Bat na media.doc

(27 KB) Pobierz
Bat na media

28 maja 2003

Bat na media

W sumie nie ma się co cieszyć z ko­rzystnego dla „Życia" wyroku Są­du Najwyższego. Tyle on daje, co umarłemu kadzidło - gazety, która odważy­ła się zadrzeć z prezydentem, już nie ma i nic jej nie wskrzesi. A nie ma jej właśnie dlatego, że opublikowała „ Wakacje z agentem ". Może zresztą ten tekst byt tylko ostat­nim gwoździem do trumny, może „Życie" było już skazane na upadek i tak, bo za bar­dzo podskakiwało władzy? Proszę nie za­pominać, bo to bardzo pouczające, że re­welacje o Kwaśniewskim i Ałganowie opu­blikowała równolegle z „Ży­ciem" inna gazeta, „Dzien­nik Bałtycki". Jej niemiecki wydawca, pan Hitreiter, na­zajutrz wyrzucił redaktora naczelnego i odpowiedzial­nego za publikację dziennikarza, a potem udał się do prezydenta z wizytą przebłagal­ną. Dzięki temu „Dziennik Bałtycki" wy­chodzi do dziś.

Jest w Polsce jakiś związek reklamodawców, który od czasu do czasu urządza akcję, mającą na celu promowanie rekla­my jako takiej. Nie mam pojęcia, czemu mają służyć takie kampanie, ale argumen­ty w nich używane zasługują na uwagę. Jednym z nich jest twierdzenie, że gdyby gazety i czasopisma nie zamieszczały re­klam, musiałyby być dziesięć razy droż­sze. Załóżmy, że to przesada i weźmy przez pół - i tak płynie stąd wniosek, że pisma są uzależnione pięciokrotnie bardziej od reklamodawców niż od swoich czytelni­ków. I nawet podwojenie sprzedaży nie jest w stanie zrekompensować pismu jed­nej piątej reklam.

W kraju normalnym, wolnorynkowym, nie przesądza to o niczym. Dlatego publiczność amerykańska mogła, „głosując nogami" (a ściślej, pilotem), powiedzieć: „nie" Tedowi Turnerowi i innym lewico­wym manipulatorom, którzy w pewnym momencie niemalże zmonopolizowali ry­nek mediów elektronicznych. Po prostu, kiedy Amerykanie zorientowali się, że CNN, NBC i ABC starają się ich na każ­dym kroku zindoktrynować, zaczęli prze­łączać się na Fox News - wcale nie „pra­wicową " stację, jak ją czasem się nazywa (w ślad za bezsilnymi w swej złości postę­powymi baronami mediów), tylko po pro­stu starającą się informować opinię pu­bliczną, a nie ją urabiać.

Ale Polska krajem normalnym nie jest. W Polsce, po pierwsze, znaczącą pozycję na rynku mają tak zwane spółki skarbu państwa. Reklamy TP SA, PZU czy KGHM to ogromna kasa, której władza może używać jako kija na niepokorne me­dia, a marchewki na pokorne - i to bez żadnego wysiłku, bo przecież to partia rządząca usadza w tych spółkach swoich zarządców. Po drugie zaś i ważniejsze, każdy, kto chce tu robić wielkie interesy, musi mieć dobre układy z władzą. Nawet jeśli za swoim polskim oddziałem stoi wielki międzynarodowy końcem, podpo­rządkowuje się on nie wyrażanym wprost życzeniom władzy, nie tylko zresztą udzie­lając swych reklam według politycznego klucza, ale i oferując synekury związa­nym z rządzącymi partiami osobom.

Tu jest właśnie bat na dziennikarzy, wcale nie w ustawodawstwie. Bat, którego użycie przećwiczono w Polsce wielokrot­nie, by wspomnieć choćby przypadek kra­kowskiego „Czasu” - gazety, która padła z braku pieniędzy, choć miała hojnego zachodniego sponsora i przez długi czas największą sprzedaż w swoim regionie.

Po ataku na me­dia ze strony byłego ministra Łapińskiego (nie tak wcale głupim, jak to twierdzi większość ko­mentatorów - facet po prostu szykuje się wskoczyć w buty po Millerze i mówi to, co w wewnętrznych głosowaniach przyniesie mu głosy akty­wu, mniej ważąc, jak odbiorą jego słowa normalni ludzie) przetoczyła się przez ła­my, prawem kompensa­cji, fala dziennikarskie­go napuszenia. Jesteśmy czwartą władzą, mimo wszelkich zakusów na naszą   niezależność, umiemy ją obronić, demokracja może na nas liczyć... Przydałoby się trochę skromności. Możemy, to prawda, pisać, co chcemy, ale niekoniecznie możemy to drukować w masowych nakładach. Od­waga często kończy się na przekonywa­niu przekonanych, często - na ustęp­stwach przed wymogami redaktora czy sekretarza redakcji, zmuszonego stoso­wać się do poleceń wydawcy, który, z kolei, drży przed gniewem prezesa czy ministra. Wolności słowa, jak każdej in­nej wolności, ma się tylko tyle, ile nieza­leżności materialnej. Z czego prosty wniosek, że im więcej socjalizmu, tym wolności słowa mniej, żeby nie wiem jak uparcie ją dekretowano.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin