Frank Dorothea Benton - Wyspa pojednania.pdf

(1574 KB) Pobierz
Bulls Island
Dorothea Benton
Frank
Wyspa
pojednania
0
106246041.051.png 106246041.059.png 106246041.060.png 106246041.061.png 106246041.001.png 106246041.002.png 106246041.003.png 106246041.004.png 106246041.005.png 106246041.006.png 106246041.007.png 106246041.008.png 106246041.009.png 106246041.010.png 106246041.011.png 106246041.012.png 106246041.013.png 106246041.014.png 106246041.015.png 106246041.016.png 106246041.017.png 106246041.018.png 106246041.019.png 106246041.020.png 106246041.021.png 106246041.022.png 106246041.023.png 106246041.024.png 106246041.025.png 106246041.026.png 106246041.027.png 106246041.028.png 106246041.029.png 106246041.030.png 106246041.031.png 106246041.032.png 106246041.033.png 106246041.034.png 106246041.035.png 106246041.036.png 106246041.037.png 106246041.038.png 106246041.039.png 106246041.040.png 106246041.041.png 106246041.042.png 106246041.043.png 106246041.044.png 106246041.045.png 106246041.046.png 106246041.047.png 106246041.048.png 106246041.049.png 106246041.050.png 106246041.052.png 106246041.053.png 106246041.054.png
W stronę morza
Wiatr to pustka. Zanurzasz się w niej i myślisz
O miękkości morza.
Konar drzewa ma kształt ukochanego niegdyś ciała.
Ręka, która przywołuje cię z oddali,
Dłoń, która cię tutaj zatrzymała.
Szukasz swego miejsca, snujesz się w czasie,
Gdy noc spotyka dzień.
Zbierasz przedmioty, by pamiętać.
Na dłoni kładziesz ostry kamień,
Podnosisz go w świetle księżyca.
Przyziemne sprawy wypełniają niebo.
Idziesz dalej, zbierasz
Opalizujące muszle, różowe i białe,
Krok za krokiem, gdy jasność zalewa godziny,
pełne miłosnych
Wspomnień.
Lub puste. To zależy,
Skąd wieje wiatr.
Marjory Heath Wentworth,
laureatka konkursu poetyckiego Karoliny
Południowej
1
106246041.055.png
Rozdział 1
Betts
W porannej szarości mojego mieszkania na Manhattanie czaiły się
kłopoty niczym złodziej za rogiem. Niedługo zawładną całym moim
życiem. Wyczuwałam ich obecność, lecz nie potrafiłam określić, skąd
nadciągały. To zresztą nie miało najmniejszego znaczenia. Wiedziałam, że
i tak mnie dopadną. Kłopoty zawsze mnie dosięgały i osaczały znienacka,
tak doskonale zakamuflowane, że nawet nie czułam ich zimnego dotyku,
gdy bezlitośnie spadało na mnie nieszczęście. Jednak tym razem
wiedziałam, że coś się święci. Zanim wygramoliłam się z łóżka i
spojrzałam na budzik, poczułam drganie w lewym kąciku oka. To pewny
znak, budzące strach ostrzeżenie przed nieuchronnie nadciągającą
katastrofą. Serce od razu zaczęło mi być szybciej. A może to tylko sen?,
pomyślałam z nadzieją.
Chwilę później natrętny dzwonek telefonu zaanonsował początek
kolejnego dnia. Moja sekretarka Sandi chciała mnie poinformować o
porannym spotkaniu wyznaczonym przez Bena Brutona. No ładnie, zacznę
dzień od wizyty w jaskini lwa. A później czeka mnie jeszcze spotkanie ze
stadem trajkoczących biznesmenów z Tokio.
Cholera! Bruton wzywał do siebie kierowników jedynie w dwóch
przypadkach: albo wręczał wilczy bilet, albo awans. Nie miałam podstaw,
aby obawiać się o swoje stanowisko ani też spodziewać się awansu. Od
2
106246041.056.png
czterech lat zajmowałam się wyceną i restrukturyzacją nieruchomości
przejmowanych przez naszą firmę i wierzcie mi, nie nudziłam się nawet
przez chwilę.
Nigdy się nie spóźniam, bo zazwyczaj już o szóstej jestem na
nogach, a tu proszę, dziś rano wszystko leciało mi z rąk. Naciągając
rajstopy od Wolforda, zrobiłam w nich wielką dziurę na stopie, niechcący
wsadziłam sobie prosto w oko tusz do rzęs, wylałam herbatę na spódnicę i
tak dalej, i tak dalej. W końcu udało mi się wyjść z domu. Stukając
obcasami czółenek od Prady, pokonałam szybko drogę do biura, niosąc
jednocześnie paczkę czarnej herbaty Tazo, torebkę, „Wall Street Journal" i
aktówkę. Stuk, stuk, stuk, słyszałam własne kroki odbijające się od
różowej, złotonakrapianej, granitowej podłogi w holu. Kątem oka
spostrzegłam ruszającego do akcji Dennisa Bakera. Szedł w moją stronę
pewny siebie niczym prywatny detektyw. Wiedział, że już go zauważyłam.
Dlaczego on zawsze za mną łazi? Na jego widok cierpła mi skóra.
Wskoczyłam do pustej windy, lecz natręt zdołał wślizgnąć się tam za mną
i znalazłam się w potrzasku.
- Świetnie dziś wyglądasz. To nowa sukienka? - zapytał, emanując
taką ilością testosteronu, że wystarczyłaby do zdobycia wszystkich kobiet
w promieniu dziesięciu kilometrów. Prócz mnie.
- Dziękuję - odpowiedziałam niechętnie, unikając jego wzroku.
Dennis oparł się o ścianę, włożył ręce do kieszeni spodni i za
wszelką cenę starał się zrobić oszałamiające wrażenie.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Słucham.
3
106246041.057.png
- Dlaczego nie zwiążesz się z kimś, kto potrafiłby o ciebie zadbać?
Boisz się zaangażować?
- Dennis, tu nie chodzi o pieniądze - powiedziałam, patrząc mu
prosto w oczy bez cienia sympatii. - Tu chodzi o przetrwanie. Od kiedy to
interesujesz się moim życiem?
To nie do wiary! Dermis Baker niemal obmacywał mnie swoimi
obrzydliwymi oczkami, wyraźnie nie przyjmując do wiadomości, że nie
bawi mnie jego towarzystwo. Sądził zapewne, że wiodę słodkie życie, bo
dobrze zarabiam. Co za kretyn! Swoją drogą to ciekawe, jak to jest mieć
furę pieniędzy?
- Obserwuję cię od jakiegoś czasu. Zastanawiam się, czy... - urwał,
po czym dodał z przenikliwością, która zapewne miała zrobić na mnie
ogromne wrażenie: - Czy nie chodzi tu o pozycję w firmie? Zastanawiam
się wciąż, czemu tak ciężko pracujesz i dlaczego ciągle jesteś samotna?
Może się boisz, że związek mógłby cię rozproszyć i straciłabyś siłę
przebicia? Czy mam rację?
- Nieeee - burknęłam, chcąc jak najszybciej zakończyć tę irytującą
rozmowę. Stałam bez ruchu w kącie windy i gapiłam się bez słowa na
zmieniające się na wyświetlaczu czerwone numery pięter, od trzydziestego
ósmego do siedemdziesiątego. W duchu mówiłam sobie, że nie chodzi o
pozycję w firmie. Chodziło wyłącznie o przetrwanie. Kobieta w tej branży
nie miała łatwego życia. Zawsze musiała się lepiej przygotować, posiadać
lepsze kwalifikacje i w ogóle być dwa razy lepsza od mężczyzn pod
każdym względem. Drzwi windy rozsunęły się i wysiadłam, pozostawiając
Dennisa samego, by mógł zjechać na swoje piętro.
4
106246041.058.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin