Taylor Janelle - Strach w ciemnosci.pdf
(
1057 KB
)
Pobierz
Janelle Taylor STRACH W CIEMNOŚCIACH
Janelle Taylor
STRACH W
CIEMNOŚCI
Moim przyjaciołom, rdzennym Amerykanom:
Nation, Rayowi Traceyowi, Jackie i Chuchowi Harrisom,
Camille Gordon i Patowi Parkerowi
Rozdział 1
Cześć, jeszcze raz Beau Somerville. Jordan,
odebrałem w piątek wiadomość, że nasze
sobotnie spotkanie jest nieaktualne. Mam
nadzieję, że i ty odsłuchałaś moje nagranie.
Chciałem zobaczyć się z tobą jutro wieczorem,
ale niestety muszę to odwołać. Zadzwoń, może
uda nam się spotkać przed moim wyjazdem na
urlop, w przyszłym tygodniu. Przepraszam.
Cześć.
Jordan Curry westchnęła, gdy męski głos o kreolskim akcencie
umilkł, a automatyczna sekretarka dwukrotnie zapiszczała, co
oznaczało koniec drugiej tego dnia wiadomości. Pierwszą zostawili
rodzice, przypominając, że na trzy tygodnie wybierają się na Alaskę.
Clark Curry niedawno przeszedł na emeryturę. Uczył wiedzy o
społeczeństwie w liceum, do którego kiedyś chodziła Jordan.
Przysiągł sobie, ze resztę życia poświęci na podróże po świecie.
Naturalnie matka Jordan była zachwycona jego planem. W końcu
przez trzy szczęśliwe dekady małżeństwa była zachwycona
wszystkim, co wymyślił.
Jordan przysiadła na różowo-kremowej kanapie i zsunęła z nóg
granatowe pantofle na niskim obcasie.
A więc Beau Somerville znów przekłada naszą randkę w ciemno,
pomyślała, masując obolałe stopy. Może naprawdę był zajęty. A
może nie. Najprawdopodobniej wcale nie miał ochoty na spotkanie z
obcą kobietą, mimo, że niedawno przyjechał z Waszyngtonu i prawie
nikogo tu nie znał.
Jordan ze wszystkich sił opierała się Andrei MacDuff, która
chciała ją wyswatać. Ale jej najbogatsza klientka, żona senatora
Luizjany Harlana MacDuffa, nie uznawała odpowiedzi odmownej.
Zakładała, że jej życzenie jest dla Jordan rozkazem.
Wychowanej na Południu, konserwatywnej i staromodnej Andrei
nie mieściło się w głowie, że Jordan nie szuka męża. Nie rozumiała,
że prowadzenie dobrze prosperującej firmy cateringowej może
2
dawać taką samą satysfakcję jak małżeństwo.
Beau poprosił, żeby do niego zadzwoniła i umówiła się na jakiś
inny dzień. Może więc później zadzwoni. Jeśli będzie miała ochotę.
Na razie chciała tylko zdjąć dopasowany kostium i rajstopy, w
których była na spotkaniu z nowym klientem, włożyć szorty i T-
shirt, wyciągnąć się na kanapie, żeby przejrzeć magazyn kulinarny i
najnowsze wydanie
Życia Marthy Stewart
.
Wzięła w jedną rękę pantofle, a w drugą wypchaną, skórzaną
aktówkę. Wstała i przeszła po puszystym dywanie w stronę schodów,
prowadzących do sypialni. Po drodze zapalała lampy.
Choć nie było jeszcze późno, czerwcowe niebo pociemniało.
Zbierało się na burzę.
Zatrzymała się w przedpokoju na piętrze, żeby przestawić
klimatyzator. Dotychczas, wchodząc do domu - wilgotność
powietrza na dworze wynosiła dziewięćdziesiąt pięć procent - czuła
miły chłód. Teraz się dusiła. To było jej trzecie gorące lato w
Georgetown, ale wciąż nie przywykła do zamykania okien i
włączania klimatyzacji.
Wychowała się w małym miasteczku w Pensylwanii, u stóp gór
Allegheny, gdzie klimatyzacja była tylko w supermarketach i
szpitalu. Jordan lubiła letnie wieczory, gdy do snu kołysało ją
cykanie świerszczy, cichy dźwięk poruszanych wiatrem
dzwoneczków, odległe strzępy rozmowy rodziców i skrzypienie
huśtawki na ganku, gdzie zwykle siadywali.
Przy zamkniętych oknach i stale włączonym klimatyzatorze
czuła się jak w izolatce - ale w tej części kraju nie można było żyć
inaczej.
Spojrzała z zadowoleniem na jasnożółte, przecierane ściany i
białe sztukaterie w sypialni. Ekipa remontowa skończyła malowanie
zaledwie przed tygodniem. Poprzednio ściany były niebieskie.
Chociaż pokój był obszerny, miała wrażenie, że jest zamknięta w
klatce.
Postanowiła, że jej dom będzie teraz utrzymany w odcieniach
wiosny. Nowa, zielono-żółta kołdra w kwiaty od Ralpha Laurena i
sprowadzona z Egiptu pościel leżały jeszcze w zapinanych,
plastikowych torbach przy dużym łóżku. Niedawno kupiony
3
dywanik, który miał przykryć część błyszczącej, drewnianej podłogi,
stał zwinięty w rogu pokoju.
Jordan ziewnęła, zastanawiając się, czy powinna otworzyć
paczki z zakupami i rozwinąć dywan. Nie, była zbyt zmęczona, żeby
zajmować się urządzaniem domu - podobnie jak każdego
poprzedniego wieczoru w tym tygodniu. Może zabierze się do tego
jutro, skoro pan Beau Somerville ponownie odwołał randkę. Dobrze
się stało. Niepotrzebnie zgodziła się na spotkanie.
Pomyślała, że całkowicie zadowalają ją samotne wieczory w
domu. Gdyby miała czas, bardzo chętnie zajęłaby się pracami
domowymi, które uwielbiała od dzieciństwa: pieczeniem ciast,
urządzaniem pokoi, ogrodnictwem, robieniem na drutach...
Ale nie chciała się oszukiwać. Takie hobby było dobre dla ludzi,
prowadzących inny tryb życia. Ile kruchych ciasteczek domowej
roboty może zjeść jedna osoba, zanim zacznie żałować, że nie ma
kogo nimi poczęstować?
Urządzanie nieciekawych pokoi w niewielkim segmencie z
tarasem w Georgetown to nie to samo, co prowadzenie prawdziwego,
zamieszkanego przez kilka osób domu z pokojem dziecinnym i
bawialnią. I choć całe kwadratowe, brukowane patio i żeliwne
kwietniki były zajęte przez jednoroczne rośliny w glinianych
doniczkach, a na balustradach balkonu wisiały skrzynki z wonnymi
ziołami, to przecież nie mogło się to równać z uprawianiem
prawdziwego ogródka.
Po wydzierganiu na drutach niezliczonych prezentów na śluby
znajomych oraz dla ich małych dzieci, nawet najbardziej zadowolona
z siebie samotna kobieta zaczęłaby w końcu żałować, że nie ma
własnej rodziny.
Jordan zdjęła kostium i otworzyła dwudrzwiową szafę. Włożyła
żakiet i spódnicę do kosza, w połowie wypełnionego rzeczami, które
miała zawieźć do pralni chemicznej. Gdy wsuwała kosz do szafy,
zaczepił o plastikową torbę, wiszącą z tyłu.
Marszcząc brwi, starała się odsunąć na bok długą torbę,
zawierającą masę białej, jedwabnej organdyny. To była jej suknia
ślubna. Kosz zawsze zaczepiał o torbę z nią, przypominając Jordan
dzień, o którym wolałaby zapomnieć.
4
- Trzeba się wreszcie pozbyć się tej cholernej sukni! - warknęła
do siebie, zatrzaskując drzwi szafy.
Ale przecież to byłoby jeszcze bardziej bolesne. Musiałaby ją
wyjąć, znieść na dół, włożyć do samochodu, znów wyjąć i dać...
Komu daje się suknie ślubne, noszone zaledwie czterdzieści pięć
minut? Tak długo to trwało. Jordan, niedoszła panna młoda,
przyjechała limuzyną do ozdobionego kwiatami wiejskiego
kościółka z domu rodziców. Pozowała do kilku zdjęć, samotnie i
potem w towarzystwie rodziców oraz Phoebe, pierwszej druhny.
Potem stała w drzwiach kościoła, kurczowo ściskając ramię ojca.
Pastor znieruchomiał przy pulpicie, organista cztery razy odegrał
Kanon D-dur
Pachelbela, a przybyli goście patrzyli to na Jordan, to
na ołtarz, przy którym nikt na nią nie czekał. Wreszcie w bocznych
drzwiach pojawił się ubrany w smoking brat Kevina, David Sanders.
Podbiegł do pastora i szepnął mu coś do ucha.
Serce Jordan waliło jak młot, wiązanka z białych lilii drżała w
dłoniach. David pośpiesznie wyszedł z kościoła, a pastor, z bardzo
poważną miną, ruszył w jej stronę. Wiedziała, co się stało. Nie
musiał jej mówić. To było oczywiste. Może nawet podświadomie się
tego spodziewała, choć za nic nie dopuściłaby do siebie takiej myśli.
Kevin, którego kochała od szkoły średniej, zmienił zdanie. Nie
miał zamiaru pojawić się w kościele. Nie chciał jej pojąć za żonę.
Jordan skrzywiła się na wspomnienie bólu i upokorzenia, jakie
wtedy czuła. Przypomniała sobie gości, siedzących w kościelnych
ławkach i patrzących na nią z politowaniem.
Phoebe objęła Jordan ramieniem. W jej oczach lśniły łzy
współczucia. Matka poderwała się ze swojego miejsca w pierwszym
rzędzie i podbiegła do córki, żeby natychmiast zabrać ją z kościoła,
jak najdalej od wścibskich spojrzeń gości. Tata zaprowadził je
wszystkie z powrotem do limuzyny.
Andy, młodszy brat Jordan, wraz z innymi drużbami zdążył już
przywiązać do zderzaka sznury z pustymi puszkami i umieścić na
tylnej szybie karton z napisem N
OWOŻEŃCY
.
Puszki z hałasem
podskakiwały na asfalcie, gdy limuzyna wiozła do domu milczącą
niedoszłą pannę młodą i jej bliskich. W swoim pokoju Jordan zdjęła
suknię ślubną i rzuciła ją na podłogę, po czym z rozpaczą opadła na
5
Plik z chomika:
kubolina12310
Inne pliki z tego folderu:
3. Lynne Victoria - W pogoni za tecza.pdf
(1133 KB)
4. Hagan Lee Rebacca - Babie lato.pdf
(1146 KB)
Berry Steve - Cotton Malone 01 - Dziedzictwo templariuszy.rtf
(17740 KB)
03. Fayrene Preston - Świat Romansów [Temark] 03 - Srebrny cud.pdf
(468 KB)
03. Stewart Leigh - Łzy szczęścia.pdf
(533 KB)
Inne foldery tego chomika:
Regał 001
Regał 002
Regał 003
Regał 004
Regał 005
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin