UCZUCIA CENNIEJSZE OD WOLNOŚCI.doc

(42 KB) Pobierz



Corpus delicti, czyli karykatury Mahometa
z duńskiej gazety
„Jyllands-Posten” >>
 


 

UCZUCIA  CENNIEJSZE  NIŻ  WOLNOŚĆ

 

 


Latem ubiegłego roku duński pisarz Kare Bluitgen szukał rysownika, który zilustrowałby jego książeczkę dla dzieci o Mahomecie.

Niestety, wszyscy artyści, których prosił o wykonanie rysunków, odmówili.

Tłumaczyli, że portretując Mahometa (czego zabrania islam) mogą ściągnąć na siebie agresywną reakcję muzułmańskich ekstremistów.

O kłopotach pisarza dowiedziała się centroprawicowa gazeta „Jyllands-Posten”.

Redakcja dziennika, zaniepokojona zjawiskiem autocenzury, opublikowała 30 września artykuł o wolności słowa, ilustrowany żartobliwymi i satyrycznymi rysunkami, między innymi z podobiznami Mahometa.

W artykule czytamy m.in.:

Nowoczesne, świeckie społeczeństwo jest odrzucane przez niektórych muzułmanów.

Domagają się oni specjalnego traktowania, nalegają, by ich uczucia religijne były otaczane szczególnymi względami.

Nie da się tego pogodzić ze współczesną demokracją i wolnością słowa, [czyli sytuacją], w której musimy być przygotowani na to, by znosić zniewagi, kpiny i szyderstwa (cytat za Wikipedią).

Redakcja podkreśla, że nie chodzi jej o to, by za wszelką ceną wyśmiewać się z uczuć religijnych, lecz ostrzec przed autocenzurą i zagrożeniem wolności słowa.

Mieszkający w Danii muzułmanie natychmiast wyszli na ulice.

Karykaturzystom zagrożono śmiercią.

Sprawa nabrała światowego rozgłosu, gdy w styczniu duńskie karykatury ukazały się w norweskim czasopiśmie chrześcijańskim „Magazinet”, a później w wielu innych europejskich gazetach.

Do tych gazet dołączyła niedawno „Rzeczpospolita”. Redaktor naczelny gazety, Grzegorz Gauden wyjaśnił: Zdecydowaliśmy się przedrukować te karykatury, bo całkowicie odrzucamy metody, do których odwołali się islamscy przeciwnicy publikacji.

Wolności wypowiedzi trzeba bronić.

Także wtedy, kiedy nie zgadzamy się z ich treścią.

Na publikację „Rzeczpospolitej” najszybciej zareagował premier Kazimierz Marcinkiewicz, jeszcze zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.

W moim przekonaniu wykroczono poza granice dobrze rozumianej swobody wyrażania poglądów.

Rolą mediów nie może być prowokowanie nienawiści i propagowanie wrogości – napisał w swym oświadczeniu szef rządu, którego ministrowie chętnie udzielają się w mediach regularnie podsycających nienawiść i wrogość do różnych grup, np. do wyznawców judaizmu.

W podobnym tonie utrzymane były kolejne komentarze, przekazane przez PAP, m.in. Rady Etyki Mediów i kardynała Zenona Grocholewskiego.

Zastanawiające jest, że w żadnym z tych oświadczeń nie ma ani słowa o reakcjach islamskiej ulicy – o podpalaniu i demolowaniu ambasad, demonstracjach przeradzających się w zamieszki, apelach o zabijanie cudzoziemców w krajach arabskich, groźbach zamachów terrorystycznych w Europie, zapowiedziach „prawdziwego holokaustu”.

Można odnieść wrażenie, że dla wielu polskich komentatorów te reakcje są zrozumiałe, usprawiedliwione i adekwatne do przyczyny, która je wywołała.

W gruncie rzeczy stanowisko wielu polityków, duchownych, publicystów i sporej części opinii publicznej w naszym kraju zbieżne jest ze stanowiskiem protestujących muzułmanów: wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczynają się uczucia religijne.

W Polsce tę zasadę uznaje się za dogmat, a jej naruszanie, niezależnie od ewentualnych konsekwencji prawnych, traktowane jest jako demonstracja braku szacunku dla innych ludzi.

Katolicka Polska jest więc mentalnie bliższa krajom islamskim – tam również nie dyskutuje się o prymacie uczuć religijnych nad wolnością słowa – niż zachodniej Europie, gdzie tego zagadnienia nie wyłącza się spod debaty.

W wypowiedziach krytyków karykatur przewija się jeszcze jeden ważny motyw: strach.

Wprawdzie argument strachu jest logicznie niezależny od argumentu uczuć religijnych, ale okazuje się, że w wielu umysłach oba te motywy splatają się w jedną całość. Zwięźle wyraził tę postawę poseł Jan Maria Rokita przed mikrofonem Radia Zet:

Sądzę, że naigrywanie się z religii jest nieprzyzwoite, a naigrywanie się z religii muzułmańskiej w dzisiejszej Europie jest wyjątkowo niemądre, gdyż prowokuje niebezpieczny dla współczesnego świata fanatyzm.

Jak wynika z tego rozumowania, uczucia religijne mają to do siebie, że jeśli zostają obrażone, to wydają owoce w postaci fanatyzmu i terroryzmu, przemocy i zbrodni.

Czy powinniśmy więc szanować uczucia tych, którzy gotowi są nam urządzić krwawą jatkę?

Moraliści nie mają wątpliwości: skoro środowiska muzułmańskie tak ostro na to zareagowały i odbierają to jako obrazę uczuć religijnych, należało wziąć to pod uwagę – mówi prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej, Marcin Przeciszewski.

Mylą się jednak ci, którzy w tej sytuacji wnioskują, że gdyby np. polscy homoseksualiści podpalili siedziby kilku homofobicznych partii i zagrozili, że wyrżną wszystkich, którzy ich obrażają, to wreszcie zyskaliby powszechny szacunek katolickiego społeczeństwa.

Mylą się choćby dlatego, że postulat bezwzględnego szacunku jest zarezerwowany wyłącznie dla uczuć religijnych – i żadnych innych.

Osoby religijne traktują bowiem swe uczucia jako wyjątkowe i domagają się, aby również świat pozareligijny zaakceptował wyjątkowość tych uczuć.

Ale świat pozareligijny nie ma obowiązku uznawania realności sfery sacrum, na którą wskazują osoby wierzące, kiedy uzasadniają szczególny – w ich mniemaniu – status swych emocji związanych z przekonaniami religijnymi. Człowiek niereligijny nie ma więc powodów, aby uczucia chrześcijan czy muzułmanów traktować inaczej niż uczucia kinomanów, miłośników opery, kibiców sportowych, filatelistów i wszelkich osób, które coś lub kogoś kochają. Wszystkim tym uczuciom należy się szacunek, ale nie bezgraniczny – na przykład nikt nie nawołuje, by powstrzymać się od publikowania karykatur Mozarta (1, 2), które przecież mogą obrażać uczucia melomanów. Tymczasem osoba religijna domaga się ograniczenia wolności wypowiedzi wszędzie tam, gdzie ta wolność narusza tabu religii.

Uczucia religijne, przyznając sobie wyjątkowe prawa, stają się zatem czynnikiem antagonizującym różne grupy pluralistycznego społeczeństwa, czego wymowną ilustrację stanowi międzynarodowy spór wokół karykatur islamskiego proroka.

Nie inaczej jest w katolickiej Polsce, gdzie prasa regularnie donosi o kolejnych przypadkach obrazy uczuć religijnych (najnowsza sprawa) i na nic się zdają zapewnienia oskarżonych osób, że nikogo nie zamierzały obrazić.

Nie słychać natomiast, aby ateiści żądali bezwzględnego szacunku dla uczuć ateistycznych – nie dlatego, aby nie żywili żadnych uczuć związanych ze swymi przekonaniami, ale dlatego, że nie uważają, by nad ich uczuciami należało otworzyć specjalny parasol ochronny.

Nie mają swego sacrum, które należałoby chronić przed intruzami, nie są przywiązani do symboli, które dla osób religijnych często bywają ważniejsze niż żywi ludzie.

Brak wiary religijnej jest również brakiem specyficznej religijnej drażliwości, tej czułej sfery, którą niczym wielką otwartą ranę należy ostrożnie omijać, pilnie bacząc, by niczym jej nie urazić.

Z badań socjologicznych wynika, że religijność społeczeństw zachodnich jest coraz słabsza.

To dobra wiadomość, bo oznacza ona, że w tych społeczeństwach kurczy się obszar ostrych konfliktów i antagonizmów wywoływanych przez religijne wiary. Niestety, obraz płonących ambasad, podpalanych w imię szacunku dla uczuć religijnych przypomina nam, że Zachód to nie cały świat, a religijna przemoc i agresja wciąż są zagrożeniem dla wolności.

Można mieć tylko nadzieję, że Europa nie da się zastraszyć i nie ulegnie szantażowi tych, którzy gotowi są mordować innych ludzi z powodu kilku rysunków w gazecie.


***
Powyższa notka jest skróconą wersją mojego artykułu, który ukazał się w portalu „Racjonalista”.


*** ***
Post scriptum z 12.02.2006

Karykatury z „Jyllands-Posten” juz w październiku 2005 r. przedrukowała jedna z egipskich gazet. Można je obejrzeć na polskiej stronie Eurojihad.
Oto fragment komentarza z tej witryny:

Okazało się, jak łatwo można manipulować masami muzułmańskimi tłumacząc, że ktoś ich obraził.

Tymczasem kiedy muzułmanie to robili - nikt nie miał nic przeciwko.

Coraz więcej dowodów wskazuje, że całe zamieszanie inspirowane było przez fundamentalistów i rządy państw arabskich jak Syria i Iran - które boją się inwazji i ataku USA.

Czy muzułmanie powinni teraz przeprosić?

Okazało się bowiem, że miliony muzułmanów same nie wiedzą kiedy powinny się obrażać i w co wierzą!

Potępiają prasę europejską sami drukując dokładnie te same rysunki!


ateista 2006-02-06 12:07:11
skomentuj (296), a wcześniej zajrzyj na stronę Ateizm - FAQ




 

 

http://www.blog.pl/http://www.blog.pl/

&&&&&&
 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin