T.Hogg -Język dwulatka.doc

(1574 KB) Pobierz
Tracy Hogg

Tracy Hogg

 

Język dwulatka.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Spis treści

Podziękowania

Wstęp – SZEPTANIE DO USZEK DWULATKÓW

              Wyzwania drugiego roku życia

              Dostrajanie się do dziecka podstawą dobrego rodzicielstwa

              Moje intencje – droga do harmonii

              Układ książki

ROZDZIAŁ I – KOCHAJMY NASZE „CHODZIACZKI”

              Znajome niemowlaczki

              Delikatna równowaga cech wrodzonych i nabytych

              Kim jest nasz dwulatek?

              Witaj, dwulatku!

              Zaakceptujmy naszego kochanego dwulatka

              Planowanie zmian

ROZDZIAŁ II – STRATEGIA CZTERECH CZYNNIKÓW – S.Z.O.P

              Opowieść o dwóch matkach

              Zasady ogólne

              Spokojna obserwacja

              Zachęta do badania rzeczywistości

              Tworzenie zachęcających środowisk

              Ograniczenia

              Niech żyją pochwały

              Czy naprawdę dziecku pomagam?

              Gdzie się plasujemy

ROZDZIAŁ III – PORZĄDKOWANIE I RYTUALIZACJA – ŁATWIEJSZE ZMAGANIA Z DWULATKIEM

              Po co nam organizacyjne schematy?

              O co chodzi w tym rozdziale?

              Dlaczego dzieciom potrzebne są rytuały?

              Dzień wypełniony rytuałami

              Rytuały na specjalne okazje

              Siła rodzinnych rytuałów

ROZDZIAŁ IV – ŻEGNAJCIE PIELUSZKI – DROGA DO SAMODZIELNOŚCI

              Szybciej nie zawsze znaczy lepiej

              Uwaga!!! Dwulatek na wolności!

              Samodzielne zabawy

              Chodziaczkowy „trójkąt i liczenia”

              Od karmienia do jedzenia

              Radość ubierania

              Radykalna zmiana – koniec z pieluszkami

              Uwagi końcowe o samodzielności

ROZDZIAŁ V – WITAJ MAMO – PODTRZYMYWANIE DIALOGU POPRZEZ M S W

              Kontynuujmy dialog

              Co to jest M S W?

              Narodziny mowy

              Mówić czy nie mówić

ROZDZIAŁ IV – ŚWIAT PRAWDZIWY – POMOC W DOSKONALENIU ŻYCIOWYCH UMIEJĘTNOŚVCI

              Pomóż mi, Pomóż mi działać

              Wypróbujmy to w domu – generalne próby zmian

              Pierwsze lęki – identyfikowanie emocji i trening samouspokajania

              Trening zachowań w miejscach publicznych

              Pierwsze przyjaźnie – trening zachowań społecznych

              Przekazywanie umiejętności społecznych

              Organizowanie spotkań indywidualnych i grupowych

              Teoria w zderzeniu z praktyką

ROZDZIAŁ VII – ŚWIADOMA DYSCYPLINA – UCZYMY DZIECI SAMOKONTROLI

              Dwie mamy – dwie różne lekcje

              Dwanaście składników świadomej dyscypliny

              Reguła trzech kroków

              Interwencja pełna szacunku

              Podstępy dwulatków

              Opanowywanie złych zachowań

ROZDZIAŁ VIII – ZŁODZIEJE CZASU – PROBLEMY DWULATKÓW KRADNĄCE NAM CENNE GODZINY

              Łapać złodzieja – opowieść o Neilu

              Przyjęcie odpowiedzialności

              Leanne – chroniczne kłopoty przed spaniem

              Cody: „Mamusiu.... nie zostawiaj mnie”

              Rozstajemy się ze smoczkami

              Chroniczne wybryki Filipki

              Shannon – szaleństwa przy jedzeniu

ROZDZIAŁ IX – NOWY PASAŻER – KIEDY RODZINA SIĘ POWIĘKSZA

              Wielki dylemat

              Zachodzić czy nie zachodzić w ciąże – oto jest pytanie

              Oczekiwanie

              Małe dzieci – wielkie oczekiwania

              Wejście „intruza”

              Konflikty między partnerami

              Czas dla nas i dla naszych związków

EPILOG – I. UWAGI KOŃCOWE

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podziękowania

 

              Pragnę wyrazić wdzięczność mojej współautorce melindzie Blau za jej solidną pracę oraz przyjaźń, która rozwinęła się między nami w okresie minionych dwóch lat. Jej zdolność odtwarzania mojego głosu na kartach książki jest zdumiewająca. Uważam Melindę za prawdziwie utalentowaną pisarkę.

              Dziękuję za miłość i wsparcie mojemu mężowi i całej rodzinie, a w szczególności moim dwom córkom Sarze i Sophie, które są moją wielką dumą i radością.

              Składam podziękowania: pani Ginie Centrello – za jej lojalność i uczciwość; pani Maureen O’Neal – wspaniałej redaktorce i matce; pani Kim Hovey – za znakomitą, solidną pracę i przyjaźń; pani Marie Coolman – za koordynację mojej trasy na terenie zachodniego Wybrzeża; oraz pani Rachel Kind – za dzielenie się doświadczeniami macierzyńskimi i za działanie w zakresie praw autorskich.

              Nie mniejszą wdzięczność winna jestem wszystkim rodzinom, które otworzyły przede mną serca i drzwi swoich domów. Wszyscy wiecie, kim jesteście. W sposób szczególny pragnę podziękować Danie Walden, będącej nie tylko cudowną matką, lecz także kobietą, którą z dumą zaliczam do grona swoich przyjaciółek, jak również Noni White i Bobowi Tzudikerowi, którzy w ciągu ostatnich trzech lat odegrali doniosłą rolę w moim życiu i których rady trafiały zawsze w samo sedno. – Tracy Hogg

 

              Pragnę podziękować Tracy Hogg za jej czas, cierpliwość i cudowne poczucie humoru. Potrafi ona snuć bez końca frapujące opowieści o dzieciach z niebywałą pamięcią szczegółów oraz magiczną wręcz zdolnością wczuwania się w ich psychikę i widzenia świata z ich perspektywy. Zbierając materiały do obu książek o „dziecięcym szeptuństwie” i pisząc je, miałam sposobność poznać wielu wspaniałych rodziców w rozmowach telefonicznych, osobiście i za pośrednictwem poczty elektronicznej. We wszystkich przypadkach tożsamość osób i ich problemów została starannie ukryta. Mimo to podziwiam ich szczerość i jestem im wdzięczna za to, że podzieliły się z nami swoją prywatnością. Na szczególne wyrazy uznania zasługują: Noni White i Bob Tzudiker, Susanna Grant i Christopher Henrikson, Barbara Travis i Dan Rase, Libby i Jim Weeks, Owen i Jack Kugell, moje siostrzenice Karen Soon i Herdi Soon, które z pomocą swoich mężów – Bruce’a Kokena i Louisa Tanaredi – dogodnie (przynajmniej dla mnie) urodziły Reedę i Sandore w czasie, gdy pracowałam nad tymi książkami, oraz mój bratanek Jack Tandeff i jego żona Jennifer, która zdążyła urodzić Jacoba, zanim usiadłam do pisania tych podziękowań.

              Obserwowanie aktywnych grup dwulatków ogromnie mi pomogło w tworzeniu zamieszczonych w tej książce opisów zabaw. Sekwencje te w całości są fikcyjne, składają się jednak z fragmentów autentycznych dziecięcych zachowań i interakcji. Wdzięczna jestem Danie Walden i Chriscie Miller, które umożliwiły Tracy i mnie obserwację ich córek podczas zabawy. Na moje podziękowanie zasługują również matki (Natalie Mathews, Suzi Zaki, Kaydec Wilkerson, Jamie Garcia, Dana Childers), babcie (Karen Verosko i Beverly Childers), które pozwoliły nam obserwować grupy dzieci podczas zabawy, oraz Darcy Amiel, Mandi Richardson, Shelly Grubman, Jill Halper i Sara Sigel – uczestniczący w spotkaniach dwulatków, które po raz pierwszy widziałam, gdy były niemowlakami.

              Jestem szczerze zobowiązana twórczemu zespołowi wydawnictwa Ballantine, którego członkowie udzielili intensywnego wsparcia naszemu przedsięwzięciu. Na szczególne podziękowania zasługują, między innymi: Mauren O’Neal – nasza utalentowana redaktorka; Alison Dickens – jej kompetentna i zawsze pomocna asystentka; Kim Hovey – niestrudzona promotorka; Rachel Kind – specjalistka w dziedzinie praw autorskich, która również dzieliła się z nami swoimi doświadczeniami macierzyńskimi; oraz Gina Centrello, która z pozycji swojego kierowniczego stanowiska konsekwentnie wspierała nasze przedsięwzięcie. Muszę powiedzieć, że zespół ten reprezentuje wszystko, co najlepsze w pracy wydawniczej, a jest to rzadki komplement ze strony pisarza. Uznanie należy się również osobom, które fizycznie przekształciły manuskrypt w książkę. Należą do nich: Alix Krijgsman i Nancy Delia oraz korektorka Helen Garfinkle, która jest prywatnie moją najstarszą i najserdeczniejszą przyjaciółką.

              Na koniec dziękuję: moim agentkom Eileen Cope i Barbarze Lowenstein – za wytrwałe upewnianie mnie w tym, że pisanie książek może być doskonałą przygodą; Barbarze Rizion – za pozwolenie wykorzystania jej pracy dotyczącej rytuałów; moim sąsiadom – Joan Weigele, henry’emu Simkinowi, Sophie i Adamowi – za nieustającą i wręcz porażającą (a przy tym jakże niezbędną) życzliwość; mojej załodze z Northampton, a zwłaszcza Ellen Lefeourt i Sylvi Rubin – za to, że pisząc, nie staję się erepitką; Carli Messinie i Reggie Weinbraubowi – za schronienie i mołość w Nowym Jorku; Jessie Zoerning – nadzwyczajnej masażystce, dzięki której nie zmieniłam się w precel; Lorenie Sol – za zachętę do poszukiwania słowa lepszego niż szablon; oraz moim dzieciom – córce jennifer, jej kochającemu mężowi Peterowi i mojemu synowi Jeremy’emu, których uznanie dla mojej pracy podtrzymuje mnie w wysiłkach. – Melinda Blau.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wstęp

SZEPTANIE DO USZEK DWULATKÓW

 

Wyzwanie drugiego roku życia.

              Stare porzekadło mówi: „Nie wszystkie pragnienia warte są spełnienia”. Znakomita większość rodziców, zmagając się z problemami pierwszych ośmiu miesięcy życia dziecka, marzy o tym, by odrobinę podrosło. Wydaje im się, że będzie wtedy nieco łatwiej. Przeciętna matka niemowlęcia modli się, by wyrosło ono wreszcie z kolki, zaczęło przesypiać całą noc i mogło przyjmować stałe pokarmy. Typowy ojciec marzy o tym, by jego syn jak najprędzej przestał robić w pieluchy i mógł pograć z nim w piłkę. Wszyscy oczekujemy tych chwil, w których nasze dzieci postawią swoje pierwsze kroki i wypowiedzą pierwsze słowa, a także wezmą do ręki łyżkę, same nałożą sobie skarpetki i – z Bożą pomocą – zaczną samodzielnie wykonywać czynności toaletowe.

              Gdy marzenia te wreszcie się spełniają i dziecko biega już po domu, zaryzykuję twierdzenie, iż w pewnych chwilach chciałoby się cofnąć zegar i wrócić do czasów niemowlęctwa! Oto bowiem nastał najbardziej męczący i momentami zatrważający etap naszego rodzicielstwa.

              W języku angielskim funkcjonuje słowo loddler – od czasownika to loddle oznaczającego chodzenie krótkimi i niepewnymi krokami. Zgodnie ze słownikowymi definicjami oznacza ono „małe dziecko od jednego roku do trzech lat”. Niektóre dzieci zaczynają chodzić wcześniej – w ósmym lub dziewiątym miesiącu. Niezależnie od tego, co mówią mądre książki, każdy kto ma takiego delikwenta pod swoją opieką, wie o tym aż nadto dobrze.

              Na pierwszy rzut oka wydaje się, że dziecko, które uczy się dopiero sztuki chodzenia, z trudnością utrzymuje pionową postawę. Nie ogranicza to jednak jego gotowości do badania ludzi, miejsc i rzeczy w sposób najzupełniej samodzielny – bez czyjejkolwiek pomocy. Dwuletni człowieczek jest również istotą niebywale towarzyską. Uwielbia naśladowanie. Klaszcze, śpiewa, tańczy i bawi się z innymi dziećmi tak jak potrafi. Krótko mówiąc – nie jest to już niemowlę, ale pełna energii mała „osóbka”, która z oczkami rozszerzonymi ciekawością, broi jak najęta. W tym okresie życia dokonują się gwałtowne skoki rozwojowe. Rodzice, obserwujący owe nagłe zmiany i usiłujący kontrolować entuzjastyczną, a zarazem chaotyczną aktywność dziecka czują się jak w stanie oblężenia. Ich latorośl wszystkim się interesuje, wszystko potrafi chwycić, choć niczym nie umie się jeszcze sensownie posłużyć. Obiektem radosnej eksploatacji i zabawy mogą więc być naczynia kuchenne, gniazdka sieciowe, odzież, obuwie, pamiątki, narzędzia itd. Z punktu widzenia dwulatka, rzeczy te są po prostu nowe i ekscytujące; dorośli mają jednak wrażenie, że dziecko „atakuje” dom, jego mieszkańców i wszystko, co mieści się w zasięgu jego wzroku.

              Opanowanie postawy pionowej i czynności chodzenia to definitywny koniec niemowlęctwa, a jednocześnie zapowiedź i przedsmak okresu dojrzewania. Wielu specjalistów podkreśla podobieństwa tych dwóch etapów rozwojowych, obydwa charakteryzuje bowiem intensywne usamodzielnianie się. Rodzice przestają już być alfą i omegą. Dziecko szybko zdobywa nowe umiejętności fizyczne, umysłowe i społeczne, zyskując też zdolność do wyrażania sprzeciwu i stawiania oporu, co będzie mu bardzo potrzebne we wczesnej młodości.

              Wszystko to powinno nas cieszyć. Poznawanie otoczenia i związane z nią zmagania (najczęściej z własnymi rodzicami) to droga dziecka do opanowania środowiska i co najważniejsze, do poczucia życiowej kompetencji i niezależności. W gruncie rzeczy rodzice pragną samowystarczalności swoich dzieci, choć chwilami prowadzący ku niej proces doprowadza ich do szaleństwa. Wiem o tym świetnie od czasu, gdy moje córki przechodziły ten etap rozwoju, będąc dla mnie z konieczności „królikami doświadczalnymi” (a zarazem najlepszymi uczennicami). Sądzę, że sporo się przy nich nauczyłam. Jedna z nich ma teraz lat dziewiętnaście, a druga szesnaście. Przyznaję, że nie była to łatwa i bezproblemowa żegluga. Proszę mi wierzyć – wychowanie dziecka to bardzo trudne zadanie, z którym wiąże się wiele frustracji i przeszkód oraz sporo łez i burzliwych konfrontacji.

To już nie jest niemowlę....

              Oto, co mówią matki na temat najważniejszych zmian zwiastujących koniec niemowlęctwa:

„Mam jeszcze mniej czasu dla siebie”.

„Dziecko wydaje się pewniejsze”.

„Nie mogę go już zabierać do restauracji”.

„Jest bardziej wymagający”.

„Łatwiej zrozumieć, czego chce”.

„Jestem niewolnicą jego drzemek”.

„Muszę go stale pilnować i gonić po całym domu”.

„Bez przerwy czegoś mu zabraniam”.

„Zdumiewające, jak wiele potrafi się nauczyć”.

„Naśladuje wszystko, co robię”.

„Interesuje się wszystkim”.             

„Cały czas wystawia mnie na próby”.

„Jego ciekawość dotyczy absolutnie wszystkiego”.

„Ma teraz więcej cech.....ludzkiej osoby!”.

 

Dostrajanie się do dziecka podstawą dobrego rodzicielstwa.

 

              Niezależnie od własnych doświadczeń, doradzałam wielu rodzicom, których pociechy wkraczały w wiek po niemowlęcy lub były w nim zaawansowane. Często były to te same dzieci, którymi opiekowałam się wcześniej po narodzinach lub w niemowlęctwie. Czuję, że mogę pomóc w rozwiązywaniu problemów tego trudnego okresu, zaczynającego się zwykle w ósmym miesiącu życia, a kończącego w wieku 2 – 2,5 lat (Książka ta jest, więc poniekąd kontynuacją poprzedniej, poświęconej wyłącznie niemowlętom). Czytelnicy, którym znana jest książka pt. Język niemowląt, wiedzą już sporo na temat mojej wychowawczej filozofii. W najlepszej sytuacji są ci rodzice, którzy od pierwszych dni wdrażali przedstawione w niej zasady uporządkowania czynności opiekuńczych i wykorzystali którąś z proponowanych przeze mnie strategii. Przypuszczam, że osoby te są teraz w korzystniejszym położeniu, potrafią już, bowiem myśleć w sposób ułatwiający współżycie z dzieckiem dwuletnim.

              Zdaję sobie również sprawę, że niektórym Czytelnikom moje koncepcje mogą nie być znane. Rodziły się one w warunkach pracy z dziećmi upośledzonymi fizycznie i umysłowo, z którymi często nie miałam żadnych możliwości porozumienia werbalnego. Musiałam uważnie obserwować szczegóły ich zachowań oraz język ciała, by móc odczytać sens pozornie nieartykułowanych dźwięków, które z siebie wydawały. Tylko w ten sposób można się było zorientować, o co im chodziło i czego potrzebowały.

              Później, obcując niemal wyłącznie z niemowlętami (w tym także własnymi), odkryłam, iż obserwacje te przydatne są w kontaktach z wszystkimi dziećmi. Od tamtej pory miałam bezpośredni kontakt z około pięcioma tysiącami niemowląt, co pozwoliło mi wykształcić umiejętności nazywane przez matki klientów dostrajaniem. Jest to sztuka przypominająca nieco hipnotyzowanie koni spokojnym głosem, analogia ta nie jest jednak pełna, mamy tu, bowiem do czynienia z istotami ludzkimi. W obu przypadkach chodzi o żywe, czujące stworzenia, które nie potrafią wyrazić swych myśli słowami, mogą jednak czynić to inaczej. Aby móc się nimi opiekować i nawiązać z nimi kontakt, musimy nauczyć się ich języka. Dostrajanie się polega, więc na obserwowaniu, słuchaniu i postrzeganiu tego, co się dzieje z perspektywy małego dziecka.

              Jakkolwiek dzieci roczne i dwuletnie uczą się mowy, dzięki czemu potrafią wyrażać swoje myśli i stany lepiej niż noworodki, to jednak można stosować do nich te same zasady, którymi kierowałam się w pracy z niemowlętami. Z myślą o tych rodzicach, którzy nie czytali mojej pierwszej książki, przypomnę w skrócie jej główne wątki. Czytelnicy znający Język niemowląt mogą je potraktować jako formę odświeżenia pożytecznej wiedzy.

 

Każde dziecko jest indywidualnością. Człowiek przynosi ze sobą na świat unikalną, niepowtarzalną osobowość, a wraz z nią upodobania i awersje. Dlatego nie ma takiej strategii postępowania, która byłaby odpowiednia dla wszystkich dzieci. Rodzice muszą ustalić, co jest najlepsze dla ich dziecka. W rozdziale I znajduje się tekst pozwalający określić typ temperamentu dziecka, co z kolei pozwala wybrać odpowiednią strategię działania. Należy jednak pamiętać, że każde dziecko jest niepowtarzalną indywidualnością, poddającą się kategoryzacjom tylko w przybliżeniu.

              Każde dziecko zasługuje na szacunek i musi się uczyć okazywania szacunku innym ludziom. Opiekując się osobą dorosłą, nie odważylibyśmy się dotykać jej ciała, podnosić lub rozbierać bez uprzedzenia i pozwolenia z jej strony. Dlaczego dziecko mielibyśmy traktować inaczej? Osobom zajmującym się dziećmi proponuję tworzenie wokół nich niewidocznych dla fizycznego wzroku stref szacunku, do których z zasady nie wkraczamy bez pozwolenia lub wyjaśnienia zamiarów. Musimy też wiedzieć, kim dziecko jest, zanim zaczniemy ingerować w jego życie powinniśmy brać pod uwagę, co czuje i czego pragnie, a nie robić z nimi, co sami chcemy. W przypadku dzieci ro...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin