Roześmiałem się.
— Kiedy mówię coś poważnego, mam na myśli nas, oderwanych odtematu teoretyków. Utytułowanych żebraków, podzwaniających zlewkamii błagających o zasiłek. Jeśli ktoś chce dostać stypendium, nie bada tej częściglobu, tylko Melanezję albo Polinezje. Wielkie, żyzne wyspy, pełne faunyi flory, sympatycznych, kolorowych plemion, z własną mitologią dla lubiącychfolklor tłumów.
— Aruk nie ma tego wszystkiego?Odkaszlnął nie zakrywając ust.
- Mikronezja, przyjacielu, to dwa tysiące plamek na trzech milionach mil kwadratowych wody, większość z nich to nie zamieszkane wybrzuszenia z koralowca. To wybrzuszenie należy do najbardziej dziwacznych. Czy wie pan, że nie było tu ludzi, dopóki Hiszpanie nie przywieźli ich do uprawiania trzciny cukrowej? Z tych upraw nic nie wyszło i Hiszpanie wynieśli się, zostawiając pracowników na pastwę losu. Wtedy przybyli Niemcy, którzy nie mieli pojęcia o życiu w koloniach. Całymi dniami przesiadywali czytając Goethego. A potem pojawili się Japończycy i znów próbowali szczęścia z tą cholerną trzciną, używając do pracy niewolników. — Roześmiał się. — I co osiągnęli? Bomby MacArthura wysiały ich na tamten świat, a niewolnicy orzekli, że nadeszła pora zapłaty. Noc długich noży. — Przejechał palcem po brodzie.
Podeszła Jo.
— Częstuje was opowieściami o swoich przygodach z krańców świata?
— Nie — odparł gderliwie Picker. — Wspominam tutejszą historię. —Znów zakaszlał. — Gdzie ten drink?
— Zaraz będzie, Ly, Co panią skłoniło, by zostać rzemieślnikiem, Robin?
— Kocham muzykę i lubię pracować rękami. A może pani powie namcoś o swoich badaniach, Jo?
— To nic specjalnie interesującego. Wysłano mnie, abym obserwowaławiatry na wyspach kompleksu Mariańskiego, i Aruk jest ostatnią z nich.Wynajmowaliśmy maleńkie mieszkanko, ale Bili był tak miły i zaprosił nasdo siebie. Za tydzień wyjeżdżamy.
— Nie przedstawiaj swojej pracy jako ustalania prognozy pogody,dziewczyno. Jej rachunki reguluje Departament Obrony. Jest ważnym dlakraju pracownikiem. Jak się człowiek z taką ożeni, od razu ma opłaconewakacje.
Klepnął żonę po plecach, niezbyt lekko. Zesztywniała, ale zmusiła się do uśmiechu.
— Mieszkacie w Waszyngtonie? — spytała Robin.
— Mamy dom w Georgetown — odparła Jo — ale większość czasuspędzamy na wyjazdach.
Odskoczyła gwałtownie. Mała jaszczurka, taka sama jak ta, która widziałem przez okno, przebiegła po poręczy. Mąż Jo połaskotał jaszczurkę palcem i roześmiał się, gdy umknęła.
24
Wciąż się boisz? — zapytał z wyrzutem. — Mówiłem ci, że są
nieszkodliwe. Hemidactylusfrenatus. Gekon domowy, na wpół udomowiony.
lidzie karmią je w pobliżu domostw, więc kręcą się tu i zjadają całe robactwo.
pokiwał palcem przed twarzą żony. W szkole ciągnął pewnie dziewczynki
za warkocze.
Uśmiechnęła się z przymusem.
— Jakoś nie mogę przywyknąć, że łażą po moim parawanie.
Jest przeczulona — oświadczył nam Picker. — A oznacza to, że nie
mogę przynosić mojej pracy do domu.
Jo zarumieniła się pod opalenizną.
Nadeszła służąca Cheryl. Przyniosła tacę z napojami dla Pickerów i wodą mineralną dla Robin i dla mnie.
— Zapóźniona w rozwoju — poinformował nas Picker, gdy wyszła.Wzniósł szklankę. — Za bezkręgowce.
Czerwone światło, odbite od oceanu, padło na jego brodę. Jo napiła się, odwracając od niego wzrok. Robin odciągnęła mnie na bok.
— Czarujący, prawda? — spytałem.
- Dlaczego nie chciałeś zamówić drinków?
- Bo widziałem wyraz twarzy Bena. Jest pielęgniarzem i nie chce, bygo traktowano jak lokaja. Zauważ, że przysłał Cheryl z tacą.
- Och, ty mój psychologu. — Objęła mnie i położyła mi głowę naramieniu.
- Sekrety zakochanych? — zawołał w naszą stronę Picker? — Jegoszklanka była pusta.
— Daj im żyć, Ly — powiedziała Jo.
- Wygląda na to, że żyją sobie zupełnie dobrze.
- Witamy w raju — mruknąłem.
Robin stłumiła śmiech. Zabrzmiało to jak czkawka.
- Za dużo piłaś? — wyszeptałem.
- Przestań — powiedziała, przygryzając usta.Pochyliłem się nad nią.
- Czeka nas wspaniała zabawa, dziewczyno. Przypiekane mięso i dusze,a po kolacji on uraczy nas bajdami o wielkich członkach członków plemieniaMatahuaxl. Ludzie na trzech nogach. Bardzo męscy.
Oblizała się i wyszeptała:
- O, tak. Wyrastają im z pomalowanego na barwy wojenne krocza.
- Kochanie! — zawołał Picker z przeciwległego końca tarasu. — Wiesz,Jeszcze bym się napił.
Jednakże jego żona nawet nie drgnęła. W ciszy, która zapanowała, )zkgły się lekkie kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem idącą ku nam >londynkę o miłej aparycji.
Około trzydziestki, szczupła talia, chłopięce biodra, małe piersi, długie n°gi. Ubrana była w jedwabną bluzkę brzoskwiniowego koloru i czarne
25
KotylionM