Maciej "Fidomax" Dydo P�omie� Wie�owce bez okien, ulice zatarasowane wrakami samochod�w, w wielu miejscach jeszcze �wie�e trupy, a nad tym wszystkim bezchmurne niebo. S�o�ce mocno pra�y�o i po czole nadje�d�aj�cego motocyklisty sp�ywa� obficie pot. Z okien budynk�w ludzie boja�liwie wychylali si�, aby ujrze� przybysza, ten jednak nie rozgl�da� si�, mkn�c przez centrum zrujnowanego miasta. Jak wsz�dzie byli tu i bandyci wsp�pracuj�cy z wojskiem, nawiedzeni kaznodzieje g�osz�cy wie�� o apokalipsie, zastraszeni ludzie modl�cy si�, aby prze�y� jeszcze jeden dzie�, podsumowuj�c typowe miasto na wschodzie. Dan zatrzyma� si� przed barem, kt�ry by� umiejscowiony w do�� dobrze zachowanym budynku. Nad wej�ciem mo�na by�o dostrzec niewielki lekko zniszczony neon "U Kleidena". Stan�� pewnym krokiem przed drzwiami tej speluny i otworzy� metalowe drzwi. W �rodku panowa� p�mrok, m�czy�ni siedz�c przy stolikach przygl�dali si� z niech�ci� przybyszowi. Ten powoli, ale pewnie podszed� do baru i k�ad�c plecak na ladzie, usiad� na sto�ku. - Jaki macie alkohol? - zwr�ci� si� do barmana. - To co wida�. - odburkn��, chowaj�c akurat pieni�dze do kasy. - W takim razie... podw�jne to co wida�. - Dan u�miechn�� si�. Barman szybko poda� drinka klientowi. Ten podni�s� kieliszek i przyjrza� si� zawarto�ci, by po chwili wypi� j� jednym haustem. - Nawet nie chc� pyta� co to by�o. - To nie pytaj. - barman wzruszy� ramionami. - Pracy szukam. - Jakiej? - barman o�ywi� si�. Dan odchyli� wieczko plecaka i oczom barmana ukaza� si� strzelba. - Takiej pracy staruszku, znajd� tu tak� prac�? - Wyjd�my na zaplecze. - barman wskaza� Danowi drzwi za barkiem. Kiedy przechodzili do pokoju barman zawo�a� swojego syna, �eby ten obs�ugiwa� klient�w. Rozsiedli si� w niewielkiej kom�rce. - Znajdziesz tu tak� prac�. - stwierdzi� barman. - Kto i gdzie? - zapyta� rzeczowo Dan widocznie za�enowany t� �mieszn� konspiracj�. - Nie pytasz za ile? - Jak mi powiesz kto i gdzie, to ja ci powiem za ile. - To niewielkie miasteczko. Trzy miesi�ce temu, kiedy wojsko opuszcza�o nasze tereny zostawi�o odzia� pi�ciu �o�nierzy, kt�rzy mieli tu pilnowa� porz�dku. No i w�a�nie problem jest z tymi �o�nierzami. Terroryzuj� to miasteczko, wymuszaj� haracze, dopuszczaj� si� gwa�t�w....musz� m�wi� dalej? - Nie. Teraz powiedz kiedy. - To ju� chyba zale�y od ciebie. Przyjd� tu za godzin� �ci�gn�� ode mnie haracz. - Ca�a pi�tka? - Niestety ca�a. - To nawet lepiej, za�atwi si� ich hurtowo. Barman zerwa� si� na r�wne nogi. - Ty sobie chyba nie zdajesz sprawy, z kim masz do czynienia. To �wiry, zdegenerowane, wyszkolone �wiry. - Zdaj� sobie spraw�, dlatego chc� za ich wyko�czenie 1000 jednostek. - 1000 jednostek? Chyba ci odbi�o. Nie mam tyle. - Przecie� nie tylko tobie dokuczaj�, nie? Z��cie si� na to. Dobili�my targu? - Tak... - barman poda� r�k� najemnikowi.. - P�jd� zebra� pieni�dze, poczekaj na mnie w barze. - Nie ma sprawy dziadku. - Dan zeskoczy� z pud�a, na kt�rym siedzia� i wyszed� na sale, nie ogl�daj�c si� za siebie. Gwar pijackich rozm�w przerwa�o nag�e uderzenie w drzwi wej�ciowe. Pi�ciu m�czyzn wtargn�o do �rodka, na ich widok wszyscy klienci baru "U Kleidena" wybiegli w po�piechu. M�czy�ni byli ubrani w wojskowe mundury, ale wida� by�o, �e za bardzo ich nie szanuj�. Przyw�dca bandy Hallon poszed� do baru, za kt�rym sta� roztrz�siony barman. Jego towarzysze pod��ali dwa kroki za nim. Hallon u�miechn�� si� do barmana. - Jak tam Roberts? Widz�, �e interes kwitnie. - Tak panie Hallon, nie narzekam.- wyduka� barman. - Podaj moim ludziom najlepszy browar, jaki masz. - Hallon za ka�dym razem, kiedy �ci�ga� haracz wymawia� t� kwestie, co niesamowicie irytowa�o barmana. Ten obs�u�y� towarzyszy Hallona, kt�rzy ju� rozsiedli si� na sto�kach przy barze. - Tak Roberts, nie�le ci� wytresowali�my. - stwierdzi� Hallon. Barman poda� mu piwo, po czym w milczeniu otworzy� sejf i wyci�gn�� z niego zwitek banknot�w. - 100 jednostek, prosz�. - wr�czy� hersztowi pieni�dze. - Mia�em podnie�� cen�, ale jeste� dla nas taki mi�y dzisiaj, �e jeszcze ten miesi�c policz� po starej cenie. - u�miechn�� si� Hallon. - Szefie. - jeden z towarzyszy o przezwisku Trad, przerwa� rozmow�. - Id� do kibla, zew natury. - Jezu, tylko nie wo�aj nas �eby ci pupk� podetrze�. - za�artowa� Hallon i trzej pozostali towarzysze wybuchli �miechem. Trad nic wi�cej nie odpowiedzia�, tylko skierowa� si� do kibla, do kt�rego drzwi znajdowa�y si� na ko�cu sali. - Wi�c wracaj�c do interes�w...-Hallon zacz�� przelicza� pieni�dze.-...mam nadziej�, �e doceniasz to, �e nie podnios�em stawki i...- nagle przerwa� mu okropny krzyk dobiegaj�cy z ubikacji.- Kurwa, a ten co? Przyci�� sobie kutasa? - zapyta� sam siebie i da� znak towarzyszom, �e co� si� szykuje. Ca�a czw�rka zeskoczy�a ze sto�k�w przy barze i wyci�gn�a pistolety. Hallon da� znak dw�m ze swoich podw�adnych, �eby zbadali spraw�, ci zacz�li powoli zbli�a� si� do ubikacji. Hallon natomiast cofn�� si� nieznacznie na jednej linii z ostatnim kompanem. Napakowanym osi�kiem, kt�ry opr�cz pistoletu wyci�gn�� tak�e pa�k�. Barman u�miechn�� si� nieznacznie obserwuj�c zdenerwowanie na twarzach tej bandy zdegenerowanych psycholi. Dwoje z tych nich dotar�o w tym czasie pod drzwi wyj�ciowe od kibla, kt�re by�y otwarte na o�cie�. Nerwowo popatrzyli po sobie. - Ty pierwszy. - rzek� jeden do drugiego. - A czemu ja mam by� pierwszy? - oburzy� si� kompan. Nagle z drzwi wyskoczy�a na nich posta�, kt�ra w momencie kiedy zorientowali si�, �e co� na nich leci, zdawa�a im si� niby jaki� upi�r. Przestraszeni zacz�li strzela� do lec�cego na nich tajemniczego napastnika. Sekund� trwa�o za nim zdali sobie spraw�, �e ten upi�r to ich martwy kompan. Jeden z nich kopn�� cia�o wprawiaj�c je w rotacj�. I wtedy Dan zaatakowa�. Cia�o, kt�re tak przestraszy�o napastnik�w, by�o tylko zas�on�. Teraz ich zaskoczy� i zamierza� wykorzysta� to zaskoczenie. Hallon razem z osi�kiem nie strzela� - ba� si� trafi�, kt�rego� ze swoich ludzi. Dan trzymaj�c w r�kach olbrzymi miecz, jednym ci�ciem pozbawi� g��w dw�ch zdezorientowanych bandyt�w i wybijaj�c si� ze stolika skoczy� za bar. Upad� zrzucaj�c jednocze�nie plecak, zamierzaj�c wyci�gn�� z niego strzelb�. Jednak zaraz po upadku poczu� silne uderzenie w kark. Uderzenie tak silne, �e straci� ca�kowicie orientacj� i da� si� wyci�gn�� olbrzymim �apskom napastnika. Osi�ek podni�s� energicznie Dana, i rzuci� go o �cian�. Najemnik le�a� na ziemi zwijaj�c si� w b�lu, ca�y jego arsena�, zosta� zza barkiem i teraz by� ca�kowicie bezbronny. Jednak napastnicy nie dali mu czeka�. Osi�ek z�apa� go za szyj� i podni�s�, tak �e Dan nie dotyka� nogami ziemi i by� jednocze�nie duszony. Hallona sprawdzi�, czy pozosta�a tr�jka jego kompan�w nie �yje, po czym w�ciek�y skierowa� si� ku m�czonemu Danowi, daj�c znak osi�kowi, �eby rozlu�ni� chwyt. - Jestem pod wra�eniem. Trzech ludzi z mojego oddzia�u...- kr�ci� g�ow� pe�en podziwu, jednocze�nie nie kryj�c narastaj�cej w�ciek�o�ci. - wida�, �e zawodowiec... Pewnie jako zawodowiec, wiesz te� co zamierzamy z tob� zrobi�? Zawleczemy ci� do naszej mety i b�dziemy d�ugo m�czy�, a potem zabijemy, jak psa. - Hallon poklepa� Dana po policzku. - Fascynuj�ce. - odpar� z trudem Dan, wci�� nie mog�c dotkn�� ziemi. Hallon uderzy� Dana mocno w �o��dek, tak �e ten nie m�g� z�apa� tchu. - Podu� go jeszcze troch�. - zwr�ci� si� do osi�ka i ten zn�w wzmocni� chwyt. Nagle do uszu ca�ej tr�jki dobieg� krzyk prawie, �e dzikiego zwierz�cia. - Nie rusza� si�! - Hallon by� pewny, �e to g�os barmana. - Pu�cie najemnika! Ju�! Pomy�la� co zrobi temu gnojowi, kt�ry o�mieli� si� zorganizowa� zamach na jego band� i odwr�ci� si� w stron� barku z u�miechem na ustach. Jednak, gdy ujrza� barmana, mina mu zrzed�a. Ten sta� za barkiem, trzymaj�c w r�kach strzelb�, kt�r� pozostawi� Dan. - Roberts ty kurwa nie wiesz co robisz! - krzykn�� rozdra�niony. - Nawet nie wiesz, jak si� strzela z tej armaty! - pr�bowa� zapanowa� nad sytuacj�. Barman w odpowiedzi prze�adowa� energicznie strzelb�. - Ju� z tego strzela�em! - krzykn��. Zmierzyli si� wzrokiem, zapanowa�o milczenie. W ko�cu Hallon opu�ci� g�ow� i pstrykaj�c palcami na goryla, kaza� mu uwolni� Dana. Ten upad� z �oskotem na posadzk�, �api�c si� za gard�o. - B�dziesz �a�owa�... - wycedzi� Hallon w kierunku barmana, ale mo�na by�o pozna� po jego g�osie, �e si� boi. Dan powoli wsta� i spojrza� na osi�ka, kt�ry go dusi�, u�miechn�� si� do niego od ucha do ucha i powoli wycofa� si� za barek, by po chwili stan�� ko�o barmana. Odebra� mu strzelb� i od razu wypali� do osi�ka. Trafi� dok�adnie w szyj�. Cia�o uderzy�o w przeciwleg�� �cian�. Nie tylko �ciana zreszt� by�a czerwona od krwi, tak�e Hallon, kt�ry wygl�da� teraz jakby wylano mu na g�ow� troch� barszczu. Spanikowany poruszy� si� lekko. Dan podni�s� wy�ej strzelb�. - St�j, kurwa! - krzykn��, a u�miech znik� ca�kowicie z jego twarzy. Hallon stara� si� opanowa� nerwy, ale ca�y dygota� zdaj�c sobie spraw�, �e ma ca�kowicie przechlapane. Dan przeskoczy� przez barek i ci�gle mierz�c w kierunku Hallona, zacz�� m�wi�. - Znam ci� z�otko. Porucznik David Hallon, bra�e� udzia� w oczyszczaniu wschodniej Undai, zgadza si�? Hallon milcza�, ale wida� by�o, �e zaraz puszcz� mu nerwy. Dan uderzy� go strzelb� w kolana. M�czyzna upad�. - Odzywaj si� jak pytam. Jeste� Davidem Hallonem? Ten powoli wsta� i zaciskaj�c z�by z b�lu, wycedzi�: - Tak. Dan rozpromieni� si� i uderzy� Hallona w twarz tak, �e ten zn�w osun�� si� na pod�og�, tym razem trac�c przytomno��. Dan zaku� go w kajdanki i podszed� do barmana, kt�ry sta� ci�gle za barkiem. - Kasa. - rzek� rzeczowo, zabieraj�c plecak i miecz zza barku. - Tak oczywi�cie. - Barman wyci�gn�� z sejfu pieni�dze i wr�czy� je Danowi. - A co zrobisz z tym gnojem? - zapyta� nie�mia�o wskazuj�c na nieprzytomnego Hallona. - Partyzanci dadz� mi za niego 1500 mo�e 2000 jednostek. - A� tyl...
borsukomiks