West Nicola - Ostatnie pożegnanie.pdf

(413 KB) Pobierz
283079547 UNPDF
NICOLA WEST
Ostatnie pożegnanie
Las Goodbye
Tłumaczyła: Hanna Walicka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Najszczęśliwszy dzień w jej życiu.
To było to, na co czekała. Czyż nie mówiono jej zawsze, że dzień
ślubu jest najszczęśliwszym dniem w życiu dziewczyny? Dniem spełnienia
wszystkich jej marzeń, dniem, który przychodzi naprawdę, spowity w
mgiełkę romantyzmu i obłok białych koronek, dniem tonącym w różach
czerwonych jak krew brocząca ze złamanego serca.
Być może wiele dziewcząt tak to przeżywało. Możliwe, że większość
z nich wchodziła w nowe życie pewna miłości mężczyzny, którego
właśnie poślubiały. Nie odkrywały w dniu ślubu niczego, co by wszystko
to odmieniało...
Jenna odeszła szybko od drzwi sypialni, serce ściskał jej ból,
pulsujący w całym ciele, nawet w opuszkach palców, którymi dotykała
zimnego, białego policzka. Oczy miała suche, bardzo chciała zapłakać, ale
doznany szok tamował łzy.
Może później znajdzie ulgę w płaczu – teraz nie było na to czasu.
Czekali na nią.
Musi pójść do sypialni rodziców, zdjąć powiewną suknię z białego
szyfonu i koronek, położyć ją ostrożnie na szerokim łóżku i zostawić
matce do schowania, gdy wszyscy już odejdą. Musi zdjąć z głowy perłowy
stroik, który dostała od ciotki Mickie, rozczesać lśniące miodowo-złote
włosy tak, by swobodnie spływały na ramiona. Powinna także poprawić
makijaż i włożyć zielony kostium z miękkiego zamszu, który sprawi, że jej
283079547.001.png
oczy błysną podobnym blaskiem jak topazowe kolczyki, które założy w
miejsce tych z pereł – pierwszego prezentu od Daira. Musi spróbować
zapomnieć o dniu, w którym jej je ofiarował, odrzucić miłość, którą
ujrzała w jego oczach i w którą uwierzyła.
Powinna myśleć tylko o tym, jak przetrwać następną godzinę, dopóki
nie odejdą rozbawieni goście pozostawiając ich wreszcie sam na sam.
A wtedy...?
Jenna zamknęła drzwi sypialni. Za moment mógł zajrzeć tu Dair i
wówczas zorientowałby się, że wszystko widziała. A ona nie była
przygotowana jeszcze na prawdę, którą wyczytałaby w jego oczach i
zobaczyła w jego twarzy. Jej serce ciągłe łkało i wiedziała, że wszystko,
co poprzedzało w ich znajomości ten właśnie moment, było kłamstwem.
To, co zauważyła, musi zostać wyjaśnione, ale jeszcze nie teraz. Stać to się
musi potem, kiedy zostaną sami, daleko od wszystkich, których znają,
kiedy będą mieli czas wyłącznie dla siebie.
W pełnym goryczy oszołomieniu Jenna przygotowywała się do
opuszczenia weselnego przyjęcia. Jednak jej umysł pracował tak, jakby
był poza ciałem, a ona stała obok nie mogąc podjąć żadnej decyzji.
Spojrzała na ślubną suknię spływającą z łóżka na kształt spienionej
fali i przez moment pomyślała o wielkiej, podniecającej radości, z jaką
wkładała ją na siebie kilka godzin temu. Patrzyła na perłowy stroik i
wspominała chwilę, w której ciotka Daira, Mickie, Upinała go na jej
włosach szepcząc, iż ma nadzieję, że przyniesie jej tyle szczęścia, ile ona
sama zaznała w małżeństwie.
I kiedy to sobie przypomniała, cyniczny uśmieszek zagościł na jej
ustach. Szczęście! Jakież to szczęście mogło ją czekać, jeśli małżeństwo
283079547.002.png
skończyło się dla niej, zanim tak naprawdę się zaczęło?
Delikatnie wciągnęła zamszowy żakiet na kremową jedwabną bluzkę
i przejrzała się w lustrze: była szczupła, średniego wzrostu, z włosami do
ramion i ciemnymi, brązowymi oczami, w tej chwili większymi niż
zwykle. Nie potrafiła jednak uśmiechnąć się szczęśliwym, ciepłym
uśmiechem. Miękkie wargi, teraz zaciśnięte, drżały bólem. Takiej twarzy
pokazać nie mogła. Spróbowała ponownie uśmiechu, skupiła się w sobie i
spróbowała znowu, jeszcze i jeszcze, dopóki nie zaczęła wyglądać w miarę
normalnie. Nikt z czekających na dole gości nie powinien wiedzieć, że coś
się stało, nikt nie może dostrzec łez cisnących się jej do oczu ani bólu
przenikającego każdy jej nerw.
Nawet Dair.
Przede wszystkim Dair.
Jenna spojrzała na gruby złoty zegarek, ślubny prezent od niego.
Ciągle jeszcze pozostawało kilka minut do zejścia na dół. Kilka minut
udawania, że wszystko jest w porządku, że Dair naprawdę ją kocha tak,
jak wierzyła, że kochał wówczas, kiedy się do niej gwałtownie zalecał...
Po raz pierwszy Jenna spotkała Daira Adamsa w biurze jednego ze
swoich klientów. Była tam już od około godziny, sprawdzając, czy
wszystko zostało należycie przygotowane do poczęstunku. Ustawiała
potrawy w smakowicie wyglądające szeregi, układała połyskujące srebra i
szkło oraz kwiaty, które zdobiły lśniąco białe obrusy. Potem, kiedy już
wszystko było gotowe (jej klient dopiero za kwadrans miał przyprowadzić
gości do sali konferencyjnej, w której podano lunch), podeszła do
przestronnych okien i stała przy nich przez chwilę, przyglądając się
283079547.003.png
codziennej krzątaninie londyńskiego City.
Pochłonięta obserwowaniem ulicznego ruchu i tęsknymi
rozmyślaniami o spokojnej wiejskiej osadzie, w której dorastała, nie
usłyszała, jak za jej plecami otwarto i zamknięto drzwi. A kiedy ten, który
wszedł, odezwał się tuż za nią, zaskoczona drgnęła gwałtownie.
– Przepraszam – rzekł szybko nieznajomy i uśmiechnął się. – Nie
sądziłem, że pani nie słyszała, jak wszedłem. To przez ten dywan – jest tak
gruby, że i słoń przespacerowałby się po nim cicho jak kot. Zwykle
słychać mnie na kilometr.
Jenna wyrwana nagle z zadumy spojrzała na niego. Wysoki,
ciemnowłosy, z błyszczącymi niebieskimi oczami wyglądał jak silna,
gotowa do skoku pantera i prawdopodobnie poruszał się równie cicho jak
ona. Wątpiła, by kiedykolwiek w życiu hałasował idąc.
I wtedy poczuła nieoczekiwane drgnienie serca.
– Niczego nie słyszałam, myślami byłam daleko stąd – przyznała
odwzajemniając uśmiech. Nie domyślała się nawet, jak ładnie wygląda z
tym uśmiechem przydającym blasku topazów jej cynamonowo-brązowym
oczom. Zauważyła zmianę w wyrazie twarzy nieznajomego. Jego oczy
rozszerzyły się, a potem zwęziły, uniósł brwi i uśmiechnął się ciepło, i nie
był to tylko wyraz uprzejmości.
– To musi być piękne miejsce – zauważył, a Jenna przytaknęła,
zaniepokojona własną reakcją na widok tego mężczyzny.
– Tak, piękne. Myślałam o moim domu, o wiosce w Warwickshire, z
której pochodzę. Tam jest zupełnie inaczej niż tutaj. – Spojrzała w dół na
tętniące życiem ulice. – Wyobrażałam sobie właśnie, jak tam jest teraz.
Drzewa i żywopłoty zaczynają się pewnie zielenić, ścieżki okolone są
283079547.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin