047. Title Elise - Tracy i Tom.rtf

(391 KB) Pobierz

Elise Title

 

Tracy i Tom

 

Tom 1

 

(Macnamara and Hall)

 

Przekład Wanda Jaworska

 


Rozdział 1

 

Tracy Hall, drobna, szczupła kobieta o krótko obciętych włosach, pochyliła się nad kuchennym stołem. Kończyła właśnie drugi kubek kawy, gdy w drzwiach pojawił się jej dwunastoletni syn, Dawid. Dopiero co wstał z łóżka i wciąż jeszcze był rozespany. Jedną ręką przecierał oczy, drugą sięgnął po pudełko z chrupkami w cukrze.

– O dziesiątej masz baseball – powiedziała.

– Wiem. Jak w każdą sobotę. Trener dałby mi popalić, gdybym zapomniał. – Ziewnął i sięgnął do zlewu po miseczkę. – Czysta?

– Właśnie umyłam. A co dorastający chłopak zjadłby na śniadanie? Może jajka? – uśmiechnęła się.

– Daj spokój, mamo. Przecież dzisiaj sobota. – Dawid odgarnął z czoła ciemne włosy.

– Założę się, że już trochę zjadłaś.

Potrząsnął pudełkiem z chrupkami, by sprawdzić, ile zostało.

– No i co z tego, przecież dziś sobota – roześmiała się. Obserwowała, jak Dawid wsypuje do miseczki chrupki i zalewa je mlekiem. Zaczekała, aż usiadł przy stole, i wróciła do rozpoczętej poprzedniego dnia rozmowy.

– Wciąż ci się nie podoba?

– Uhm – wymamrotał z pełnymi ustami.

– Najpierw przełknij, kochanie – upomniała go z uśmiechem.

– Wygląda zupełnie inaczej niż w innych domach. – Dawid nie przerywał jedzenia.

– No właśnie – przytaknęła z zadowoleniem. – Kto by mnie wynajął jako projektantkę, gdyby moje mieszkanie było takie samo jak innych? Zresztą to tylko na okres przejściowy, najwyżej dwa miesiące, dopóki interes się nie rozkręci.

Tracy prowadziła w domu własne biuro projektowania wnętrz i jej duży pokój był teraz urządzony na pokaz. Większość mebli wypożyczyła z hurtowni w Bostonie. Chociaż wiedziała, że nie musi co dwa miesiące przemeblowywać swego „pokazowego wnętrza”, lubiła puszczać wodze fantazji i nieustannie coś w nim zmieniała.

– Daj spokój, mamo – skrzywił się Dawid. – Myślisz, że większości ludzi podobają się meble jak ze statku kosmicznego?

– Większości, to znaczy komu?

– Na przykład panu Macnamarze i jego córce – odpowiedział. – Mieszkanie pana Macnamary jest super. Wszystko tam jest piękne. Wygląda normalnie. A na dodatek on to sam urządził.

– Widziałam twego pana Macnamarę na ulicy z bardzo ładną babką. Pomagała mu nieść lampy.

– No cóż... Rebeka nie musi siedzieć na krzesłach z epoki kosmicznej.

– Tak się składa, Dawidzie Hall, że Rebeka Macnamara była tutaj wczoraj i stwierdziła, że nasz duży pokój jest „niesamowity”.

– Tak... Rebece może się podobać. – Dawid przełknął kolejną łyżkę chrupek. – Ale mamo, musisz do nich pójść i sama zobaczyć. Mieszkanie pana Macnamary wygląda o wiele lepiej niż wtedy, gdy wynajmowali je Flemingowie.

– Byłam tam. Zaniosłam im ciasteczka, które własnoręcznie upiekłam. Powitała mnie ta sama młoda dama, która pomagała nieść lampy, podziękowała za sąsiedzką wizytę i oznajmiła, że jest pewna, iż Tom ucieszyłby się z prezentu, gdyby nie fakt, że nie znosi słodyczy. Przekonałam się o tym po raz pierwszy na wczorajszym zebraniu komitetu rodzicielskiego. Nasz sąsiad po prostu uwziął się na słodycze. Chce nawet herbatniki usunąć ze szkolnego jadłospisu.

– Poważnie? No to cieszę się, że nie przepadasz za słodyczami – stwierdził Dawid z ustami pełnymi chrupek.

– Rzeczywiście, nie przepadam – roześmiała się. – No dobrze, mam bzika na ich punkcie. W tym właśnie problem. Oboje nie możemy się bez nich obejść. I dlatego powinniśmy cały czas mieć się na baczności.

– Biedna Rebeka. Jej tata pewno by dostał zawału, gdyby zobaczył ją nad miską słodkich chrupek z mlekiem. Wiesz, że nie pozwala jej chodzić do McDonalda? Ani nawet do Burger Kinga?

– Mój Boże. – Tracy uniosła dłoń ku sercu. – Myślę, że należałoby powiadomić o tym odpowiednie władze. Przecież to jest znęcanie się nad dzieckiem. Ojciec, który nie pozwala dziecku na taką ucztę. To oburzające.

– Przestań kpić, mamo. Pan Macnamara to całkiem fajny facet.

Tracy uśmiechnęła się. Wiedziała już, że Dawid jest zachwycony Tomem Macnamara. Chłopiec pozbawiony ojca, który po rozwodzie przed pięciu laty wyjechał do Kolorado, podświadomie szukał w każdym mężczyźnie jego zastępcy. Problem w tym, że Tracy niezbyt przypadali do gustu ci, których wybierał jej syn. Dawidowi podobali się mężczyźni raczej konserwatywni w poglądach, staranni w ubiorze, zdecydowani i zawsze gotowi opiekować się innymi. Krótko mówiąc, mężczyźni bardzo podobni do jego ojca. Tracy z kolei po siedmiu latach nieudanego małżeństwa z Benem Hallem, żywiła nieodpartą awersję do mężczyzn, którzy przypominali jej byłego męża.

– Dlaczego nie lubisz pana Macnamary, mamo? – spytał po chwili Dawid.

– Prawie go nie znam. – Tracy pochyliła się nad zlewem. – Na pewno jest bardzo miły i w dodatku jest domatorem, co mnie akurat nie przeszkadza.

– Rebeka mówi, że dużo przeszedł. Rozwiódł się i w ogóle. Ona uważa, że stara się jej zastąpić matkę. Ale... – Chłopiec przysunął się bliżej. – Myślę, że Rebeka wcale tego nie chce – dodał konspiracyjnym szeptem.

– Sądzę, że i Rebeka dużo przeszła – powiedziała łagodnie Tracy i pogładziła syna po głowie. – Rozwód rodziców to dla dziecka ciężkie przeżycie.

– Ale my sobie z tym poradziliśmy, prawda? – spytał spoglądając na matkę.

– Jasne. I jestem pewna, że Rebece i jej ojcu też się to uda. Potrzeba tylko czasu, żeby przyzwyczaili się do nowej sytuacji. – Zamyśliła się. – A może wkrótce będzie ich znowu troje.

– Jak to?

– Wygląda na to, że pan Macnamara ma przyjaciółkę. Dawid spojrzał z ukosa.

– Tę ładną szatynkę, która pomagała mu urządzać mieszkanie. I która powiedziała mi, że pan Macnamara nie znosi słodyczy.

– To nie jest żadna przyjaciółka, mamo. To Nina. Pracują razem – wyjaśnił pospiesznie.

– Ach, to tłumaczy wszystko – uśmiechnęła się Tracy. Jakież to wszystko proste, gdy się ma dwanaście lat, dodała w duchu.

– Wybieracie się z Rebeką na rozgrzewkę przed treningiem? – spytała, zmieniając temat Nie miała zamiaru roztrząsać z synem uczuciowego życia sąsiada. Sama zresztą też nie zamierzała się nad tym zastanawiać.

– Wstąpi po mnie o wpół do dziesiątej – odpowiedział. Rebeka była jedną z dwóch dziewcząt w drużynie baseballowej zwanej Wed Wabans. Tworzyła ją grupa dzieciaków o niezwykłej wprost energii i ogromnym entuzjazmie. Nie poddawali się, mimo że w ciągu ostatnich dwu lat nieustannie przegrywali.

Dawid skończył chrupki i za zgodą Tracy nałożył sobie drugą porcję.

– Pan Macnamara wolałby, żeby Rebeka przestała z nami grać. Myślę, że wiem, o co mu chodzi – powiedział.

– Tak? – zaciekawiła się Tracy.

– No wiesz. On chciałby, żeby była z dziewczynami. U nas nie ma żartów. Znasz Petersa. Traktuje Rebekę tak samo jak chłopaków.

– I słusznie – zauważyła Tracy, uśmiechając się do Dawida porozumiewawczo. Wiedziała, jak bardzo lubi on Rebekę. – Jakoś nie martwisz się o Vicki Freelander.

– Vicki zachowuje się jak chłopak. Zawsze taka była. Rebeka jest inna.

– Jest bardzo dziewczęca. I bardzo ładna – stwierdziła Tracy.

– Daj spokój, mamo. Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi.

Skończył chrupki, wrzucił miskę do zlewu i spojrzał w okno.

– O, właśnie idzie. Z ojcem.

– Z ojcem?

– Założę się, że chce mu pokazać nasz duży pokój rodem z Marsa – roześmiał się.

Tracy zmarszczyła brwi.

– Nie przejmuj się, mamo. Mówiłaś, że Rebeka uważa, że jest niesamowity, prawda?

– Zgadza się.

W głębi duszy Tracy czuła, że Tom Macnamara będzie innego zdania. Nie znaczy to, mówiła sama sobie, że opinia tego sąsiada odludka na temat jej talentów dekoratorskich ma jakiekolwiek znaczenie. Nie był przecież nawet jej potencjalnym klientem. Miał bądź co bądź swoją bardzo atrakcyjną „przyjaciółkę”, która pomagała mu urządzać mieszkanie.

– Pogram trochę z Rebeką – powiedział Dawid otwierając drzwi. – A później pójdziemy na trening. Zobaczymy się na lunchu. Aha, byłbym zapomniał. Trener uprzedził, że dzisiaj zostaniemy godzinę dłużej, żeby się przygotować do meczu.

– Przyjadę po ciebie. Wstąpimy coś zjeść do McDonalda albo do Burger Kinga, dobrze? – uśmiechnęła się do syna.

– Może uda nam się namówić pana Macnamarę, żeby pozwolił Rebece pójść z nami.

– Wspaniale – ucieszył się Dawid. – Trener da nam dzisiaj niezły wycisk. Będziemy głodni jak wilki.

Wyszedł, zostawiając drzwi otwarte. Słyszała, jak wita się z Tomem Macnamara krótkim, przyjacielskim „cześć”.

Gdy sąsiad stanął w drzwiach, chciała za wszelką cenę, by jej „cześć” zabrzmiało równie zwyczajnie i po przyjacielsku jak w ustach jej syna.

Nie udało się. Poczuła się jakoś niepewnie w obliczu zdecydowanego, przystojnego sąsiada. Trzeba się mieć na baczności, pomyślała.

– Nie daje mi spokoju to wczorajsze zebranie w szkole – zaczął. Trzymał ręce w kieszeniach, szerokie ramiona oparł o framugę. – Wstąpiłem, żeby się upewnić, czy moje wystąpienie nie było zbyt ostre.

W blasku promieni słońca wpadających przez otwarte drzwi, Tom Macnamara sprawiał wrażenie chłopca roztaczającego wokół jakiś szczególny blask. Był wysoki, miał oczy w kolorze topazu, a popielato-blond włosy wydawały się jeszcze jaśniejsze przy opalonej twarzy. Ubranie – jasnobłękitna koszula rozpięta pod szyją i płócienne spodnie w kolorze khaki – bardziej uwydatniało niż osłaniało jego sylwetkę.

To były plusy. Jeśli chodzi o minusy, Tracy uznała Toma Macnamarę za trochę zbyt konwencjonalnego i rygorystycznego. Jakkolwiek przyznawała, że ktoś, kto ma za sobą niedawny rozwód, jest w trudnej sytuacji i nie należy go oceniać zbyt surowo. Dawid najwidoczniej go lubi. No i miał on uroczą córkę.

– No i co? – Tom uśmiechnął się.

Zobaczyła olśniewająco białe zęby. Uzmysłowiwszy sobie, że się w niego wpatruje, szybko się odwróciła. Nalała sobie jeszcze jeden kubek kawy.

– Może pan też się napije?

– Jasne. Nigdy nie odmawiam świeżo parzonej kawy. – Tom wszedł do środka i zamknął drzwi.

– Wcale nie jest świeżo parzona.

– Mimo to spróbuję.

– Wracając do pana pytania, powtórzę raz jeszcze, że nie widzę nic złego w tym, że po lunchu zje się parę herbatników w czekoladzie – zaśmiała się Tracy, uspokajając się nieco. Usiadła naprzeciw Toma. – Zwłaszcza że dzieciom nie daje się słodyczy, dopóki nie skończą posiłku. Jeśli miał pan kiedyś dyżur w szkolnej stołówce, powinien pan wiedzieć, że dzieci potrzebują motywacji do jedzenia.

– Nie, nigdy nie miałem dyżuru. – Przez twarz Macnamary przemknął cień. – To należało do Carrie. Mojej byłej żony.

Zaległa niezręczna cisza. Tom wypił parę łyków kawy i spojrzał na Tracy z ukosa.

– Ale mogę się tym zająć, gdy przyjdzie moja kolej. Uśmiechnęli się niemal równocześnie. Tom rzucił okiem na półkę i zobaczył duże pudełko słodkich chrupek. Roześmiał się.

– Czy to nagroda Dawida za zjedzone śniadanie?

– Nie. To jego śniadanie. I moje – wyznała cicho. – Tylko w niedziele, przysięgam – dodała ze skruchą.

– Wie pani, że to niezdrowe?

– Wiem. Ale życie jest takie krótkie, a my nie jesteśmy doskonali, panie Macnamara.

Tom wstał i nalał sobie jeszcze jeden kubek kawy.

– Dobra – stwierdził.

– Ale z kofeiną.

– Nikt z nas nie jest doskonały – roześmiał się. Pomyślała, że podoba jej się jego uśmiech. Zdecydowany, ale ciepły. Niemal doskonały.

– Chyba trochę zbyt nerwowo zareagowałem na te ciasteczka – powiedział po chwili.

– Ja też trochę przesadziłam. – Tracy czuła, że czerwieni się pod jego spojrzeniem. Wstała i podeszła do zlewu. Była lekko rozdrażniona i to wcale nie z powodu wypitej kawy. Drażniła ją obecność Toma Macnamary. Odwrócona do niego plecami, zajęła się zmywaniem.

– Nawiasem mówiąc, nie był pan jedynym przeciwnikiem ciastek. Stanowiliście większość. Dawid będzie musiał jakoś obejść się bez nich – stwierdziła. – Może to nie będzie łatwe, ale jakoś sobie poradzi.

Tom roześmiał się. Tracy starała się nie myśleć o tym, jak bardzo podoba jej się ten śmiech.

– Rebeka bez przerwy się panią zachwyca. Podobno opowiada pani różne zabawne historie.

– A więc mówiła panu zapewne również o moim dużym pokoju.

– Powiedziała, że jest... – Usiłował przypomnieć sobie to określenie.

– Niesamowity? – podpowiedziała.

– O, właśnie, niesamowity.

– Dawid myśli, że wszystko to kupiłam na Marsie. Na próżno staram się mu wytłumaczyć, że to styl postmodernistyczny z elementami secesji i motywami greckimi.

– A wiec i ja powinienem to zobaczyć.

– Dlaczego nie? – wzruszyła ramionami. – Ubawi się pan.

Przeszła przez kuchnię z wysoko uniesioną głową i wyprostowanymi ramionami. Była dumna z tego pokoju. Ale jeśli on zacznie się śmiać, będzie to świadczyć, że jest człowiekiem pozbawionym wyobraźni i stylu.

Gdy była już prawie przy drzwiach, odwróciła się. Macnamara wciąż siedział przy stole z kubkiem kawy w ręku.

– Myślałam, że chce pan zobaczyć duży pokój.

– Jeszcze zdążę. Nie ma pani przypadkiem grzanek do tej znakomitej kawy?

Tracy patrzyła na niego bacznie, usiłując odgadnąć, o co tu chodzi. Mieszkali drzwi w drzwi od niemal czterech miesięcy i nigdy przedtem nie wydawał się zainteresowany pogawędką przy porannej kawie. Być może zaczynała mu doskwierać samotność. Pamiętała, jak to było z nią po rozstaniu z Benem. Początkowo była jak odrętwiała i zbyt pochłonięta samodzielnym wychowywaniem Dawida, by w ogóle zauważyć swoją samotność. Z pomocą przyjaciół, dzięki pracy i synowi udało jej się jakoś przejść przez ten trudny okres. Poczuła się nawet lepiej – stała się bardziej śmiała, pewna siebie, przeświadczona, że życie jej i Dawida ułoży się jak najpomyślniej.

– Grzanki? Oczywiście, że mam.

– Cudownie.

Przez chwilę głos Toma przypominał jej do złudzenia głos. Dawida. Był taki łagodny, niemal chłopięcy. Przygotowała grzanki, również dla siebie. Dobrze jej zrobią po słodkich chrupkach z mlekiem.

Tom obserwował ją, gdy smarowała je masłem.

– Od kiedy jest pani rozwiedziona, Tracy? – spytał nagle.

– Dlaczego pan pyta?

– Widzi pani, ja rozwiodłem się z matką Rebeki niewiele ponad rok temu. To był trudny rok dla małej. Dla mnie zresztą też – dorzucił po chwili. – Do czasu, kiedy przeprowadziliśmy się tutaj, do Waban, nigdy nie chodziłem na zebrania rodziców – uśmiechnął się z zakłopotaniem.

Było w jego uśmiechu coś delikatnego, chłopięcego. Tracy położyła grzanki na talerzu i podała mu.

– Ja się rozwiodłam przed pięciu laty. Na początku jest piekielnie ciężko, ale później człowiek zaczyna się przyzwyczajać. A jeśli chodzi o zebrania, to spisał się pan świetnie jak na nowicjusza. Większość ojców w ogóle się nie odzywa, chyba że chodzi o pieniądze. Jak pan zapewne zauważył, batalia o ciasteczka nie zasługiwała ich zdaniem na ostrzejszą wymianę zdań.

– Myślę, że za bardzo dałem się ponieść emocjom, ale mam bzika na punkcie zdrowej żywności. Na ogół jestem bardziej powściągliwy w zachowaniu.

Popatrzyła na niego, a właściwie popatrzyła w jego przepastne, topazowe oczy. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, co by się stało, gdyby poczuła jego silne, męskie dłonie na swojej twarzy. Natychmiast odwróciła wzrok, zła na siebie za takie myśli o mężczyźnie, który właściwie był dla niej kimś całkiem obcym. I kimś, kto był już jakoś tam zaangażowany, niezależnie od tego, co jej słodki, niewinny synek myśli na ten temat.

– Świetne. – Tom skończył kolejną grzankę.

– Cieszę się. Zrobię jeszcze. – Podeszła do kuchenki zadowolona, że może czymś się zająć. Tom Macnamara wprawiał ją w niewytłumaczalne wprost zakłopotanie.

– Teraz rozumiem, dlaczego Rebeka tak panią lubi – usłyszała po chwili jego głos.

– Dlaczego? – Zarumieniła się.

– Bo jest pani taka naturalna i bezpośrednia. I... – zawahał się – i mówi pani szczerze to, co myśli.

– Trudno powiedzieć, żeby był pan powściągliwy, Macnamara – zaśmiała się.

Tom powoli wstał od stołu i podszedł do niej. Obserwowała go, gdy się zbliżał, nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. Nagle serce zaczęło bić jej przyspieszonym rytmem. Im był bliżej, tym mocniej waliło. Nie dość, że zastanawiała się, czy on chce udowodnić, że wcale nie jest „powściągliwy”, ale na dodatek miała nadzieję, że to zrobi.

– Grzanki zaraz zaczną się palić – usłyszała nagle jego głos tuż obok i zobaczyła, że usiłuje wyjąć je z tostera.

– Ma pani ochotę na jeszcze jedną? – spytał uprzejmie. Rzucił okiem na stół i zobaczył, że jeszcze nie skończyła poprzedniej.

Tracy zastanawiała się, czy zachowanie Toma ma być rozmyślnie prowokacyjne. Ale już następne jego słowa uzmysłowiły jej, że jest na niewłaściwym tropie. Patrzył na nią spokojnie i poważnie. Milczał.

– Ma pani rację – odezwał się po dłuższej chwili. – Nie tak łatwo samemu wychowywać dziecko. Muszę być dla Rebeki i ojcem, i matką, i czasami sam już nie wiem, co robić. Jestem tylko człowiekiem, Tracy. Nieraz wydaje mi się, że popełniam same błędy.

– Musi pan dać sobie trochę czasu – odpowiedziała. – I nie robić niczego pochopnie. Mówię to na podstawie własnego doświadczenia. Musi pan uważać, by to, co pan robi, nie zostało niewłaściwie zrozumiane. Z dziećmi trzeba postępować otwarcie. Unikać dwuznaczności. – Tracy poczuła się nieswojo pod wpływem jego spojrzenia.

– Ma pani rację – bąknął. – To ważne, gdy ma się do czynienia z dziećmi.

– Nie tylko z dziećmi.

Spuścił oczy. Tracy miała nadzieję, że patrzy na jej naszyjnik, a nie na jej piersi. Zdała sobie sprawę, że stwardniały jej sutki i rysują się teraz wyraźnie pod trykotową bluzką.

Poczuła ulgę, gdy ponownie spojrzał na jej twarz.

– Co pani myśli na temat baletu, Tracy? – Najwidoczniej chciał zmienić temat.

– Czego?

– Baletu – powtórzył.

– Lubię balet. Zespół bostoński jest całkiem niezły. To nie znaczy, że często go oglądam. Ale uważam, że jest dobry.

– Miałem na myśli Rebekę – wyjaśnił, podnosząc do ust kolejną grzankę. – A ściśle biorąc lekcje baletu, na które mogłaby chodzić.

– Ach, tak.

– Jeszcze w Bostonie Carne zapisała ją na balet. Po rozwodzie jakoś się tym nie zająłem. Ale teraz, gdy przenieśliśmy się tutaj, na przedmieście, myślę, że Rebeka powinna wrócić do tańca. W Bostonie miała zaledwie kilka lekcji, ale Carne mówiła, że nauczyciel bardzo ją chwalił. Carne była tym ogromnie przejęta. Sama jako dziecko uczyła się tańca. Przez jakiś czas nawet myślała o tym, by zostać tancerką. – Tom ugryzł kawałek grzanki.

– No cóż, sądzę, że to dobry pomysł – odparła Tracy. – Oczywiście jeszcze Rebeka musi powiedzieć, co o tym myśli.

– Pewnie nie zechce. Bo to pomysł matki. Wciąż jeszcze jest na nią zła, że wyjechała do Londynu. Carrie jest dziennikarką. Bardzo dobrą. Zrezygnowała z pracy, gdy Rebeka była mała, ale parę lat temu wróciła do zawodu. – Tom wyglądał na przygnębionego. – Nawiasem mówiąc, po rozwodzie zaproponowano jej pracę w Londynie. To była jej życiowa szansa. Oczywiście cytuję jej słowa.

Tracy pokiwała głową ze zrozumieniem. Takich samych słów użył Ben, oświadczając jej, że opuszcza Boston, aby podjąć pracę w Denver, mimo że oddalało go to o tysiące kilometrów od syna.

– Obawiam się, że trochę odszedłem od tematu. – Twarz Toma wypogodziła się nieco. – Rzecz w tym, że Carrie bardzo chciała, żeby Rebeka chodziła na balet. Uważała, że doda jej to wdzięku i lekkości ruchów. Ale jak już mówiłem, Rebeka buntuje się przeciwko wszystkim pomysłom matki. Ja też w wielu sprawach nie zgadzałem się z Carrie, ale balet uważam za dobry pomysł. Sandy Hodges z naprzeciwka mówi, że w mieście jest całkiem niezła szkoła.

– Dlaczego nie weźmie pan tam Rebeki, żeby sama się przekonała. Może zmieni zdanie.

– Nie. Już odmówiła. – Tom zawahał się. – Ale gdyby tak pani z nią porozmawiała...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin