Borun Krzysztof - Jasnowidzenia inżyniera Szarka.txt

(470 KB) Pobierz
Krzysztof Boru�
Jasnowidzenia in�yniera Szarka

Szanowny Panie Redaktorze!
     P� roku temu mia� Pan spotkanie autorskie w KMPiK-u w Piotrkowie Trybunalskim. M�wi� Pan o parapsychologii, a zw�aszcza wiele o Ossowieckim i jasnowidzeniu. Nie wiem, czy Pan sobie mnie przypomina � po spotkaniu podszed�em do Pana i powiedzia�em, �e przez pewien czas wyst�powa�y r�wnie� u mnie takie zdolno�ci i chcia�em prosi� Pana o rad� w zwi�zku z k�opotami, kt�rych mog� si� spodziewa�. Niestety, chocia� wyrazi� Pan zainteresowanie i ch�� bli�szego zapoznania si� z faktami, brak czasu (spieszy� si� Pan na dworzec) nie pozwoli� mi nawet na skr�tow� relacj� z wydarze�, kt�rych by�em nie. tylko �wiadkiem, ale i, mo�na powiedzie�, ofiar�. Da� mi Pan jednak sw�j adres i numer telefonu, proponuj�c spotkanie, gdy b�d� w Warszawie.
     Miesi�c p�niej postanowi�em skorzysta� z propozycji i pozwoli�em sobie zadzwoni� do Pana. Nie mia�em szcz�cia, nie by�o Pana w domu. Potem jeszcze dwa razy pr�bowa�em si� z Panem skontaktowa�, a� wreszcie dowiedzia�em si�, �e wyjecha� Pan za granic� i wr�ci dopiero za trzy miesi�ce.
     W tej sytuacji podj��em decyzj� opisania mo�liwie dok�adnie wszystkich zdarze�. Musz� zaznaczy�, �e moj� relacj� opar�em nie tylko na w�asnej pami�ci, ale tak�e na notatkach robionych na bie��co, a je�li chodzi o eksperymenty parapsychologiczne � na udost�pnionych mi nagraniach magnetofonowych. Dialogi nie s� oczywi�cie odtworzone s�owo w s�owo, lecz stara�em si�, aby odpowiada�y wiernie tre�ci i formie wypowiedzi, gdy� to wa�ne dla sprawy. Stara�em si� te� zachowa� chronologi� wydarze�, chocia� � jak si� Pan przekona � nie jest ca�kiem pewne, czy to w og�le mo�liwe.
     Przesy�am Panu swe notatki zar�wno dlatego, �e chcia�bym us�ysze� Pa�skie zdanie na temat moich niezwyk�ych prze�y�, jak te� z obawy, �e co� si� ze mn� stanie i nikt kompetentny, potrafi�cy bezstronnie spojrze� na fakty, a nie traktuj�cy mojej relacji jak majaczenia wariata, nie dowie si� prawdy. By� mo�e przydadz� si� one Panu w pa�skich badaniach lub po prostu opisze Pan m�j przypadek w jakiej� nowej ksi��ce o zagadkach parapsychologii. Gdybym si� nie odezwa� w ci�gu pi�ciu lat, daj� Panu prawo opublikowania tych wspomnie� w ca�o�ci lub we fragmentach, czy te� cho�by ich literack� wersj�, tylko prosz� zmieni� nazw� instytucji, nazwiska, adresy i numery telefon�w, aby potem nie by�o niepotrzebnych k�opot�w.
     Jestem in�ynierem elektrykiem, stopie� naukowy�magister, pracuj� w elektrowni w Rokitach. Mam trzydzie�ci cztery lata, jestem kawalerem, matka zmar�a, ojciec emeryt mieszka w Milan�wku pod Warszaw�. Chcia�bym w tym miejscu wyra�nie zaznaczy�, i� jestem zupe�nie normalnym, zr�wnowa�onym, zdrowym psychicznie cz�owiekiem. Nigdy nie by�em leczony w �adnym zak�adzie psychiatrycznym, wi�c prosz� nie traktowa� mnie jak wariata, maniaka czy mitomana, chocia� to, co opisuj�, mo�e wyda� si� nader dziwne. Jeszcze raz podkre�lam, �e wszystkie ni�ej przedstawione fakty s� prawdziwe.
Z wyrazami g��bokiego szacunku mgr in�. Adam Szarek
Rokity, 21 kwietnia 1980 r.
1
Czwartego wrze�nia tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego dziewi�tego roku. Mia� to by� wielki dzie� naszego zak�adu. Uroczysty rozruch ostatniego bloku energetycznego i osi�gni�cie pe�nej mocy eksploatacyjnej przez nasz� elektrowni�. Dwa tysi�ce megawat�w! Na trzy miesi�ce przed terminem, w wyniku realizacji zobowi�za� pierwszomajowych. Tak mia� brzmie� oficjalny komunikat dla prasy, radia i telewizji.
     A tak naprawd� to by�o jeszcze roboty co najmniej na p� roku i to pod warunkiem, �e kooperanci nie zawiod�. Z kooperantami mieli�my bowiem od pocz�tku k�opoty i przez ca�y czas budowy, mimo priorytet�w, albo czeka�o si� na jakie� duperele, albo gna�o ha wariata, odrabiaj�c niezawinione op�nienia.
     Najgorsze, �e niekt�rzy z nas uznali to za normalk�, a mnie za niebezpiecznego durnia, kiedy pr�bowa�em wzi�� kij na paru gnojk�w z Warszawy. Nie jest jednak prawd�, �e wyst�pi�em przeciw zobowi�zaniom. To tylko Wotny pr�bowa� napu�ci� na mnie sekretarza Palin-k�, bo by�em przeciwny jego �racjonalizatorskim" pomys�om redukowania pr�b kontrolnych. Wiedzia�em, �e bez zobowi�za� i pokazowego rozruchu nie tylko nie b�dzie premii, ale mo�na na d�ugo podpa��, gdzie nie trzeba. Dlatego zgodzi�em si� na symulacj� poprzez zadaj nik� na ��czach niekt�rych miernik�w. Zreszt� pi� by� do�� niewinny, w granicach rozs�dku i przyzwoito�ci. Nikt z go�ci nie powinien si� zorientowa�, a je�li nawet trafi�by si� fachowiec, to na pewno zrozumie i nie b�dzie si� miesza�.
     Ustali�em z Kabackim i Millerem, �e �czw�rka" p�jdzie na trzydzie�ci procent, a efekt na wska�nikach b�dzie bliski stu. My�l� te�, �e minister nie by� a� tak naiwny, aby nie wiedzie�, �e naprawd� pe�n� moc� wejdziemy gdzie� oko�o kwietnia.
     Ostatnie godziny by�y jak zwykle do�� nerwowe. Rozpalanie kot�a rozpocz�o si� o czternastej trzydzie�ci. Nie by�o �adnych k�opot�w � parametry wzrasta�y prawid�owo. Praca na wydmuch, potem zakr�cenie turbin� i wygrzewanie, czyli stopniowe podnoszenie obrot�w... Po osi�gni�ciu trzech tysi�cy obrot�w na minut� pr�ba blokad technologicznych turbozespo�u � kontrola wytrzask�w, pr�by olejowe, itp. itd. Oko�o osiemnastej zrobili�my synchronizacj� pr�bn� z wybiciem maszyny, sprawdzeniem funkcjonalnym niekt�rych, zabezpiecze� i � rzecz jasna � dzia�ania zadajnik�w. Wszystko gra�o jak trzeba i pokazowa synchronizacja dla go�ci powinna wyj�� na medal. O osiemnastej trzydzie�ci ponownie wjechali�my na trzy tysi�ce obrot�w i ju� tylko czekali�my na ministra.                                           
     W ka�dym razie w�wczas � czwartego wrze�nia � got�w bytem przyzna�, �e moje niedawne w�tpliwo�ci i zastrze�enia to dziecinada. I cieszy�em si� szczerze. Czekali�my przecie� na t� chwil� blisko pi�� lat.
     Pi�� lat har�wki, zarywanych nocy i niedziel, taplania si� w b�ocie i betonie, szarpaniny z nierytmiczno�ci� dostaw, z lud�mi i niedorzecznymi przepisami � lat nie�atwych, ale z pewno�ci� nie zmarnowanych. Tote� kiedy Ba�ka Niewi�ska, wspi�wszy si� na parapet, aby lepiej widzie� drog�, zawo�a�a, a w�a�ciwie za�piewa�a: �jad� go�cie, jad�", naprawd� poczu�em wzruszenie.
     Podszed�em do okna. Rzeczywi�cie ju� zje�d�ali z warszawskiej drogi na nasz�, jeszcze pachn�c� �wie�ym asfaltem, po�o�onym na rozjechanej przez ci�ar�wki i napr�dce wyr�wnanej �u�lowej nawierzchni. Policzy�em samochody i pomy�la�em: �Dwana�cie woz�w � zupe�nie nie�le. Czajka, dwa polonezy, sze�� du�ych fiat�w, skoda, maluch i w�z transmisyjny telewizji. Stary b�dzie zachwycony".
     Wr�ci�em do sto�u i w��czy�em nasz� zak�adow� kamer� telewizyjn� zainstalowan� z tej okazji przed wej�ciem do dyrekcji. Chyba mieli�my cynk, bo Kabacki, Miller i Adamiak byli ju� na schodach, a za nimi Lucyna z kwiatami. Flagi, transparent, wielka tablica ze zobowi�zaniami � �a�owa�em, �e zak�adowa telewizja nie pracuje w kolorze, bo dekoracja rzeczywi�cie pi�kna.
     Powitanie go�ci przebieg�o nad podziw sprawnie, bez �adnych kik-s�w i niezr�czno�ci � tak przynajmniej to wygl�da�o na ekranie dodatkowego monitora, ustawionego na stoliku obok pulpitu sterowniczego naszego nowego systemu komputerowego. Minister by� promienny,
u�miecha� si� do wszystkich i �ciska� d�onie, a za jego przyk�adem inne fisze przyby�e wraz z nim z Warszawy. Chyba jacy� wy�si urz�dnicy resortowi i przedstawiciele KC. Rozpozna�em te� par� znajomych twarzy z okr�gu i wojew�dztwa, przede wszystkim Karolaka � �pierwszego" z KW. Dwaj fotoreporterzy i kamerzysta z telewizji nie �a�owali ta�my.
     Zgodnie z programem Kabacki poprosi� ministra, i co znamienitszych go�ci do siebie do gabinetu. Po kilkunastu minutach wr�cili do hallu i rozpocz�a si� uroczysto��. Przem�wie� w hallu nie s�ysza�em, bo mieli�my tylko obraz. Potem dyrektor poprowadzi� ministra i innych go�ci schodami na g�r� i poprzez maszynowni� do nas, do centralnej nastawni.               '
     W progu czeka�a ju� Ba�ka w nieskazitelnie bia�ym kitlu, z no�yczkami na tacy. Ja za pulpitem fullera, naszego cudu nowoczesno�ci firmy ' Fuller-Tansky, z kt�rym na razie by�y tylko k�opoty.
     Wszed� minister w towarzystwie Kabackiego i Karolaka, poprzedzany przez fotoreporter�w i kamerzyst�, wys�ucha� kr�tkiego raportu Millera, zast�pcy dyrektora do spraw technicznych, po czym-przeci�� symboliczn� wst�g� i nacisn�� wskazany przeze mnie przycisk na pulpicie dyspozytorskim. W ten spos�b oficjalnie rozpocz�� si� ostatni etap synchronizacji naszej elektrowni z krajow� sieci� energetyczn�.
     By�a to pi�kna chwila. W zapadaj�cym zmierzchu ujrzeli�my przez okna, jak zapalaj� si� szeregi latarni na drodze prowadz�cej do osiedla � bardzo udany pomys� Millera i Palinki. Wszyscy byli�my wzruszeni.
     W nastawni zrobi�o si� t�oczno. Kabacki wzi�� mnie pod rami� i przedstawi� ministrowi jako szefa rozruchu i zas�u�onego wsp�bu-downiczego zak�adu. Przekaza�em stanowisko Ba�ce i oprowadzi�em go�ci po nastawni, obja�niaj�c zasady dzia�ania komputerowego systemu automatyki.
     W czasie mojej �prelekcji" na monitorze graficzno-alfa-numerycz-nym fullera Ba�ka wy�wietla�a kolejne kolorowe schematy poszczeg�lnych uk�ad�w sterowania i regulacji, co, jak zauwa�y�em, bardzo podoba�o si� go�ciom. Jak trafnie przewidywali�my, w wi�kszo�ci by�y to urz�dasy zupe�nie zielone w sprawach technicznych. Nie bardzo wiedzieli, 'do czego s�u�y fuller, i z pewno�ci� wyobra�ali sobie, �e z tego .pulpitu bezpo�rednio sterujemy jakimi� zmy�lnymi elektronicznymi krasnoludkami, zawiaduj�cymi wszystkimi procesami technicznymi i urz�dzeniami od wywrotnic wagonowych i m�yn�w w�glowych po dy-
strybucj� energii elektrycznej. Chyba byli nieco rozczarowani, gdy im wyja�ni�em, �e z centralnej nastawni rozruch przede wszystkim si� obserwuje, kieruj�c procesem po�rednio, poprzez przekazywanie informacji ludziom, a nie maszynom. I to tylko tych, kt�re s� w danej chwili potrzebne, sygnalizuj�c odchylenia i interweniuj�c w sytuacjach awaryjnyc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin