władzę i w pieniądze. Kto po “religijnej księdze budującej” zatytułowanej Droga autorstwa Escrivy, założyciela Opus Dei, oczekuje głębi duchowej, ten się przekona, że jest to “zbiór szorstkich, ostrych rozkazów marszowych”.

* Opus Dei wymusza tryb życia z gruntu wrogi cielesności i ujarzmiający płeć. Stworzyło ono system perfekcyjnego tłumienia potrzeb seksualnych. Członkowie Opus Dei maltretują swoje ciało niczym masochiści za pomocą rozmaitych “praktyk umartwiających” (biczowania, pasów pokutnych, spania na posadzce itp.). “Poczynisz tylko tyle postępów, ile gwałtu sobie zadasz!”, “Uświęcajmy cierpienie!”12 — w tych maksymach wyraża się sposób życia okaleczający psychicznie i fizycznie.

* W wewnętrznej strukturze i ideologii Opus Dei wyraźnie mamy do czynienia z seksizmem. Seksizm — władza mężczyzn nad kobietami ze względu na płeć — przejawia się w upośledzaniu i dyskryminacji kobiet w Opus Dei. Funkcje kierownicze to “męska sprawa”. Rolę decydującą odgrywają księża. Sprzątanie, pranie i gotowanie — to najwyraźniej główne funkcje, jakie w domach Opus Dei wolno spełniać wyłącznie członkom płci żeńskiej. Opus Dei uosabia apoteozę dawnej kultowej dominacji mężczyzny. Piśmiennictwo i zbiór zasad Opus Dei pełne są dowodów męskiego szowinizmu, zwrotów z języka wojskowego i wojowniczych metafor. Nawet w architekturze siedzib Opus Dei (oddzielne klatki schodowe, zamknięte drzwi) przejawia się pewien rodzaj płciowego apartheidu, w którym psychologia społeczna upatruje mechanizmów lękowo-obronnych wobec kobiety, rozwiniętych do skrajnej postaci wśród żyjącego w celibacie duchowieństwa i członków płci męskiej.

* W Opus Dei jako instytucji nie mogę dostrzec żadnych prawdziwie religijnych i etycznych celów, a tylko zniewolenie przez “prymat władzy”. Większa sprawiedliwość społeczna, walka z nierównością i uciskiem, prawo wszystkich ludzi do życia — takie sprawy zasadniczo tego pseudoreligijnego systemu nie interesują. Dla niego i jego elity alfą i omegą jest najwyraźniej forsowanie i pomnażanie własnej władzy, a obowiązującą dewizą: cel uświęca środki. Oczywiście, mówiąc o “prymacie władzy” nie mam na myśli uporządkowanego i sprawiedliwego sprawowania tej władzy, na które jest skazana każda instytucja społeczna, a więc i Kościół, lecz ową herezję, która poprzez nieprzejrzyste i pozostające poza kontrolą potężne sojusze próbuje osiągnąć rzekomo religijne i kościelne cele, w rzeczywistości jednak kieruje się własnym interesem, czyli posiadaniem owej

władzy, i nie jest zainteresowana dobrem człowieka. “Władza w takim znaczeniu zaczyna się tam, gdzie jakaś grupa (wolna czy zorganizowana w łonie Kościoła) programowo zmierza do rzekomo chrześcijańskich celów okrężną drogą, poprzez świeckie pozycje siły. Ze świeckiego punktu widzenia jest to zwykła kalkulacja (…), ale z chrześcijańskiego punktu widzenia to obraza dla błogosławieństw zawartych w Kazaniu na Górze. Wznoszenie krzyża siłą było sposobem powszechnie stosowanym przez kolonizatorów”13 (Hans Urs von Balthasar).

* Opus Dei ma egoizm zakodowany w swoim systemie, a “brutalność środków, poprzez które system ten się realizuje, zależy bezpośrednio od jego ideologicznego, biurokratycznego i ekonomiczno-finansowego potencjału oraz faktycznej władzy”.14 Za pomocą podejrzanych, skandalicznych machinacji i operacji finansowych, strategii działania poprzez podstawione osoby oraz — rozbudowanej na skalę światową i obejmującej wszystkie sfery życia społecznego — siatki organizacji o zamaskowanych celach działalności, członkowie Opus Dei dążą do pomnażania bogactwa i władzy Dzieła Bożego.

Organizacja typu mafijnego

Aby załagodzić rozdrażnienie wywołane określeniem “katolicka mafia” w tytule książki, wyjaśniam: nie chodzi tu o powiązania między Kościołem a mafią, chociaż pewne podejrzenia idą niewątpliwie również w tym kierunku.

Określenia “katolicka mafia” używam w oparciu o socjologiczne rozumienie słowa “mafia”. “Mafią” nazywamy dziś powszechnie przestępczość zorganizowaną, ośmiornicowaty, rozwinięty na skalę światową system ucisku o charakterze kryminalnym. Dzięki lekturze prasy codziennej, powieści kryminalnych i sensacyjnych oraz filmom o mafii większość ludzi sądzi, że wie, co należy sobie wyobrażać pod tym pojęciem: tajne stowarzyszenie założone w celach zbrodniczych, kierowane całkowicie autorytarnie, silnie scentralizowane, z patriarchalnymi rytuałami inicjacyjnymi, stałymi statutami i międzynarodową organizacją.

Znaki firmowe tego wielkiego syndykatu zbrodni to: zamachy bombowe na prokuratorów i sędziów, wynajęci mordercy, handel narkotykami, bronią, materiałami rozszczepialnymi, kręgi sutenerów, wymuszanie zapłaty za “ochronę”, “brudne pieniądze”, szantaż i korupcja w polityce i gospodarce. Dlatego postrzega się mafię przede wszystkim jako krwiożerczego molocha.

Jednak przestępczość zorganizowana to tylko jeden z przejawów istnienia mafii, aczkolwiek brutalny i szczególnie dobrze się prezentujący w środkach masowego przekazu. Niewątpliwie należy oceniać mafię w aspekcie kryminologicznym, czyli jako formę zorganizowanej przestępczości par excellence. Ale ten sposób widzenia jest w kwestiach zasadniczych niewystarczający. Nie wnika bowiem dość głęboko. Nie wyjaśnia fenomenu mafii w społeczeństwach demokratycznych na Zachodzie i na Wschodzie. Aby zrozumieć zjawisko mafii w jego przyczynach społecznych, kulturowych i psychologicznych, potrzebna jest taka analiza, jaką przeprowadził na przykład frankfurcki socjolog Henner Hess w odniesieniu do mafii sycylijskiej.

Na wstępie Hess stwierdza: “Samego słowa mafia należy używać z ostrożnością, ponieważ już zastosowanie tego pojęcia narzuca wizję organizacji, która temu pojęciu odpowiada. Przyczyna większości fałszywych interpretacji zachowań mafijnych tkwi właśnie w tym błędnym punkcie wyjścia. Tam, gdzie używam słowa mafia, występuje ono zamiennie z określeniem «zachowanie mafijne» i ma charakteryzować wyłącznie pewien typ działania”.15 “Mafia” w takim rozumieniu nie oznacza braku struktury organizacyjnej typu mafijnego, bardziej uwypukla jednak aspekt nieformalnej “organizacji”, bazującej na określonej mentalności i tradycyjnych technikach sprawowania władzy, niż aspekt organizacji formalnej, dającej się ująć w kategoriach kryminologicznych, która stanowi jedynie wierzchołek góry lodowej. Pojęcie “mafia” w socjologicznym rozumieniu Hennera Hessa nie oznacza też relatywizacji działań kryminalnych i potencjału zorganizowanej przestępczości, lecz pogłębioną analizę przyczyn, mechanizmów i metodyki mafii. “Mafia” oznacza przede wszystkim także określony wzorzec zachowań.

Właśnie to znaczenie mam na myśli, kiedy w odniesieniu do ugrupowań totalitarnych i fundamentalistycznych wewnątrz i na peryferiach Kościoła rzymskokatolickiego mówię o “katolickiej mafii”. Wahałem się wprowadzając to pojęcie, ponieważ nie chcę pochopnie go używać — na zasadzie swobodnych skojarzeń — do określenia mentalności fundamentalistycznej i wzorów zachowań kręgów kościelnych i pseudoreligijnych, lecz ograniczyć się wyłącznie do jego treści socjologicznej.

Socjologiczna dyskusja naukowa na temat zjawiska mafii w społeczeństwie włoskim pozwoliła mi rozpoznać cechy charakterystyczne zachowań i metod mafijnych, których powinowactwo ze wzorcami myślenia i zachowań ugrupowań fundamentalistycznych w Kościele jest oczywiste. Wymienię cztery — moim zdaniem — istotne znaki szczególne zachowań i metod mafijnych, których występowanie w podstawowej formie można stwierdzić także w fundamentalistycznych organizacjach religijnych:

* omerta, bezwarunkowy obowiązek milczenia i potęga tajemnicy — w Opus Dei nazywa się to obowiązkiem “dyskrecji”;

* mafijna ideologia rodzinna i nieformalny klientelizm; według konstytucji, które zgodnie z oficjalnymi oświadczeniami Opus pozostawały w mocy do 1982 roku, Dzieło Boże stanowi “rodzinę bez ohydy miłości cielesnej”;16

* lobby mafijne, “kolonizowanie” instytucji społecznych względnie obsadzanie kluczowych funkcji i najwyższych stanowisk członkami, zwolennikami i sympatykami “rodziny”; mafia nosi więc oblicze tych instytucji, a jej członkowie nie muszą się legitymować ani wobec opinii publicznej, ani wobec danej instytucji. Strategia Opus Dei jest ukierunkowana przede wszystkim na elity władzy w polityce, gospodarce, nauce i Kościele,

a tym samym na “skolonizowanie” tych instytucji;

* mafijne wzorce myślenia i zachowania, które powstały lub powstają z powodu braku bądź niedoskonałości struktur instytucji państwowych i społecznych, co pociąga za sobą wielką niepewność prawną jednostki (brak funkcjonującego sądownictwa administracyjnego dla ochrony praw osobistych przed samowolą urzędów państwowych, brak sił porządkowych itd.); w szczególności na wskroś hierarchiczna i antydemokratyczna struktura Kościoła rzymskokatolickiego, która umożliwia i wspiera ofensywę ugrupowań fundamentalistycznych o tendencjach totalitarnych.

W drugiej części niniejszej książki przeprowadzę szczegółową i popartą przykładami konfrontację socjologicznego rozumienia mafii z funkcjonowaniem struktur wewnętrznych i strategiami Opus Dei.

Totalitaryzm wewnątrz grup fundamentalistycznych

Thomas Mann w swojej powieści wychowawczej Czarodziejska góra, pisanej w latach 1919-1924, w namiętnej dyspucie między ideologiem oświecenia i humanizmu, Settembrinim, a ideologiem kościelnej żądzy władzy, Naphtą, wkłada w usta tego ostatniego następujące słowa: “Wszelkie organizacje naprawdę wychowawcze od niepamiętnych czasów wiedziały, o co w pedagogice może jedynie chodzić: mianowicie o bezwzględny rozkaz, żelazną konieczność, o dyscyplinę, ofiarę, samozaparcie, o zadanie gwałtu indywidualności. Poza tym jest to niezrozumienie młodości, pochodzące z braku miłości do niej, jeśli ktoś przypuszcza, że znajduje ona rozkosz w wolności. Jej najgłębszą rozkoszą jest posłuszeństwo”.17

To, co Naphta wypowiada tutaj z rzadko spotykaną otwartością i brutalnością, stanowi samo sedno wszelkich totalitarnych doktryn i ideologii, które w XX wieku doprowadziły do faszystowskich obozów zagłady, zbrodniczych wojen i stalinowskich gułagów. Jest to język władzy totalitarnej i pokonywania ludzi siłą, gloryfikacji kajdan i strażników wiary, ślepego posłuszeństwa i niszczenia tych, którzy myślą inaczej, język terroru państwowego, inkwizycji i katów, wojen wewnętrznych i zewnętrznych, niszczenia własnego człowieczeństwa i człowieczeństwa innych. Jest to język totalitaryzmu, który dla praw człowieka i takich wyborów politycznych, jak sprawiedliwość, demokracja, wolność sumienia i wyznania ma tylko zjadliwą kpinę i szydercze komunały. Ludzie nie pojawiają się tu w polu widzenia jako podmioty, lecz wyłącznie jako materiał służący do sprawowania władzy.

Archeolog europejskiego ducha, Isaiah Berlin, w błyskotliwym eseju pod tytułem Joseph de Maistre und die Urspriinge des Faschismus (Józef de Maistre i geneza faszyzmu) naszkicował bezpośrednie związki i paralele między totalitaryzmami religijnymi a świeckimi ze wszystkimi ich straszliwymi konsekwencjami. To bez różnicy, czy gardząca ludźmi, totalitarna ideologia służy do legitymizacji i egzekwowania władzy religijno-kościelnej czy też politycznej. Co najwyżej można powiedzieć, że im bardziej władza totalitarna prezentuje się wobec jednostki i zbiorowisk jako władza religijna i z boskiego nadania, tym większe stanowi — w dosłownym znaczeniu — “zagrożenie dla życia”. Rezultatem jest zawsze albo zniewolenie dusz i ciał ludzi, albo psychiczne, społeczne i fizyczne zniszczenie tych, którzy się zniewoleniu przeciwstawiają.

“Oświęcim nie zaczął się w Oświęcimiu” — to zdanie znamionuje socjologiczne rozumienie ewentualnych skutków i potencjału przemocy, tkwiących u religijnych, kulturowych i psychologiczno-społecznych źródeł i nurtów tradycji, które utorowały drogę dyktaturom i Oświęcimowi, ponieważ konsekwentnie przeszkadzały w kształtowaniu sumień i rozwijaniu indywidualnej tożsamości.

Kto zna sposób funkcjonowania i strukturę fundamentalistycznych ugrupowań religijnych, ten wie, że trzebi się w nich indywidualną wolę, eliminuje własne ja. Czytając pisemne relacje i słuchając opowiadań byłych członków Opus Dei, poznając i analizując jego przepisy wewnętrzne i publikacje, doszedłem do wniosku, że stosuje się tam całą gamę psychologicznych mechanizmów i metod ujarzmiania: upokarzanie, autorytarne zastraszanie, niszczenie poczucia własnej wartości, doprowadzanie do infantylnego uzależnienia, karcenie, cenzurowanie myśli i sumień, kontrolowanie, szpiegowanie itd. Wszędzie można natrafić na klasyczne sformułowania “ślepego posłuszeństwa” w myśl hasła: “Wódz rozkazuje, my wypełniamy rozkazy”.

W podręczniku Droga autorstwa Escrivy, założyciela Opus Dei, książce rozpowszechnionej i nadal rozpowszechnianej w milionowych nakładach w wielu językach na całym świecie, czytamy: “Posłuszeństwo — oto najpewniejsza droga. Posłuszeństwo przełożonemu — to pewna droga ku świętości. Posłuszeństwo w pracy apostolskiej — to droga jedyna, bowiem gdy chodzi o dzieło Boże, duch musi albo słuchać, albo odejść”.18

Eugen Drewermann krytycznie scharakteryzował tę postawę: “Nigdy ludzie nie rządzą w sposób bardziej absolutny i totalny niż wtedy, gdy mówią, że rozkazują w imieniu samego Boga, a więc mogą wymagać bezwzględnego posłuszeństwa”.19

W rozdziale “Zorganizowany lęk przed życiem” zajmę się szczegółowo tym, co określam w skrócie mianem utajonej świadomości faszyzującej. Chodzi tu o predyspozycje psychiczne, o których konsekwencjach społecznych wspomniałem wyżej. Na świadomość faszyzującą wskazują: autorytarna struktura osobowości, postawy antydemokratyczne, absolutyzowanie własnej ideologii, antysemityzm i etnocentryzm. Stwierdziłem występowanie tych cech — wszystkich razem bądź niektórych — w ideologiach ugrupowań i organizacji fundamentalistycznych.

Fascynująca moc tajemnicy

Władcy świeccy i duchowni zawsze zdawali sobie sprawę z tego, jaką siłę i fascynującą moc ma tajemnica. “Tajemnica tkwi w samym sednie władzy”, stwierdził Elias Canetti w eseju filozoficznym Masse und Macht (Masa i władza).20 Przeprowadził w nim analizę siły milczenia i tajemnicy, stanowiących w istocie rzeczy technikę rządzenia, służącą ujarzmianiu ludzi i umacnianiu władzy.

Nikt, kto nie dostąpił wtajemniczenia i nie znalazł się na szczytach władzy, nie jest świadom faktycznej potęgi danej instytucji czy organizacji, nie znane mu są motywy i przyczyny podejmowania pewnych decyzji, sposób funkcjonowania mechanizmów rządzenia ani dynamika procesów decyzyjnych. Kto jednak ma władzę, ten wie, że ukryta za zasłoną tajemnicy i oparta o niezgłębione struktury rządzenia wydaje się jeszcze bardziej niesamowita.

Ponadto ludzie i instytucje, otaczający się aurą tajemnicy i milczenia, mają dla wielu osób jakąś dziwną, nieokreśloną, fascynującą moc i atrakcyjność. Elias Canetti pisze: “Respekt wobec dyktatur bierze się w dużym stopniu z przypisywania im skoncentrowanej siły tajemnicy, która w demokracjach rozkłada się na wielu i rozmywa. Podkreślamy z szyderstwem, że w demokracjach wszystko zostaje zagadane na śmierć. Każdy plecie co chce, każdy się wtrąca we wszystko i nic się nie może wydarzyć, bo wszystko wiadomo już z góry. Sprawiamy wrażenie, jakbyśmy się uskarżali na brak zdecydowania, ale w rzeczywistości rozczarowani jesteśmy brakiem tajemnicy. Człowiek jest gotów znieść wiele, o ile jest to coś potężnego i nie wiadomo skąd przychodzi”.21

Tajemniczy nimb wokół jakiejś organizacji wywołuje często niepewność i lęk, które u jednostki prowadzą z reguły do takich zachowań, jak dostosowywanie się, “uprzedzające posłuszeństwo” i oportunizm. W rzeczywistości rosną w ten sposób wpływy owianego tajemnicą “stowarzyszenia”. Unikamy ofensywnej rozprawy z podejrzaną władzą, ponieważ obawiamy się natychmiastowych czy późniejszych represji i aktów zemsty. Rodzi się mit nienaruszalności.

Bez demonizowania

W trakcie badań nad Opus Dei umacniałem się w przekonaniu, że kierownictwo tej organizacji zna wielowarstwowe efekty działania tajemnicy, reżyseruje je i stosuje całkowicie świadomie. Stwierdziłem też wcale niemałą dozę kokieterii, która zdaje się odpowiadać jego poczuciu własnej ważności. Dobitnych przykładów dostarczyła mi na to analiza obchodzenia się Opus Dei z opinią publiczną, zbywaną plątaniną przemilczeń, zatuszowań, prawd częściowych, dezinformacji i tandetnego ważniactwa. Jak w wypadku innych “tajnych stowarzyszeń”, tak i w Opus Dei najwyraźniej mieszają się wpływy faktyczne z domniemanymi, obiektywne z subiektywnymi. Dlatego tak trudno jest dokładnie określić aktualne wpływy i rzeczywistą władzę Opus Dei i podobnych stowarzyszeń.

Gdy jakaś organizacja przyjmuje tajność swej polityki za naczelną zasadę, odgradza się od opinii publicznej i uodparnia na wszelką krytykę — choć w oficjalnych oświadczeniach stereotypowo twierdzi coś wręcz przeciwnego — zachodzi pilna potrzeba zdjęcia zasłony z tych spiskowych struktur. Najważniejsze są jawność i informacja. Do tego zadania podchodzę z najlepszą wiarą i przekonaniem. Daleki od demonizowania, nie wzdragam się przed użyciem dobitnych słów w ocenie indywidualnych i zbiorowych skutków i konsekwencji.

Chciałbym zaznaczyć, że analizy i oceny zawsze odnoszą się do struktur myślenia, postaw życiowych, metod rządzenia i ideologii Opus Dei oraz mentalności fundamentalistycznej, a nie do konkretnych osób. Uważam działaczy Opus Dei — czy są tylko “zwykłymi” członkami, czy też należą do ścisłego kierownictwa — przede wszystkim za ofiary zdegenerowanej wiary, która swoje żydowsko-chrześcijańskie rozumienie wynaturza w zakon strachu i przymusu oraz w ideologię władzy. Biograficzne, religijno-kościelne i społeczno-kulturowe przyczyny są złożone i nie pozwalają na pochopne “wyroki skazujące”.

Tabuizacja władzy

O panowaniu, rządzeniu i sprawowaniu władzy w Kościele się nie mówi. To są tematy tabu. Teologia naukowa i dyskusja w Kościele wykazują w tej mierze niewiarygodne braki. Gdy podczas nieoficjalnych i publicznych rozmów o procesach w nim zachodzących i o kwestiach teologicznych poruszałem temat tego skądinąd ważnego czynnika, jakim jest władza, często dawano mi do zrozumienia, że to w ogóle “nieprzyzwoite”, by takie słowa jak “władza” i “panowanie” łączyć z Kościołem i religią. Kto mimo wszystko nie milczy — głęboko przekonany, że “Kościół nie może chronić tego, co jest dla niego święte, posługując się metodami tabuizacji i zastraszania” i że jedynym argumentem, jaki mu pozostaje, jest “okazanie nieskrępowanego i otwartego człowieczeństwa”22 — ten zwykle bardzo szybko traci opinię “religijnego”. “On nie myśli kategoriami Kościoła” — powiada się wówczas. A jest to, jak wiadomo, wielce szkodliwe dla kariery. Na tym polega klasyczny proces zastraszania i uod_iania się na krytykę.

Podobnie jednak, jak nie można uniknąć operowania kategoriami władzy, zależności, siły i rządzenia w relacjach między kobietą a mężczyzną, kulturą a społeczeństwem, polityką a gospodarką, tak też w analizie procesów zachodzących w Kościele trzeba stosować te same kryteria, zaczerpnięte z dziedziny psychologii społecznej i socjologii. I pozwolę sobie zwrócić uwagę, że krytyka władzy religijnej i społecznej stanowi wątek przewijający się przez całą żydowską i chrześcijańską ewangelię, Pierwszy i Drugi Testament, Biblię Hebrajską i Nowy Testament.

Gromadząc materiały do tej książki, stwierdziłem po raz kolejny, że na upiększanie nie ma już miejsca. Stan Kościoła rzymskokatolickiego jest na to zbyt poważny. Nie ma czasu na mętne frazesy i język kościelno-półoficjalnych stereotypów, teologiczne ogólniki i pojęciowe arabeski. W tym Kościele, w którym szerzy się dziś klimat inkwizycji, w Kościele, który mocą swego urzędu stwarza atmosferę onieśmielenia, tabuizacji, strachu, denuncjacji i autocenzury, zbyt wiele z tego, co wstrętne i wrogie życiu, ginie w powodzi słów, jest tuszowane i upiększane. Inaczej mówiąc, zbyt często i nazbyt gorliwie kłamie się nic nie mówiącymi słowami...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin