1 MARK TWAIN Yankes na dworze kr�la Artura Tytu� orygina�u A Connecticut Yankee in King Arthur�s Court (1889, wariant tytu�u: A Yankee at the Court of King Arthur) Kilka s��w wst�pu Z dziwnym cz�owiekiem, o kt�rym zamierzam opowiedzie�, spotka�em si� w warwickim zamku. By�em oczarowany jego niewymuszon� prostot�, zdumiewaj�c� znajomo�ci� staro�ytnej broni i wreszcie tym, �e bez przerwy sam potrafi� toczy� rozmow�, dzi�ki czemu towarzystwo jego nigdy nie stawa�o si� uci��liwe. Z rozmowy, kt�r� nawi�za�em z nim, dowiedzia�em si� wielu ciekawych rzeczy. S�uchaj�c jego p�ynnej, g�rnolotnej i wyszukanej mowy, mia�em wra�enie, �e przenosz� si� do jakiej� oddalonej epoki, do dawno zapomnianych kraj�w. Gdy tak stopniowo osnuwa� mnie czarodziejsk� sieci� swej gaw�dy, zdawa�o mi si�, �e widz� dooko�a siebie, poprzez mg�� i patyn� zamierzch�ych czas�w, jakie� majestatyczne widma i cienie, �e m�wi� z cudem ocala�ym rozbitkiem g��bokiej staro�ytno�ci. Zupe�nie podobnie, jak gdybym ja m�wi� o swych najbli�szych przyjacio�ach i osobistych wrogach lub o swych s�siadach � opowiada� o sir Bediverze, Bors de Ganisie, Lancelocie, rycerzu Jeziora, o sir Galahadzie i o innych wielkich imionach Okr�g�ego Sto�u. Jakim starym, niewypowiedzianie starym, pomarszczonym i jak gdyby przypr�szonym py�em stuleci stawa� si�, gdy zag��bia� si� w swe opowie�ci! Pewnego razu, gdy�my pod wodz� wynaj�tego przewodnika zaznajamiali si� z historycznymi pami�tkami zamku, znajomy m�j zapyta� mnie najspokojniej w �wiecie, tak jak ludzie pytaj� zazwyczaj o pogod�: � Czy s�ysza� pan co� o w�dr�wce dusz, o przenoszeniu si� epok i ludzi? Odpowiedzia�em, �e bardzo ma�o, nic prawie. Mia�em wra�enie, �e pogr��ony w zadumie nie s�ysza�, co mu odpowiedzia�em i czy mu odpowiedzia�em w og�le. Milczenie, kt�re nast�pi�o, przerwa� monotonny g�os naszego przewodnika: � Staro�ytna zbroja pochodz�ca z sz�stego stulecia, z czas�w kr�la Artura i Okr�g�ego Sto�u. Jak przypuszczaj�, zbroja nale�a�a do rycerza sir Sagramora le Desirousa. Niech pa�stwo zwr�c� uwag� na okr�g�y otw�r z lewej strony. Co do pochodzenia otworu nie mamy �cis�ych wiadomo�ci. Nale�y s�dzi�, �e jest to p�niejszy �lad po kuli kt�rego� z �o�nierzy kromwelowskich. Znajomy m�j u�miechn�� si� � nie naszym zwyk�ym u�miechem, lecz tak, jak si� u�miechano zapewne wiele, wiele lat temu � i mrukn��, jak gdyby m�wi�c do siebie: � Gadaj pan zdr�w! Ja widzia�em, jak powsta� ten otw�r. � I po chwili milczenia doda�: � Sam go zrobi�em. Zanim przyszed�em do siebie po tym dziwacznym o�wiadczeniu, ju� go nie by�o. Ca�y ten wiecz�r sp�dzi�em przy kominku ozdobionym warwickim herbem, zatopiony w marzeniach o zamierzch�ych czasach, przys�uchuj�c si� wyciu wiatru w kominie i szemraniu deszczu �ciekaj�cego kroplami po szybach. Od czasu do czasu zagl�da�em do ksi��ki starego sir Tomasza Malory i rozkoszowa�em si� jej niestworzonymi przygodami i cudowno�ciami upajaj�c si� aromatem starodawnych imion. Wreszcie postanowi�em ju� z pewn� niech�ci� uda� si� na spoczynek, gdy zastukano do drzwi mego pokoju i wszed� nowy m�j znajomy. Powita�em go z prawdziwym zadowoleniem, podsun��em mu krzes�o i zaproponowa�em fajk�. Po czym, gdy si� rozsiad�, pocz�stowa�em go gor�c� szkock� whisky i oczekiwa�em ciekawej opowie�ci. Po czwartym �yku whisky go�� m�j zacz�� spokojnie i niewymuszenie opowiada�. KONIEC ROZDZIA�U
Biluklb