Jeffrey Archer Czy powiemy pani prezydent? Tom Całosć w tomach Zakład agrań i Wydawnictw Polskiego Zwiazku Iewidomych Warszawa 1995 Przełożył Stefan Wilkosz Wydanie II zmienione Tłoczono w nakładzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w drukarni Pzn, Warszawa, ul. KOnwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Czytelnik", Warszawa 1991 Pisał R. Duń Korekty dokonali St. Makowski i I. Stankiewicz `tc Wstep Ksiażka ta została napisana w 1976 roku, a jej tresć miała się rozgrywać w pieć lat pózniej, przy czym centralną postacia, dokoła której obraca się intryga powiesci, miał być Edward Kennedy -według powszechnej opinii najprawdopodobniejszy kandydat na nastepnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, zwyciezca wyborów z 1980 roku. Przewidywania te nie sprawdziły sie, toteż tłumaczac ksiażkę w 1982 roku uaktualniłem ja, dokonujac licznych zmian. Uzyskałem na to zgodę autora, który bardzo zainteresował się wprowadzanymi przeze mnie zmianami. Zainteresowanie to wydało owoce. Jeffrey Archer wydał obecnie bardzo poważnie zmienioną ksiażke. Jej akcja toczy się w ostatnim dziesiecioleciu naszego wieku. Zamiast Edwarda Kennedy, który odszedł w polityczną niepamiec, prezydentem Ameryki po raz pierwszy w jej historii zostaje kobieta. I to Polka - Florentyna Kane, córka polskich emigrantów Abla i Zofii Rosnowskich, bohaterów poprzednich powiesci tego samego autora pt. "Kain i Abel" oraz "Marnotrawna córka". (Obie te ksiażki zostały nagrane na kasety.) S. W. 20 stycznia, wtorek po południu godz. #/12#26 -Ja, Florentyna Kane przysiegam uroczyscie... -Ja, Florentyna Kane przysiegam uroczyscie... ...że bedę sumiennie sprawowała urzad prezydenta Stanów Zjednoczonych... -Że bedę sumiennie sprawowała urzad prezydenta Stanów Zjednoczonych... ...i w najlepszej wierze pilnowała, strzegła i broniła konstytucji Stanów Zjednoczonych. Tak mi dopomóż Bóg. -I w najlepszej wierze pilnowała, strzegła i broniła konstytucji Stanów Zjednoczonych. Tak mi dopomóż Bóg. Z reką spoczywajacą na siedemnastowiecznej Biblii, czterdziesty trzeci prezydent - kobieta usmiechneła się do pierwszego dżentelmena kraju. Był to koniec jednej batalii i poczatek nastepnej. Florentyna Kane wiedziała, jak walczyc. Zaczeło się od jej wyboru do Kongresu, nastepnie do Senatu, wreszcie, po czterech latach, została -jako pierwsza kobieta -prezydentem Stanów Zjednoczonych. Po ostrej kampanii w przedwyborach czerwcowych udało jej się niewielką wiekszoscią pokonać na arodowej Konwencji Partii Demokratycznej senatora Ralpha Brooksa, ale dopiero w piatym głosowaniu. W listopadzie wygrała jeszcze cieższą batalię z kandydatem republikanskim, byłym kongresmenem z owego Jorku. Florentyna Kane została wybrana prezydentem wiekszoscią 105.000 głosów, czyli jednego procenta głosujacych. Było to zwyciestwo wyborcze o najmniejszej różnicy głosów w historii Stanów Zjednoczonych, mniejszej nawet niż ta, którą uzyskał John Kennedy w 1960, zwycieżajac Richarda ixona wiekszoscią 118.000 głosów. Kiedy umilkły oklaski, pani prezydent odczekała, by przebrzmiały dzwieki dwudziestu jeden salw honorowych, odchrzakneła, spojrzała na tłum składajacy się z piecdziesieciu tysiecy obywateli zebranych na placu przed Kapitolem i pomyslała, że jeszcze dwiescie milionów widzów patrzy na nią na ekranach telewizorów. Dzisiaj nikomu nie były potrzebne koce i ciepłe płaszcze, które zazwyczaj towarzyszą tej uroczystosci. Pogoda była wyjatkowo łagodna jak na koniec stycznia, a nabity ludzmi trawnik przed wschodnią fasadą Kapitolu, choć nieco podmiekły, nie był już pokryty bielą sniegu, który sypał w czasie Bożego arodzenia. -Panie wiceprezydencie Bradley, panie przewodniczacy Sadu ajwyższego, panie prezydencie Carter, panie prezydencie Reagan, dostojni duchowni, obywatele! Pierwszy dżentelmen rozpoznał słowa, które podpowiedział żonie, gdy układała swe przemówienie, usmiechnał się i rzucił jej porozumiewawcze spojrzenie. Ten ich dzień rozpoczał się około szóstej trzydziesci rano. ie spało im się dobrze tej nocy. Po wspaniałym koncercie wydanym na ich czesc, Florentyna Kane raz jeszcze przejrzała swoją mowę inauguracyjna, podkresliła czerwonym flamastrem ważniejsze słowa i zrobiła kilka drobnych poprawek. Florentyna wstała wczesnie i szybko nałożyła na siebie niebieską suknie. Przypieła do niej małą broszke, prezent od Richarda, jej pierwszego meża, otrzymany tuż przed jego smiercia. Ilekroć nosiła tę broszke, przypominała sobie dzien, kiedy Richard nie mógł polecieć samolotem z powodu strajku obsługi i wynajał samochód, by stać u boku żony, gdy ta wygłaszała przemówienie na zakonczenie roku akademickiego w uniwersytecie Harvarda. Jednakże Richard nie usłyszał tego przemówienia, które tygodnik "ewsweek" uznał za otwarcie kampanii prezydenckiej. Gdy Florentyna dojechała do szpitala, Richard już nie żył. Wróciła znowu do rzeczywistosci, do swiata, w którym była najpoteżniejszym z przywódców. Ale nie tak poteżnym, by przywrócić Richarda do życia. Florentyna spojrzała w lustro. Poczuła wielką pewnosć siebie. Była już prezydentem od blisko dwóch lat, od chwili nagłej smierci prezydenta Parkina. Historycy zdziwiliby sie, gdyby im powiedziano, że dowiedziała się o smierci swojego prezydenta w chwili, kiedy starała się trafić piłką golfową do odległego o półtora metra dołka. Grała przeciwko swemu najstarszemu przyjacielowi i przyszłemu meżowi, Edwardowi Winchester. Gdy helikoptery zaczeły krażyć nad ich głowami, zatrzymali gre. Jedna z maszyn wyladowała. Wyskoczył z niej kapitan piechoty morskiej, zasalutował i powiedział: "Pani prezydent, prezydent nie żyje!" A teraz naród Ameryki potwierdził, że nadal pragnie mieć kobietę w Białym Domu. Po raz pierwszy w historii Stany Zjednoczone wybrały z pełną swiadomoscią kobietę na najbardziej zaszczytny urzad w politycznym spektrum Ameryki. Florentyna spojrzała przez okno na szeroka, połyskujacą w porannym słoncu rzekę Potomac. Opusciła sypialnię i przeszła do prywatnej jadalni, gdzie jej maż, Edward, rozmawiał z jej dziecmi Williamem i Annabela. Ucałowała całą trójkę i zasiadła do sniadania. Rozmawiali o przeszłosci z rozbawieniem, o przyszłosci z powagą i kiedy zegar uderzył ósma, Florentyna opusciła rodzinę i poszła do Owalnego Gabinetu. W korytarzu czekał na nią już szef jej sztabu urzedniczego, ciemnowłosa Janet Brown. -Dzień dobry, pani prezydent. -Dzień dobry, Janet. Czy wszystko w porzadku ? - zapytała Florentyna z usmiechem. -Wydaje mi sie, że tak. -To dobrze. Wiec mów mi, co mam dziś robic. Badź spokojna. Bedę jak zwykle wykonywała twoje instrukcje. Od czego zaczynamy. -adeszło 842 telegramów i 2412 listów. Wszystkie mogą poczekac, z wyjatkiem depesz od szefów panstw. a te przygotuję odpowiedzi i przyniosę je o dwunastej. -Postaw na nich dzisiejszą date, to im się spodoba. Podpiszę je osobiscie, jak tylko bedą gotowe. -Dobrze, pani prezydent. Tu jest rozkład dnia. Zaczyna pani o jedenastej od kawy z byłym prezydentem Reaganem i byłym prezydentem Carterem, potem pojedziecie panstwo razem na ceremonię inauguracji. Po przysiedze jest obiad w Senacie, a nastepnie przyjmie pani inauguracyjną defilade, przed Białym Domem. Janet Brown podała Florentynie plik spietych spinaczem kartek, tak jak to robiła co dzień od pietnastu lat, to znaczy od czasu kiedy zaczeła pracować dla Florentyny, gdy ta została wybrana do Kongresu. Zawierały one szczegółowy rozkład zajeć godzina po godzinie. Był dziś raczej krótszy niż zwykle. Florentyna przejrzała kartki i podziekowała swojemu szefowi sztabu. W drzwiach pojawił się Edward Winchester. Kied...
ursmajor