ODDANIE SIĘ DUCHOWI.doc

(86 KB) Pobierz
DOMINIQUE HERMANT OSB

DOMINIQUE HERMANT OSB
ODDANIE SIĘ DUCHOWI

 

WPROWADZENIE
 

Dwie zamieszczone w tej książeczce konferencje zostały wygłoszone na Drugim Krajowym Spotkaniu Odnowy Charyzmatycznej Wybrzeża Kości Słoniowej w Bouaké w dniach 2-3 stycznia 1981 roku. Były one skierowane do chrześcijan, w większości Afrykanów, z których wielu interesowało się bardzo Odnową, ale miało o niej jeszcze dość mgliste pojęcie. W związku z tym, że inne konferencje miały dostarczyć o niej bardziej szczegółowych informacji, ja skupiłem się na ukazaniu tego, co w moich oczach stanowi warunek wszelkiej odnowy chrześcijańskiej, zbiorowej i indywidualnej, „charyzmatycznej” lub nie. Dlatego pomyślałem, że te rozważania mogłyby być przydatne nawet dla tych, których dary charyzmatyczne specjalnie nie pociągają.

Zachowałem swobodną formę i styl głoszonych nauk, ograniczając się jedynie do drobnych korekt. Jednak dla większej jasności, w tekście drukowanym podkreśliłem najważniejsze kwestie. Pewien aspekt dydaktyczny również nie powinien nikogo zaskoczyć w tego rodzaju naukach.

Oby Duch przemówił, chociażby przez te wykłady!

 

ODDANIE SIĘ DUCHOWI

O odnowie charyzmatycznej sporo się dziś mówi. Trzeba jednak dobrze rozumieć te dwa słowa.

 

 

a. Odnowa a odnawianie[1]

Odnowa nie jest instytucją czy chociażby zorganizowanym „ruchem”, tak że można by powiedzieć: „jestem w Odnowie” albo „nie jestem w Odnowie”. Nie jest to miejsce, lecz wydarzenie i akt. Dlatego w tych rozważaniach słowo odnowa celowo zastąpię słowem odnawianie.

O tym akcie odnawiania można powiedzieć bez gry słów, że w samej jego naturze leży odnawianie się. Nie jest to coś epizodycznego czy definitywnego, a raczej stała i głęboka postawa. Jeszcze do tego wrócę.

b. Charyzmaty w Kościele

Dużo było odnów czy odnawiań w historii Kościoła. Dlaczego dzisiejsza nazywana jest charyzmatyczną? Zapewne dlatego, że towarzyszy jej dość bujny rozkwit charyzmatów.

Jednak nawet to nie jest czymś nowym. W żadnej epoce nie brakowało charyzmatów w Kościele. Ale dziś dzieje się coś wyjątkowego, co wydaje się nowością. Najpierw dlatego, że te charyzmaty pojawiły się w formie nieco bardziej niezwykłej niż w minionych wiekach. Na nowo ujrzeliśmy rzeczy, które zdawały się już być w Kościele pogrzebane, całkowicie uśpione od czasów pierwotnego Kościoła: dar języków, dar uzdrawiania, dar prorokowania itd. A więc coś, co zwraca uwagę ze względu na swój nieco widowiskowy aspekt.

Ale o wiele ważniejsze – od tego niezwykłego czy spektakularnego charakteru – jest przede wszystkim to, co najbardziej uderza, co jest nowością, czyli fakt, że charyzmaty te rozlewają się bardzo szeroko.

W Kościele zawsze istniały proroctwa i uzdrowienia, ale zapisywane w martyrologium jako należące do Kościoła „świętych” ludzi, którzy byli zupełnie inni, których podziwiano. Trzeba powiedzieć, że zresztą podziwiano ich przeważnie dlatego, by zwolnić się z obowiązku naśladowania ich. Mówiono sobie: „To dla świętych. Ja nie jestem święty! Pokora jest wielką cnotą…”. Było to więc coś, co zarezerwowano dla ludzi, których przedstawiają posągi czy witraże. Tymczasem Duch Święty dany jest wszystkim ludziom! Ogłosił to święty Piotr w dniu Pięćdziesiątnicy: Wyleję Ducha mojego na wszelkie ciało i będą prorokowali synowie wasi i córki wasze (Dz 2,17).

 

c. Rozpoznawanie charyzmatów

Wszyscy wiemy, jak sądzę, ale być może dobrze jest to powtórzyć, że te charyzmaty nie są istotą Odnowy,odnawiania się. Są one po prostu jej zewnętrzną cechą. Zewnętrzną cechą, która zresztą nie jest konieczna, są bowiem ludzie nie mający nadzwyczajnych charyzmatów, a jednak dogłębnie odnowieni!

Z drugiej strony charyzmaty są z definicji darami Boga. Całkowicie z Jego ręki i w Jego rękach. Rozdziela je w absolutnie dowolny sposób. A zatem to nie nasza sprawa. Nie mamy się nimi zajmować, chyba że dla rozeznawania. Albowiem charyzmaty, nawet, a może zwłaszcza te najbardziej niezwykłe, te, które nas naprawdę zadziwiają i poruszają, mogą być naśladowane, małpowane na różne sposoby bez autentycznego związku z Duchem Świętym. Czytaliśmy, że w czasach Mojżesza magowie faraona dokonywali takich samych cudów, co on. Dziś, dzięki pogłębionym studiom psychologicznym, wiemy, że jest wiele spraw, które doskonale mogą pochodzić z naszej podświadomości, do złudzenia przypominając autentyczne charyzmaty. A więc nawet te zjawiska, które wprawiają w największe osłupienie, jak mówienie językami czy cuda uzdrowienia, mogą mieć źródło w ukrytych siłach psychicznych, słabo jeszcze poznanych. Mogą one również pochodzić od zbuntowanych sił, które istnieją poza naszą osobą. Dlatego charyzmaty nie są kryterium rozeznawania. Przeciwnie – to je trzeba rozeznawać.

 

d. Co zależy od nas?

Zatem – i tu dochodzę do mojego tematu – co zależy od nas, co ma być przedmiotem naszej modlitwy, naszego wysiłku, naszej uwagi? Nie same charyzmaty, lecz nasza głęboka postawa. To, co sprzyja, przygotowuje, towarzyszy odnawianiu. To, co możemy odnowić. O tym właśnie chcę do was dziś mówić.

Pewnym łatwo dostrzegalnym, charakterystycznym etapem, zajmującym ważne miejsce w odnawianiu typu charyzmatycznego, jest „wylanie Ducha”. Nie będę jednak mówił o samym wylaniu Ducha, lecz o prośbie o wylanie Ducha. Co oznacza dla nas taka prośba? I jak powinniśmy prosić?

Odpowiedź na te pytania przedstawię w siedmiu punktach. Każdy z nich zasługuje na osobną naukę, a nawet szereg nauk. Zobaczycie, że sami będziecie mogli je zgłębiać na medytacji, podczas lektury, w rozmowach.


P R Z Y P I S Y :
[1] Podtytuły pochodzą od redakcji [Wydawnictwa Benedyktynów].

 

 

1. POSTAWA PROŚBY

Natura tej głębokiej postawy, która sprawia, że prosimy o odnowienie, na przykład przez wylanie Ducha, ale także w sposób bardziej ogólny.

a. Oddanie się Bogu

Powiem po pierwsze, że nacisku nie należy kłaść na prośbie – proszenie o wylanie Ducha, proszenie o odnowienie naszego życia. Ważniejsze jest nasze oddanie – oddanie się Bogu, aby uczynił z nami, co zechce. I dojście do takiej postawy w sposób całkowicie szczery, całkowicie oddany.

Podam pewne porównanie z dziedziny terapii, choć nie wiem, czy dla wszystkich będzie ono pomocne; chodzi mianowicie o relaks. Kiedy relaksujemy się ze względów zdrowotnych czy ascetycznych, próbujemy rozluźnić mięśnie, zlikwidować wszelkie napięcia, blokady i pozwolić, aby życie, które w nas jest, samo przez nas płynęło, bez przeszkód, nieskrępowane naszymi instynktami, naszymi zahamowaniami, naszymi emocjami. Na płaszczyźnie duchowej jest podobnie – to nie ja mam wybierać, decydować, podejmować wysiłek. To Bóg sprawia to wszystko we mnie. A ja się zdaję na Niego, oddaję Mu się całkowicie, pozwalam, aby mnie niósł.

Dla innych bardziej wymowną metaforą jest obraz łodzi. Kiedy nie ma wiatru, wiosłujemy w pocie czoła, ale kiedy wieje wiatr, zdajemy się na żagiel, nie musimy się już męczyć, wiatr pomaga nam posuwać się o wiele szybciej i lepiej niż wtedy, kiedy zadawaliśmy sobie wiele trudu, wiosłując.

Tak właśnie należy się oddać Bogu.

b. Niczego dla siebie

W oddaniu się najważniejsze staje się to, by nie zatrzymywać niczego dla siebie. Nie chodzi tu o dawanie Bogu dużo, chodzi o to, by nie zachować nic dla siebie. Wtedy dopiero dochodzimy do prawdziwego oddania, prawdziwego otwarcia siebie na Boga.

Podam inne porównanie, chociaż jest ono może zbyt „codzienne”. Kiedy chcemy, by izba była czysta, nie patrzymy, czy wymietliśmy więcej czy mniej śmieci: dwie szufelki, trzy szufelki… Staramy się, żeby nic nie zostało! Podobnie nie chodzi o to, by powiedzieć Bogu: „daję Ci to, daję Ci tamto. To nie mało…”. Trzeba być pewnym, że nie zachowaliśmy niczego dla siebie.

Nie odmawiać Bogu niczego. Niczego. Niczego.

c. Wobec krzyża

Oczywiście najpierw myślimy o sprawach ciężkich, nieprzyjemnych, przykrych, jakie mogą nam się przytrafić – takich, które nazywamy krzyżami. Jezus mówi, że krzyż trzeba „wziąć”. Wziąć go, aby iść. Kiedy mówimy: „Ach! Nic nie mogę zrobić, uginam się, upadam, nie idę dalej”, to wówczas nie przyjmujemy krzyża. Przyjęcie krzyża to świadomość: „tak, mam go na ramionach; ale to nie przeszkadza mi iść, iść za Jezusem”.

d. Przyjęcie darów

Jednak krzyż nie jest dzisiaj naszym głównym zagadnieniem. Jest coś ważniejszego, o czym mniej się myśli: otóż nie możemy odmawiać Bogu darów, które chce nam dać. Zdać się na Niego, oddać się Mu, ofiarować się Mu mamy po to, by On mógł pracować, działać w nas i obdarowywać nas, czyli udzielać nam charyzmatów, jeśli tego chce. Jednak tak, jak On będzie chciał, kiedy będzie chciał – nie do nas należy rozstrzyganie o tym. Po prostu z góry je przyjmujemy.

A przyjęcie z góry darów Bożych nie jest takie łatwe, ponieważ wymagają one odpowiedzialności i niosą z sobą wiele niedogodności.

Jedną z możliwych niedogodności jest na przykład to, że nagle stajemy się widoczni, musimy wyjść z szeregu, musimy zabrać głos, podjąć inicjatywę, niekiedy nie mając na to wcale ochoty.

Dary Boga mogą również zostać przez nas odrzucone. Bóg powie nam: Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej.Wiemy, że tak właśnie zaczęła się historia Abrahama (Rdz 12,1), i jest wielce prawdopodobne, że tak stanie się również w naszym życiu. Bowiem to, co zdarzyło się w dziejach narodu wybranego, jest zapowiedzią tego, co rozpoczyna się na nowo w życiu każdego z nas.

Może to nas doprowadzić również do angażowania się w ryzykowne twierdzenia i do podejmowania kompromitujących nas decyzji.

Dary Boga nie pozwalają nam trwać ani w spokojnej anonimowości, ani w naszej małej stabilizacji, ani w naszych bezpiecznych przyzwyczajeniach.

A więc umieć zaakceptować z góry, z otwartym sercem to, co Bóg daje nam przyjemnego i nieprzyjemnego, być może niepokojącego, wiedząc, że wszystko, co nam daje, jest jednocześnie – w tym samym akcie – prośbą. Całkowicie zaakceptować.

e. W rękach Boga

Mówię tu, oczywiście, o niedogodnościach, których można się obawiać, a które trzeba przyjąć z góry. Jednak tym, co liczy się o wiele bardziej od negatywnych aspektów, jest aspekt pozytywny, czyli zgoda, by Bóg wziął nasze życie w swoje ręce, aby nim nieustannie kierował, aby był jego „motorem”, Tym, który przez swego Ducha nada pęd, impuls i jednocześnie wskaże kierunek. Taka jest rola Ducha w naszym życiu. I jest to wspaniałe.

f. Zdanie się na Boga

Nie chodzi więc tylko o dokonanie aktu wiary: „Wiem, że Bóg jest; wiem, że Bóg jest w moim życiu; wiem, że Bóg mnie kocha”.

Nie chodzi tylko o akt nadziei: „Tak, zgadzam się (w zasadzie…), aby Bóg dał mi życie wieczne, od zaraz. To dobre. To dobry pomysł. Podpisuję się pod tym”.

Nie chodzi nawet o zwykły akt miłości: „Chcę być z Bogiem, cieszyć się Nim, a On mną”.

Chodzi o to, by zdać się na Jego działanie, na to, co chce zrobić, na to, co zrobi. Jest to coś zupełnie wyjątkowego.

Ujmijmy rzecz jeszcze inaczej, musimy to bowiem dobrze zrozumieć. Nie tylko mówię Bogu: „Jesteś wielki, potężny, dobry i zgadzam się w pełni na to, byś kierował światem”. Nie! Mówię Mu: „Zgadzam się w pełni, abyś kierował moim życiem. l to moim życiem dziś. I to moim życiem w każdym szczególe. Biorę sobie Ciebie za mojego Pana”. On jest nie tylko Panem, ale moim Panem, Tym, który podejmuje inicjatywy i decyzje w moim własnym życiu.

 

2. MOTYWACJA

Co prowadzi nas do przyjęcia takiej postawy?

a. Ufność

Nie jest to bowiem ślepy akt. Jest to akt oddania się, zdecydowanej rezygnacji z własnej inicjatywy. Ale nie jest to ustąpienie, wręcz przeciwnie. Bóg nie chciałby, abyśmy zrzekali się naszej ludzkiej świadomości, ludzkiej odpowiedzialności. Bóg chce, abyśmy byli wolni!

Jest to akt ufności. Ufność nie jest przecież ustępstwem; przeciwnie, jest to akt, którym oddajemy się w czyjeś ręce z dobrze określonych pobudek, których pozostajemy sędziami.

Nie ufa się byle komu; ufanie byle komu jest naiwnością i błędem! Trzeba wiedzieć, komu się ufa. Ale kiedy wiemy, że mamy rację, ufając komuś, to zdanie się na niego staje się aktem wielkiego wyzwolenia i wielkiej miłości.

Kiedy właśnie zawierzamy Bogu, aby nas prowadził w konkrecie naszego życia, wówczas zaczyna się nasza głęboka odnowa.

b. Motywacje

Oczywiście ani motywacja całkowitego oddania się Bogu, ani pełna ufność, która musi być jednocześnie świadoma, wolna, odpowiedzialna, nie jest czymś, do czego dochodzi się od razu.

Motywy naszego postępowania są bardzo różnorodne. Akt, o którym mówię, nie jest pod tym względem wyjątkiem. Oprócz ufności i miłości może kryć się za nim pragnienie takich czy innych korzyści. Może też kryć się w nim znużenie i pewne tchórzostwo: „Nie będę musiał się już martwić: Bóg mnie zastąpi”. No cóż… Na początku nie wszystko jest klarowne i doskonałe; niektóre pobudki są wręcz wątpliwe.

Nie ma to żadnego znaczenia: Bóg posługuje się wszystkim. Również tym, co „brzydkie”. On nawet kocha posługiwanie się takimi rzeczami, słabymi i nieco pogmatwanymi.

A więc to my musimy stopniowo dojrzewać i oczyszczać swą wewnętrzną postawę, nie zastanawiając się na początku, czy jesteśmy dokładnie tacy jak trzeba, wolni od wszelkiego rodzaju złych pragnień. Nie jest nigdy możliwe, abyśmy byli absolutnie czyści. Niezależnie od tego jednak konieczne jest ofiarowanie się. Stopniowo wraz z naszym angażowaniem się w odnawianie, przez postawę oddania się Mu, dzięki ofierze złożonej Mu z nas samych, Bóg może gruntownie oczyścić motywy, które zostały w nas wprowadzone w ruch.

 

 

3. RÓŻNE DROGI

Ta postawa realizuje się w praktyce, w życiu, w sposób nieskończenie zróżnicowany.

Kilka bardzo krótkich, jak błysk flesza, przykładów.

 

a. Błyskawiczne wyrwanie nas z nas samych

Wszystko może wydarzyć się od razu. Święty Paweł na drodze do Damaszku. To grom z jasnego nieba, absolutnie nie do odparcia: Co mam czynić, Panie? (Dz 22,10). Oto słowa godne podziwu. Widać, że są szczere, czego dowodzi to, co wydarzyło się później. Bez chwili ociągania oddał Bogu całe swoje życie, wszystkie działania, każdą myśl. Pozwolił Mu się prowadzić.

Nie jest to wcale takie rzadkie, jak mogłoby się wydawać. W historii mojej wspólnoty z En Calcat znamy przykłady równie uderzające i całkowicie analogiczne do przygody świętego Pawła.

Ale dla Boga jest to tylko jeden ze sposobów wyrwania nas z nas samych.

b. Niezauważalne ustanie oporu z naszej strony

Istnieją natomiast przypadki przeciwne, kiedy odbywa się to w sposób niezauważalny, kiedy nie można powiedzieć, w jakim momencie ustaje opór z naszej strony. Opór ludzi, którzy na początku zamykali się przed Bogiem, odmawiali Mu siebie, czując bardzo dobrze, że jest On blisko, że ciągnie, że wzywa, że naciska… A później powoli (niekiedy trwa to całe miesiące czy lata) opór mięknie, topnieje. I nadchodzi dzień, kiedy – nie wiadomo jak – mówimy „tak”. „Tak” na wszystko. Ale dokonuje się to niespostrzeżenie, niemożliwe jest więc wskazanie konkretnej, przełomowej daty.

Jest to dość częsty przypadek w życiu monastycznym. Na początku ludzie angażują się, składają śluby, czyli na dobre oddają się Bogu. Ale oczywiście jest wiele rzeczy, których Mu naprawdę nie oddają. Później, w dalszym życiu, powoli oddają się. I widzimy starych mnichów, których życie mijało w udręce, przepełnione mniej lub bardziej poważnymi trudnościami, a którzy u jego kresu powolutku oddali się całkowicie Bogu. Można to poznać po tym, jak umierają.

Albowiem ten akt, który wam opisuję, będzie właśnie aktem naszej śmierci. Oddajemy się Bogu, nie zachowujemy niczego, nie odmawiamy niczego; więc On bierze wszystko!

c. Oddanie gwałtownymi skokami

Są też przypadki, gdy to oddanie się Bogu dokonuje się gwałtownymi skokami. Nie w sposób ciągły i niezauważalny, jak mówiłem przed chwilą, ale etapami, kiedy nagle coś się otwiera i wydaje się, że rzucamy się w oddanie Bogu. Potem przez bardzo długi czas pozostajemy na tym samym poziomie. Niekiedy nawet cofamy się: powracają dawne przywiązania, odradzają się kolejne odmowy. A później – nagle coś się dzieje – jakaś zewnętrzna okoliczność albo większa łaska, albo spotkanie z kimś; coś, co powoduje nowe oderwanie się i nagły postęp.

d. Gotowość na przyjęcie, czego Bóg chce

Trzeba pamiętać, że nie możemy przewidzieć, jaka będzie nasza droga. Dlatego nie dziwmy się, jeśli trwa to długo albo dokonuje się nagle. Trzeba być gotowym, aby przyjąć to, czego chce Bóg.

A zwłaszcza nie porównywać swej własnej drogi z drogą innych. Nigdy, nigdy, nigdy! Nie można mówić, że jedna jest lepsza od drugiej. Nie można powiedzieć: „On to ma szczęście, a ja nie”. Albo wprost przeciwnie: „Mam niezwykłe szczęście!”. Nie. W tej dziedzinie porównania nie wchodzą w grę. Każdy jest jedyny przed Bogiem i ma troszczyć się tylko o własny sposób dojścia do Niego.

***

Dotąd opisywałem, w pewnym ujęciu psychologicznym, co dokonuje się w odnawianiu, pokazywałem, jakie są jego świadome motywy, widoczne odmiany. Teraz musimy przejść do sedna.

 

 

4. POD WPŁYWEM DUCHA ŚWIĘTEGO

 

Odnawianie dokonuje się pod wpływem Ducha Świętego.

a. Duch „Sprawca”

Trzeba nieustannie powtarzać, że to nie my wywołujemy ten akt odnawiania, tak jak tego chcemy, kiedy tego chcemy. Nie my decydujemy o nim czy określamy go, lecz Duch Święty sprawia go w nas.

I zaraz pojawia się obiekcja, niegłupia i częsta: „Jesteś w błędnym kole: chcesz oddać się Duchowi Świętemu, ale to może stać się tylko, jeśli On cię wezwie, czyli dopiero wtedy, gdy pozwolisz Mu się prowadzić. A więc kto ma zacząć?”.

To prawda. Trzeba już zdać się na Ducha Bożego, aby móc w pełni zdać się na Boga. Jedyną na to odpowiedzią jest to, że dokonuje się to za każdym razem! Te sprawy nie dzieją się w momentach po sobie następujących: w jednej chwili ja decyduję, a w następnej działa Duch Święty. To nie jest tak. Wszystko dzieje się w tej samej chwili. W literaturze duchowej występuje klasyczna metafora wiatru i drzwi: kiedy wieje wiatr – otwiera drzwi, ale drzwi otwierają przejście dla wiatru, wszystko w tym samym ruchu. To tylko metafora, ale dobry obraz jest częściej jaśniejszy niż wiele abstrakcyjnych rozumowań. Ważna pozostaje fundamentalna i dogmatyczna prawda, że to Duch wszystkiego w nas dokonuje. I że właśnie Duch powoduje otwarcie się na Niego.

b. Nie uprzedzać Ducha

Bardzo ważnym, praktycznym wnioskiem jest to, że nie powinniśmy próbować uprzedzać działania Ducha Świętego. Nie możemy iść szybciej niż On i zaczynać działać, zanim On sam zechce zadziałać w nas.

Święty Wincenty à Paulo mawiał: „Lepiej spóźnić się na spotkanie z łaską niż je uprzedzić”. Jeśli się spóźniasz, to dlatego, że jesteś słaby, miękki, tchórzliwy. To nic strasznego – Bóg będzie umiał nalegać i pociągnąć cię. Ale jeśli jesteś za wcześnie, to znaczy, że chcesz zająć miejsce Boga, działać zamiast Niego. A to jest grzech główny.

Może nas do tego nakłaniać wewnętrzne pragnienie. Odnowienie wydaje nam się miłe, dobre, a więc godne pożądania. I możemy pragnąć nie tyle nawet niezwykłych charyzmatów (chociaż to się również zdarza! – chcielibyśmy leczyć chorych, kładąc im rękę na głowie!), ale chociażby w wymiarze duchowym, odnowienia naszego głębokiego ja przez Boga. Jest to coś, do czego dążymy, a więc możemy, z powodu nieco łapczywego i egoistycznego pragnienia, iść szybciej od Boga.

Inną przyczyną może być przykład sąsiadów: „Mój przyjaciel X zrobił to, jest szczęśliwy, dlaczego nie ja? Zostaję z tyłu…”.

Nie, nie, i jeszcze raz nie! Oddanie się Bogu, zostawienie Mu inicjatywy, oznacza odrzucenie pośpiechu.

c. W nas, ale nie bez nas

Jednak nie oznacza to wcale, że mamy czekać, aż to się samo stanie. Pod pretekstem, że nie chcemy uprzedzać Ducha Świętego, moglibyśmy powiedzieć: „Och! No cóż… Czekam, odpoczywam. Kiedy On tego zechce, uczyni to. To przyjdzie samo”. Nie. Trzeba być bardzo uważnym, trzeba czuwać. Bo Bóg nie działa w nas bez nas. To On działa, ale nie bez nas.

To subtelny, bardzo delikatny mechanizm, ale jest on istotą, samym sednem życia duchowego.

 

5. PRZYGOTOWANIE

Wprowadzenie do tego etapu, do tego aktu albo raczej do tej głębokiej i trwałej postawy.

Chociaż chodzi tu o coś stałego i trwałego, można się do tego wdrożyć; jest coś, co zależy od nas. Spowodowanie tego nie podlega naszej woli, ale możemy się przygotować. Jak? Oto dwie drogi:

a. Lektura duchowa

Pierwszą z nich są pewne badania. Dobrze jest wiedzieć, jak Duch Boży działa w naszym życiu. Mówi nam o tym Pismo Święte. Również święci długo nad tym medytowali i przeżyli to.

Dlatego bardzo przydatne jest ponowne przeczytanie autobiografii Matki Teresy, wyznań świętego Augustyna, rękopisów Teresy od Dzieciątka Jezus, pism duchowych Ojca de Foucauld, świętego Wincentego à Paulo itd. W nich widzimy, jak Duch działa w konkretnych sytuacjach, co udaje Mu się sprawić w ludziach, którzy na początku nie byli lepsi od nas, którzy mieli niekiedy poważne problemy psychologiczne, którzy niekiedy nawet aż do końca pozostali prawdziwie znerwicowani. Mimo wszystko Duch Boży powoduje w nich odnowienie przez oddanie się, złożenie swego życia Bogu.

Badali te sprawy także teologowie. Choć sam mam niekiedy zastrzeżenia, jednak trzeba posługiwać się ich badaniami. Są nam dani, więc trzeba z nich korzystać.

A zatem studiować te zagadnienia, dowiadywać się Jak to się dzieje, tak jak ja próbuję to teraz robić z wami.

b. Oderwanie

Teraz coś, co należy do całkiem innego porządku: żeby przygotować się do odnowienia, trzeba się oderwać.

Nie lubimy tego. Wolelibyśmy, by Bóg dawał nam mnóstwo rzeczy i abyśmy nie musieli tego zostawiać innym. Jak mówi Paweł do Koryntian: Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać na niego nowe odzienie… (2 Kor 5,4). Ale nie ma na to sposobu.

Trzeba zatem refleksji, by odkryć w samych sobie, pod działaniem Ducha, te sprawy, przez które jesteśmy przywiązani. Przywiązani, czyli związani, a więc nie całkiem wolni. Są rzeczy, które nas „trzymają”. Niekiedy po pięćdziesięciu latach życia zakonnego wydaje się, że jest się całkowicie oderwanym od wszystkiego! A jednak nie: rzeczy nas trzymają, jeszcze nam na nich zależy! A kiedy zostają nam odebrane, czujemy ból jak przy zrywaniu opatrunku…

Pytajmy zatem Boga: „Pokaż mi, do czego jestem przywiązany i od czego chcesz mnie dziś oderwać”. Bowiem codziennie zdarza się w naszym życiu coś, od czego musimy się odrywać.

Trzeba odwagi, by prosić o to Boga, ponieważ On odpowiada. Ty pytasz, On pokazuje, a potem trzeba to wykonać! Ale jest to niezwykle potrzebna modlitwa. A kiedy już się dowiemy, trzeba oczywiście zgodzić się i prosić Boga o siłę do rezygnacji.

 

6. TRADYCJA

Powrót do przeszłości, do tego, co już było w historii.

W tym, co wam przedstawiłem, nie ma nic rewolucyjnego ani nowego. Jest to w pełni klasyczne ujęcie. I o to chodzi! Chcieć oryginalności dla samej oryginalności nie byłoby dobre. Przedstawione myśli występowały w Kościele we wszystkich epokach z nieco innym rozłożeniem akcentów. Kilka przykładów:

a. Reguła świętego Benedykta

To wybitnie klasyczny utwór! Przez całe wieki była powszechnie znana we wszystkich klasztorach Zachodu. Święty Benedykt używał terminu wyrzekać się (abrenuntio) własnej woli (zob. RB Prol 3). Powrót do Boga – jak mówi w Prologu – przez posłuszeństwo. Inaczej mówiąc, mamy poddać się Bogu, pozwolić prowadzić się przez Niego, a nie przez własne egoistyczne i spontaniczne pragnienia, które są w nas, ale które nie są z Boga. Widzicie, że to na jedno wychodzi, jest to to samo, jedynie z bardziej monastyczną nutą, ponieważ wyraża się w punktualności na nabożeństwach, dokładnym posłuszeństwie przełożonym itd.

b. Święty Tomasz z Akwinu

Przeskakuję teraz kilka wieków. Święty Tomasz, wielki teolog, zostawił wspaniały traktat, niestety zbyt często zapominanymi zaniedbywany, traktat o darach Ducha Świętego. W Summie znajduje się pierwszorzędna teologia duchowa, która nic nie straciła ze swej aktualności.

Święty Tomasz wyjaśnia, że są dwa sposoby życia. Życie cnotą: zdobyliśmy cnoty, ponieważ ćwiczyliśmy i wprowadzamy te cnoty i zdolności w życie. Natomiast łaska jest jakby ukryta wewnątrz, aby nas wspomagać. Z drugiej strony jest życie według darów Ducha Świętego, czyli pozwalanie Duchowi Świętemu na prowadzenie nas, przejmowanie inicjatywy i wyznaczanie kierunku. Właśnie o tym mówiliśmy przed chwilą.

Święty Tomasz daje nam wizję bardziej teologiczną, która nie zajmuje się konkretnymi aspektami praktycznego ustawienia życia według darów Ducha.

c. Jean Pierre de Cauassade

Kilka wieków później w literaturze duchowej pojawiła się słynna książka Ojca de Caussade pod tytułem Oddanie się Opatrzności Bożej.W swym wymiarze mistycznym plasuje się ona dokładnie w tej perspektywie, o której mówiliśmy, odznaczając się głęboką i przepiękną wrażliwością.

d. Teresa Couderc

Innym, jeszcze późniejszym przykładem jest święta Teresa Couderc, która była założycielką Wieczernika. Była ona kobietą czynu, która postrzegała te sprawy w perspektywie apostolskiej skuteczności. Posługiwała się terminem, który lubię, którego wielokrotnie używałem „poddawać się”. Przytoczę teraz, żebyście trochę odpoczęli od mojego stylu, fragment jej listu do matki przełożonej, ukazujący jej duchowość:

 

„Czym jest poddanie się? Rozumiem w całej rozciągłości znaczenie słowa: poddać się, ale nie mogę go wytłumaczyć. Wiem tylko, że jest ono bardzo obszerne, że obejmuje teraźniejszość i przyszłość.

Poddawać się to więcej niż poświęcać się, to więcej niż powierzać się, to nawet więcej niż oddawać się Bogu. Poddawać się wreszcie to umrzeć dla wszystkiego i dla samego siebie, zajmować się sobą tylko po to, by być zwróconym ustawicznie ku Bogu.

Poddawać się to także nie szukać już siebie w niczym, ani w rzec...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin