głowę. Co nie znaczy, że często sprowadzam tu ludzi. Mieszkańcy ^ potrzebują spokoju. — Pogłaskał ogromnego pająka, cofnął rękę i przyk™ terrarium. — Owady i pajęczaki są doskonałe pod względem budo\vy i możliwości życiowych. Z pewnością słyszeliście te wszystkie okJepane bzdury o tym, jak z nami rywalizują, a w końcu doprowadzą do nasz* zagłady. Głupoty. Niektóre gatunki dobrze sobie radzą, ale inne są delikatne i wyginą. Entomolodzy od lat starają się odpowiedzieć na pytanie, co prowadzi do sukcesu. Popularnym wśród naukowców gatunkiem jest monomorium pharaonis — mrówka pospolita. Aby ustalić, co jest powodem sukcesu monomorium, ufundowano niejedno stypendium naukowe. Najbardziej powszechne jest przekonanie, że są trzy główne czynniki: odporność na odwodnienie, współpracujące ze sobą kolonie z wieloma płodnymi królowy. mi, oraz zdolność do szybkiego i skutecznego przenoszenia kolonii. Mimo to istnieją owady, mające te cechy i umiejętności, a jednak ustępujące innym, na przykład mrówce drzewnej. — Wzruszył ramionami. — Prawdziwa zagadka.
Ruszył dalej, wskazując nam patyczaki, modliszki o piłkowanych szczekach, pokryte chitynowym pancerzem, wielkie syczące karaluchy madagaskarskie, żuki gnojaki, toczące swoje cuchnące skarby, jakby to były wielkie piłki lekarskie, grube, czarne żuki ścierwojady. („Mogłyby rozwiązać problem zanieczyszczenia naszej planety.") I tak, zbiornik za zbiornikiem, stworzenia pełzające, wspinające się, pędzące, chrzęszczące, ślizgające się.
— Unikam motyli i ciem. Żyją zbyt krótko i konieczna im jest przestrzeńdo latania. Wszyscy moi goście dobrze przystosowują się do życia w zamknięciu, i wiele z nich osiąga zadziwiającą długowieczność — lycosa madziesięć lat, a niektóre pająki dwa i trzy razy więcej... Nie nudzę was?
— Nie — odparła Robin. Oczy miała ogromne z ciekawości. — Wszystkierobią wrażenie, ale Emma... jest tak wielka.
— Tak. — Podszedł szybko do zbiornika w ostatnim rzędzie. Większegood pozostałych, mającego co najmniej osiemdziesiąt litrów pojemności.Wewnątrz kilka okmchów skał tworzyło jaskinię, w której widoczna byłapodłoga z kawałków drewna.
— Mój brontozaur — powiedział wskazując coś, co wyglądało jakprzedłużenie skał. — Jego przodkowie prawdopodobnie byli współcześnidinozaurom.
Cofnąłem się, oczekując na jakiś ruch. Nic.
A chwilę potem już tam był. Po prostu nabrał kształtów: to, co uznałem za kawałki skały, było żywe. Wystawało z jaskini.
Płaskie, segmentowane ciało. Jak bicz upleciony z brązowej skóry. Dwadzieścia centymetrów długości. Na każdym segmencie odnóża. Czułki grubości1 strun wiolonczeli.
46
poruszające się czułki.
Cofnąłem się jeszcze trochę czekając, że Moreland zacznie go karmić*.
przyłożył twarz do szyby.
2 jaskini wypełzło jeszcze więcej tego dziwnego stworzenia.
Co najmniej trzydzieści centymetrów długości. Kolce na końcu ogona
drżały-
Moreland postukał w szkło i w powietrzu zamachało kilka par odnóży.
A potem rzut do przodu i dźwięk, jakby ktoś strzelił palcami.
— Co... to jest? — spytała Robin.
— Ogromna stonoga ze wschodniej Azji. Ukryła się w zeszłym roku najednej z łodzi dostawczych — ściślej mówiąc na łodzi Brady'ego. W tensposób zdobyłem wiele okazów.
Przypomniała mi się nasza podróż na „The Madeleine. Jak spaliśmy pod pokładem w samych kostiumach kąpielowych.
— Jest znacznie bardziej jadowita niż większość pająków — powiedziałMoreland. — Jeszcze jej nie nazwałem. Nie uczyłem jej, żeby mnie polubiła.
— Na ile jest groźna?
— Zanotowano tylko jeden śmiertelny przypadek. Zmarł siedmioletnichłopiec na Filipinach. Najczęstszym problemem jest wtórne zakażenie,gangrena. Można w ten sposób stracić kończyny.
- Zostałeś kiedy ukąszony? — spytałem,
- Wiele razy. — Uśmiechnął się. — Ale tylko przez dzieci, które niechciały się dać zaszczepić.
- Zdumiewające — powiedziałem, mając nadzieję, że to już koniec.Jednak w palcach Morelanda pojawiła się następna kulka i zanim sięspostrzegłem, uchylił wieko.
Tym razem obyło się bez nęcenia. Moreland rzucił kulkę z wysokości
trzydziestu centymetrów.
Stworzenie nie zareagowało.
- Jak sobie chcesz — powiedział i umocował wieko.Ruszył dalej, a my za nim.
- To wszystko. Mam nadzieję, że nie wywarło to na was przykregowrażenia.
- A więc twoje badania dotyczą pożywienia dla nich — powiedziałem.
- Przede wszystkim. Możemy się przy tym wiele nauczyć. BadamWn'ez Wzory pajęczyn i różne inne rzeczy.
Fascynujące — powiedziała Robin.
Spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się. Rękę miała ciepłą. Połaskotała Icanu moją dłoń, a potem wewnętrzną stronę nadgarstka. Spróbowałem się jej wywinąć, ale chwyciła mocno.
Cieszę się, że tak to odbierasz, moja droga — odparł Moreland. — rtórzy ludzie czują do nas obrzydzenie.
47
KotylionM