Colin Forbes - Fala Uderzeniowa.doc

(2112 KB) Pobierz
Colin Forbes

Colin Forbes

 

Fala uderzeniowa

 

 

 

 

Przełożyli: JOANNA i WITOLD KALIMOWSCY

AMBER

Tytuł oryginału: SHOCKWAVE

Ilustracja na okładce: TONY ROBERTS

Opracowanie graficzne: ADAM OLCHOWIK

Redaktor: KRYSTYNA GRZESIK

Redaktor techniczny. JANUSZ FESTI-R

Copyright •? 1990 by Pan Books

For the Polish edition Copyright (c) 1992 by Wydawnictwo Amber Sp  z o.o.

ISBN 83-85423-65-6

Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

Warszawa 1992. Wydanie I

Skład: Zakład "Kolonel" w Warszawie

Druk: Łódzka Drukarnia Dziełowa

 

 

Dla   Jane

 

 

OD AUTORA

 

Wszystkie postacie przedstawione w tej książce są wytworem wyobraźni autora i nie mają żadnego związku z realnie istniejącymi osobami. Także opisana tu instytucja, World Security & Communications, nie ma rzeczywistego odpowiednika nigdzie w świecie.

 

 

PROLOG

 

 

Tweed zamordował dziewczynę, a potem ją zgwałcił.

Bob Newman dowiedział się o tym całkiem przypadkowo, o czwartej nad ranem. Wracając z przyjęcia w Londynie przez Radnor Walk. zobaczył nie oznakowane furgonetki zaparkowane przy krawężniku przed domem Tweeda. Mężczyźni w cywilnych ubraniach kręcili się w te i z powrotem po schodkach prowadzących do wąskiego, dwupięt-rowego budynku.

Poruszali się szybko, jak gdyby realizując jakieś pilne zamówienie. Pod pobliską latarnią stał policjant w mundurze, ze splecionymi z tyłu rękoma. Poza tym na ulicy nie było żywego ducha.

\ewman zatrzymał swojego mercedesa 280E kilkanaście jardów za ostatnia furgonetka. Osłonił dłonią żarzącego się papierosa i obserwował. Wśród wchodzących do domu ludzi rozpoznał faceta z Wydziału Specjalnego, bruneta \\ urzędowym garniturze. Harris? Har-vey? - usiłował przypomnieć sobie nazwisko.

Ze stojącej przed nim furgonetki wyłonili się dwaj mężczyźni w kombinezonach. Wnieśli do domu długą plastikowa torbę na zwłoki. \ajwyrazniej była tu robota dla Sekcji Porządkowej.

\ewman wysiadł z samochodu, zamknął go i ruszył w stronę domu Tweeda. Policjant zastąpił mu drogę.

- Tu nie wolno wchodzić, \ajlepiej niech pan stad odjedzie...

- Znam człowieka, który tu mieszka. Co się stało?

Policjant nie bardzo \viedział. co odpowiedzieć Spojrzał niepewnie na schody, na których znowu pojawił się brunet. Tak. Harvey - przypomniał sobie wreszcie Newman. Nadinspektor Ronald Haney. Tępy biurokrata. Har\ey zbiegł ze schodów prosto w kierunku \cwmana.

- Co pan tu robi o tej godzinie? Tweed dzwonił do pana?

- A  po  co  miałby   dzwonić  w  środku nocy? - skontrował

pytaniem New mań. W tym momencie w drzwiach domu pojawił się Howard, szef SIS. Tajnej Shiżby Wywiadowczej. Ale nie b\l to uv; nieskazitelny Howard. jakiego Newman zw;,kie spoukał. T\m raA-m pulchna, zaczerwieniona twarz tego wysokiego piećdziesięciolcimcgo mężezwm była zdeformowana szczecina zarostu. KIzAWO zao.!azM.:\ krawat, zmięta koszula - wszystko wskazywało na to. ze w \ r w c,\,^ ,\ nagle z łóżka. Minę miał ponura: Newman załozyłb} się. ze Hova'\i wciąż jeszcze jest półprzytomny.

- \\;ejdź do środka. Bob - mruknął. -- To paskudna spraw,; l w dodatku jest tu minister...

Mówił wciąż, prowadząc Boba przez wąski hali i pn schodach HJ pierwsze piętro. Depcząc Newmanowi po piętach Hane\ protesiowi:i:

- Chyba za wcześnie na wpuszczanie uitaj zagraniezmch korespondentów!

- Biorę to na siebie - rzucił Howard przez ramię, nadal w *pim: j.n się po stopniach. - Zresztą pan doskonale wie. ze Newman jc-, sprawdzony i że dużo pracował z nami.

-- O jakim ministrze mówiłeś? - spytał Newman.

- O ministrze bezpieczeństwa zewnętrznego. Buckmaster jesi ui we własnej osobie: tylko jego mi tu brakowało. No trzymaj >,e mocno. Bob. To jest tutaj...

Howard wyprostował się i sztywno wkroczył do sypialni Tweed.i Było tu pełno ludzi. Newman zauważy) katem oka. że okno jcs; szczelnie zasłonięte. Ale jego wzrok powędrował nat\chmiaM w silone łóżka Tweeda. gdzie leżało ..to".

Dziewczyna miała zapewne około trzydziestki. Piękne jasne wlo-\ spiywał\ szeroką falą na poduszkę. Leżała odsłonięta, całkiem IKUM: długie nogi były ciasno zsunięte. Musiała być wspaniała za życia. Ale teraz widok był okropny. Język zwisał z kształtnych warg na lew\ policzek. Szeroko otwarte zielonkawe oczy patrzyły martwo v\ sufit Szyja była straszliwie posiniaczona.

Stojący przy łóżku człowiek w czarnym garniturze, także nie ogolony, schylił się i podniósł z podłogi czarną torbę. Lekarz - domyślił się Newman. Lekarz postawił torbę na krześle, ściągną! z dłoni gumowe rękawiczki, wrzucił je do torb\ i zamknął ja.

- No i co. doktorze, co pan odkrył? - odezwał się Harve\. Lekarz, niski otyły mężczyzna z przerzedzonymi siwymi włosami, spojrzał wymownie w sufit.

- Na litość boską, musi pan poczekać na wyniki badań. Ja nie mam daru jasnowidzenia.

- Zapewne - włączył się ktoś nów v. starannie cedząc słowa. -

Ale może mi pan przecież przekazać wstępne spostrzeżenia. Czas mói drogi, jest dla nas szczególnie ważny, jeśli wziąć pod uwagę, kim jest morderca.

Newman odwrócił głowę. Na progu sypialni stał szczupły, czter-dziestoparoletni mężczyzna. Gęste czarne włosy okalały jego twarz. Miał co najmniej sześć stóp wzrostu - ale nie tylko to czyniło zeń autorytet, dawało przewagę nad innymi obecnymi w pokoju. W odróżnieniu od tamtych był świeżo ogolony, a jego piwne oczy były ruchliwe i czujne. Miał na sobie droga sportową marynarkę i nieskazitelnie białą koszulę, a w niebieskim krawacie tkwiła spinka z emblematem sławnego pułku spadochroniarzy. Lance Buckmaster. minister bezpieczeństwa zewnętrznego. Znany ze swojej dbałości o nienaganna aparycję. Również jego sposób mówienia zdradzał dobrą, prywatna szkołę.

- Znasz pana ministra. Bob? - spytał oficjalnie Howard.

- Tak. spotkaliśmy się już...

- Doktorze, nie odpowiedział pan na moje pytanie - przerwał Buckmaster.

Lekarz westchnął, potem zacisnął usta. wreszcie przemówił:

- Ta dziewczyna została uduszona, a następnie brutalnie zgwałcona. Więcej nie mogę powiedzieć przed...

- Wiem. przed sekcją - zniecierpliwił się Buckmaster. - Znam\ tę formułę. Ale na jakiej podstawie twierdzi pan. że najpierw było zabójstw o. a dopiero potem gwałt? Dlaczego nie mogło być odw rotnie?

- Ofiara mimo szczupłej budowy wygląda na osobę zręczną i silna. Gdyby broniła się w czasie gwałtu, miałaby pod paznokciami >kórę napastnika. Jest jakiś minimalny ślad na palcu wskazującym - ale to wszystko. A i to trzeba jeszcze sprawdzić w laboratorium. Jeśli chodzi o mnie. to wstępne badanie jest skończone. - Doktor popatrzył na >tojacych w pokoju łudzi. - Jeśli panowie pozwolą, pójdę już...

Skinął głową \\ stronę Howarda i wyszedł, nie oglądając się na Buckmastera. Również fotograf i laborant sądowy stwierdzili, że nie maja tu już nic do roboty. Dwaj ludzie w kombinezonach starannie zawinęli ciało w płótno, ułożyli na noszach i wynieśli z pokoju. Buckmaster. splótłszy ręce za plecami, niespokojnie chodził w tę i z powrotem, potrząsając gęsta czupryna.

- Dlaczego zakładacie, że to Tweed? - spytał Tslewman. patrząc na Howarda.

- Bo to jego mieszkanie.

To Harvey odpowiedział. Używając gumowej rękawiczki chwycił fajkę, która leżała na szklanej popielniczce, i wrzucił ją do przezroczystej torebki.

- Palił nawet swoją fajkę, zanim to zrobił.

- Mogę obejrzeć tę fajkę? - nalegał Newman. - Pełno w nic; tytoniu: i tylko trochę nadpalony.

- Czyli pociągnął sobie parę razy. zanim crmycił ja za szyje i zrobił cała resztę...

Newman podszedł do niedużej szaty w ścianie.

- Mogę tu zajrzeć?

- Nie może pan - odparł Harvey. Zakleił torebkę z fajka. - A właściwie... co tam pana interesuje?

- Na przykład puszka z tytoniem.

- No to może rzeczywiście zajrzyjmy do środka. - Hancy sięgnął w stronę szafki urękawicznioną dłonią i otworzył drzwi. Puszka tytoniu stała spokojnie na półce. Har\ey podważył wieczko. Puszka byki w połowie opróżniona. Newman pochylił się i powąchał zawartość: poczuł nieprzyjemny odór stęchlizny. - Zadowolony? - Harvey zamknął wieczko i odstawił puszkę na miejsce. - A w dodatku Tweed zniknął...

- Chyba uciekł, jak zrozumiał, co zrobił - włączył się Buckma\-ter. - Cała nadzieja, że sam skończy ze sobą. Oczywiście ani sło\\a o tej sprawie. Newman. Podpisał pan deklarację o tajemnic} służbowej

- A sąsiedzi? - spytał Newman.

- Puścimy wiadomość, że Tweed wyjechał na kolejna inspekcja. Tweed nie utrzymuje kontaktów z sąsiadami, a oni wiedza tylko, że jest szefem działu roszczeń w jakiejś firmie ubezpieczeniowe! i ze ma kupę robot) za granica. Wiem to od Howarda.

- T chce pan utrzymać to wszystko w tajemnic} - przypomniał Newman. - To dlaczego sam pan się tutaj pokazuje: przecież \\sz\sc\ znają pana ze zdjęć w gazetach przy byle okazji...

- Nie podoba mi się pański ton - głos Buckmastera stał się agresywny. - Proszę nie zapominać, że mówi pan do ministra Koron} A jestem tutaj, bo Howard do mnie zadzwonił. Zostawiłem swojego mercedesa i kierowcę dwie ulice stąd. Zresztą już wychodzę. Skontaktuję się z panem o dziewiątej rano: niech pan się postara być w swoim biurze - rzucił w stronę Howarda.

Wyjął z kieszeni kraciasta czapkę golfowa i naciągnął ją nisko na czoło. Uśmiechnął się drwiąco w kierunku Newmana.

- Myśli pan. że ktoś mnie rozpozna w drodze do samochodu? Wyszedł. Howard nerwowo wzruszył ramionami.

- Właściwie ma rację. Zawsze chodzi z goła głową... - przerwał, bo Buckmaster znów pojawił się na progu.

- Zabawne. Nigdy nie podejrzewałbym Tweeda o taki sadyzm - rzuci) i znowu wyszedł, tym razem na dobre. Howard machnął obiema rękami naraz, gestem człowieka zagubionego.

- A ja nigdy nie podejrzewałbym Buckmastera o tak humanitarne myśli. Ludzie są śmiesznie poplątani...

10

- Jak się dowiedziałeś o tej sprawie? - spytał Newman cicho.

- Anonimowy telefon. Obudził mnie. ..Tweed jest w paskudnych kłopotach, w swoim mieszkaniu na Radnor Walk". Chyba tak właśnie powiedział, dokładnie...

- A więc mężczyzna? Rozpoznałeś jego głos? Zastanów się. to cholernie ważne.

- Nie, chyba nigdy przedtem nie słyszałem tego głosu. No wiec ubrałem się szybko. Na szczęście byłem sam, Cynthia wyjechała. Dotarłem tu około wpół do drugiej. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Najpierw dzwoniłem, ale nikt się nie pokazał, więc wszedłem na górę... i znalazłem ją tutaj, na łóżku. Nikogo innego w domu nie było. Zadzwoniłem do Buckmastera, tylko tyle mogłem zrobić. Przyjechał i od razu wezwał naszą Sekcję Porządkową. Nie możemy dopuścić do publicznego ujawnienia takiego skandalu. To byłaby katastrofa dla firmy.

- Kim jest... była... ta dziewczyna? - spytał Newman sucho.

Howard. wciąż jeszcze trochę nieprzytomny, spojrzał na niego uważniej. Dziennikarz był szatynem czy raczej ciemnym blondynem po czterdziestce, średniego wzrostu i silnej budowy. Nawet o tej porze sprawiał wrażenie człowieka czujnego, naładowanego energią. Brakowało tylko jego zwykłego kpiarskiego uśmiechu.

- Nie mam pojęcia - odpowiedział w końcu Howard. - Chłopcy przewrócili cały dom do góry nogami, ale nie znaleźli nawet jej torebki. Oczywiście od razu przypomnieli sobie, że żona Tweeda uciekła parę lat temu z jakimś bogatym greckim armatorem i że od tej pory nie bardzo zajmował się kobietami...

- Tweed lubi dziewczyny - przerwał os-tro Newman. - Parę razy zanosiło się nawet na poważny romans. A o żonie zapomniał, jak tylko zajął się pracą. Przecież wiesz.

- No, tak myślałem...

- Co. ty też?! To fantastyczne! - Newman klepnął się ręką po udzie. Odwrócił się, słysząc jakiś hałas przy drzwiach. To Harvey wrócił do pokoju.

- Jedno wydaje mi się dziwne, panie Newman - zaczął oficjalnym tonem. - Jakim cudem znalazł się pan tutaj o tej godzinie?

- Byłem na przyjęciu u Ciprianiego na Strandzie: to jest lokal czynny non stop. Dla otrzeźwienia wracałem piechotą do domu. na Beresfore Road. Ale nie chciało mi się spać, więc postanowiłem pojeździć po Londynie, żeby się trochę zmęczyć.

- Dosyć długi ten spacerek, pozwoli pan zauważyć - stwierdził Harvey. uśmiechając się krzywo. Newman miał ochotę mu przy-pieprzyć.

- No i co z tego. do cholery? - spytał przez zęby.

- Nic, przynajmniej na razie. Ale moglibyśmy sprawdzić tę pańska historyjkę. Poszukać świadków, którzy widzieli, jak pan wychodził od Ciprianiego. l posłać kogoś tą samą drogą, o tej samej porze, żeby zobaczył, ile czasu na to trzeba...

- Posłać? A może sam by się pan przeleciał? - odparował Newman. - Dobrze by panu zrobiło na linię.

- Dajmy spokój osobistym wycieczkom - Harvey spuścił z tonu. - Najważniejsze, gdzie teraz jest Tweed.

Klęcząc na podłodze w swoim biurze - na pierwszym piętrze centrali Secret Senice przy Park Crescent - Tweed kręcił tarczą sejfu ustawiając kolejne numery szyfru, wreszcie pociągnął drzwiczki otwierając je na oścież.

Żaluzje w oknach wychodzących na Regent's Park były opuszczone, ale Tweed nie zapalił światła. Przyświecał sobie latarką. Wyciągnął jedną szufladę i wyjął z niej kilka paczek banknotów: marek niemieckich i franków szwajcarskich. Ułożył je starannie w przygotowanej obok aktówce, następnie przykrył kilkoma warstwami folderów firnu ubezpieczeniowej i czterema tanimi książkami. Zamknął teczkę, potem sejf, przekręcił parę razy tarcze szyfrową i wstał.

Czterdziestoparoletni, krępej budowy, brunet. Tweed nosił na co dzień okulary w rogowej oprawie. Sprawiał wrażenie człowieka uprzejmego, o niepospolitej inteligencji. Oczy za soczewkami okularów były bystre i czujne. Ubrany był w typowy urzędniczy garnitur, solidny, nie tak jednak elegancki, jak garnitury jego szefa. Howarda. Tweed. zastępca dyrektora SIS. wyglądał jak przeciętny przechodzień, na którego nie zwraca się uwagi - i bardzo troszczył się o to. aby tak właśnie wyglądać.

Przyświecając sobie nadal latarką, położył teczkę na biurku, wyjął z kieszeni pęk kluczy i dwóch z nich użył. by otworzyć specjalnie wzmocniona prawą dolną szufladę biurka. Spod leżących tu trzech książek szyfrowych wyciągnął sześć paszportów: wszystkie zawierał} jego fotografię, tyle że bez okularów, ale w każdym było inne nazwisko. Wybrał paszport na nazwisko William Sanders i wsunął go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Pozostałe pięć ułożył płasko na dnie swojej aktówki. Zamknął szufladę i wstał. I wtedy ktoś zapalił światło w pokoju.

Paula Grey. piękna asystentka Tweeda. zamknęła drzwi i oparła się o nie. Była to trzydziestoletnia osoba o kruczoczarnych włosach, korę lśniły teraz w płynącym z sufitu świetle. Wyraźnie zarysowana broda

znamionowała stanowczość. Paula była wspaniale zbudowana: miała smukła sylwetkę i bardzo długie nogi. Ubrana była w granatowa garsonkę i białą bluzkę z wielka kokardą. Przez ramię miała przewieszony wełniany płaszcz: nic dziwnego - ten lutowy przedświt w Londynie był bardzo chłodny, prószył nawet drobny śnieg.

Mimo zaskoczenia Tweed zdoła) ukryć wewnętrzne napięcie. Jego umysł pozostawał chłodny, a głos brzmiał zupełnie normalnie, gdy pierwszy zaatakował pytaniem:

- Co. u diabła, robisz tu o tej porze?

- Równie dobrze można hy ciebie o to zapytać - ruchem głowy wskazała na stojącą koło biurka walizkę. - Wybierasz się gdzieś? \ic mi nie mówiłeś. Nie masz czasem jakichś kłopotów? Prawa ręka Tweeda powędrowała machinalnie do kieszeni w poszukiwaniu fajki. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że już od dawna nie pali. że skończył z tym paskudztwem. Tymczasem jego umysł szukał w pośpiechu jakiejś wiarygodnej odpowiedzi.

- Coś mi wypadło niespodziewanie. Jadę na parę dni za granicę. Podeszła zgrabnie i z wdziękiem i położyła dłonie na jego ramionach.

- To ja. Paula. pamiętasz mnie jeszcze? Przyszłam tu. bo mam •'\\uia robotę, po prostu wstałam wcześniej. No więc powiesz wreszcie, co się \tało?

- Lepiej usiądź. Otóż będę oskarżony o morderstwo i g\\ałt. Piękna młoda dziewczyna, której nigdy przedtem nie widziałem, leży \\ moim łóżku na Radnor Walk. Teraz pewnie zapytasz, czy rzeczywiście to zrobiłem? - w jego glosie był tylko cień cienia emocji.

Paula zacisnęła dłonie na ramionach Tweeda i potrząsnęła nim. \lbo raczej próbowała potrząsnąć. Stał nieporuszony jak kamień.

- Co ty. do cholery, wygadujesz? Jak możesz tak myśleć o mnie? -jej głos drżał ze zdenerwowania. Po chwili jednak opanowała się. - Czyś ty oszalał? Chcesz uciekać jak pospolity złodziej? Jesteś m wicedyrektorem, zapomniałeś? Musisz zostać i walczyć. To l y musisz badać tę sprawę.

-- \ie mogę. Pracowałem nad pewnym tajnym projektem. Tylko jedna osoba w firmie wie o tym oprócz mnie. Muszę pozostać na \\olnosci. żeby pilotować ten projekt. Stawka jest ogromna - może na\\et bezpieczeństwo całego zachodniego świata. Wiem. że to brzmi melodramatycznie. ale taka jest prawda. Pójdę już. Paula: muszę złapać najbliższy samolot do Brukseli.

- Dlaczego do Brukseli? Zresztą wciąż nie rozumiem, skąd pewność, że to \\lasnie ciebie oskarżą o ten cały pasztet.

- Bo ktoś cholernie sprytnie to zaplanował. Może nawet podrzucili w moim mieszkaniu jakiś ..niezbity dowód". Nic nie wiem. nie

miałem czasu dokładnie sprawdzić. A Bruksela?... To tylko pierwszy etap. Muszę znaleźć sobie jakąś mysią dziurę, z której mógłbym działać. Przecież zamkną mnie, jak tylko znajda tę biedna dziewczynę. Wszystko wskazuje, że to ja zamordowałem, ja zgwałciłem. I na kogo mogę liczyć przy takich podejrzeniach, kto mi pomoże? Jestem pewien, że nikt...

- Idiota ! - parsknęła ze złością. - Możesz liczyć na mnie. Jadę z tobą. Mam tu spakowaną walizkę na wszelki wypadek. A para jest zawsze mniej podejrzana niż samotny facet...

- Nie ma mowy.

Tweed siłą wyswobodził się z, jej objęć, podszedł do stojącego przy drzwiach wieszaka i ubrał się w swój stary prochowiec. Potem sięgnął po walizkę i aktówkę. Zatrzymał się na chwilę i popatrzył na Paule.

- Ty musisz zostać. Masz tutaj ważną dla siebie pracę, nie możesz ryzykować. Zostań i pilnuj wszystkiego na miejscu.

Wyszedł, starannie zamykając drzwi za sobą. Od tej chwili Tweed będzie wciąż uciekał, uciekał, uciekał. Zaczął się wielki koszmar.

 

 

Część pierwsza

 

UCIEKINIER: TWEED

 

 

1

Tego samego ranka, o siódmej. Lance Buckmaster dotarł na Threadneedle Street, do centrali firmy, której był założycielem: World Security & Communications Ltd. Nie chcąc, by go ktoś rozpoznal. wziął samochód żony. duże \olvo combi.

Dwudziestopiętrowy budynek był o tej porze pusty. Buckmaster zostawił volvo w podziemnym garażu, specjalnym kluczem otworzył dyrektorska windę i pojechał na osiemnaste piętro. Gareth Morgan, jego zastępca i powiernik, czekał na niego w dużym gabinecie, którego okna wychodziły na City. Biała mgła przesłaniała widok, nadając co wyższym budynkom widmowy wygląd. Zapowiadał się prawdziwy luty.

- Udało się - Buckmaster rzucił swoją kraciasta czapkę na kanapę, przemierzył wielkimi krokami pokój i rozparł się w dyrektorskim fotelu. - Wydział Specjalny kupił wszystko, połknęli haczyk razem z żyłka i spławikiem.

- A Tweed? - spytał zastępca. Gareth Morgan miał czterdzieści dwa lata. ale wyglądał na co najmniej pięćdziesiąt dwa. Przy swoich pięciu stopach w zrostu miał wyraźną nadwagę: jego ciało przypominało wielką rzepę, zadziwiająco zwinnie jednak poruszał się na małych zgrabnych stopach. Miał ciemne włosy i małe złośliwe świńskie oczka. Zawsze był starannie ogolony, co jednak tym bardziej demaskowało tłusty podbródek. Mówił z rozmyślną powolnością, wbijając wzrok w rozmówcę, jak gdyby chciał go zahipnotyzować. Był bardzo energiczny, sprytny i bezwzględny. Najlepiej określiła to kiedyś, w rozmowie z przyjaciółką, żona Buckmastera. Leonora: ..Lance i Morgan dobrze pasują do siebie: to para największych w świecie łajdaków"...

- Tweed zniknął, jakby zapadł się pod ziemię - uzupełnił swoja relację Buckmaster. - I właśnie na to liczyliśmy: że będzie uciekał.

- Tego człowieka nie można zlekceważyć - odezwał się ostrze-

gawczym tonem Morgan, zapalając cygaro. - Pewnie pojechał ru Kontynent...

- To tylko ułatwi ci robotę. W całej Europie są przecie? biura WS&C z dobrze wyszkolonym personelem. Powierzam ci te operacie. Znajdziesz Tweeda i zlikwidujesz go. Najważniejsze, żeby to wyglądało na wypadek...

Morgan wydął wargi w charakterystycznym grymasie.

- Chcesz, żebym osobiście tam pojechał'? A mój kramik tutaj1.1 Jak zostałeś ministrem, mianowałeś mnie naczelnym dyrektorom. Pamiętasz?

- Ty lubisz ruch - powiedział Buckmaster tonem nie znoszacym sprzeciwu. - Zresztą to należy do zadań dyrektora: lecisz do Europ} odwiedzasz kierowników biur. robisz mała lustracje i wracasz. Taki szef wahadłowiec, jak  Kissinger.  rozumiesz.   Gareth?  -  Spojrza1 na zegarek. - Ja też nie powinienem  tu siedzieć.  Jadę zaraz c> ministerstwa.

Morgan przejechał grubym paluchem po brodzie, pyknal dymem z cygara. Tak. Buckmaster ma racje, nie powinien pokazywać MC w tym budynku. Kiedy dostał nominacje na ministra, przekazał swoi udział żonie. Leonorze. Morganowi spodobało się także porównanie z Kissingerem. To przemawiało do jego ambicji. Dobrze, będzie ..wahadłowcem"; polata sobie służbowym odrzutowcem firnn.

- Ale będę tu często wracał. Myślę, że Leonora robi się trochę za bardzo aktywna, jak na przewodniczącą rady. zanadto ciekawa. I za dużo gada z tym księgowym. Tedem Doyle'em...

- Ciekawa? A co ja tak interesuje?

- Liczby; bilans spółki. Na razie trzymam ją z daleka od tajmch dokumentów. Ale właśnie: kiedy będzie te pięćdziesiąt milionów funtów pożyczki'? Nie mogę w nieskończoność blefowac wobec władz miejskich.

- Już niedługo. I zgubiłeś jedno zero. Bo to będzie pięćset milionów.

- Aż tyle? - Morgan zdołał ukryć wrażenie, jakie to na nim zrobiło. - Będzie można znowu dobrze rozkręcić biznes. Tylko gdzie ty dostaniesz tyle forsy9

Buckmaster wstał, włożył czapkę na głowę.

- Zostaw to mnie. A sam zajmij się Tweedem. I to szybko,..

- To może potrwać. Tweed to nie byle kto - ostrzegł Morgan.

- Tylko żeby nie trwało zbyt długo. Nasz termin się zbliża. Lec na Kontynent jeszcze dzisiaj. Idę...

Po wyjściu szefa Morgan przez dłuższa chwilę siedział wciśnięty w skórzany fotel: jego tłuste cielsko przelewało się przez poręcze. Myślał o długiej drodze, jaką przeszedł, odkąd jako początkując} ochroniarz związał się z Buckmasterem. Pamiętał, jakby to było

16

wczoraj, ogłoszenie w ..The Times": ..Potrzebny doświadczony administrator dla nowej agencji ochrony...". Zadzwonił z Cardiff pod numer podany w ogłoszeniu. To Buckmaster podniósł słuchawkę. Potraktował Morgana niezbyt życzliwie.

- Nie wiem. czy ma pan to doświadczenie, o które nam chodzi...

- Ale ja już mam w garści bilet pierwszej klasy z Cardiff do Londynu. Dzwonię z dworca. Ekspres odchodzi za pięć minut - widzę go z tej budki. Niech pan mi poświęci kwadrans rozmowy, a na pewno pan mnie przyjmie. Jak nie - wychodzę z pańskiego biura i nigdy więcej się nie pokażę. Teraz mam już tylko cztery minuty do odjazdu pociągu...

Ten śmiały blef poskutkował. Buckmaster ostrzegł tylko, że nie zwróci mu pieniędzy za bilet. Morgan nie protestował. Wsiadł do ekspresu na dwie minuty przed odjazdem. Ale argumentem decydującym okazał się wyczyn Morgana w Cardiff. parę dni wcześniej. O tym niezwykłym udaremnieniu napadu na bank pisała nawet londyńska prasa. Zamiast, jak to zwykle czynią strażnicy bankowi, podróżować karetką z pieniędzmi. Morgan zaczaił się w okolicy banku, którą poprzedniego dnia dobrze sobie obejrzał. Rano. uzbrojony w kij baseballowy, ukryty pod cywilnym płaszczem, czekał w alejce prowadzącej do służbowego wejścia. Kiedy przenoszono pieniądze z karetki do banku, z zaparkowanego obok samochodu wyskoczyło dwóch ludzi. Za nimi pojawił się Morgan. Pierwszemu, uzbrojonemu w pistolet maszynowy, roztrzaskał kijem czaszkę: drugiemu połamał kolana, zanim ten zdążył użyć swojego automatu. Podczas spotkania w Londynie Buckmaster powiedział mu. że zakłada nową agencję ochrony, specjalizującą się w przewozie cennych ładunków. Początkowo chciał zresztą spławić Morgana - dopóki nie przypomniał sobie o udaremnionym napadzie w Cardiff. Czując szansę. Morgan rozgadał się; mówił z pasją i mina człowieka, który wie wszystko:

- Rutyna! To rutyna gubi solidne stare firmy. Jeżdżą ciągle tymi samymi trasami albo używają charakterystycznych, łatwo roz,po-znawalnych furgonetek. Nasze pojazdy muszą być różnych typów i rozmaicie pomalowane, a informacje o miejscu przeznaczenia ładunku kierowca może dostać dopiero w momencie wyjazdu z bazy - a i to szyfrem, bezpośrednio od pana lub ode mnie. Musimy też odbywać lipne kursy, dla zmylenia zwiadu profesjonalnych bandytów. I chciałbym osobiście zatrudniać wszystkich pracowników - mam nosa do tych rzeczy, każdego drania wyczuję od razu... Zainstalujemy swoich informatorów w gangach, taki mały kontrwywiad... A w niektórych krajach na Kontynencie możemy użyć nawet twardszych metod...

- Na Kontynencie? - Buckmaster, który zwykle dominował w rozmowach, był wyraźnie przytłoczony rozmachem wizji Morgana.

17

- Oczywiście. - Nie zapalone cygaro tkwiące w zębach Morgana poruszało się gwałtownie na wszystkie strony. - Przecież myślimy o instytucji międzynarodowej. Najpierw Europa, potem Stany...

- A kiedy mógłby pan zacząć? - spytał w końcu Buckmaster.

- Jako pańska prawa ręka - natychmiast. Walizkę z rzeczami mam ze sobą Czeka w korytarzu.

Buckmaster zatrudnił go natychmiast. I nigdy nie żałował tej decyzji. To Morgan zaproponował nazwę World Security & Communications. A wszystko to było dwadzieścia lat temu. Dopiero wiele lat później Buckmaster zaczął interesować się polityką: został najmłodszym po?)em w :zbie Gmin. pozostawiając Morganowi kierowanie największą w świecie agencja ochrony. Bo przez wszystkie te lata agencja rozwidla się wielkimi krokami.

\ przecież - pomyślał Morgan, wiercąc się w fotelu - doradzałem więc?; ostrożności. Więcej troski o utrwalenie tego. co już osiągnięte: ale Buckmaster był nienasycony. Otwierał coraz więcej biur w wielu krajach Za dużo i za szybko.

- A l? któregoś dnia ja zgarnę cały ten kram - powiedział do siebie - C hyba że przedtem się rozleci.

Bo Morgan zdołał już wykupić kontrolny pakiet akcji spółki - oczywi-k'? pivez podstawionych ludzi. Na całym świecie była tylko jedna osoba, którą się naprawdę interesował. Nazywała się: Gareth Morgan.

Przeciągnął się i głośno ziewnął. Całą tę noc spędził na nogach. Ale była sprzwa ważniejsza niż sen. Tropienie Tweeda.

Tweed działał szybko. Zdążył na pierwszy w tym dniu samolot Saheny do Brukseli; na londyńskim lotnisku wylegitymował się paszportem Williama Sandersa. W stolicy Belgii pojechał taksówką na bulwar Waterloo. do hotelu ..Hilton". Zgłosił się do recepcji business--class na osiemnastym piętrze i wynajął apartament na dwunastym. Zostawił walizkę w pokoju i wyszedł z hotelu.

Wynajął BMW u Hertza, okazując prawo jazdy na nazwisko William Sanders. Zaparkował samochód w podziemnym garażu w pobliżu hotelu. Mógł skorzystać z g^rrażu ..Hiltona". ale byłoby to niebezpieczne w razie potrzeby nagłej ucieczki.

- Naprawdę myślisz, że uda nam się zniknąć? - spytała Paula. kiedy wracali do hotelu.

- JeśH ciągle będziemy w ruchu...

Towarzystwo Pauli Grey było elementem, którego przedtem nie

przewidywał. Paula wzieła z biura swoją walizkę i pojechała za nim taksówka na lotnisko. Kiedy w kantorze Sabeny kupował bilet powrotny business-class, odniósł wrażenie, że ktoś go śledzi. Obejrzał się: Paula stała tuż za nim.

- Powrotny business-class do Brukseli - poinformowała hostessę.

Z biletem w garści ponownie ustawiła się tuż za nim przy wyjściu do samolotu. Tweed nie mógł się temu sprzeciwić: wokół stali ludzie, a jemu bynajmniej nie zależało na tym, by zwracać na siebie uwagę. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy usiedli obok siebie w na wpół pustym samolocie.

- Co ty wyprawiasz?

- Jadę z tobą. Powiedziałam ci przecież. W biurze.

- Nie możesz być ze mną. Są sprawy, o których nie wiesz. Narażasz się na cholerne niebezpieczeństwa.

- Już mi się zdarzało. Pamiętasz Rotterdam na przykład?

- Chcę, żebyś wróciła do Londynu pierwszym samolotem. Powtarzam: jestem pospolitym zbiegiem ściganym za morderstwo i gwałt. To bardzo niemiłe uczucie, zapewniam...

- A więc potrzebujesz każdej pomocy, na jaką możesz liczyć. W biurze mówiłeś o jakimś tajnym projekcie. To dlatego musisz się ukrywać?

- Tak. I nie pytaj mnie o to więcej.

- Ale nie zostawię cię tak - ostrzeg...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin