3. Historia każdego z nas.doc

(50 KB) Pobierz
Historia każdego z nas

Historia każdego z nas

Każdy z nas wybiera — być dzieckiem Bożym, czy być „jak bóg” (kerygmat negatywny)

 

Każdy, kto patrzy na świat przyrody, może zauważyć istniejącą w nim harmonię, sens, logikę. W życiu roślin, zwierząt wszystko jest genialne, misternie ułożone, każda rzecz ma swoją funkcję. Na tym tle zastanawia i dziwi to, czego doświadczamy w świecie ludzkim. Tu, na najwyższym poziomie stworzenia, gdzie pojawia się rozum i wolna wola, panuje frustracja, poczucie bezsensu, pytanie „po co żyję?”. Dzisiaj świeccy wprost stwierdzają, że życie jest bezsensowne i tęsknią za stabi­lizacją typu zachodniego. Tam można być „kimś”, być zauważonym, zostawić coś po sobie. Mało kto może się poszczycić, że szczęście dopi­sało mu w życiu.

Czy Bóg nie dopisał, gdy przyszło mu stwarzać najdoskonalsze stworzenie? Czy nas takimi wypuścił ze swojej ręki? To jest wielki znak zapytania każdego człowieka. Tym od dawna interesował się Izrael. Na to Bóg daje odpowiedź w trzech pierwszych rozdziałach Księgi Ro­dzaju. Tam Bóg mówi, jaki był Jego plan względem człowieka. Tego opisu jednak nie można brać dosłownie. Jest on zewnętrznym symbolem wewnętrznego szczęścia, w jakim Bóg stworzył człowieka, oraz darów. którymi obsypał go przy stworzeniu. Ta głęboka treść w naiwnych na pozór opisach jest prawdziwa, ona wyraża myśl Boga o człowieku. Pismo św. jest natchnione. To znaczy, że nosi w sobie gwarancję, iż zawarte w nim treści o Bogu, o Jego planach względem człowieka, są prawdziwe. Bóg tak patrzy na te sprawy, jak to w Biblii zostało opisane W Biblii człowiek ukazany jest jako korona stworzenia, istota najdosko­nalsza. Psalm 8 jest kontemplacją człowieka poprzez pryzmat pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, gdy mówi: „Chwałą i czcią go uwieńczyłeś”. Bóg   wypuścił   człowieka   ze   swej   ręki   doskonałym i zharmonizowanym. Była to najbardziej udana istota spośród stwo­rzonych przez Boga istot — Jego obraz i podobieństwo. Obraz i podobieństwo należy rozumieć na tle ówczesnych pojęć. W okresie powstawania tych rozdziałów Pisma św. o królach mezopotamskich mówiono, że są obrazem Boga na ziemi, przez króla Bóg sprawuje rządy nad światem. Pismo św. chce przez to powiedzieć, że człowiek w stosun­ku do stworzenia reprezentuje Boga, sprawuje władzę królewską.

Pierwszego człowieka cechowała intymność z Panem, co wyrażają przechadzki Boga po ogrodzie. W Księdze Powtórzonego Prawa czy­tamy: „nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana” (Pwt 8,3). Obraz z Księgi Rodzaju ma za tło te słowa, że człowiek do swego życia potrzebuje kontaktu z Bogiem, z Jego słowem, które nie tylko wzbudza w nim treści inte­lektualne, lecz posiada związek z miłością i życiem. Słowo w ujęciu semickim posiada głębokie związki z życiem i miłością. Jest dla Semitów tym, czym dla niemowląt słowa matki: chociaż nie rozumieją ich treści, jednak są one dla nich nośnikiem miłości i życia. Tym samym chce być słowo Boże dla każdego człowieka. Bóg stworzył człowieka jako istotę zakorzenioną w Bogu, w Jego miłości. Zatem człowiek wyszedł z ręki Boga z przekonaniem, że Bóg jest wszechmocny, że ma w Nim wszelkie zabezpieczenie, że go akceptuje, kocha. To coś podobnego, jak w stosun­kach międzyludzkich potężny przyjaciel, który wszystko może załatwić, przed którym wszystkie drzwi stoją otworem, który jest bogaty, ma władzę, a przy tym nas kocha. Jesteśmy przy nim bezpieczni i pewni jego sympatii. W podobnej sytuacji żył pierwszy człowiek, tylko tym kimś możnym był Bóg, istota najpotężniejsza, która jest tylko Miłością i z tej bezinteresownej miłości nas stworzyła. Stąd płynęło w głębiny człowieka życie i szczęście, czuł się zharmonizowany, był panem i królem stworzenia.

Św. Paweł ukazywał, jak Chrystus odbudowuje tę pierwotną relację człowieka do Boga, w najrozmaitszy sposób dając wyraz temu, że w sercu chrześcijan pojawia się znowu świadectwo Ducha Świętego, wywołujące w nim okrzyk miłości: „Abba, Ojcze” (Ga 4,6). Wówczas człowiek, z Boga czerpie swoje życie i szczęście. Wchodzi w życie z innym bogactwem, z innym wymiarem. Cóż mogła mu zaszkodzić choroba? Nie z tego życia czerpał swoje dobre samopoczucie, lecz z głębin swego ducha, gdzie mieszka Bóg. Była więc w pierwszym człowieku toń spokoju, której nic nie mąciło, sprawiająca, że wszystkie przypadki były relatywnie dobre, „smaczne”, wartości miały właściwą hierarchię i nigdy nie wysuwały się przed Boga. Wówczas nie ma tra­gedii, gdy czegoś brakuje, skoro Bóg jest zawsze, w każdej sytuacji człowieka — teraz i na wieczność. To była treść życia wiecznego, czyli zakorzenienie się w Bogu.

Takiego to człowieka wypuścił Bóg ze swoich rąk, aby żył, roz­mnażał się i zapełniał świat. Co się stało, że teraz jest zupełnie inaczej? Pismo św. daje nam bardzo ważne światło do zrozumienia tego dramatu. Trzeba pojąć, jaki drzemiący także w nas mechanizm został uruchomiony. Szczęście człowieka zmącił ktoś, kto został wprowa­dzony w świat człowieka z zewnątrz pod symbolem węża. Księga Rodzaju mówi: „A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył” (Rdz 3,1). Pismo św. identyfikuje tego węża z szatanem. To on zmącił szczęście człowieka przez zawiść. „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” (Rdz 3,1). W rzeczywistości człowiek otrzymał jeden, jedyny zakaz symbolizujący całe Prawo zapisane w jego sercu. Ono nie było zewnętrzne, dlatego św. Paweł w Liście do Rzymian opisu­jąc od strony historycznej tragedię człowieka powie: „Kiedyś i ja prowadziłem życie bez prawa” (Rz 7,9). Ma tu na myśli cały rodzaj ludzki, który przed upadkiem żył bez Prawa, bo człowiek Prawo Miłości Boga i bliźniego miał zapisane w sercu i czuł je, jako coś zupełnie natu­ralnego. Bóg bowiem dał człowiekowi jedno prawo „Miłość” zapisane w sercu, które nie sprawiało mu żadnych trudności. Zewnętrznym sym­bolem tego stanu w Biblii jest owo drzewo dobra i zła. Oznacza ono, że człowiekowi nie wolno samowolnie stanowić, co jest dla niego dobre. a co złe. Człowiek nie może być dla siebie normą postępowania moral­nego, nie może decydować, co jest grzechem a co nim nie jest. Ten fakt wynika z natury rzeczy, że jest tylko stworzeniem ograniczonym i skoń­czonym. Stworzenia są szczęśliwe, gdy godzą się być tym, czym są. Człowiek jest szczęśliwy godząc się z prawdą, że jest stworzeniem, a nie Bogiem. To miało mu przypominać Prawo — Dekalog.

Teraz przychodzi kusiciel z pytaniem: „Czy rzeczywiście Bóg powie­dział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” (Rdz 3,1). W tym zdaniu jest bardzo podstępne słowo „ze wszystkich drzew”, choć tylko jedno drzewo było przedmiotem zakazu, szatan jednak mówił o wszystkich drzewach, gdyż chciał przez to nasunąć człowiekowi myśl, że jeśli podlega choć jednemu zakazowi, to naprawdę nie jest wolny, że nie da się tego pogodzić z ludzką godnością. Ewa odpowiedziała na to zgodnie z prawdą, że owoce z ogrodu jeść mogą, tylko o owocach z drzewa będącego w środku ogrodu Bóg powiedział: „Nie wolno wam z niego jeść, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli”. Bóg zabronił człowiekowi autonomii moralnej ponieważ wie, że to sprowadziłoby na człowieka śmierć. Grzech jest dlatego zabroniony, bo człowie­kowi szkodzi, przynosi śmierć z natury rzeczy jak wypita trucizna. Bóg zaś kocha go i nie chce jego śmierci. Tymczasem kłamstwo, które szatan wmówił człowiekowi, pozostało po dziś dzień głęboko zakorzenione. Ludzie nadal uważają grzech za coś miłego, przyjemnego, rozwijającego człowieka. Najlepiej to widać w dziedzinie seksualnej, gdzie ludzie absolutnie nie potrafią zrozumieć dlaczego Pan Bóg czegoś tu zakazuje... i tak człowiek dźwiga to prawo jako pańszczyznę.

Na odpowiedź Ewy szatan mówi: „na pewno nie umrzecie”. W grze­chu nie ma śmierci, lecz życie, jeszcze wspanialsze niż to, które masz. Tego życia chce cię Bóg pozbawić. Bóg wie, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Będziecie jak bogowie, przerośniecie siebie, będziecie sami decy­dować o wszystkim i tworzyć własne życie, jak się wam podoba. Bóg — zazdrośnik i tyran — nie chce się z wami podzielić szczęściem, chce was trzymać w zależności.

To straszliwe kłamstwo znalazło posłuch w człowieku. Istotą ka­techezy szatana było: Bóg nie jest miłością. A przecież Miłość stanowi Jego najgłębszą istotę. Od tej chwili drzewo, dotąd nie stwa­rzające problemów, zaczyna być interesujące. Ewa spostrzega, że: „drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy” (wiedzy o miłości). Następnie Ewa robi wyznanie wiary w katechezę szatana. Wyznaje — nie tyle słowem, co czynem — że szatan ma rację. Daje Adamowi owoc, który on spożywa. Tak zaczyna się tragedia człowieka. Człowiek — dotąd żyjący jak drzewo zakorzeniony w Boga, czerpiąc szczęście z faktu, że On go kocha — teraz stawia miłość Boga pod zna­kiem zapytania, wątpi w nią. Staje się tym samym jak wykorzenione z gleby drzewo.

Człowiek zmienia swój wymiar. Wewnętrzne porozumienie z Bogiem zostało zerwane. Bóg nadal kocha człowieka, lecz człowiek nie chwyta już fal miłości, przeżywa jakby lot w kosmiczną ciemność. Niczego nie rozumie, bo przestał wiedzieć, kim jest. Drugi człowiek obok niego staje się potencjalnym wrogiem. To jest „śmierć” w sercu (w duszy) czło­wieka, zerwanie najintymniejszej struny jestestwa wiążącej go z Bogiem. Człowiek zostaje sam. Gdyby w tej chwili Bóg odstąpił od człowieka, ten stan zamieniłby się dla niego w śmierć wiekuistą, wieczne potępienie bez możliwości odwrotu. Jedyna wartość jaka mu pozostała, to kruche życie, które musi skądś czerpać soki życia. Ponieważ poczucia bezpieczeństwa nie czerpie już z Boga, wobec tego skąd? Ze stworzeń! Szuka bogactwa, dąży do posiadania władzy, znaczenia, prestiżu...

Człowiek wyznawszy, że Bóg nie jest miłością, zanegował Jego rze­czywisty obraz. Odtąd wszystkie religie ziemi mają wypaczony obraz Boga. Bóg jest Istotą, której należy się bać, gdyż tylko czyha na po­tknięcie się człowieka. Ten wypaczony w myślach i w sercu człowieka obraz Boga ciągnie się przez wieki i pokolenia. Właśnie to wypaczenie sprawiło, że Bóg ponownie przyszedł na ziemię w osobie Jezusa Chrystusa, a człowiek w imię tego fałszywego obrazu zabił Boga. Zrobił to człowiek grzechu pod wpływem wypaczenia wlokącego się za nim od czasu raju.

Wszystkie religie, choć nadal w pewien sposób dobre, są skażone grzechem egoizmu wyznawców. W ich centrum stoi teraz człowiek, którego uformowała katecheza szatana. Ten człowiek chce, żeby mu Bóg pomagał realizować własne, nieliczące się z Bogiem, plany. Można to spotkać także w zakonach. Wszyscy mamy teraz duchowość na­stawioną na to, że życia nie tworzy nam Bóg, lecz my sami nim kierujemy. I w ten sposób całe życie spędzamy na frustracjach, bo 90% planów nam się nie realizuje, więc żyjemy od frustracji do frustracji.

Człowiek nie może być „wyrwanym drzewem”. Musi się czegoś uczepić. Ponieważ nie Boga, więc czego? Absolutyzuje więc idee. Podnosi stworzenie do rangi Boga. Przyczepia się do nich, jak polip, pragnąc z nich wyssać życie, szczęście, które może mu dać tylko Bóg. Szuka zabezpieczenia w pieniądzach. Czuje się niepewnie, gdy ich nie ma. A gdy tylko ma możność ich pozyskania natychmiast wyzwala się mechanizm chciwości. Prócz tego człowiek szuka szczęścia w ludzkim poważaniu, uznaniu. Chce być zauważony i doceniony. Jak polip czepia się ludzkich przyjaźni, miłości. Jeśli zaś te związki zawodzą, jest niepo­cieszony. A przecież gdyby Bóg był dla nas „wszystkim”, nie mielibyśmy poczucia wiecznej frustracji. Ona jest znakiem, że grzech mocno w nas działa. Taka jest obecnie nasza sytuacja.

Powróćmy do obrazu raju. Bóg przechadza się po ogrodzie i co się dalej dzieje? Gdy wola Adama, ten nie przychodzi, ukrył się przed Bo­giem, Bóg wie, dlaczego Adam się tak zachowuje. Grzech wychodzi na jaw. Adam zrzuca winę na Ewę, ta zaś na szatana. Winnych nie ma. Dziś jest tak samo: wszyscy dookoła winni mojego nieszczęścia, tylko nie ja sam. Człowiek staje się ślepy, przestaje rozumieć siebie. Nie wie, co się z nim stało, dlaczego czuje się niezadowolony. Za nie­spełnione nadzieje wini innych. Nie widzi źródła winy w sobie, lecz wokół siebie.

Ten opis z Księgi Rodzaju jest bardzo mądry. W jego świetle dopiero stają się zrozumiałe nasze sprawy, zachowanie, reakcje. Tłumaczy nam, jakimi jesteśmy i co się z nami stało.

W Liście do Hebrajczyków czytamy: „Ponieważ zaś dzieci (rodzaj ludzki) uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i On (Jezus) także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszyst­kich, którzy całe życie, przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli” Hbr 2,14-15). Sytuacja człowieka w świetle tego tekstu jest następująca: Człowiek — stworzony z miłości na obraz Boga-Miłości — czuje się przeznaczony do kochania i dlatego, kiedy robi coś bezinteresownie, czuje się najszczęśliwszy. Natomiast po dramacie grzechu człowiek zaczyna stawiać granice miłości. Wydaje się mu, że wymaga ona od niego zbyt wiele, że straci życie, jeśli pójdzie dalej w stronę miłości; że inny człowiek go zabije swoją agresją, innością, wymaganiami itp. Za­czyna się więc bronić na różne sposoby: oddaje złem za zło, ratuje się ucieczką, obojętnością. Dochodzi do punktu, gdzie dalsze kochanie ozna­cza dla niego śmierć. Wycofuje się więc i zamyka w kręgu swego egoizmu. Jeśli pojawi się sytuacja niekorzystna, wydarzenie niepomyślne, człowiek przeżywa je jako „śmierć”, ponieważ sam w sobie nosi śmierć wewnętrzną. Kończy się miłość, zaczyna się walka — walka o własne życie.

Tymczasem ludzie wokół są do nas podobni: zniewoleni barierami własnych gustów, upodobań, wychowania, dziedzicznych skłonności pełnych lęku przed „śmiercią”. A my chcemy, żeby ci inni ludzie byli na miarę naszych wyobrażeń. Jeśli mamy ku temu możliwości, staramy się narzucić im swą wolę, często apodyktycznie i agresywnie. Boimy się jedni drugich. W tę sytuację wpędził nas grzech. O tym naszym położe­niu św. Paweł mówi: „Bóg zamknął nas pod władzą grzechu”. Nie poradzi tu dobra wola, postanowienie poprawy, własny wysiłek. Gdyby ktoś z tej sytuacji chciał wyjść tylko o własnych siłach, oszaleje. Z niej wyprowadza tylko Chrystus i wiara. Wówczas człowiek będzie mógł owocnie pracować nad sobą. Lecz my o tym zapominamy, żyjemy jakby nie było w nas tej ciemnej bazy, a grzech drzemie w nas nawet pod przy­krywką duchowości kapłańskiej czy zakonnej. Budowanie duchowości bez rozwiązania tego problemu staje się tragikomedią.

Pismo św. przygotowuje człowieka do uznania prawdy o naturze ska­żonej przez grzech: „Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się. Wreszcie Pan rzekł: Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem” (Rdz 6,5-7).

Człowiek przeniknięty katechezą szatana, pragnący być Jako bóg”, staje się jego niewolnikiem. Szatan wykorzystując ludzki egoizm, trzyma nas na uwięzi, podsycając go, pcha nas do ciągłej walki o życie.

Księgi: Jozuego, Sędziów, l i 2 Samuela oraz l i 2 Królewska, uka­zują  historię   Izraela  pod  kątem   permanentnej   niewierności; wiarołomstwa człowieka wobec Boga. Widać, że żyje on w niewoli grzechu, nie umiejąc postępować uczciwie. To samo stwierdzają prorocy: Ozeasz, Izajasz i Jeremiasz. Dopiero w świetle niewoli babilońskiej Izrael zrozumie tę gorzką prawdę.

Jest w nas dynamizm ku złu, mocniejszy niż my sami. Jesteśmy isto­tami tęskniącymi za dobrem, lecz niezdolnymi do dobra (por. Rz 7 : Rz 3), stąd cały świat musi się uznać winnym wobec Boga. Z uczyn­ków Prawa żaden człowiek nie może dostąpić usprawiedliwienia w oczach Bożych, przez Prawo bowiem jest możliwa tylko większa znajomość grzechu. Prawo w zamiarach Bożych miało być termometrem wskazującym gorączkę chorego człowieka. Ono mu mówiło: nie szukaj zbawienia w sobie samym. Ważne jest, byśmy się odnaleźli w sytuacji ludzkości po upadku. Dopiero to pozwoli na przyjęcie Dobrej Nowi­ny, która nas z tej sytuacji wyprowadza i daje nam życie.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin