bezNazwy1.txt

(19 KB) Pobierz
A może byśmy tak zamiast transferować miliardy do skompromitowanych banków
pomogli Węgrom...? Ponoć Polak Węgier dwa bratanki
Piotr Z

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120107&typ=sw&id=sw03.txt

Finansjera obraziła się na Orbána
<http://www.naszdziennik.pl/photo.php?dat=20120107&typ=sw&id=sw03.txt&pict=8d2ab279808bdf0c10f2c498ce8b6923a07f6018.jpg>

*Z Attilą Szalaiem, radcą Ambasady Węgier w Warszawie, rozmawia Piotr
Falkowski*

*W okresie przed przystąpieniem państw naszego regionu do UE, np. przed
referendami w 2003 r., Węgrzy byli największymi optymistami, jeśli chodzi o
akcesję. Teraz mówi się o Węgrzech jako o czarnej owcy Wspólnoty - że w
Unii się nie odnalazły, bo nie przyjmują europejskich wartości.*
- Przyjmujemy wszystkie klasyczne wartości europejskie. A wśród nich i
takie, które znalazły się w preambułach węgierskiej i polskiej konstytucji,
a brakuje ich w konstytucjach wielu krajów Europy. I nie było ich w naszych
poprzednich konstytucjach, podobnie jak nie trafiły do traktatu
lizbońskiego, który miał być konstytucją dla Europy. Chodzi na przykład o
odniesienie do Boga i chrześcijaństwa jako podstawowych wartości Europy,
jeśli już nie religijnie, to chociażby jako nośnika tradycji. A bez nich
nie byłoby ani Europy, ani europejskiej kultury. Mogę więc - nie z urzędu,
ale sam jako Węgier - powiedzieć z dumą, że jestem zadowolony, iż wreszcie
znalazły się te zapisy na właściwym miejscu. Mam też skromny osobisty
udział w tym. Kiedy formułowano preambułę naszej obecnej konstytucji,
miałem zaszczyt przetłumaczyć preambułę polskiej Konstytucji i prawie
identyczne zdania trafiły do naszej ustawy zasadniczej. Tym bardziej jestem
zdziwiony, że niektóre polskie media krytykują ten odnośnik, chociaż
węgierska preambuła wzoruje się na polskiej. Wracając do pana pytania, że
znaleźliśmy się w szeregu państw Unii Europejskiej gdzieś na szarym końcu,
chciałbym powiedzieć, że jest w tym zasadniczy udział ośmioletnich rządów
lewicowo-liberalnych, które można w telegraficznym skrócie scharakteryzować
następująco: kiedy w 2002 roku Orbán przegrał wybory i musiał im oddać
władzę, to budżet był w miarę zrównoważony i nawet w kasie zostało kilkaset
miliardów forintów nadwyżki. Te pieniądze socjalliberałowie w ciągu kilku
pierwszych miesięcy wydali na realizację wyborczej obietnicy podniesienia
pensji wszystkim urzędnikom o 50 procent. Kiedy ta rezerwa się skończyła,
żeby dalej realizować obietnice wyborcze, w głównej mierze socjalne,
zaczęto brać pożyczek co niemiara. Podczas gdy w 2002 r. zadłużenie Węgier
było o parę dobrych miliardów dolarów mniejsze niż po zmianie ustroju, to
socjaliści prowadzili swoją politykę kosztem kredytów z Zachodu, co
doprowadziło do podwojenia zadłużenia. Sytuacja, którą zastał Orbán w 2010
r., była po prostu tragiczna. Byliśmy na skraju bankructwa państwa. Trzeba
było zaraz przyjąć inną filozofię rządzenia. Starano się rozruszać
węgierską gospodarkę, żeby pomóc w zrównoważeniu budżetu. A nasza
gospodarka w 80 proc. zależy od eksportu, więc należało postępować
ostrożnie.

*Ale węgierski rząd naraził się Unii Europejskiej i MFW.*
- Posunięcia, które trzeba było zrobić, uderzały w banki i instytucje
finansowe, w międzynarodowe sieci handlowe, telekomunikacyjne i
energetyczne. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że w sytuacji, gdy
gospodarstwo przeciętnego węgierskiego obywatela nie wytrzymywało już
więcej obciążeń i dalsze zaciskanie pasa wydawało się niemożliwe,
wymienione firmy osiągały w ostatnich trzech latach ogromne zyski. W
najbardziej kryzysowym okresie niektóre banki dalej odnotowywały całkiem
pokaźne zyski i nawet dumnie chwaliły się tymi wynikami. Zrozumiałe jest,
że powiedziano im: zadowolcie się zyskiem mniejszym i wypada, żebyście
wzięli udział w ponoszeniu ciężaru kryzysu. Co ma zrobić przeciętny
Kowalski na Węgrzech, czyli Kovacs, który kupił sobie mieszkanie na kredyt
w wysokości 10 mln forintów (140 tys. zł) i nie jest w stanie go spłacać
przy rosnącym kursie franka szwajcarskiego? Spłacił już 8 mln, jego
mieszkanie zabiera bank za niską, bo kryzysową cenę, a po odliczeniu
wszystkiego wciąż pozostaje mu do spłacenia 15 milionów! To dotknęło
kilkuset tysięcy ludzi, z rodzinami - miliona, których od połowy roku 2000
socjalistyczne rządy wręcz namawiały do brania wówczas rzeczywiście tanich
kredytów w walucie. Z tym, że przymykano oczy na to, że banki mogły
zawierać umowy z klientami z klauzulą wprowadzenia jednostronnych zmian w
umowie! Cóż, ci ludzie mieli sobie palnąć w łeb? Prawie nikt już w pewnym
momencie nie mógł spłacić tych kredytów. Ani obywatele, którzy kupili sobie
mieszkania, ani małe firmy finansujące swój rozwój. Rząd Orbána chciał
uratować tych ludzi i stąd decyzja o zamrożeniu franka szwajcarskiego na
pewnym poziomie. Przy tym kursie instytucje finansowe wciąż nie traciły,
ale też musiały zrezygnować ze wspomnianych superprofitów. Finansjera
obraziła się, ponieważ ma ogromną władzę, a rząd nie zdawał sobie do końca
sprawy, że dojdzie do tego, iż wszyscy rzucą się na nas. Mamy nadzieję, że
Zachód okaże trochę zrozumienia. W obecnej sytuacji, zupełnie dramatycznej,
Węgry będą na pewno musiały wycofać się z niektórych bardziej radykalnych
rozwiązań. W tym tygodniu na pewno zasiądziemy do stołu i zobaczymy, co z
tego wyniknie. Nie wiem, czy UE i MFW zależy na bankructwie Węgier. Nie
zależało na bankructwie Grecji, więc może i na naszym nie będzie zależeć.
Choćby dlatego, że wtedy jeszcze coś można zawsze wyciągnąć z dłużnika, a
po plajcie wiadomo, że ani grosza nie zapłaci. Widać jak na dłoni, że
nadepnęliśmy na odcisk instytucjom globalnym, które arbitralnie mają zamiar
sterować finansami świata. Rząd musiał dojść do wniosku, że należy zmienić
sposób ratowania kraju.

*Najbardziej krytykowane są postanowienia nowej konstytucji. Czy ten moment
kryzysu i dramatycznej sytuacji finansowej był najbardziej odpowiedni, żeby
przeprowadzać słuszne, ale kontrowersyjne reformy?*
- Jako zwykły obywatel nie rozumiem, dlaczego łączy się sprawy gospodarki i
finansów z konstytucją, ustawą medialną czy prawem wyznaniowym. Rząd nie
chce ustępować, jeżeli nie czuje, że ma rację i nie jest naprawdę zmuszony.
Popatrzmy najpierw na konstytucję. Nasza poprzednia konstytucja była
napisana w 1949 r. w duchu stalinowskim. Potem były różne poprawki, ale do
1989 r. była tak samo komunistyczna. Po zmianie ustroju wprowadzono do niej
jedynie modyfikacje, które uczyniły ją do przyjęcia w demokratycznym
państwie prawa. Ale w dopisanej preambule zaznaczono, że ta konstytucja
jest tylko przejściowa i czym prędzej należy ją zastąpić nową ustawą
zasadniczą. To "czym prędzej" trwało 20 lat, bo nigdy nie było takiej
zgody, żeby uzyskać do tego wymaganą kwalifikowaną większość w parlamencie.
Tylko wprowadzano drobne poprawki. Teraz wreszcie powstała sytuacja, w
której można było przyjąć nową konstytucję. Po drugie, znaczna część
społeczeństwa węgierskiego oczekiwała, że wszelkie zbrodnie komunistyczne
zostaną rozliczone. Po pierwszych wolnych wyborach szybko powstała
odpowiednia ustawa, potem jeszcze jedna. I obie wkrótce sąd konstytucyjny
unieważnił, odwołując się do tego, że przecież ci "biedni" aparatczycy,
którzy zabijali i wyrywali paznokcie, działali zgodnie z obowiązującym
wówczas prawem! A poza tym w państwie prawa ustawy nie mogą działać wstecz,
a więc nie ma innego wyjścia, niż zastosować znaną też Polakom grubą
kreskę. Ależ według tej filozofii i nazistów nie można byłoby postawić
przed sądem. Teraz wprowadzono zapis, że zbrodnie komunistyczne są
zbrodniami przeciwko ludzkości, a więc stworzono prawną podstawę do ich
ścigania. W grudniu przyjęto poprawki uznające w ogóle ustrój komunistyczny
za zbrodniczy, a partię komunistyczną za organizację przestępczą. Na
Zachodzie, i niestety w Polsce też, w niektórych mediach tłumaczy się to
tak, że partię socjalistów uznano za zbrodniczą. A to nie tak, to sama
Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) w swoim statucie deklaruje, że jest
spadkobiercą Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (MSzMP). Ale to
przecież nie wina Orbána.

*Ale mowa jest o ograniczeniu demokracji, o zamachu na wolność słowa.*
- Jestem byłym dziennikarzem, notabene uzyskałem dyplom w tej dziedzinie na
Uniwersytecie Warszawskim. Pracowałem jako zwykły dziennikarz, byłem szefem
działu, dwukrotnie redaktorem naczelnym dziennika ogólnokrajowego, a od
dłuższego czasu jestem urzędnikiem państwowym, który przekazuje informacje
dla prasy. Znam więc ten świat z każdej strony. W 1989 r., około pół roku
przed wolnymi wyborami, kiedy rozwiązano partię komunistyczną, wszystkie
media były w rękach jej następczyni - partii socjalistycznej. W tym
centralny dziennik ogólnokrajowy i 17 dzienników w poszczególnych
regionach. W ostatnich miesiącach rządów komunistycznych wszystkie te
tytuły sprzedano niemieckim koncernom Axel Springer i Bertelsmann z
zapisem, że nie będą dokonywane zmiany składu redakcji. Charakterystyczne
zresztą, że te firmy, uznane w swoich krajach ojczystych za blisko związane
z frakcją konserwatystów, zgodziły się na takie warunki, które
bezkrytycznie pozwalały na aksamitne lądowanie w nowym ustroju byłych
zaufanych propagandystów komuny. Oficjalnie były rynek, kapitalizm i
demokracja, ale łatwo sobie wyobrazić, jak to naprawdę wyglądało. Dopiero
ponad rok po pierwszych wolnych wyborach udało się stworzyć pierwszy
dziennik krajowy o niekomunistycznych korzeniach "ňj Magyarország" (Nowe
Węgry). Byłem przy narodzinach pisma, początkowo jako szef działu
zagranicznego, a potem, przez pewien czas, jako redaktor naczelny. W
medialnym wyścigu - a dotyczy to nie tylko nowo powstających tytułów, ale i
radia, i telewizji publicznej - strona niekomunistyczna ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin