James BJ - Dłoń Anioła.doc

(484 KB) Pobierz
Bre~twiodla zycie

Bre~twiodla zycie

stracencze, tula ue,

az znany reporter

wYPQtrzyl ja w tlumie, podal reke i

wprowadzil do krainy sztuki. Poznala

pieklilo i cZ!u~osc,lecz jej zmysly spaly. Teraz

wybuchly jak wulkan, bo pelen pmsji m,lody

muzyk zaczal grac dla niej piesn milosci.

W poblizu czai sie jednak n,ieprzrjaciel!

Smierc zawisla nad glowami kochanków ...

 

 

James BJ - Dłoń Anioła

 

 

 

PROLOG

 

W progu przystanal na chwile. Po to tylko, by jego ciemne, blyszczace oczy odnalazly Madame Zare. Ale tachwila wystarczyla, by inni go dostrzegli, i wokól rozleglsie szmer zaskoczenia.

Slawa i bogactwo nie byly niczym nowym dla mieszkańców Atlanty, którzy ucztowali az.do póznych godzin nocnych w tym pieknym tropikalnym ogrodzie. Ale to był Jamie. Geste czatne wlosy opadaly mu na czolo, pod

doskonale skrojonym ubraniem rysowaly sie szerokie, mocne ramiona. Tak, to byl Jamie, który dal swiatu swoja

muzyke.

Niestety, po dzisiejszym wieczorze. miala ona ucichnac.

Na twarzy Jamie' ego mlalowal sie smutek, którego nie potrafil ukryc. Usmiechnal sie lekko i ująl slabe, powykręcane dlonie, które Zara wyciagnela do niego.

- Madame.

- Mój slodki lobuziaku - mówila staruszka, na próżno szukajac sladu radosci na jego twarzy. - Nielatwo jest

Zostawiać cos, co sie kocha., nawet jesli tak trzeba.

- Ma pani racje. Trudno jest odchodzic – westchnął ciezko - nawet jesli tak trzeba.

- Bedziesz tesknic.

- Na pewno.

Skinela glowa, korona siwych wlosów zalsnila w swietle.

- To dobrze, ze twój ostatni koncert odbyl sie tu, gdzie po raz pierwszy rzuciles swiat na kolana.

- Nigdy nie pragnalem miec go u swoich stóp.

- Wiem. Ale jestesmy ci wdzieczni za to, ze obdarzyłeś nas swoja muzyka.

- Dziekuje - Jamie uniósl do ust jej dlon. Nigdy tego nie zapomne. Warto bylo to przezyc.

- Nie watpie.

Tym razem usmiech pojawil sie i w jego oczach. Madame Zara umilkla. Temat byl wyczerpany. Nie potrzeba zadnych slów, by wiedziec, jak trudno jest kochac, a jeszcze trudniej zostawic swa milosc. Wysunęła dlon z jego uscisku i dotknela lekko policzka Jamie'ego, jakby chciala zlagqdzic jego ból.

- Alez z ciebie przystojny chlopak, Jamie.Gdybym miala piecdziesiat lat mniej ...

- Pani jest zawsze tak samo mloda. Pani jest wieczna, Madame - rozesmial sie Jamie.

- Czyli moge byc starsza od Pana Boga? uniosła lekko brwi.

- Nie, chcialem tylko powiedziec, ze pragnalbym być mezczyzna liczacym sie w pani zyciu.

- Ty posród moich szesciu mezów? - tym razem Madame Zara sie rozesmiala.

- Mówila pani o pieciu.

- Czyzby? - znowu uniosla brwi. - Z szóstym zylam

bez slubu. -

- Szczesciarz.

- Wiem, ze ta kobieta, która bedzie miala Jamie'ego

McLachlana za meza, tez bedzie bardzo szczesliwa.

- Nie wiem, czy taka kobieta istnieje.

- Istnieje. Kiedy ja spotkasz, bed2;iesz wiedzial. A ona

'na pewno ci sie nie oprze.

ROZDZIAL PIERWSZY

- Nieoh cie diabli, Simon! -' Jamie uderzyl' dlonia

w stól, az zadzwieczalo szklo. - Przeciez wiedziales, ze

skonczylem juz z Organizacja, kiedy to planowales.

Simon McKinzie skinal glowa, nie silac sie na wyj asnienia~

Podniósl szklanKe,' poruszyl nia tak, ze bursztynowy

plyn zawirowal, i podniósija do ust. Jeden ruch

'i szklanka byla pusta. Czysta,'indcna whisky splynela mu

do gardla; polknal ja jak wode: ."

Jatnie patrzyl, jak dlbrzymia dlon przechylila ponownie

karafke i nastepna porcja plynu pojawila sie w szklance.

\

Marynarka Simona miala swoje lata, jak i jej wlasciciel,

ale w dalszym ciagu wygladala porzadnie. Ktos

inny moze wygladalby smiesznie w blyszczacym ubraniu,

które wyszlo z mody trzydziesci piec lat temu, kiedy

urodzil sie Jamie, ale nie Simon.

f - Dobrze dzis grales. - W ustach Simomi byla to

najwyzsza pochwala.

- Dzieki. - Jamie skrzyzowal rece. - Staralem sie.

- Spogladal przez caly ,czas na mezczyzne, który byl jego

przyjacielem i mistrzem. ,

- Chwilami balem sie, ze rozbijesz fortepian.

- Jak do'tad, nigdy tego nie zrobilem. A teraz, kiedy

sko6czylerri z koncertami, nie bede mial ku temu okazji.

8 DLON ANIOLA DLON ANIOLA 9

- Ze dwa razy musialem wyjac chusteczke.

Jamie rozesmial sie. Smutek zniknal z jego. twarzy.

Siman latwa sie wzruszal. Jego.wrazliwosc dorównywala

pasiadanej sile.

- Juz ci przeszlo? - Simon popatrzyl badawcza na

Jamie'ega. Lubil go. najbardziej ze wszystkich McLachlan<;

lw.- Czy mazesz mnie teraz wysluchac?

- Chcesz sie wytlumaczyc? Dobrze. Slucham:

- Raczej wyjasnic ci przyczyny. --Sinión byl dakladny.

.

- Dabrze. Wyjasnij. - Zly, ze wciagriietogo w te

aperacje" Jamie wiedzial, ze Siman zawsze, postepawal

razsadnie.Ten pateznie zbudawany weteran sluzb specjalnych

nie utwarzylby, najlepszego. adzialu, gdyby nie

ki'erowal sie mzsadkiem. Jamie dzialal razem z nim.

SIman zwerbawal go. wiele' lat temu.

, '- Mendaza przyjezdza jutra, a szóstej. - Widzac

pytanie w 'aczach Jamie'ega; dodal: - Tak, ten'"sam,

2 którym miales da czynienia trzy lata temu.

- Ujawnil sie?

~ Tak Ma liste i teczke pelna dawadów wystarczajacych,

by uniemozliwic dzialanie szczególnie nieL

bezpiecznej grupie kartelu narkatykawego.Podabna lista

zawiera znane nazwiska. Ale nie wiemy, czyje i'jakie

stimawiskia piastuja ci ludzie. Mendaza jest bardzo

wystraszany. Patrzebujemy na latniskuznajamej twarzy.

Kagas, kamu ufa, ,

Jamie westchnal. Byl wykanczany. Zawsze tak sie

czul pa kancertach, a teraz jeszcze ta spatkanie.

~ Razamiem.

-'--Wystarczy, aby cie dastrzegl na latnisku. Kiedy

upewnisz sie, ze cie widzi,' umailiwisz mu zamiane

teczki, stawiajac swoja w jak naj.clagadJ1li€jszymmiejscu.

Potem zabierzesz teczke' iMendazy i 'apuscisz: teren

latniska. '

, ,

- Czy Mendaza bedzie bezpieczny? "

, . - Ta' problem kagas innego.. Ty sie ta sprawa nie

zajmujesz. Jak tylko dastarczysz nam teczke, przechadzisz

na zasluzana emeryture. .

- A ja myslalem, ze nastapila ta juz tydzien-temu.

- Czyzby? Chyba sie pamyliles.

- Niech ci bedzie. - Jamie stuknal lampka a szklanke

Simana, - Za tydzien, w którym Jamie McLachlan,

pianista i tajny agent, przechadzi na emeryture. -:Iza wszystkie jego. dzieci, które zacznie produkawac,

jak:tylka znajdzieadpowiednia, asabe·

~ Produkcja dzieci -'--rozesmial sie Jamie. ,~ Na cóz,

wymy~liles dla mnie zupelnie przyjemne zajecie.

- Prawda? - Simon usmiechnal sie i druga szklanka

whisky zniknela padobnie jak pierwsza.

Brett Sumner przesunela wyzej pasek aparatu fatagraficznego.

i przycisnela lakcie da ciala. Przy kazdym

kraku teczka abijala sie jej a kalana. Wadruchu wscieklasci

zapragnela nagle uderzyc nia mezczyzne, ,który

przepychal sie przez tlum tuz za nia. Co.z tego.,ze mu sie

spieszy. Wszystkim sie spieszy. Trzeba wykazac troche

cierpliwasci. Zwalnila kraku i powali pasuwala sie wraz

z tlumem. Kiedy znalazla sie w paczekalni, adetchnela

z ulga. Nareszcie mazna byla przelazyc aparat na drugie

ramie i uchwycic teczke tak, by nie przeszkadzala przy

kazdym ruchu. Paruszala sie z wdziekiem. Pasma kruczaczarnych

wlosów wysuwaly sie spad zniszczanegokapelusza,

czerwana apaszka byla niedbale wsupieta w wycie10

Dl.ON ANIOLA DLON ANIOLA 11

cie bluzki. Mocne wysokie buty, w które wpuszczone

byly nogawki szerokich spodni, podkreslaly plynny krok.

Jej zgrabna sylwetka przyciagala wzrok wszystkiCh.

Gonily ja spojrzenia pelne podziwu. Piekna twarz, doskonalafigura,

pewnosC siebie ipoczucie wlasnej godnosci

podkreslaly jej zmyslowosc.

Brett nie zdawala sobie zupelnie sprawy z podziwu, jaki

budzi. Myslala tylko o tym, by jak najszybciej dotrzec do

domu. Myslami byla juz w ciemni, gdzie powolywala do

zycia nadzieje, marzenia, ból i' zal, które uchwycila na

zdjeciach. Idac wsród tlumu, przypatrywala sie twarzom

napotykanych ludzi, szukajac; ciekawych obiektów.

W oczy rzucila jej sie twarz szczuplego, atrakcyjnego

mezczyzny. Widziala ja w ostrych, kontrastujacych ze

soba kolorach; które nie tylko odzwierciedlaly przepelniajaca

go energie, ale i podstep. ZWGlnilakroku, zaciekawiona.

A moze to pozory? Twarze wielu osób przypominaly

maski, by nikt nie mógl ich zranic lub odkryc ich

prawdziwej natury. Pracujac, starala sie zawsze ujawnic

to, co krylo sie pod taka maska.

Nie rozumiala, dlaczego ten stojacy samotnie mezczyzna

przyciagnal jej uwage. Dlaczego kojarzyl sie jej

z podstepem. Chyba to podpówiadal jej instynkt. Zapragnela

utrwalic napiecie, które malowalo sie na jego twarzy,

i siegnela po aparat. W jakis sposób odgadl jej intencje

i wpil sie w nia ciemnymi oczami. Brett zadrzala.

Zaskoczona stwierdzila, ze oczy mezczyzny byly niebieskie

i bardzo rozgniewane, jakby mówily: wynos sie stad;

to nie twoja sprawa ..

Te nie wypowiedziane slowa dotarly do niej z taka

moca, ze az sie cofuela, a reka zsunela sie z aparatu.

Mezczyzna wpatrywal sie w nia intensywnie, dopóki nie

rozdzielil ich wózek z bagazami. Kiedy przejechal,

mezczyzny juz nie bylo.

. Brett wpatrywala sie w opustoszale miejsce zupelnie

wytracona z równowagi. Miala wrazenie, ze wszystko to

dzialo sie w jej wyobrazni, ze jej umysl nie uwolnil sie

jeszcze od nastrojów panujacych w kraju, z którego

wlasnie wrócila.

Jeszcze raz rozejrzala sie po szerokim korytarzu,

szukajac nieznajomego, ale go nie znalazla. Zorientowala

sie, ze stoi posród przechodzacych ludzi, i przylaczyla sie

do nich. Idac Z tlumem zmeczonych podróznych, odtwarzala

w myslach obraz ujrzanej twarzy.

Kazdy szczegól utkwil jej w pamieci. Proste brazowe.

wlosy odrzucone na bok byly tak ciemne, ze az ·czarne.

Wyraznie zarysowane brwi mialy ten sam kolor. Geste,

zawiniete rzesy byly jeszcze ciemniejsze. Wystajace

kosci policzkowe i podbródek swiadczyly o bezkompromisowosci

tego mezczyzny. Pieknie wykrojone usta

stworzone byly do ~smiech,u; zlosc, która sciagnela je

w prosta, waska linie, nie pasowala do nich. I te cudowne

oczy jak plomien blyskajacy moca.

Piekna twarz. Twarz, której nie mozna zapomniec.

Znowu zwolnila kroku. Jedynie tlum ludzi powstrzymywal

ja od zawrócenia i ponownego przeszukania

poczekalni. Byla pod tak silnym wrazeniem tego mezczyzny,

ze postanowila znalezc jakies logiczne wytlumaczenie

tego faktu. W koncu doszla do wniosku, ze

rysy wydaja sie jej znajome. Tylko skad je znala? Dala

upust swojej fantazji, próbujac sobie wyobrazic mezczyzne

w innym otoczeniu. Przedjej oczami pojawialy sie

obrazy i znikaly. Meczylo.ja uczucie, ze rozwiazanie

zagadki jest w zasiegu reki, ale nie mogla nic na lo

12 DLON ANIOLA DLON ANIOLA 13

poradzic, Byla juz prawie u wyjscia, gdy przypomniala

sobie o bagazach.

'- ,Cholera! - zaklela poirytowana i zawrócila. Nie

uszla'nawet kroku, gdy mocneudetzenie powalilo ja na

ZIemIe·

- Dziwka! - padlo przeklenstwo.'

Czula, ze uderza glowa o podloge, a jakies -cialo

przygniata ja swym ciezarem, ale jedyna rzecz, o której

byla w stanie myslec, to aparat fotograficzny.

- Nie mógl pan uwazac? Co za niedolega - syczala

przez zeby. _ j

Powoli gramolil sie na nogi, caly czas rozgladajac sie

w panice na wszystkie strony. Po chwili znowu rzucil sie

na nia, próbujac wyrwac jej z reki teczke.' Brett zorientowala

sie, ze napastnikiem jest rnrukiiwy facet o ciemnych,

przerazonych oczach, który"lecial.z nia samolotem.

Wyszarpnal jej teczke i teraz sciskal ja tak mocno, jakby

zawierala wszystkie skarby jego zycia.

Zlodziej! Wstretny typ, który chce po prostu ja okrasc.

- O nie! Nic z tego! - Zapominajac o bólu, próbowala

stanac na nogi.

--Nie!

Byla tak zajeta walka z napastnikiem, ze nie zwracala

na nic uwagi. Próbowala chwycic zlodzieja za reke, ale

zlapala go tylko za pole koszuli, gdy nagle na jego

brzuchu pojawila sie plama czerwieni. Mezczyzna potknal

sie i .oslaniajac glowe jedna reka, a w drugiej

sciskajac teczke Brett, biegl w strone taksówki.

c Znowu próbowala sie podniesc.

- Nie ruszaj sie! ~ Szum glosów i dzwiek rozbijanego

szkla zagluszyly to polecenie ..

Zdenerwowana tak bezczelna kradzieza dokonana na

oczach wszystkich, nie dostrzegala niczego wokól. 'Myslala

tylko o filmie, który' stracila, o tych wszystkich

wspanialych twarzach, które udalo jej sie utrwalic. Nie

magla tego darowac zlodziejowi,. wiec rzucila sie w pogon

za nim.

- Do diabla! Kobieto!

Kolejny' raz znalazla sie na podlodze, przygnieciona

zelaznym usciskiem.

- Czy pani jest glucha? -c Patrzyly na nia rozgniewane"

ciemnoniebieskie oczy.

Jamie McLachlan byl wsciekly na siebie. Spóznil sie.

Nie przypuszczal jednak, ze' ktos taki jak' Mendoza

wpadnie w panike. Nie spodziewal sie, ze ten glupiec

zacznie uciekac przed ludzmi, którzx mieli go chronic.

Biegl na oslep, az zderzyl sie z piekna kobieta o lagodnych

szarych oczach.

-Czy pani oszalala? - krzyknal. - Czy tez ma pani

zbyt duzo odwagi, a za malo rozumu?

_. Bal sie· o nia nawet teraz, gdy chronil ja' wlasnym

cialem.'\

Brett próbowala cos powiedziec, ale jej slowa zostaly

zagluszone gniewnymi pomrukami, jakie wydawal mezczyzna,

przyciskajac ja mocniej do podlogi. Czula na

wlosach jego cieply oddech, rece na swoich plecach.

Dwukrotnie powietrze rozdarly dwa grozne, krótkie

dzwieki. Dwukrotnie przyciagnal jej cialo jeszcze blizej

do. siebie, tak, ze byla wokól niej tylko ciemnosc

wypelniona zapachem slonca, mydla i lisci.

Ktos przebiegl obok. Trzasnely drzwi. Zabrzeczalo

rozbi1ane szklo. Brett nic nie ,rozumiala. Wszystko to

dzialo sie zbyt szybko. Starala sie uwolnic spod przygniatajacego

ja ciezaru, ale bylo to ponad jej sily.

14 DLON ANIOLA DLON ANIOLA 15

- Rusz sie, do pioruna! /

Nie zauwazyla, ze uniósl glowe i badawczo rozejrzal

sie dookola.

- Wybacz, moja piekna - wyszeptal. - Balem sie, ze

jakis glupiec zastrzeli cie, zanim uda nam sie pocalowac.

- Co takiego? - Brett przestala sie szarpac.

Jamie rozesmial sie i z zadowoleniem zauwazyl, ze

gniew, jakim zareagowala ha glupia odzywke, przywrócil

rumience jej policzkom.

Jednym ruchem podniósl sie z podlogi, potem chwycil

ja za reke i pomógl wstac.

- Mój aparat! - zawolala Brett, odpychajac go.

-- Nie ruszaj sie! - Ujal ja za ramiej nie puszczal, choc

starala sie uwolnic. Patrzyl jej prosto w oczy. - Powie~

zialem: nie ruszaj sie. Znajde twój cenny aparat.

Nie sluchala go. Juz dawhonikt jej nie rozkazywal.

Jesli temu czlowiekowi wydawalo sie, ze moze nia

rzadzi'c, to mylil sie bardzo. '

- To mój aparat - warknela - i ja po niego pójde.

-Przytrzymal ja mocniej. Sytuacja ulegla zmianie.

Mendozazniknal, ludzie Simona' pobiegli za nim. Ten,

kto strzelal; gdzies sie ukryl. A on byl tutaj, aby chronic te

kobiete. I mial zamiar wykonac swoje zadanie do konca.

. - Nigdzie nie 'pójdziesz. Mówie ci, ze zostaniesz tutaj.

O maly wlos nie zostalas zastrzelona.

- Zastrzelona? - Dopiero teraz zaczela sluchac tego, co

mówi nieznajomy. Zauwazyla potluczone szklo ze sladami

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin