Mark Twain_Jankes na dworze króla Artura.txt

(399 KB) Pobierz
Mark Twain
        
        
        
                Yankes na dworze
                  Kr�la Artura
          
        
                     Tom 
        
                Ca�o�� w tomach
        
        
        
        
        
        
        
        
          Polski Zwi�zek Niewidomych
          Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
               Warszawa 1990






        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
        
          T�oczono w nak�adzie 10 egz. 
        pismem punktowym dla niewidomych 
        w Drukarni PZN, 
        Warszawa, ul. Konwiktorska 9.
        Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
          Przedruk z wydawnictwa 
        "Alfa", Warszawa 1989
        
        
        
          Pisa�a J. Szopa 
          Korekty dokona�y
        K. Kopi�ska
        i U. Maksimowicz 






                 Od redakcji
        
          Mark Twain (prawdziwe nazwisko 
        Samuel Langhorne Clemens), 
        pisarz ameryka�ski, urodzi� si� 
        30 XI 1835, zmar� 21 IV 1910 
        roku. Gdy mia� dwana�cie lat, 
        straci� ojca i musia� podj�� 
        prac� zarobkow� - by� w�drownym  
        drukarzem, pilotem rzecznym na 
        Missisipi, poszukiwaczem z�ota i 
        dziennikarzem. Debiutowa� w 1865 
        roku zbiorem humoresek "The 
        Celebrated Jumping Frog of 
        Calaveras County". Satyr� na 
        snobistyczne nawyki turyst�w 
        ameryka�skich jest tom szkic�w z 
        podr�y po Europie i Palestynie,
        "The Innconets Abroad" (1869). W 
        okresie szcz�liwego ma��e�stwa 
        z Olivi� Langton (1871_#1891) 
        powsta�y jego najs�ynniejsze 
        powie�ci: "Przygody Tomka 
        Sawyera" (1876), "Kr�lewicz i 
        �ebrak" (1882), "�ycie na 
        Missisipi" (1883), "Przygody 
        Hucka" (1884) i "Yankes na dworze 
        kr�la Artura" (1889). P�niej w 
        �yciu Twaina nast�pi� nag�y 
        zwrot: bankructwo i tragiczna 
        �mier� �ony i dw�ch c�rek. 
        Ostatnim, nie doko�czonym 
        dzie�em jego �ycia jest 
        "Autobiography" (1924). Cho� we 
        wszystkich utworach Twaina brzmi 
        nuta komizmu, s� one zarazem 
        rzetelnym, realistycznym obrazem 
        wsp�czesnej Ameryki i poruszaj� 
        wa�ne zagadnienia spo�eczne i 
        moralne. Nieco inny Twain jawi 
        si� nam w takich utworach 
        fantastycznych jak poetyckie 
        "Pami�tniki Adama i Ewy" (1904 i 
        1906) i metafizyczny "Tajemniczy 
        przybysz" (1916).
          "Yankes na dworze kr�la 
        Artura" to powie�� zaliczana do 
        kanonu literatury fantastycznej. 
        "Yankes na dworze kr�la Artura" 
        jest wersj� tej powie�ci 
        opracowan� dla dzieci w ka�dym 
        wieku, przedstawiaj�c� w spos�b 
        lekki i dowcipny histori� 
        Amerykanina przeniesionego w 
        odleg�e czasy feudalne, kt�ry 






        usi�uje zaszczepi� na �wczesnym 
        gruncie zdobycze wsp�czesnej 
        kultury. Ten pomys� pozwoli� 
        autorowi na sparodiowanie 
        konwencji literackiej 
        idealizuj�cej tradycje 
        rycerskie, na krytyk� 
        �redniowiecznego systemu 
        hierarchicznego opartego na 
        wyzysku i refleksje nad 
        niezmienno�ci� ludzkiej natury. 
        Niniejsze opracowanie zosta�o 
        opublikowane po raz pierwszy 
        przez Towarzystwo Wydawnicze 
        "R�j" w roku 1936, a jego autor 
        jest nieznany.
        
          Kilka s��w wst�pu
        
          Z dziwnym cz�owiekiem, o 
        kt�rym zamierzam opowiedzie�, 
        spotka�em si� w warwickim zamku. 
        By�em oczarowany jego 
        niewymuszon� prostot�, 
        zdumiewaj�c� znajomo�ci� 
        staro�ytnej broni i wreszcie 
        tym, �e bez przerwy sam potrafi� 
        toczy� rozmow�, dzi�ki czemu 
        towarzystwo jego nigdy nie 
        stawa�o si� uci��liwe. Z 
        rozmowy, kt�r� nawi�za�em z nim, 
        dowiedzia�em si� wielu ciekawych 
        rzeczy. S�uchaj�c jego p�ynnej, 
        g�rnolotnej i wyszukanej mowy, 
        mia�em wra�enie, �e przenosz� 
        si� do jakiej� oddalonej epoki, 
        do dawno zapomnianych kraj�w. 
        Gdy tak stopniowo osnuwa� mnie 
        czarodziejsk� sieci� swej 
        gaw�dy, zdawa�o mi si�, �e widz� 
        dooko�a siebie, poprzez mg�� i 
        patyn� zamierzch�ych czas�w, 
        jakie� majestatyczne widma i 
        cienie, �e m�wi� z cudem 
        ocala�ym rozbitkiem g��bokiej 
        staro�ytno�ci. Zupe�nie 
        podobnie, jak gdybym ja m�wi� o 
        swych najbli�szych przyjacio�ach 
        i osobistych wrogach lub o 
        swych s�siadach - opowiada� o 
        sir Bediverze, Bors de Ganisie, 
        Lancelocie, rycerzu Jeziora, o 
        sir Galahadzie i o innych 
        wielkich imionach Okr�g�ego 
        Sto�u. Jakim starym, 






        niewypowiedzianie starym, 
        pomarszczonym i jak gdyby 
        przypr�szonym py�em stuleci 
        staawa� si�, gdy zag��bia� si� w 
        swe opowie�ci!
          Pewnego razu, gdy�my pod wodz� 
        wynaj�tego przewodnika 
        zaznajamiali si� z historycznymi 
        pami�tkami zamku, znajomy m�j 
        zapyta� mnie najspokojniej w 
        �wiecie, tak jak ludzie pytaj� 
        zazwyczaj o pogod�:
        
          - Czy s�ysza� pan co� o 
        w�dr�wce dusz, o przenoszeniu 
        si� epok i ludzi?
          Odpowiedzia�em, �e bardzo 
        ma�o, nic prawie. Mia�em 
        wra�enie, �e pogr��ony w zadumie 
        nie s�ysza�, co mu 
        odpowiedzia�em i czy mu 
        odpowiedzia�em w og�le. 
        Milczenie, kt�re nast�pi�o, 
        przerwa� monotonny g�os naszego 
        przewodnika:
          - Staro�ytna zbroja pochodz�ca 
        z sz�stego stulecia, z czas�w 
        kr�la Artura i Okr�g�ego Sto�u. 
        Jak przypuszczaj�, zbroja 
        nale�a�a do rycerza sir 
        Sagramora le Desirousa. Niech 
        pa�stwo zwr�c� uwag� na okr�g�y 
        otw�r z lewej strony. Co do 
        pochodzenia otworu nie mamy 
        �cis�ych wiadomo�ci. Nale�y 
        s�dzi�, �e jest to p�niejszy 
        �lad po kuli kt�rego� z 
        �o�nierzy kromwelowskich.
          Znajomy m�j u�miechn�� si� - 
        nie naszym zwyk�ym u�miechem, 
        lecz tak, jak si� u�miechano 
        zapewne wiele, wiele lat temu - 
        i mrukn��, jak gdyby m�wi�c do 
        siebie:
          - Gadaj pan zdr�w! Ja 
        widzia�em, jak powsta� ten 
        otw�r. - I po chwili milczenia 
        doda�: - Sam go zrobi�em.
          Zanim przyszed�em do siebie po 
        tym dziwacznym o�wiadczeniu, ju� 
        go nie by�o.
          Ca�y ten wiecz�r sp�dzi�em 
        przy kominku ozdobionym 
        warwickim herbem, zatopionym w 
        marzeniach o zamierzch�ych 






        czasach, przys�uchuj�c si� wyciu 
        wiatru w kominie i szemraniu 
        deszczu �ciekaj�cego kroplami po 
        szybach. Od czasu do czasu 
        zagl�da�em do ksi��ki starego 
        sir Tomasza Malory i 
        rozkoszowa�em si� jej 
        niestworzonymi przygodami i 
        cudowno�ciami upajaj�c si� 
        aromatem starodawnych imion. 
        Wreszcie postanowi�em ju� z 
        pewn� niech�ci� uda� si� na 
        spoczynek, gdy zastukano do 
        drzwi mego  pokoju i wszed� nowy m�j 
        znajomy. Powita�em go z 
        prawdziwym zadowoleniem, 
        podsun��em mu krzes�o i 
        zapropnowa�em fajk�. Po czym, 
        gdy si� rozsiad�, pocz�stowa�em          
        go gor�c� szkock� whisky i oczekiwa�em
        ciekawej opowie�ci. Po czwartym 
        �yku whisky go�� m�j zacz�� 
        opowiada� Connecticut,ntu� nad 
        rzek�. Jestem wi�c Yankesem z 
        krwi i ko�ci i co za tym idzie - 
        kwintesencj� praktyczno�ci. Nie 
        znam si� tam na �adnych 
        uczuciach i tym podobnych 
        subtelno�ciach - innymi s�owy, 
        na poezji. Ojciec m�j by� 
        kowalem, wuj - weterynarzem, ja 
        za� trudni�em si� pocz�tkowo 
        jednym i drugim. Po pewnym 
        czasie jednak znalaz�em sobie 
        prac� w wielkiej fabryce broni i 
        zosta�em wkr�tce jednym z 
        najbardziej cenionych 
        robotnik�w. Nauczy�em si� robi� 
        strzelby, rewolwery, armaty a 
        tak�e kot�y parowe i 
        najrozmaitsze maszyny rolnicze. 
        Bra�em si�, s�owem, do 
        wszystkiego i robota pali�a mi 
        si� w r�ku. Przy tym, je�li nie 
        istania�a ulepszona metoda 
        robienia czego�, to cz�sto g�sto 
        sam na ni� wpada�em i wszystko 
        sz�o mi jak z p�atka. Wkr�tce 
        zosta�em mianowany g��wnym 
        majstrem i mia�em pod sob� dwa 
        tysi�ce ludzi.
          Ot� kiedy cz�owiek musi 
        kierowa� dwoma tysi�cami ludzi, 
        to nie ma czasu na bawienie si� 
        w grzeczno�ci i zajmowanie si� 






        np. faramuszkami. R�nie bywa�o. 
        Wreszcie trafi�a kosa na kamie� 
        i pewnego razu odpokutowa�em za 
        wszystko. Zdarzy�o si� to 
        podczas sprzeczki z pewnym 
        drabem, kt�rego�my nazywali 
        Herkulesem. Ch�op zdzieli� mnie 
        tak �omem przez g�ow�, �e wyda�o 
        mi si�, i� moja czaszka p�k�a na 
        dwoje jak orzech. W oczach mi 
        pociemnia�o i straci�em 
        przytomno��.
          Ockn�wszy si� zobaczy�em, �e 
        siedz� na trawie pod d�bem, w 
        jakiej� bardzo pi�knej, ale 
        zupe�nie nie znanej mi 
        miejscowo�ci. Nade mn� sta� 
        pochylony jaki� dziwny cz�owiek, 
        wygl�daj�cy tak, jak gdyby przed 
        chwil� wyskoczy� z ram obrazu. 
        By� on zakuty od st�p do g��w w 
        �elazn� staro�ytn� zbroj� i 
        nosi� na g�owie co� w rodzaju 
        beczu�ki nabijanej gwo�dziami. W 
        r�ku trzyma� tarcz� i olbrzymi� 
        lanc�, u boku mia� miecz. Ko� ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin