DRUGI_OBIEG_NR3_(12.2011).pdf

(1496 KB) Pobierz
757838113 UNPDF
1
757838113.001.png
SPIS TREŚCI :
WITOLD GWOŹDŹ
Bajka o dawno zapomnianych Bąblach, w której dziecko i kot
ocalili świat...........................................................................................s.4
NATALIA KLIMCZUK
Dzień z życia............................................................................s.11
ANNA KUSIAK
Pan domu ................. ...................................................................s.15
MARTA ŁOBAŻEWICZ
Rekompensata........................................................................s.22
PAWEŁ MOCEK
Kolekcjoner grzechów............................................................s.26
ADRIAN „RYAN” SŁADEK
Bakeneko.................................................................................s.38
KAMIL WIŚNIEWSKI
O tym jak wielki niebieski lewitujący kot zmienił moje życie
i wypalił wszystkie papierosy............................................................s.46
2
757838113.002.png
Witajcie!
Trzymacie właśnie w rękach trzeci już numer Rybnickiego
Amatorskiego Przeglądu Literackiego „ Drugi Obieg ”!
Motywem przewodnim tego wydania są koty . Przyczynił
się do tego Witek, który stwierdził, że w grudniu, przy okazji świąt
Bożego Narodzenia, powinniśmy spróbować z jakimś pozytywnym
tematem. Odzew autorów chyba nie całkiem wpisał się w jego
oczekiwania. O ile on sam obdarzył nas oryginalną bajką, to dalej
mamy już utwory opisujące, a to dramat samego zwierzęcia nie do
końca rozumiejącego otaczający go świat w „ Jeden dzień
z życia ”, czy też kota obserwującego konflikty domowników
w „ Pan domu ”. Najbliżej świątecznego klimatu jest z pewnością
Rekompensata ”, w której możemy prześledzić, jak bezdomne
futrzaki planują poradzić sobie w zimowe dni. „ Kolekcjoner
grzechów ” przeniesie nas z kolei w barwny fantastyczny świat,
w którym główny bohater ma dosyć specyficzną relację z kotami,
a „ Bakeneko ” pozwoli nam zakosztować bogatego świata
japońskich mitów, gdzie zwierzę te ma swą niemałą rolę. Na dobry
koniec mamy humorystyczne opowiadanie Kamila Wiśniewskiego,
odwołujące się do postaci pewnego bardzo znanego kocura,
o wyjątkowo szerokim uśmiechu.
Na zakończenie przypominam o profilu „ Drugiego
Obiegu ” na portalu Facebook, który można znaleźć pod adresem:
www.facebook.com/drugiobieg , i o naszym adresie
e-mail: drugiobieg@yahoo.pl .
Z życzeniem miłej lektury i Wesołych Świąt
Adrian ''Ryan'' Sładek oraz Witold Gwoźdź wraz
z całą ekipą.
PS Motywem numery styczniowego będzie ZIMA .
REDAKCJA:
Justyna Hawryś — Oprawa graficzna, jedzenie mlecznych kanapek.
Paweł ''Rus'' Połednik — Korekta tekstów, picie kawy, umiłowanie średników.
Adrian ''Ryan'' Sładek — Składanie tekstu, wkurzanie się, poganianie innych.
Witold Gwoźdź — Ogarnianie wszystkiego, bycie zmierzłym i bycie zmierzłym.
Agata Paprotna — Mecenat, bycie zadowoloną.
Łukasz Paprotny — Mecenat, posiadanie dziwnego poczucia humoru.
3
757838113.003.png
Bajka o dawno zapomnianych Bąblach,
w której dziecko i kot ocalili świat
Witold Gwoźdź
Dawno, dawno temu, w wielkim lesie żył sobie stary myśliwy. Mieszkał
w swojej małej drewnianej chatce, odkąd tylko każdy pamiętał, a nawet
najstarsi ludzie z miasteczka mówili, że był już bardzo stary, kiedy oni byli
dziećmi. Sami więc widzicie, że myśliwy był naprawdę stary. I opryskliwy, jak
to starzy myśliwi, mieszkający w lesie, mają w zwyczaju. Jednak każdy był dla
niego miły, nie tylko przez jego wiek, ale dlatego, że bez owego staruszka nie
byłoby Bąbli. Tak, był to jedyny myśliwy, który łapał i tresował Bąble, a jak
wiadomo bez nich życie byłoby bardzo, bardzo trudne. Spytacie zapewne, kto
to taki, te Bąble? Nic dziwnego, już od niepamiętnych czasów nikt nie widział
Bąbla, a tym bardziej tresowanego. Otóż musicie wiedzieć, że dawniej nie było
ani kaloryferów, ani piekarników, mikrofalówek, lamp na ulicach, w domach,
nawet tych na waszych biurkach. Te wszystkie zadania spełniały Bąble. Były
wielkości piłki koszykowej, świeciły miłym żółtym światłem, no i były ciepłe.
Niektóre z nich były tak bardzo ciepłe, że można by upiec przy nich szarlotkę,
jeśli tylko odpowiednio się je wytresowało. Chodziły w stadkach po lasach,
odbijając się to tu to tam od ziemi i były bardzo przyjacielskie, przynajmniej
tak uważali ludzie. Dlaczego więc stary myśliwy uważał inaczej? I co się stało
z Bąblami? Cóż, dowiecie się tego, jeśli posłuchacie tej bajki... może nawet
zdołacie sami zobaczyć Bąbla?
Stary Myśliwy, jak to miał w zwyczaju, wstał wcześnie rano, zanim
jeszcze zaczęły śpiewać ptaki. Wyciągnął zza chatki wagonik z przywiązanym
do niego sznurkiem, wrzucił uwięzione w siatce Bąble, na ramię zarzucił
strzelbę myśliwską, a na głowę włożył kapelusz z piórkiem. Miał twarz koloru
orzecha włoskiego pokrytą masą zmarszczek, a jej wyraz był mieszanką
smutku i niezadowolenia. Nosił poprzecieraną połataną na łokciach brązową
kurtkę i buty z wywiniętymi cholewkami. I był bardzo, bardzo samotny,
szczególnie dzisiaj.
Do miasta szło się ponad godzinę, z czego pół godziny zajmowało
znalezienie głównej ścieżki. Tego dnia utykał bardziej niż zwykle, z jeszcze
bardziej niż zwykle gburowatym wyrazem twarzy i nawet nie poburkiwał do
siebie pod nosem. Na pierwszy rzut oka mogłoby się to wydawać dziwne, bo
miał aż osiem Bąbli na sprzedaż, wszystkie wytresowane i do świecenia, i do
ogrzewania (nawet pieca do wypalania cegieł!). Jednak dziś był dziesiąty
listopada, dzień, który zawsze był dla niego najsmutniejszym dniem w roku.
Spytacie zapewne, co też stało się tego dnia? Słuchajcie dalej, a zagadka sama
się rozwiąże.
— Dzień dobry panu, widzę, że polowanie się udało.
— Uhm...
4
Nawet ta dziewczyna, która zawsze piekła dla niego śliwkowy placek na
początku miesiąca nie zdołała go rozchmurzyć. Tak, żeby chociaż uchylił
kapelusza w geście przywitania. Niemal wszyscy w mieście schodzili na targ te
trzy razy w miesiącu, kiedy Stary Myśliwy przyjeżdżał z Bąblami. W końcu
Bąble nie żyją wiecznie, a kto nie lubi ciepłej herbaty i kakao przed wyjściem
do szkoły czy do pracy? Stanął pomiędzy dwoma wolnymi stołami targowymi
– nie przepadał za ściskiem i tłumem. Wszyscy byli oczywiście mili aż strach
"O proszę pana, miłego dnia!", "Dziękuję, to naprawdę milutki Bąbel, wie Pan,
córka uwielbia się z nimi bawić.", "Jaki Pan kochany, już od wczoraj nie
miałam Bąbla, który świecił w salonie.". Oczywiście nikt ani jedna z tych osób
nie pamiętała, jaki to dzień.
— Dzień dobry, poproszę takiego niedużego Bąbelka, który mógłby
grzać niewielki imbryk do herbaty.
— Dwa dolary.
Każdy kosztował dwa dolary, Myśliwy nie przepadał za zbytnimi
luksusami, oprócz tych, do których był niezwykle przywiązany. Na przykład
tabliczka czekolady, nowa serweta do położenia na fotelu albo zegarek
pasujący do innych stojących nad kominkiem.
Kiedy już wszystkie Bąble były sprzedane, dochodziło południe. Wracając,
zahaczył o sklep z płytami gramofonowymi i piekarnię, kupując w niej duży
kawałek keksu z dużą ilością rodzynek. W drodze powrotnej do swojej chatki
Myśliwy wyglądał, jakby go prowadzono na ścięcie. Wiatr strącał resztki liści
z drzew i grał swoją rzewną muzykę w rytm jego kroków, a pusty już wózek
zawodził nienaoliwionymi kółkami.
W chatce zapalił lampę, w której był już ledwo zipiący, wiekowy
niemal Bąbel i zrobił sobie kawy. Na małym stoliku przed fotelem położył
najlepszą serwetę z bogatej kolekcji szydełkowanych serwet. Na stoliku zaś
kubek z kawą i zakupiony w miasteczku keks, w który wbił wypaloną już żółto-
niebieską świeczkę. Właśnie tak, to były jego urodziny, o których jak zwykle
nikt nie pamiętał. To smutne, kiedy staruszek jest jedyną osobą, która pamięta
o swoich urodzinach i sam kupuje sobie w prezencie płytę gramofonową.
— Sto lat... sto lat...
Myśliwy ukroił sobie kawałek keksu i drugi, który położył na ziemi.
Widzicie... nie jest do końca prawdą, że był zupełnie samotny, w końcu nawet
tak nietowarzyscy ludzie jak myśliwi łapiący Bąble potrzebują czyjejś
obecności. Zza kanapy wyszedł wielki, puszysty i kulejący na jedną łapę kot.
Miał już swoje lata, tak jak jego właściciel i każdy sprzęt w jego domu.
— Masz Ścierku, zjedz ciasta za moje zdrowie. O i trochę kawy do
miseczki.
Nazywał się Ścierek, bo miał dziwny zwyczaj wycierania wszystkich
kurzów, z każdego zakamarka domu, kiedy wylegiwał się przez cały dzień.
Myśliwy zjadł swój kawałek keksu, w międzyczasie odkrawając następny celem
zjedzenia go przy kawie. Nastawił gramofon i usiadł przy komódce, na której
stała maszyna do pisania. Obiecał sobie, że jeśli dożyje w zdrowiu
osiemdziesiątego roku życia, w końcu to napisze. Wcisnął kartkę papieru
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin