Podkowa na szczęscie.pdf

(1918 KB) Pobierz
Microsoft Word - podkowa na szczęscie
Podkowa na szczęśc i ie
- 1 -
767612354.029.png 767612354.030.png 767612354.031.png
 
767612354.001.png 767612354.002.png 767612354.003.png 767612354.004.png
PROLOG
W trzy tygodnie po dwunastych urodzinach Isabella
O'Swan całe popołudnie przepłakała ukryta za szopą na
traktory. Najgłupsze było to, że nie lubiła się mazać! Mazać
się mogą dziewczyny, a ona akurat dzisiaj wcale nie
chciała być dziewczyną.
Kiedy Edward Masen ją odnalazł, tylko trochę pociągała
nosem, ale zdradziły ją opuchnięte, zaczerwienione oczy.
- Hej, żabko, uśmiechnij się! - powiedział. Przykucnął
obok niej i objął pocieszającym gestem. - Czym się martwisz?
Wytarła oczy krajem koszuli.
- To chyba najgorszy dzień w moim życiu.
Spostrzegła jego zdziwienie. Edward miał osiemnaście lat
i jak wszyscy dorośli potrafił dostrzec, kiedy człowiek
ździebko mija się z prawdą. Poprawiła się pospiesznie:
- Najgozy był pewnie dzień, kiedy zginęli rodzice,
ale byłam wtedy za mała i nic nie pamiętam.
- Jest aż tak źle? - spytał. - To brzmi groźnie. Co się
stało?
Wtuliła twarz w jego ramię.
- Nie mogę ci powiedzieć. To straszne.
- Powiedz. Jakoś to zniosę.
Spojrzała w jego zielone oczy. Pełne troski i czułości
oczy, które dodawały jej otuchy.
- Okres...-szepnęła.
- A, rozumiem - powiedział. - Hmm... Rzeczywiście
trudna sprawa... Przypuszczam, że trudna...
Bała się, że Edward odejdzie. Powie, że nie ma czasu,
spieszy się, i pójdzie sobie. Właśnie skończył z jej dziadkiem
kolczykowanie krów i mógłby wracać do domu, do
Edenvałe. Ale on się nie ruszał. Siedzieli długo, w zmierzchającym
powoli świetle dnia, oparci o ścianę z falistej
blachy, żując źdźbła świeżej trawy.
- Z czasem przywykniesz - powiedział w jakimś momencie.
- Nie, Edward. Nigdy. Dlaczego muszę być dziewczyną?
Chciałabym być chłopakiem. Chciałabym być podobna do
ciebie.
Uśmiechnął się.
- A co w tym widzisz takiego fajnego?
- Wszystko! - krzyknęła z przekonaniem, wpatrzona
w swojego idola. - Jesteś wyższy i silniejszy od dziadka.
On ci nigdy niczego nie zabrania. Możesz zostać, kim
chcesz. A ja, kiedy dorosnę, będę musiała niańczyć dzieci
i prać śmierdzące skarpetki jakiemuś facetowi.
- 2 -
767612354.005.png 767612354.006.png 767612354.007.png
 
767612354.008.png 767612354.009.png 767612354.010.png
 
Edward roześmiał się głośno.
- Poczekaj, niedługo wyjedziesz do szkoły. Przekonasz
się, że dzisiaj dziewczyny mają takie same szanse,
jak chłopcy.
- Ale ja chcę hodować bydło. Słyszałeś kiedyś o hodowczyniach?
Żartem zsunął jej kapelusz na oczy. Puknęła od dołu
w szerokie rondo, a kiedy akubra, tradycyjny australijski
kapelusz, wróciła do poprzedniej pozycji, Isabella zobaczyła,
że zgasły wesołe iskierki w oczach Edward'a. Nagle spoważniał
i posmutniał.
- O co chodzi?
Pokręcił głową.
- O nic, myszko. Drobiazg. To naprawdę nic ważnego
- wykręcał się.
- Gadaj, Edward. Ja ci się zwierzyłam z mojego okropnego
sekretu, nie powiedziałam tego nawet mojej najlepszej
koleżance. Mówże, nikomu nie powtórzę.
- No dobrze... Widzisz, mężczyźni też mają swoje
problemy.
- Musicie się golić?
Znowu się zaśmiał.
- To też. Ale bywa gorzej.
- Łysienie?
- Nie, chodzi mi o inne sprawy. Czasem bywa trudno
realizować swoje plany. Ojciec spodziewa się, że zostanę
w Edenvale.
- Jasne, że powinieneś zostać - stwierdziła. - Nie
chcesz?
Skrzywił się.
- Nie chcę. Pewnie cię zaskoczę, ale ja nie zamierzam
zajmować się hodowlą bydła.
- Chyba żartujesz!
Była wstrząśnięta. Nie wyobrażała sobie, że ktoś mógłby
nie lubić tego wspaniałego życia, a do tego przeraziła
ją myśl, że Edward mógłby opuścić pobliskie Edenvale.
- A co chciałbyś robić?
- To! - wskazał olbrzymiego orła, kołującego nad nimi.
Isabela z zachwytem patrzyła, jak silne, ciemne skrzydła
wynoszą ptaka coraz wyżej i wyżej w gasnący błękit
popołudniowego nieba. Nagle znieruchomiał i trwał
w jednym punkcie, wykorzystując ciepłe prądy powietrza.
- Wspaniałe, prawda? - twarz Edward'a rozświetlał entuzjazm.
- Dałbym wszystko, by móc tak latać, wzbijać
się w górę i zawisać w powietrzu z taką swobodą. Mam
powyżej uszu przywiązania do ziemi i stad tępych, unurzanych
- 3 -
767612354.011.png 767612354.012.png 767612354.013.png
 
767612354.014.png 767612354.015.png 767612354.016.png
 
w pyle zwierząt.
Isabela ujrzała go w zupełnie nowym świetle. Edward nigdy
przedtem nawet nie wspomniał o swych marzeniach.
- Gdzie mógłbyś się uczyć latania?
- W zeszłym tygodniu był w Mullinjim oficer rekrutacyjny
- wyjaśnił Edward, wciąż wpatrzony w niknącą sylwetkę
orła. - Podpiszę kontrakt i będę się uczył latać śmigłowcem
Black Hawk.
Wpatrywał się w ptaka z tak intensywnym pragnieniem,
że Isabella, mimo swego młodego wieku, pojęła nieodwracalność jego
decyzji. Wyczuwała instynktownie, że
Edward podąży za swym marzeniem. Za marzeniem, które
go jej odbierze, być może na zawsze.
Poczuła ucisk w żołądku. Chciałaby być starsza i bardziej
pewna siebie, by nie dostrzegł, jak ona rozpada się
na kawałki na samą myśl o jego wyjeździe.
- A więc w czym problem? - spytała drżącym głosem.
- Rodzice nie chcą się zgodzić?
- Zupełnie im się ten pomysł nie podoba. Ale ja jadę,
Isabella. To postanowione.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jedenaście lat później...
To powinien być cudowny wieczór.
Isabella uwielbiała busz po zmroku, gdy w chłodnym powietrzu
unosił się ostry aromat eukaliptusów, a drzewa
gumowe wyciągały do księżyca srebrnobiałe gałęzie.
I Edward wrócił.
Wszystko byłoby wspaniałe, gdyby nie stres narastający
cały wieczór.
Układała w głowie pytania, które chciała mu zadać, ale
cokolwiek wymyśliła, brzmiało żałośnie. Musiała jednak
przeprowadzić tę rozmowę, po prostu musiała, nie mogła
stchórzyć.
Zamknęła oczy i westchnęła głęboko.
- Edward, potrzebuję twojej pomocy. Muszę znaleźć
męża.
A niech to! Wypowiedziane głośno słowa zabrzmiały
znacznie gorzej, niż powtarzane w myśli. Stało się, już za
późno. Trudno. Pozostawało czekać na odpowiedź.
Cisza...
Ukryci w cieniu granitowego głazu wypatrywali, czy
na pobliskich pastwiskach nie pojawią się tej nocy złodzieje
- 4 -
767612354.017.png 767612354.018.png 767612354.019.png
 
767612354.020.png 767612354.021.png 767612354.022.png
 
bydła.
Gdyby choć mogła zobaczyć teraz jego minę.
- Edward? - szepnęła.
Może uznał jej prośbę za tak głupią, że nie zasługiwała
na odpowiedź? Nie powinna była w ogóle poruszać tego
tematu. Dopiero kilka dni temu wrócił do domu, a ona,
mało że wyciągnęła go na tę nocną eskapadę, to jeszcze
żąda pomocy w kwestiach matrymonialnych. Trudno się
dziwić, że Edward nie ma ochoty mieszać się w jej osobiste
problemy.
Edward wstał, pod jego butami zachrzęściły kamyki.
- Od kiedy tak ci pilno znaleźć męża?
W ciemności jego głos zabrzmiał donośnie i kpiąco.
Wzdrygnęła się. Czyżby się z niej naśmiewał?
- Od niedawna.
Dokładnie od wczoraj, bo właśnie wczoraj dziadek
oznajmił jej okropną nowinę.
Edward umilkł. Przeciągnął się i odszedł kilka kroków.
W księżycowej poświacie Isabela dostrzegła grymas bólu na
jego twarzy, gdy zgiął nogę w kolanie.
Lekka sztywność prawej nogi była jedynym widocznym
śladem tragedii. Edward był wysoki i wysportowany,
świetnie zbudowany, wojskowa postawa, krótko przystrzyżone
włosy. Mocne rysy. Patrząc na niego, łatwo było
zapomnieć, że ten przystojny, silny mężczyzna omal nie
zginął w wypadku samochodowym i musiał z tego powodu
rozstać się z mundurem.
Podszedł teraz do Isabelli i połaskotał ją po nosie zerwaną
trawką.
- Co to za historia z tym mężem? Jesteś za młoda, żeby
wychodzić za mąż.
- Bzdura. Mam dwadzieścia trzy lata.
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Oczywiście.
Przecież potrafi chyba liczyć. Miał sześć lat, gdy urodziła
się Isabella. Teraz jednak przeżuwał tę informację, jakby
mu oznajmiono coś nadzwyczajnego.
- Skąd ten pośpiech? - zapytał w końcu.
- Edward, małżeństwo jest dla mnie jedynym sensownym
rozwiązaniem.
- Rozwiązaniem czego?
- Wczoraj dziadek mi powiedział... - głos jej się załamał,
a do oczu napłynęły łzy, powstrzymywane przez
ostatnią dobę. - Lekarze obawiają się, że następny zawał
prawdopodobnie... będzie tym ostatnim...
- 5 -
767612354.023.png 767612354.024.png 767612354.025.png
 
767612354.026.png 767612354.027.png 767612354.028.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin