Wójtowicz Milena - Nie szczęśliwy traf [pl].rtf

(77 KB) Pobierz
Milena Wójtowicz

Milena Wójtowicz

 

(Nie)Szczęśliwy traf

 

Autorka pisze o sobie:

Urodziłam się w 1983 r (na razie przyznaję się do wieku) w Lublinie i jak na razie nie zamierzam się stąd wyprowadzać. Zdałam nową maturę, znaną jako koszmar maturzystów i od października przeistoczę się w studentkę socjologii.

Do tej pory opublikowałam 5 opowiadań w sieci:

Bardzo czarna dziura (Esensja, marzec 2001)

Pomyłka (Fahrenheit i Fantazin)

Zeznanie o pewnej mutacji (FiF)

Głupi człowieku (FiF)

Najwspanialsi z wspaniałych (FiF)

i dwa w SF:

Wielka wyprawa małej Żaby (SF nr 12)

Piekło i inni (SF nr 17).

 

0

Przy drodze stało drzewo. Duże, stare i na wpół martwe. Biorąc pod uwagę, że droga przechodziła przez las, nie było w tym nic dziwnego. O wiele dziwniejsza była jedyna, poza gromadą korników, lokatorka tego drzewa. Miała około pół metra wzrostu, lekko wytrzeszczone oczy, dużo czerwonych piórek i chrypkę. Kiedyś była najpiękniejszą księżniczką w okolicy. Obecnie - zmarzniętą i lekko przeziębioną papugą.

Na drzewo zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu. Papuga westchnęła zrezygnowana i schowała się do dziupli. O wiele rozsądniej zrobiłaby, przenosząc się w jakieś cieplejsze okolice, ale nie chciała zbytnio oddalać się od swojego zamku. Szczerze mówiąc, kilka dni temu oddaliła się na krótką wycieczkę po okolicy i od tej pory nie mogła znaleźć drogi powrotnej. Mimo, że była ptakiem, zachowała odpowiednia dla księżniczki orientację w terenie. Prościej mówiąc - żadną. W końcu księżniczki nie są od tego, żeby umieć trafić z powrotem do domu. Dlatego książęta zawsze doskonale dają sobie radę na nieznanych terytoriach.. Ich zadaniem jest doprowadzić zagubione księżniczki do domu i, w  miarę możliwości, ożenić się z nimi. Ale cóż począć. Niektóre księżniczki mają pecha.

Jak na przykład ta, będąca obecnie ładnym, kolorowym ptaszkiem pokojowym. Właśnie zastanawiała się poważnie nad zmianą miejsca zamieszkania, gdy usłyszała radosne pogwizdywanie. Ostrożnie wystawiła łepek z dziupli. Dostrzegła niewysoką postać w pelerynie z kijem w ręku.

- Lepszy wróbel w garści... - mruknęła pod nosem, po czym odchrząknęła i zawołała: - Stój wędrowcze! Oto los dał ci szansę uniesienia się z nizin i zyskania sławy i bogactwa - miało to w zamierzeniu zabrzmieć wykwintnie i obiecująco, ale zamiast tego rozległ się skrzypiący głos, zakończony donośnym kaszlem.

Postać zatrzymała się i odwróciła w stronę drzewa. Okazała się piegowatym chłopcem w wieku około trzynastu lat. Papuga zaklęła pod nosem i wyszła z dziupli. Chłopiec zdecydował się odezwać:

- Hę?

- Nie stój tak. Zabierz mnie stąd i to natychmiast - wychrypiała papuga.

- Gadający ptak! - ucieszył się chłopiec. - No, ptaszku, powiedz coś jeszcze!

- Tylko nie ptaszku! - zdenerwowała się papuga. - Masz się do mnie zwracać wasza książęca wysokość. I natychmiast mnie stąd zabrać! Słyszysz?! Natychmiast! To jest rozkaz! - zaczęła histerycznie krzyczeć. Kilka dni spędzonych w przewiewnym pniu podczas mrozów nie poprawiło jej humoru.

Chłopiec zastanowił się chwilę.

- Gdzie?

- Co gdzie? - zdziwiła się papuga.

- Gdzie mam cię zabrać... wasza książęca wysokość - dodał przezornie, zerkając na dziób i pazury ptaka.

- Do zamku - odparła papuga bez wahania.

- Do którego zamku?

- Mojego oczywiście! Jaki inny zamek mogę mieć na myśli?! - papuga robiła się coraz bardziej zła. Była mokra, głodna, zziębnięta, a ten chłopiec był chyba niespełna rozumu.

- Tu jest pięć zamków. Który jest twój.... wasza wysokość?

- Pięć? - papuga była wyraźnie zainteresowana. - Czy w którymś jest może książę? Młody i nieżonaty?

- Hmmm.. - zastanowił się chłopiec. - W Zamku Róż jest książę, ale on właśnie poślubił księżniczkę z Zamku Nad Rzeką. A książę z Zamku Wschodniego pojechał na wojnę z królem Zamku Południowego. I jest jeszcze książę z Zamku Północnego.

- Świetnie - gdyby papuga miała ręce, zatarłaby je radośnie. - Udamy się zatem do Zamku Północnego, mój... Jak ci właściwie na imię?

- Herbert. A tobie... wasza wysokość - mimo że papuga była zziębnięta, jej dziób nadal był bardzo groźny.

- Jestem Lucilla, księżniczka Zamku Księżyca, najpiękniejsza kobieta na świecie.

- Raczej papuga - sprostował chłopiec.

Księżniczka spojrzała na niego niechętnie, ale nie zaprotestowała.

- To stan tymczasowy. Daleko do tego zamku?

- Ćwierć dnia drogi.

- Cóż, trudno - podfrunęła i usiadła na ramieniu chłopca. - Aby okazać ci wdzięczność za wybawienie mnie z opresji i doprowadzenie do księcia, opowiem ci moją historię. Niegdyś byłam księżniczką, młodą i piękną. W posagu miałam otrzymać całe królestwo mojego ojca, którego byłam jedynym dzieckiem. Przyjeżdżało do mnie w konkury wielu młodzieńców pięknych, bogatych i walecznych. Sławili moją urodę, śpiewali pieśni na moją cześć, stawali w szranki...

- I co dalej? - przerwał chłopiec.

- No przecież mówię! - zirytowała się papuga.

- Ale to jest nudne. Co było kiedy już przestali się bić i śpiewać?

- Jeden z nich miał siostrę, księżniczkę chytrą i podstępną, która omamiła mojego ojca, a on ją poślubił.

- I żyli długo i szczęśliwie?

- Tak - parsknęła papuga. - Urodził im się syn i to on miał odziedziczyć królestwo, a nie ja.

- I książęta przestali przychodzić - domyślił się Herbert.

- No cóż... z pewnością mieli kłopoty ze znalezieniem drogi. Próbowałam namówić czarownika, żeby zamienił moją macochę i brata w żaby... To jest - księżniczka odchrząknęła. - Chciałam powiedzieć, żeby zrobił im niespodziankę, ale ten podstępny drań zamienił mnie w papugę. Mój ojciec oczywiście był załamany. A mój brat... łobuz. Cały czas chciał we mnie wmuszać krakersy. A ja ich nie znoszę! Dlaczego ty się śmiejesz?

- Ja.. - chłopiec nie musiał odpowiadać, bo przed nimi pojawił się most zwodzony i stroma ścieżka prowadząca do Zamku Północnego, który raczej przypominał warownię niż pałac.

Wynikało to z faktu, że władcy tej górzystej i niedostępnej krainy żywili szczególne umiłowanie do sportów zespołowych, zwłaszcza do jednej dyscypliny, zwanej chodź tu i podbij mój zamek. W wyniku ciągłych rozgrywek sportowych po kilku wiekach pozostał tylko jeden władca, wyposażony w niezdobytą twierdzę oraz zbyt liczną i zbyt waleczną armię. Ten władca miał jednego syna, który, choć odziedziczył po przodkach posturę i siłę, zdecydowanie wolał poświęcać się pracy nad rozwojem swojego umysłu. Zmartwiony takim podejściem król posyłał po medyków, mając nadzieję, ze wyleczą jego syna ze szkodliwego pędu do wiedzy. Niestety, nawet najwymyślniejsze medykamenty nie skutkowały wobec wrodzonej odporności księcia na magiczne wywary. Mag, sprowadzony w celu rzucenia uroku, uciekł posiniaczony po tym, jak książę użył silniejszych argumentów. Uradowany król liczył na unormowanie sytuacji, ale książę nie przejawiał zbytniego zapału do bicia innych, podsuwanych mu poddanych. Dlatego też król trwał w smętnej zadumie, szukając sposobu na przekonanie syna, że nawet wobec silnych i przekonujących argumentów należy używać jednego własnego argumentu - siły.

Kiedy przyprowadzono przed jego oblicze Herberta i papugę, zniecierpliwiony wysłuchał jej historii, po czym radośnie zawołał:

-Cóż za szczęśliwy.. chciałem powiedzieć nieszczęśliwy przypadek. Jestem pewien, ze syn mój, waleczny książę Lanfred, bez wahania pośpieszy ci z pomocą i odnajdzie podłego czarownika, pokona go, i może przy okazji jeszcze jakiegoś olbrzyma, i zmusi, by przywrócił cię, pani, do poprzedniej postaci.

- Ojcze - wtrącił się książę. - Jej historia jest nieprzekonywująca, poza tym jak mam znaleźć jakiegoś maga, którego nie widziałem na oczy i nawet nie wiem, jak on się nazywa. Chciałbym też zauważyć...

- Że jesteś gotowy do drogi! - zakończył szeroko uśmiechnięty król. - Jedź, żegnam cię z bólem serca, ale rozumiemy z matką twoją potrzebę pokonywania potworów i ocalenia księżniczki. Każę dać ci najlepszego konia i zbroję. Z niecierpliwością będziemy oczekiwać twojego powrotu w glorii chwały z piękną księżniczką u boku.

- Hmm.. - chrząknęła księżniczka. - A nie dało by się załatwić ślubu od razu? Przyzwoita panna nie podróżuje samotnie w towarzystwie mężczyzny - zamrugała oczami.

Książę skrzywił się z niechęcią. Król spojrzał na nią niepewnie.

- Sądzę, że twój obecny stan, pani, daje... hmm... gwarancję, że jesteś pani przyzwoitą panną i taką pozostaniesz. A kiedy zdjęta zostanie klątwa, urządzimy taaakie wesele. Z wielką ucztą, bijatyką, wielkim prosięciem... - rozmarzył się król.

- Statystyczne powodzenie tego typu wypraw... - zaczął książę.

- Jestem pewien, że podczas wyprawy przyda ci się twoja wiedza na temat tej, no... statystyczności - przerwał mu król. - Wyruszasz jutro rano. A ty, chłopcze - zwrócił się do Herberta, który stał spokojnie z boku. - W nagrodę za swe męstwo i pomoc w ratowaniu tej damy pojedziesz z moim synem jako książęcy giermek - zastanowił się chwilę. - To chyba już wszystko. Udajcie się do swych komnat. A tobie pani -  po...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin