Mój własny anioł stróż - Judith McNaught.pdf

(2234 KB) Pobierz
Judith McNaught - Mój w³asny anio³ stró¿.rtf
23400048.002.png
JUDITH MCNAUGHT
MÓJ WŁASNY ANIOŁ STRÓś
 
Spencerowi Shelleyowi
NajdroŜszy Spensie, tradycyjnie juŜ pragnęłam zacząć moją ksiąŜkę od listu z radami
dla Ciebie - takiego jaki poprzednio napisałam do Twojego brata. Ale nie mogę. Tak mnie
oczarował Twój urok i tak mnie rozbraja Twój śmiech, Ŝe nie mogę się doczekać, kiedy
dorośniesz, by to do Ciebie zwracać się o radę. Jak Ty to robisz, Ŝe kaŜdy, na kogo spojrzysz,
musi się uśmiechnąć? Wiem, po kim odziedziczyłeś oczy, ale skąd masz tę radość? I skąd u
Ciebie ta magia?
Tyle pytań ciśnie mi się na usta, ale masz dopiero dwa lata, więc na odpowiedzi
przyjdzie mi zaczekać. Jedno nie ulega wątpliwości: będziesz przecierał własne szlaki. A jeśli
droga, którą obierzesz, zacznie budzić w sercach Twoich rodziców niepokój, moŜesz na mnie
liczyć: ja wszystko wygładzę. Na razie jednak posłuchaj dobrej, babcinej rady: nie pozwól,
abyśmy zbytnio Cię zmienili.
23400048.003.png
PODZIĘKOWANIA
Piszę ksiąŜki o niezwykłych męŜczyznach, obdarzonych wyjątkowym charakterem,
inteligencją, wraŜliwością i siłą. I znałam takich męŜczyzn. Jednym z nich był Gayle
Schroder, mój serdeczny przyjaciel; drugim zaś Michael McNaught, mój mąŜ. KaŜdy, kto
znał tych wspaniałych ludzi, boleśnie odczuwa ich brak. Za ich Ŝycia podziwialiśmy obu i
ceniliśmy; teraz ich wspomnienie rozjaśnia nasze myśli i wskazuje drogę. MoŜemy uwaŜać
się za wybrańców losu, bo mogliśmy z nimi obcować. Pisanie powieści to długa i samotna
wędrówka. Wytrzymuję ją tylko dzięki wsparciu i zrozumieniu rodziny oraz najbliŜszych
przyjaciół. Dziękuję Wam, Clay, Whit i Rose, Ŝe bez słowa skargi znosiliście moje milczenie,
brak telefonów i wizyt. Jestem Wam za to dozgonnie wdzięczna. TakŜe Wam, Carole
LaRocco, Judy Schroder i Cathy Richardson, naleŜą się podziękowania za wytrwałość i
przyjaźń.
Pracując nad ksiąŜką, korzystam z rad i wskazówek wielu osób, które doskonale znają
daną tematykę; w tym wypadku szukałam pomocy u jednego człowieka, posiadającego
olbrzymią wiedzę, niezliczone kontakty, a nade wszystko anielską cierpliwość - Steve'a
Sloata. Steve, jesteś niezrównany. Nigdy nie zdołam Ci się odwdzięczyć.
23400048.004.png
ROZDZIAŁ 1
Pani Kendall, czy pani mnie słyszy? Jestem doktor Metcalf, a pani znajduje się w
szpitalu Dobrego Samarytanina w Mountainside. Zaraz przeniesiemy panią z karetki do
gabinetu zabiegowego.
Do roztrzęsionej Leigh Kendall docierał natrętny, męski głos, przywołujący ją do
świadomości, ale nie mogła się zmusić, aby otworzyć oczy.
- Czy pani mnie słyszy, pani Kendall?
Z trudem uniosła powieki. Pochylony nad nią lekarz badał jej głowę. Obok niego stała
pielęgniarka z kroplówką.
- Zaraz przeniesiemy panią z karetki - powtórzył, świecąc małą latarką najpierw w
jedno, potem w drugie oko Leigh.
- Muszę... zawiadomić... męŜa, Ŝe tu jestem - wyszeptała słabym głosem.
Lekarz uspokajająco ścisnął jej dłoń.
- Zajmie się tym lokalna policja. A tu, w Dobrym Samarytaninie, ma pani oddanych
wielbicieli, do których i ja się zaliczam. Otoczymy panią troskliwą opieką.
Wysunięto z karetki nosze i Leigh natychmiast została otoczona przez liczne głosy i
obrazy. Czerwono - niebieskie światła ambulansów pulsujące na tle szarego, porannego nieba.
Kotłowanina ludzi w mundurach: policjanci konni stanu Nowy Jork, sanitariusze, lekarze,
pielęgniarki. Skrzydła drzwi wejściowych, ściany korytarza, zlewające się twarze jakichś
osób, zdecydowanym tonem zadających pytania.
Leigh usiłowała zebrać myśli, ale głosy zlewały się w bełkot, twarze się rozmazywały,
aŜ pochłonął je ten sam mrok, co i resztę pomieszczenia.
Kiedy się ocknęła, za oknem była juŜ noc i prószył śnieg. Próbowała otrząsnąć się z
oszołomienia wywołanego działaniem leków, które sączyły się do Ŝyły z kroplówki
zawieszonej nad głową. Półprzytomnie rozglądała się po pomieszczeniu - chyba pokoju szpi-
talnym, w tym momencie jednak bardziej przypominającym kwiaciarnię.
W nogach łóŜka stał olbrzymi kosz białych orchidei i wazon jasnoŜółtych róŜ, a wśród
nich siedziała siwa pielęgniarka, pogrąŜona w lekturze „New York Post” ze zdjęciem swojej
pacjentki na pierwszej stronie.
Leigh odwróciła głowę o tyle, o ile pozwalało jej usztywnienie, szukając wzrokiem
Logana, ale najwyraźniej chwilowo była sama z pielęgniarką. Nieśmiało poruszyła nogami i
podkuliła palce. Z ulgą przekonała się, Ŝe nadal stanowią całość z resztą ciała, a nawet ma w
23400048.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin