roza4-2004.pdf

(1602 KB) Pobierz
Microsoft Word - roza_4-2004_1_strona.doc
ŚWIĘTOGÓRSKA
RÓŻA DUCHOWNA
Rok XXXVII PAŹDZIERNIK, LISTOPAD, GRUDZIEŃ 2004 Nr 4 (188)
104510641.004.png
OD REDAKCJI
PROSTO DO SERCA
CZCIGODNI CZYTELNICY!
„SPADŁ KAMIEŃ Z SERCA”
Czas przemija nieubłaganie. Zbliżający się listopad i nasze
wizyty składane na cmentarzach świadczą o tym, że ich czas się
skończył, a nasz się skończy. Przekazując Wam kolejny numer
„Świętogórskiej Róży Duchownej” pragniemy wesprzeć refleksję
nad naszą przemijalnością i pragniemy zachęcić do dojrzałego
przeżywania śmierci i modlitwy za naszych drogich zmarłych.
O tym wszystkim możecie przeczytać w niektórych artykułach
tutaj zamieszczonych.
Wydarzeniem wielkiej wagi historycznej, a także
prestiżowej, było III Międzynarodowe Spotkanie
Duszpasterstw Oratoryjnych na Świętej Górze
w Gostyniu, w dniach 12 – 17 lipca 2004 r.. Pierwsze w ponad 300 – let-
niej historii istnienia domu filipińskiego w Gostyniu tego rodzaju spotkanie
przedstawicieli tak księży, braci jak i świeckich z 11 krajów świata wyma-
gało ogromnego wysiłku organizacyjnego, a także i fizycznego. Prośba
skierowana do Federacji Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri w Polsce
o zorganizowanie tegoż zjazdu została przyjęta przez całą polską społecz-
ność filipińską z mieszanymi uczuciami, bowiem nakład finansowy, nakład
pracy i wiele innych czynników organizacyjnych rodził obawy, czy się to
wszystko uda. Obecnie jesteśmy już po tym wydarzeniu, można by rzec
„spadł kamień z serca”. Wszystko, po ludzku oceniając, udało się. Świad-
czą o tym liczne podziękowania wypowiedziane na zakończenie w sali
obrad jak i obecnie korespondencyjnie kierowane słowa wdzięczności.
Szczegółowy opis tego wydarzenia, bez precedensu historycznego, w
obecnym numerze „Róży” został przedstawiony wprawnym piórem sekre-
tarki Kongresu naszej polskiej federacji pani Barbary Świtkowskiej z Ora-
torium Świeckiego w Tomaszowie Mazowieckim w dziale „Piszą do nas”.
W poprzednim numerze Kwartalnika zapowiadaliśmy Mię-
dzynarodowy Kongres Duszpasterstw Oratoryjnych, jaki odbył
się na Świętej Górze w lipcu br.. Nie publikujemy tutaj szczegó-
łowo materiałów Kongresu, ale jedynie obszerną relację z jego
przebiegu. Szczegółowe treści ukazały się w naszym kongrega-
cyjnym piśmie pt. „Oratoriana”. Na pewno niejeden raz będziemy
do nich sięgać, bowiem radość, która była głównym tematem
Kongresu, to rzeczywistość ciągle dla nas i ciągle pragniemy ją
mądrze, i w zgodzie z wolą Boga budować.
Treści, które tym razem proponujemy, nie dotyczą jeszcze
radości Bożego Narodzenia. W następnym numerze pisma o tej
radości dużo znajdziecie materiałów.
Spotkanie to przeszło do historii jako bardzo owocne, integrujące
wspólnoty międzynarodowe wokół problematyki charyzmatu św. Filipa –
radości. Dla Polski było bardzo dobrą okazją promocji nie tylko naszej
Ojczyzny, ale także promocji życia oratoryjnego z jego bogactwem róż-
nych przejawów posługi we wspólnotach wszystkich Kongregacji.
A teraz, kiedy jest czas jesieni, czas dojrzałych owoców, ży-
czymy Wam, abyście zawsze pamiętali, że przez Boga jesteśmy
wybrani i przeznaczeni na to, aby owoc obfity przynosić - owoc
świętego życia nade wszystko! Niech na tej drodze wspomaga
nas Świętogórska Róża Duchowna.
Na koniec dziękuję Bożej Opatrzności za namacalne dowody po-
mocy i wsparcia, za błogosławieństwo tych dni radości i pokoju uczestni-
ków Kongresu. Dziękuję również wszystkim, którzy czynnie angażowali
się w organizację i sprawne jego przeprowadzenie. Słowa wdzięczności
kieruję do wszystkich sponsorów, dobrodziejów i tych, którzy modlitwą
towarzyszyli nam w dniach kongresowego spotkania. Z serca do serca
kieruję to słowo dziękuję .
W imieniu zespołu redakcyjnego
Ks. Leszek Woźnica COr.
Ks. Zbigniew Starczewski COr
Superior
1
2
104510641.005.png 104510641.006.png
Z ŻYCIA KOŚCIOŁA
Z ŻYCIA KOŚCIOŁA
POKARM
NIEŚMIERTELNOŚCI
i umarł, żyć będzie”? I czyż tych słów nie potwierdza przez to, co
wydarzyło się w Wielkanoc? „W pierwszy dzień tygodnia poszły
skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od
grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana
Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi
dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twa-
rze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: <Dlaczego szukacie żyjącego
wśród umarłych? Nie ma Go tutaj, zmartwychwstał>” (Łk 24, 1-6).
Życie jest największą
naszą wartością. Dlatego też
śmierć jawi się nam bardzo
często, jako trudna
i dramatyczna rzeczywistość,
która życiu jest przeciwna, czy
nawet wroga.
I tak na pewno jest, gdy idzie o fizyczny wymiar naszej egzystencji.
Życie ludzkie wcześniej czy później kończy się, śmierć zwycięża!
Ale tak jest tylko w wymiarze fizycznym. I ci, którzy ludzkie życie
wiążą tylko z tym jednym wymiarem tak naprawdę biedni są, i po
ludzku patrząc, ich sytuacja jest poprostu beznadziejna.
Chrześcijanin zaś jest człowiekiem nadziei, a nadzieja jego
pełna jest nieśmiertelności. Ta pełnia płynie nade wszystko od Jezu-
sa Chrystusa, który jest Bogiem i który przyjął nasze człowieczeń-
stwo – był On do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu. I to
On umarł na drzewie krzyża – „w zewnętrznym przejawie, uznany
za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do
śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,7b-8). Ale On też, jak po-
ucza Apostoł Narodów „jest obrazem Boga – Pierworodnym wobec
każdego człowieka, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co
w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy
Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko
przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim
i wszystko w Nim ma istnienie. I On jest Głową Ciała – Kościoła.
On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam
zyskał pierwszeństwo we wszystkim” (Kol 1,15-18).
Niezwykłe to słowa, niezwykłej prawdy. Jezus Chrystus jest
Pierworodnym spośród umarłych, tzn., że jako Nowy Adam, pierw-
szy zmartwychwstały, i dzięki Niemu wszyscy zmartwychwstaną.
Czyż nie mówił wobec śmierci swego przyjaciela Łazarza: „Ja je-
stem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby
Jezus naprawdę zmartwychwstał i jako Żyjący pozostał
z nami na zawsze. W jaki sposób? Nade wszystko w Najświętszej
Eucharystii. Jego Msza, Jego wśród nas eucharystyczna obecność,
jest możliwa dzięki tajemnicy Jego Zmartwychwstania. Gdyby nie
zmartwychwstał śmierć miałaby ostatnie słowo i wszystko byłoby
bez sensu. Ale On zmartwychwstał i On żyje, i On swoje życie cią-
gle uobecnia w Sakramencie Swojej Paschy, w Sakramencie Eucha-
rystii, o czym tak jasno sam nam mówi w Kafarnaum, gdzie wygło-
sił swą eucharystyczną mowę. Wspaniała jest to mowa, która w tak
jasny sposób poucza nas, że jako cieszący się życiem i jako zmierza-
jący do śmierci ostatecznie żyć będziemy nowym życiem na funda-
mencie wiary w Niego i na fundamencie przyjmowania Go do serca
w Komunii św.: „<Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we
Mnie wierzy, ma życie wieczne. Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi
jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępu-
je: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który
zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.
Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata>. Sprzeczali
się, więc między sobą Żydzi mówiąc: Jak On może nam dać swoje
ciało do spożycia? Rzekł do nich Jezus: <Zaprawdę, zaprawdę po-
wiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowie-
czego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w
sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne,
a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym>” (J 6,47-54).
Takie słowa Pan wypowiedział, za takie słowa oddał życie,
i te słowa znajdują swoje urzeczywistnienie w życiu tylu braci i tylu
sióstr, którzy w czasie swej ziemskiej drogi karmili się Jego Eucha-
3
4
104510641.007.png
Z ŻYCIA KOŚCIOŁA
Z ŻYCIA SANKTUARIUM
rystią, a teraz mimo fizycznej śmierci żyją z Nim na wieki – cieszą
się Jego rajem.
KS. STANISŁAW SZCZERBIŃSKI COr
30-TA ROCZNICA ŚMIERCI
Ci, którzy uprzedzili nas do wiecznej Ojczyzny, oni już pełni
życia doświadczają, oni cieszą się wieczną ucztą – ziemska uczta
przy ołtarzu pozwoliła im dostać się na ucztę niebian. Oni tego do-
świadczają i to oni, teraz, w okresie Uroczystości Wszystkich Świę-
tych, Dnia Zadusznego i w listopadowej zadumie proszą nas, aby-
śmy nie lekceważyli Pokarmu Nieśmiertelności, abyśmy Jezusa
przyjmowali do naszych serc jak najczęściej i w ten sposób przybli-
żali sobie dzień pełni życia.
Dnia 28.X.2004 r mija 30-ta rocznica od śmierci Ks. Stanisława
Szczerbińskiego, członka Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri na
Świętej Górze w Gostyniu.
Ks. Stanisław Szczerbiec - Szczerbiński ur.24.08.1892 r w Pozna-
niu. Oprócz szkoły powszechnej, ukończył maturę w gimnazjum Marii
Magdaleny w Poznaniu w 1914 r.. Po tułaczce podczas pierwszej świa-
towej wojny, która zagnała go nawet do Moskwy, wstąpił do semina-
rium w Gnieźnie, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie l7.XII.1922 r..
Jeszcze, jako kleryk wstąpił do Kongregacji Oratorium na Świętej Gó-
rze. Ponieważ Święta Góra marzyła o zorganizowaniu własnego gim-
nazjum, dlatego Kongregacja wysłała ks. Szczerbińskiego na dalsze
studia do Belgii, z myślą o lepszym zapoznaniu się z językiem francu-
skim. W Belgii przebywał u Benedyktynów, a stamtąd wyruszył do
różnych oratoriów francuskich, którzy od reformy kard. Berulle`a na-
zywają się Berullianami. Udał się też do niektórych kongregacji wło-
skich, a wszystko po to, aby przyjrzeć się ich stylowi życia. Do Gosty-
nia wrócił w 1927r.. Zaraz też został zaangażowany pod kierownic-
twem ks. Wł. Służałka do pracy wychowawczej w konwikcie dla mę-
skiej młodzieży, gdzie okazał się cenionym wychowawcą, służąc
uczniom pomocą we wszelkich przedmiotach, zwłaszcza w polonistyce
i językach obcych: łacińskim, greckim, francuskim i niemieckim. Dbał
o zasady dobrego wychowania, które wyniósł ze swej szlacheckiej ro-
dziny, przestrzegał ich osobiście i przeszczepiał na wychowanków. Był
czynnym działaczem harcerskim, instruktorem i harcmistrzem, opieko-
wał się Sodalicją Mariańską. Kiedy zaś Kongregacja gostyńska przejęła
gimnazjum gostyńskie, przez jakiś czas uczył religii w wyższych kla-
sach. W domu pełnił funkcję ministra i prokuratora majątków.
Na koniec tego słowa obrazek z ostatnich wakacji, o którym
to opowiedziała mi jedna z sióstr służebniczek. Podczas tych właśnie
wakacji w Tarnowie zginął śmiercią tragiczną młody człowiek, 19 lat
liczący. Dobrym był on człowiekiem, zawsze związanym z Chrystu-
sem. I oto, kiedy w czasie pogrzebu do rodziców jego podszedł kole-
ga zmarłego i złożył im słowa współczucia serdecznego, ten właśnie
kolega usłyszał z ust matki: „Nasz syn żyje już pełnią życia, my na-
tomiast zmierzamy do śmierci. Przygotujmy się do niej jak najlepiej”.
Tymi słowy był on zbudowany, wiarą rodziców był zbudowany.
I ja, tak samo mówię przy grobie tych, którzy za życia kar-
mili się Jego Świętą Eucharystią: Oni żyją już pełnią życia, a my
zbliżamy się do śmierci. Żyjmy tu, na tej łez dolinie, mądrze. Nigdy
nie strońmy od Mszy św. i nie zaniedbujmy przyjmowania Komunii.
W Komunii św. przyjmujemy Chrystusa, Pokarm Nieśmiertelności,
bo kto Go spożywa będzie żył na wieki i jego ciało wskrzeszone
będzie do chwały w dniu ostatecznym.
Oprac. Ks. Leszek Woźnica COr
Kiedy wybuchła II wojna światowa, nie opuścił klasztoru ani na
moment, ale był jego wiernym kustoszem i wraz z księżmi: Augusty-
nem Zgamą i Janem Ratajem pozostał. Wtedy szczególnie okazał się
mistrzem modlitwy oraz utrzymania regulaminu domowego, na ile się
to dało, gdyż Niemcy, co chwilę najeżdżali Świętą Górę: kilka razy
robili generalną rewizję, umieszczali na krótko polskich jeńców wojen-
nych, grabili mienie kongregacyjne, uczynili z klasztoru punkt zborny
5
6
104510641.001.png 104510641.002.png
Z ŻYCIA SANKTUARIUM
Z ŻYCIA SANKTUARIUM
dla przesiedleńców niemieckich z Łotwy, Litwy, Estonii, Białorusi,
a w dniach 8-9.XII; 15-16.XII.1939 r. dla dwóch ogromnych grup wy-
siedleńców z Gostynia i powiatu gostyńskiego. W październiku wrócił
Ks. Wł. Służałek – superior, wrócił z tułaczki w czasie, której ukrył
klasztorne precjoza w Studziannie k/Opoczna. W styczniu 1940 r. znów
wyjechał. Wtedy ks. Szczerbiński sam roztaczał opiekę nad domem.
Znając bardzo dobrze język niemiecki, łatwiej mógł „się dogadać” -
rozmówić z okupantem, który ogołocił klasztor z wielu rzeczy.
Dnia 12 marca 1940 r. Ks. Szczerbiński podzielił los księży z całej
okolicy; musiał iść do tymczasowego obozu internowania w Bruczko-
wie k/Borku. Oddał klucze i opuścił klasztor. Razem z nim byli wywie-
zieni ks. A. Zgama i ks. J. Rataj, klerycy: Nater i Trafankowski oraz
bracia: Ślusarczyk, Chrupek i Piasecki. W skoszarowanym życiu
bruczkowskiego "obozu" było mu szczególnie ciężko, jako człowieko-
wi choremu. Przetrwał tam do 15.08.1940r.Filipini nie zostali wywie-
zieniu do Dachau, lecz otrzymali zezwolenie na wyjazd do tzw. "Gene-
ralnego Gubernatorstwa", tj. do centralnej Polski. Wtedy ks. Szczerbiń-
ski udał się do Studzianny, ks. Zgama do Tarnowa, a ks. Rataj został w
marysińskim szpitalu.
W Studziannie ks. Szczerbiński oddał się nauczaniu młodzieży na
poziomie szkoły średniej. Pomagał w duszpasterstwie w miejscu
i okolicy, gdyż słynął z dobrego kaznodziejstwa. Niekiedy dłuższy czas
przebywał w Jedlni - Letnisko k/Radomia u ks. dr Mariana Nowakow-
skiego, gdzie ten był proboszczem. Wiele czytał, spowiadał i dawał
przykład zdyscyplinowanego życia zgromadzeniowego.
Wreszcie wybiła godzina wolności Polski - kończy się okres oku-
pacji hitlerowskiej. W połowie lutego 1945 r. świętogórscy filipini
wyruszyli ze Studzianny do Gostynia i zaraz zabrali się do pracy w
domu i okolicznych parafiach. Potrzeby były ogromne. Wnet wybrano
superiorem Kongregacji w Gostyniu właśnie ks. Szczerbińskiego. W
połowie kadencji, w dniu 2 lutego 1947 r. wyrusza wraz z ks. Wł.
Naterem, do Bytowa k/Słupska dla założenia tam nowej filipińskiej
placówki. Erekcja nowej placówki została zatwierdzona dekretem
wizytacyjnym, wydanym przez ks. Prymasa Wyszyńskiego 11.11.1952
r.. Tam ks. Szczerbiński pracował do września 1954 r.. Ludzie do dziś
pamiętają jego postać, jako wspaniałego duszpasterza. Pokochał prace
duszpasterską w Bytowie i dlatego na Świętą Górę wracał z żalem.
ks. L. Rachwała dał się wybrać superiorem na jedną kadencję.
Jak określa ks. Nater, był on tytanem pracy, mężem modlitwy
i ogromnej wiary, odznaczał się wielką inteligencją i kulturą, przywią-
zaniem do Kongregacji, choć dominantą jego życia było cierpienie,
które znosił heroicznie, bo jak się wyraził do swego ucznia, a potem
współbrata, ks. Natera: „Do nieba trzeba dojrzeć". Był abnegatem, wy-
magającym wiele od siebie, a potem od innych. W okresie przedwojen-
nym nie miał właściwego podejścia do ludzi prostych, gdyż pochodził
ze sfer ziemiańskich. Lecz gdy poznał prostych ludzi podczas wojny
w Studziannie, Jedlni, obozie, a potem w Bytowie, to zmienił swoje do
nich podejście. Świadom swoich słabości, był wyrozumiały. Wielki
erudyta, do końca cieszył się dobrą pamięcią. Znał się na muzyce, sztu-
ce, literaturze, lecz na pierwszym miejscu stawiał pracę kapłańską.
Z roku na rok słabł jego wzrok do 15% widzenia, a jednak kochał bre-
wiarz. Prawie przez całe życie męczyła go choroba oskrzeli i sienne
katary, połączone z okropną migreną, a jednak znosił to wszystko po
bohatersku. Oszczędny aż do skąpstwa, dbał ogromnie o wspólne dobro
kongregacyjne.
"Wyjątkowy człowiek, a jego postawa życiowa sięgała niemal hero-
izmu" - tak go ktoś scharakteryzował na łamach "Przewodnika Katolic-
kiego" /13.07.1975 r./.
Przez całe swoje życie mam przed oczyma jego śmierć. Czuwaliśmy
w pokoju nocami, bowiem choroba się wzmagała. Tak się złożyło, że
w tym czasie przebywał w klasztorze, przygotowywujący się do obrony
pracy doktorskiej, lekarz z Poznania - Stanisław Wawrzyniak. Byłem
wtedy ekonomem i vice-superiorem. Lekarz ten mówił do mnie, oby
nie przyszło zapalenie płuc, bo będzie koniec. Niestety przyszło zapa-
lenie po południu 28.X.1974r. Ks. Szczerbiński słabł z godziny na go-
dzinę. O godz. 17.00 przybyła siostra Maria, szarytka ze szpitala w
Gostyniu, mająca duże doświadczenie w tej dziedzinie i powiedziała, że
zbliża się koniec. Wszyscy, którzy byli w domu zebraliśmy się
o godz.17.30, przy łóżku konającego i trwaliśmy na modlitwie. Tuż
przed 18.00 rozległ się na korytarzu klasztornym dzwon zapowiadający
kolację. Niektórzy poderwali się z kolan, wtedy ks. Szczerbiński zwró-
cił się do zebranych i powiedział: zostańcie jeszcze chwilę, bo będzie
koniec. Nie zapomnę, jak po tych słowach spojrzał na krzyż, opadł na
poduszkę i siostra Maria trzymając jego rękę powiedziała: Koniec, puls
przestał bić. Krzyż ten mam w swoim pokoju i wisi na ścianie wschod-
Coraz bardziej zapada na zdrowiu. Pomimo to, za namową
7
8
104510641.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin