244. Small Lass - Cokolwiek się zdarzy.pdf

(534 KB) Pobierz
297889330 UNPDF
Lass Small COKOLWIEK SIĘ ZDARZY
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Amabel Clayton była niezwykle piękną kobietą, smukłą, szczupłą i cudownie zaokrągloną. Włosy miała gęste i czarne,
tak jak rzęsy okalające niebieskie oczy. Nie zwracała uwagi na swój wygląd, ale też nie mogła go zmienić. Jako
reporterka wolałaby wyglądać na kogoś mniej potrzebującego męskiego wsparcia, chociaż zdarzały się sytuacje, kiedy to
wrażenie bezradności się przydawało.
Większość współpracowników zwracała się do niej per Clayton, ale byli też tacy, którzy nazywali ją Mab. Była jedną z
tych osób, które całkowicie pogrążają się w pracy i nie potrzebują życia towarzyskiego. Ponieważ nie dbała o mężczyzn,
często jej zarzucano, że ich nie lubi. To nieprawda. Jak można lubić czy nie lubić czegoś, na co nie zwraca się uwagi?
Mieszkała w Los Angeles i pracowała jako reporterka z Zachodniego Wybrzeża w „Korzeniach Adama”, tygodniowym
magazynie, konkurującym z tygodnikami „Time” i „Newsweek”. To wyobraźnia wydawcy, Simona Quinta, nadała
magazynowi taki tytuł.
Kiedy Amabel powiedziała ojcu o swojej nowej posadzie, zmarszczył brwi i zapytał:
- Będziesz pracować dla Simona? Czy wie, że zostałaś przyjęta?
- Tak. To on przesłuchiwał mnie w Nowym Jorku. Podobał mu się ten artykuł, który napisałam o Rufusie Bairdzie.
- Przynajmniej potrafi docenić dobry tekst - stwierdził w zamyśleniu.
- A co będziesz tam robić? - spytała matka. - Jaki dział ci przypadnie? Nie przypominam sobie, by w „Korzeniach
Adama” pracowało zbyt wiele kobiet.
- Simon Quint jest niezwykle liberalny. Może będę pisać o korzeniach? - Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
- Mam tu trochę korzonków i cebulek, które możesz rozpracować - zażartował ojciec.
Ile razy jeszcze powie coś takiego? Ale słyszała już wszystkie żarty na temat korzonków, więc odparła z powagą:
- Zastosuję się do rady, której mi kiedyś udzieliłeś: bądź uczciwa. W moich wywiadach nie będę nikogo ośmieszać,
pokażę czytelnikom, jaką osobą jest człowiek, z którym rozmawiam, jakie są jego poglądy, co go interesuje.
- Będziesz świetna.
Ojciec wyraźnie nie był obiektywny.
- Zrób wywiad z Seanem Morantem - zaproponowała matka.
- To niemożliwe! - obruszyła się Amabel. - Gwiazda rocka wszechczasów? Myślisz, że biedna mała Clayton mogłaby
przeprowadzić wywiad dziesięciolecia? Figa z makiem.
Ileż to już razy słyszała: „Możesz zrobić wywiad z Seanem Morantem!”
Niemal zawsze odpowiadała tak samo: że ma szanse nie większe niż bałwan na wiosnę. Miała już dosyć słuchania o
Seanie Morancie.
Przez te kilka lat radziła sobie w nowej pracy całkiem dobrze. Przygotowywała się starannie, była rzeczowa i taktowna.
Tym, z którymi rozmawiała, zadawała pytania rozsądne i przenikliwe, ale nie denerwujące czy kłopotliwe. Nie
dokonywała wiwisekcji ofiary. Była całkowicie uczciwa wobec rozmówców. Bez kłopotów udawało jej się uzyskiwać
zgodę na wywiady, ale nie zdołała przeprowadzić rozmowy z Seanem Morantem.
Rzecznik prasowy Seana był człowiekiem obdarzonym naturalnym urokiem. Miał około czterdziestu lat, wyglądał
sympatycznie i pospolicie; starał się nie rzucać w oczy. Przedstawił się jako Jamie. Jamie Milrose.
- Jeśli komukolwiek Sean udzieli wywiadu, to właśnie tobie - oznajmił. - Wiesz o tym. Ale jeśli uzyskałabyś ten
przywilej, musiałby tę samą uprzejmość wyświadczyć innym wrzaskliwym i namolnym reporterom, którzy biją się o wy-
wiad z Seanem Morantem. Zdajesz sobie sprawę - tłumaczył cierpliwie - jak wiele czasopism chciałoby zamieścić z nim
wywiad! Od „Korzeni Adama” poprzez wszystkie typy magazynów, aż po gazetkę szkolną w Fort Wayne. Chodziłem
tam do szkoły i redagowałem „South Side Times”, więc wiem, co znaczy być reporterem.
Spojrzał na nią porozumiewawczo, jakby spodziewał się jej uśmiechu. Lecz Mab nie uśmiechnęła się.
- Gdyby się tak jednak zdarzyło - Jamie mówił dalej - gdybyśmy zgodzili się na wywiady, to pomyśl, ile czasu zmar-
nowałby Sean! Aż trudno uwierzyć, prawda? No i nadwerężanie tych jego biednych strun głosowych! Och, kochana,
miejże litość. Zrezygnuj.
- Nie jestem twoją kochaną - oświadczyła Mab, nieco przesadnie akcentując słowa.
- Tak się tylko mówi. To jak pocałunek na przywitanie. Niczego nie oznacza. - Uśmiechnął się, lekko przechylając
głowę. - Naprawdę nienawidzisz mężczyzn? - Przyglądał się jej uważnie.
- Kocham każde boże stworzenie - odparła Amabel z tą samą cierpliwością, z jaką Jamie wysłuchał jej prośby o wy-
wiad. - Po prostu niektóre z nich kocham bardziej niż inne.
- Jesteś lesbijką? - zapytał nagle.
- Nie. - Spojrzała na niego z oburzeniem.
- Więc jeśli nie masz takich skłonności, to co powiesz na wspólną kolację? - Szerokim gestem rozłożył ramiona i użył
swojego najbardziej kuszącego uśmiechu.
- Ta niewiarygodna zarozumiałość mężczyzn czasami mnie zdumiewa. - Zebrała swoje rzeczy, wsunęła notes i ołówek
do torebki i próbowała zasunąć zamek, ale coś się w nim zacięło.
- Moglibyśmy pomówić o wywiadzie - zasugerował kusząco Jamie. - Przekonasz się, ile znam sposobów, by podejść
Seana.
Przerwała walkę z zamkiem.
- Mówiłeś, że nie ma na to szans.
- Nie ma. - Uśmiechnął się. - Ale mogłabyś spróbować... ze mną.
- Jamie, mężczyźni tacy jak ty są mi zbędni. Nigdy nie rezygnujesz?
- Daj spokój. - Wyraźnie bawił się tą słowną szermierką. - Co ja ci zrobiłem?
- Nic mi nie zrobiłeś, ponieważ jestem ostrożna. - Przybrała minę osoby tolerancyjnej, ale ta rozmowa była dla niej
ciężką próbą.
- Jesteś dla mnie wyzwaniem.
- Nawet o tym nie myśl. - Wróciła do mocowania się z zamkiem.
- Może zrobisz wywiad o Seanie ze mną? - Odebrał jej torebkę, otworzył ją, wcisnął głębiej chustkę do nosa i zasunął
zamek bez trudu.
Zawahała się.
- Jak dobrze go znasz?
- Mogłabyś się o tym przekonać. - Oddał jej torebkę gestem, jakby wręczał różę, a uśmiechał się przy tym chytrze. -
Mam mały domek w Big Sur pod Monterey. Moglibyśmy tam pojechać na parę dni, porozmawiać... - Rzucił jej swoje
najbardziej niewinne spojrzenie.
- Są pewne granice w moim poświęcaniu się dla pracy. Chętnie zadałabym ci kilka pytań, ale wspólny weekend jest
wykluczony.
Roześmiał się. Oczy mu błyszczały.
- Sądziłem, że jesteś gorliwą młodą reporterką, gotową wszystko poświęcić dla sprawy. Szczerze mówiąc, moja droga,
prawie go nie znam.
Mab pomyślała, że brzmi to prawie tak, jak słynna odpowiedź Clarka Gable’a na prośby Scarlett.
Mab nigdy nie przeprowadzała wywiadu z „osobami zastępczymi”. Dziennikarze często pytali o opinię znajomych i
przyjaciół znanych osobistości. Mogłaby też przejrzeć dane w archiwum, odkryć powiązania i domysły na temat każdego,
kim zajmowała się gazeta. To wydawało się jej zbyt prostym rozwiązaniem - rozmawiać tylko z przyjaciółmi, krewnymi
czy współpracownikami osoby... takiej jak Sean Morant.
Ale Jamie zasiał ziarno, które wypuściło korzenie. Owe korzenie rozrastały się, a wkrótce miały zmienić życie Amabel
Clayton.
Ze spotkania z Jamie’m Milrose’em Mab wyniosła jedną informację, która stała się tematem dnia. W krótkiej notatce do
„Korzeni Adama” napisała, że krążą pogłoski, jakoby struny głosowe Seana Moranta były zagrożone. Czyżby miał stracić
głos? Jeśli tak, to co stanie się z jego grupą? I z jej wokalistą Seanem Morantem?
Po tych paru zwięzłych słowach wśród fanów rocka wybuchła panika. Informacja rozeszła się wszędzie. Powtórzono ją
w Music Television, a prezenter wyraził nadzieję, że nie jest prawdą.
Po tygodniu zadzwonił Jamie.
- Kochana! Wyrywają sobie jego płyty, bo wszyscy sądzą, że niebawem nie będzie mógł śpiewać. Cudownie! Jestem ci
za to coś winien.
- Może wywiad? - spytała szybko Mab. Mrucząc jak kot, Jamie przypomniał:
- Zawsze pozostaje Big Sur.
- Jamie, sam powiedziałeś, że jesteś mi coś winien. Może wywiad z Seanem?
- Może chciałabyś jego album „Timeless” z autografem? - zapytał, po czym dodał gładko: - W „She Rocked Me”
śpiewa o takiej kobiecie, która mogłaby być tobą.
- Spróbuj załatwić mi ten wywiad...
- To beznadziejne, skarbie - odparł z wyraźnym żalem, ale skończył rozmowę.
Kilka dni później Amabel dostała płytę „Timeless” z autografem i piosenką „She Rocked Me”. Nigdy jeszcze nie wsłu-
chiwała się tak w nagrania Seana. Jego szorstki głos był podniecający... tak przynajmniej jej się zdawało. Ta kobieta z
piosenki, o której Jamie mówił, że mogłaby być Mab, wykorzystywała mężczyzn niczym wampir. Wysysała z nich
niewinność i miłość, a potem porzucała. Mab była wściekła. Dlatego też album wciąż leżał na biurku, kiedy jej szef,
Wallace Michaels, wszedł do maleńkiego gabinetu Amabel. Obejrzał płytę z wyraźnym zaciekawieniem.
- Dostałaś album z autografem od Seana Moranta?
- Od jego speca od reklamy, Jamie’ego Milrose’a. Pisała na maszynie. Nie znosiła komputerów.
- Masz dojście do Jamie’ego? - zapytał Wallace.
- Wally - zaczęła takim tonem, jakby tłumaczyła dziecku. - Jamie prawdopodobnie sam podpisuje te płyty. Jest do tego
zdolny.
- Możesz załatwić wywiad? - spytał szybko. Wallace Michaels był szefem reporterów w „Korzeniach Adama”.
Ponieważ zajmował się tylko znanymi osobistościami, czuł się czasem jak trzeciorzędny obywatel i był człowiekiem
zakompleksionym. Marzył, by znaleźć się w głównym nurcie wiadomości i zdarzeń. A tymczasem praca skazywała go
tylko na plotki. Dostosował się w jedyny możliwy sposób: traktował te plotki poważnie.
- Wally, wiesz, że od trzech lat próbuję zdobyć dla ciebie wywiad z Seanem Morantem. Parę razy do roku spotykam się
w tej sprawie z Jamie’m Milrose’em. Próbowałam dopaść gdzieś Moranta, ale jak dotąd nie udało mi się. Tak samo jak
wszystkim innym reporterom. Dostajemy tylko oficjalne komunikaty prasowe. Zdajesz sobie z tego sprawę.
Wally w zamyśleniu wysunął dojną wargę i oznajmił:
- Potrzebny nam jest wywiad z Morantem.
- Oczywiście.
- Zastanów się, Mab. Ta twoja notatka o jego strunach głosowych narobiła niezłego zamieszania. Teraz jest
odpowiednia chwila. W dodatku nic ciekawego się nie dzieje. A zatem, jeśli tylko nie zginie jakaś ważna osoba, mogłoby
to pójść na pierwszą stronę! Musisz przeprowadzić z nim ten wywiad.
Mab nie była tym zachwycona.
- To musiałaby być seria wywiadów z ludźmi, którzy znali Moranta lub z nim pracowali - wyjaśniła Wally’emu.
- Zrób to. - Wally był stanowczy.
- Nie uda mi się.
Zamknęła biurko, uniosła wysuwaną półkę na maszynę, by zwolnić zatrzaski i wsunąć ją pod blat. Półka zacięła się.
Spróbowała jeszcze raz.
- Nie lubisz Seana Moranta - zauważył Wally tonem wyroczni.
Na chwilę przestała mocować się z półką. Wstała i spojrzała mu w oczy. Była bardzo uprzejma.
- Nie spotkałam zbyt wielu mężczyzn, których bym lubiła. Uważam, że się ich przecenia - dodała i machnęła ręką. - Ci,
których poznałam, są zwykle małostkowi, egoistyczni, niedojrzali i pozbawieni skrupułów. - Zmarszczyła czoło. -
Zapaskudzili świat. Politycznie i chemicznie. - Po czym dodała rzeczowo: - A w przypadku Seana Moranta mamy do
czynienia z absolutną bezużytecznością.
- Nadajesz się idealnie do zbadania, czy pod tym jego wizerunkiem kryje się prawdziwy człowiek.
Westchnęła niecierpliwie i znów zajęła się upartym mechanizmem biurka.
- Jesteś jednym z niewielu mężczyzn, których toleruję - powiedziała. - To nie jest zadanie dla mnie. Nie interesuje mnie
MTV, koncerty rockowe ani w ogóle ten typ muzyki. Uważam, że... - Urwała, zajęta badaniem półki.
- Uczestniczy w programie pomocy dla głodujących.
- A kto w nim nie uczestniczy? - Przygryzła wargę.
- Wiesz co, Mab? - Wally znów zmienił się we wróżkę.
- Ty naprawdę nienawidzisz mężczyzn. Cieszę się, że jestem już żonaty. Gdybym nie był, mógłbym próbować cię pode-
rwać, a ty byś mnie wykończyła. - Wyciągnął rękę i bez wysiłku wsunął pod blat półkę na maszynę do pisania. Przyjrzała
mu się z uwagą.
- Chciałabym być twoją sąsiadką.
- Jesteś wielkoduszna.
- Ale oszczędź mi wywiadu z Seanem Morantem.
Jednak Wally nie chciał ustąpić.
- Przeprowadź ten wywiad tak, jak uznasz za stosowne. - I dodał jeszcze: - Chris zaprasza cię w sobotę na kolację.
Przyjechał jej kuzyn i chciałaby ci go wystawić.
- Wystawić? - Mab spojrzała na Wally’ego i uniosła brwi.
- Mówisz tak, jakbym była myśliwym.
- Wydajesz się taka subtelna, a to tylko pozory - odparł uprzejmie. - Jeśli ktoś zobaczy cię po raz pierwszy, pomyśli, że
jesteś uosobieniem słodyczy i lekkomyślności, a potem przeżyje szok. Łatwo możesz oszukać mężczyzn. Chris uważa, że
taki szok bardzo się Joe’emu przyda.
- Jestem poważną kobietą. Nie lubię, kiedy biorą mnie za laleczkę. Moi rodzice nie po to mnie kształcili, bym uczyła
męską część ludzkości, że kobiety też są ludźmi.
- Wyświadczyłabyś Chris przysługę. - Uśmiechnął się.
- A ja z przyjemnością bym na to popatrzył. Należy się Joe’emu nauczka. Ten facet to prawdziwy drań.
- Zapowiada się cudowny wieczór. Nie, dziękuję.
- Stanie się lepszym człowiekiem - zachęcał ją Wally.
- To mnie nie interesuje.
- To może w piątek? Będzie tylko najbliższa rodzina. Chris stęskniła się za tobą. A wiesz przecież, że ja też cię kocham.
Mab spojrzała na niego uważnie.
- Naprawdę zależy ci na tym wywiadzie, co?
- Jesteś taka bystra!
Mab zaczęła przeglądać wszystkie materiały zawierające informacje, spekulacje i kłamstwa na temat Seana Moranta...
wraz ze zdjęciami. Były tam wszelkie typy zdjęć: studyjne i reporterskie. Wydawał się na nich znudzony. Wyglądał na
człowieka, którego nie obchodzi cały świat. Ożywiony był jedynie na zdjęciach zrobionych podczas występu.
To skłoniło Amabel do namysłu. Był interesującym mężczyzną: przystojnym, dobrze zbudowanym. Ale przecież wielu
mężczyzn jest do niego podobnych. Włosy i rzęsy miał ciemne. Czytała, że ma brązowe oczy. Fotografie wykonane
podczas występów wyraźnie kontrastowały z tymi zrobionymi na ulicy.
Wypożyczyła kilka nagrań jego koncertów na taśmie wideo i oglądała je w swoim małym domku, wzniesionym nad
kanionem. Odtwarzając taśmy Seana Moranta na magnetowidzie, mogła słuchać i oglądać, jak śpiewa.
Na scenie Sean miał niezwykłą osobowość. Przyjemnie było na niego patrzeć. Podczas występów promieniował mę-
skością, wykorzystywał ją świadomie i z wyrachowaniem. Był przywódcą dla męskiej części widowni i kochankiem dla
żeńskiej, człowiekiem, którego wszyscy podziwiali. Z wyjątkiem Mab, oczywiście. Mab była odporna na urok jakiego-
kolwiek mężczyzny.
Oglądała jego występ, potem brała zdjęcia i porównywała je z tym, co widziała. Kiedy nie grał, wydawał się
„wyłączony”, niezaangażowany, nie wykazujący śladu zainteresowania czymkolwiek. Te zdjęcia wyrażały obojętność
nawet na to, że ktoś go fotografuje. Nie unikał obiektywu ani się nie uśmiechał.
Jego zdjęcia zafascynowały Mab. To one zwróciły jej uwagę na kobiety. Fotografie były zadziwiająco podobne do sie-
bie. Każda ukazywała całą postać Seana, za każdym razem ubranego w te same rzeczy. Włosy miał w nieładzie i bez
zaciekawienia spoglądał w obiektyw. A na każdym z tych zdjęć przy jego lewym boku stała inna kobieta.
Kobiety były ubrane różnorodnie. Niektóre uśmiechały się, inne zachowywały powagę. Wszystkie były wysokie,
piękne, idące krok w krok z Seanem.
Mab zaczęła przypinać te niemal identyczne fotografie na ścianie. Zaczęła tworzyć cykl. Rząd za rzędem podobnych
zdjęć: Sean idący z kobietą.
Kiedy patrzyła na te rzędy fotografii, wydało jej się oczywiste, że Sean nie jest znudzony, tylko wyczerpany. Miał
dopiero trzydzieści parę lat, a wydawał się znacznie starszy. To pewnie styl życia tak go niszczył.
Zaplanowała, że artykuł ujawni Seana Moranta jako podrywacza. Amabel odrzuciła zdjęcia z fankami i krewnymi, a
skupiła się na powszechnie znanych paniach sfotografowanych w towarzystwie Seana Moranta. Rozmawiała z każdą z
nich.
Zirytowało ją, że w tych rozmowach nie była tak obiektywna jak zwykle. Czyżby wypaliła się w wieku dwudziestu
ośmiu lat? Dlaczego odczuwała wrogość wobec kobiet, które miały kontakty z Seanem? Czemu dręczył ją taki dziwny
niesmak?
Przedtem tylko raz odczuła taką wrogość wobec innej kobiety. W szóstej klasie, gdy swoją najlepszą przyjaciółkę przy-
łapała na tym, że wysyła liścik do jej chłopca. On sam nie wiedział, że jest jej wybrańcem, ale przyjaciółka o tym wie-
działa. Mab przeżyła wtedy podobne emocje. Zupełnie jakby była zazdrosna o te wszystkie kobiety, z którymi
rozmawiała o Morancie.
Jedną z przyjaciółek Seana, do której dotarła Amabel, była Wanda Moore. Udzieliła wywiadu w sypialni. Leżała w
łóżku okryta cienkim peniuarem, co miało chyba sugerować, że jest pod spodem naga.
Amabel miała na sobie bluzkę, lekki sweter, pasującą do niego spódnicę, rajstopy i buty na płaskich obcasach.
Wanda spoglądała powłóczyście na uśmiechniętego fotografa.
Mab zerknęła w okno i pomyślała, że tę kobietę powinno się wysłać w kosmos jednoosobową rakietą. Z pewnością
Seana Moranta nie pociągały zalety jej umysłu.
Najbardziej denerwującej odpowiedzi udzieliła Wanda na pytanie:
- Opowiedz o Seanie Morancie. Co o nim sądzisz?
- Oooo! - Wanda wpadła w spazmatyczny chichot i zatrzepotała rzęsami.
- Mogłabyś wyjaśnić, co to znaczy? - spytała z powagą Mab.
- On jest rozkoszny! - Wanda uniosła kolana i potarła znacząco jedno o drugie.
Mab nie mogła się powstrzymać.
- Czy rozmawialiście kiedyś o polityce? - zapytała ze stoickim spokojem.
Wanda przestała chichotać i powiedziała urażona:
- Chyba żartujesz.
- Czy możemy zrobić ci zdjęcie? - spytała Mab.
- A po co się tu z wami męczę, moja droga!
Po powrocie do biura Mab zreferowała rozmowę szefowi.
- Ależ skarbie, w kosmosie ta kobieta zanudziłaby się na śmierć - stwierdził Wally.
- Nie nazywaj mnie „skarbem”.
- Nie wściekaj się o to, że przyjaciółki Seana nie dorastają do twoich standardów. To nie moja wina! Ożeniłem się z
Chris, zanim cię poznałem, i ona się tobie podoba.
- Mam przeczucie, że zareagowałbyś na Wandę Moore tak samo jak nasz fotograf.
- To znaczy: jak?
- Rumieniłbyś się, chichotał i stałbyś się nerwowy.
- Czy jesteś zazdrosna? - zainteresował się.
- Wielkie nieba, Wally!
- No cóż...
- Kiedy kobiety zaczną się starać, by traktowano je poważnie? - zaczęła niczym uliczny mówca. - Skoro taka Wanda
zachowuje się w ten sposób... Mężczyźni, myśląc o kobietach, wyobrażają sobie takie Wandy, a nie na przykład Hillary
Clinton. To przygnębiające.
- Czy wszystkie kobiety, które spacerowały z naszym bohaterem, przypominają Wandę? - Podszedł do ściany i zaczął
oglądać rzędy fotografii.
- Zaskakująco wiele z nich. Jego IQ mieści się pewnie w przedziale od czterdziestu do pięćdziesięciu.
- Jest niezłym muzykiem.
Mab przyznała mu rację.
- Wielu ludziom Bóg wynagrodził braki rozumu jakimś talentem.
Wally przeniósł wzrok ze zdjęć na Mab.
- Z iloma jeszcze chcesz rozmawiać?
- Z trzema.
- Próbowałaś skorzystać z komputera? - zapytał, zmieniając temat.
- Nie marudź.
- Jesteś straszną tradycjonalistką - przypomniał jej. - Komputer zmieni twoje życie.
- Gdyby Bóg chciał, żebym latała, dałby mi skrzydła.
- To jest argument przeciw samolotom - zakpił Wally - i nie dotyczy komputera.
- Nie denerwuj mnie.
- Ostatnio ciągle jesteś w podłym nastroju i to bez powodu - powiedział uprzejmie. - Gdybym nie wiedział, że w za-
sadzie nienawidzisz mężczyzn, pomyślałbym, że zakochałaś się bez pamięci w Seanie Morancie.
- Rany boskie! - Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Wpadasz w paranoję, jeśli chodzi o maszyny i mężczyzn - zauważył.
- Jeśli chodzi o maszyny, to zgadzam się.
- Rzecz w tym, że nie rozumiesz ani mężczyzn, ani maszyn.
Mab machnęła ręką.
- Oczywiście, że rozumiem mężczyzn. To prymitywne istoty.
- Jesteśmy ludźmi - stwierdził Wally. - Czy zwracałaś się do kogoś o pomoc w uporaniu się z tym problemem?
- Nie mam żadnych problemów. Jestem zadowolona z samotnego życia. Nie potrzebuję mężczyzny, który by się mną
opiekował. Sama daję sobie radę. Jedyny problem, jaki mam z mężczyznami, to ten, że nie rozumieją, dlaczego nie chcę
iść z nimi do łóżka.
Wally uśmiechnął się.
- Cieszę się, że jestem żonaty z Chris.
- Ja też. Gdybyś nie był, pewnie stałbyś się podobny do reszty.
- Simona Quinta też tak oceniasz?
- Nie - odparła. - Uważam, że nasz wydawca jest niezwykle wartościową ludzką istotą.
Kiedy Amabel przeprowadziła wszystkie rozmowy o Seanie Morancie, zauważyła, że udzielające wywiadów kobiety
wymieniły jedną cechę jego charakteru. Sean Morant był uprzejmy. Amabel włączyła to do swego bardzo inteligentnego
artykułu. Była subtelna. Sugerowała, że jest to kobieciarz, który uprzejmością potrafi oczarować naiwne niewiasty.
Rzędy fotografii z tablicy Amabel wykorzystano na okładkę: wszystkie te niemal identyczne zdjęcia Seana Moranta,
znajdującego się w towarzystwie różnych kobiet. Z wyjątkiem ostatniego, na dole, po prawej stronie. Ukazano na nim
Seana Moranta, a obok niego sylwetkę kobiety z tekstem: „Która następna”?
Przy takiej okładce artykuł wewnątrz magazynu był już niemal zbędny. Okładka mówiła wszystko.
Po otrzymaniu egzemplarza redakcyjnego Jamie zadzwonił do Mab.
- Jak ci nie wstyd? Myślisz, że Sean będzie zadowolony?
- Powinien udzielić mi wywiadu.
- To tania zagrywka, kochanie - zganił ją. - Wybrałaś tylko jeden, niewielki fragment z jego życia i wykorzystałaś go.
To nieładnie. - Wyraźnie świetnie się bawił. Mab to nie poruszyło.
- Może udzielić mi wywiadu i wtedy skoryguję wszystkie swoje... błędne koncepcje. Rozmawiałam z tymi kobietami.
Potwornie nudne zajęcie; były takie do siebie podobne. Ale napisałam dokładnie to, co mi mówiły. To uczciwa relacja.
- Jesteś kobietą bez serca, kochanie - oświadczył Jamie.
- Przykro mi z tego powodu. Dlaczego nie pojechałaś ze mną do Big Sur? Wierzę, że wciąż jeszcze mógłbym cię ocalić.
- Odczep się.
- Muszę się przyczepić, zanim się odczepię.
- Jamie, jesteś nudny.
- Tak, ale nie jestem złośliwy.
- Ten artykuł nie był złośliwy - stwierdziła Mab. - To tylko fakty.
Jamie przyznał jej rację.
- Fakty wybrane i wykorzystane z wielką starannością i talentem. Wiesz, że możesz mieć teraz kłopoty z wywiadami?
Ludzie nie będą się czuli przy tobie bezpieczni. Zaczną się ciebie obawiać.
- Przesadzasz i dobrze o tym wiesz. Bawi cię droczenie się z ludźmi. Nikt nie musi się obawiać rozmowy ze mną.
- Mab stwierdziła to z powagą. - Przykro mi, że prawda nie podoba się panu Morantowi. Powinien staranniej dobierać
sobie towarzystwo.
- Postara się o to. Postara.
W masie informacji drukowanych każdego dnia artykuł i okładka z Seanem Morantem nie były niczym szczególnym.
Nie zostały przez nikogo przyjęte okrzykami zachwytu czy wściekłości - z wyjątkiem osób bezpośrednio zainteresowa-
nych. Wśród nich reakcje na artykuł były rozmaite. Wydawca, Simon Quint, zadzwonił z Nowego Jorku i powiedział
swoim lakonicznym, zwięzłym tonem:
- Zaskoczył mnie ten tekst. Okładka jest rewelacyjna, ale zbyt tendencyjna. Psychika tego człowieka jest głębsza i bar-
dziej złożona, niż to przedstawiłaś.
Wally stwierdził, że był to jeden z mniej udanych artykułów i Mab nie ma się czym chwalić. Matka nie chciała o tym
rozmawiać.
Ale ojciec spojrzał jej prosto w oczy i zganił ją:
- Nie byłaś zbyt tolerancyjna wobec tego człowieka. Gdybym nie wiedział, że jesteś profesjonalistką, zastanawiałbym
się, czy nie walczysz przypadkiem z potajemnym uczuciem do niego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin