137. Sanders Glenda - Wiara, nadzieja, milosc.rtf

(2075 KB) Pobierz

Glenda Sanders

 

WIARA, NADZIEJA, MIŁOŚĆ


PROLOG

 

Pocałunek wyrażał zaproszenie. Richard nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Kobieta prowokacyjnie przylgnęła do niego całym ciałem, wsunęła mu język do ust i zaczęła nim poruszać w niedwuznacznym rytmie. Kiedy wreszcie oderwała wargi, lekko odchyliła głowę i pytająco spojrzała mu w oczy.

Niczego takiego nie planował. Nie był też do końca pewny, czy tego chciał. Z wysiłkiem przypomniał sobie jej imię, obco brzmiące w jego uszach, i spróbował je wypowiedzieć.

Mocniej naparła na niego biodrami.

Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że cię to nie interesuje?

Nie próbował się wypierać. Jego wygłodzone ciało mimowolnie go zdradziło. Już od ponad roku nie miał kobiety. A jednak milczał, speszony tym, że wszystko zdawało się przebiegać zbyt łatwo.

Wtedy nastąpił ostateczny atak.

Jeżeli boisz się odpowiedzialności, biorę pigułki. A poza tym przyniosłam środki zabezpieczające.

Musiał mieć bardzo nieufną minę, bo dorzuciła:

Dziwi cię to? Jesteś przystojnym facetem. Podobasz mi się, a jauśmiechając się, wymownie zakołysała biodramiteż chyba nie jestem ci obojętna.

Richard wciąż milczał.

Przecież jesteśmy parą dojrzałych, odpowiedzialnych ludzi. I do tego bez zobowiązań. Więc w czym problem? Dlaczego nie mielibyśmy miło spędzić czasu?

Nie była piękna, ale na pewno bardzo atrakcyjna. Wciąż czuł na podniebieniu jej wyrafinowany, drażniący pocałunek.

Ponad rok...

Wreszcie odpowiedział, ale nie słowami. Pochylił głowę i brutalnie wtargnął do wnętrza jej ust. Poczuł, że jej ręce zaczynają go rozbierać. Błyskawicznie rozpiął jej bluzkę i w sekundę później jego dłonie spoczęły na obnażonych piersiach.

Przenieśli się na kanapę. Jeżeli przedtem miał jeszcze jakieś zahamowania, pozbył się ich ostatecznie wraz z resztą ubrania. W końcu, czyż nie jest tylko człowiekiem?

Byli tak pochłonięci sobą, że nie usłyszał ani odgłosu otwieranych drzwi, ani cichych kroków. Otrzeźwił go dopiero pełen przerażenia okrzyk:

Tatusiu!

Uniósł głowę. Kątem oka dostrzegł znikającą dziewczęcą sylwetkę.


ROZDZIAŁ 1

 

Dziewczyna siedząca naprzeciw psycholog Barbary Wilson była ubrana w dżinsy, rozciągniętą bluzę i tenisówki. Miała miłą, niemal dziecinną buzię i szeroko rozstawione błękitne oczy. Długie falujące włosy opadały jej na ramiona, a grzywka, ułożona za pomocą pianki, sterczała nad czołem jak koguci grzebień. Siedziała zgarbiona, ze spuszczoną głową, kurczowo ściskając w palcach pasek dużej dżinsowej torby. Odpowiadała monosylabami na pytania i jak dotąd ani razu nie podniosła wzroku.

Nazywała się Missy Benson. Miała szesnaście lat i spodziewała się dziecka.

Złożyłaś podanie o indywidualny program do końca semestrupowiedziała Barbara.

Uhm. Mruknięciu towarzyszyło głębokie, bolesne westchnienie.

Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby coś ją gnębiło. Barbara była tego niemal pewna. Nie znała jej zbyt dobrze, ale kiedy poprzednio rozmawiały, wydawała się znacznie bardziej kontaktowa.

Czy to lekarz kazał ci ograniczyć zajęcia?spytała Barbara.

Missy potrząsnęła głową.

Termin porodu został wyznaczony na połowę czerwcaciągnęła Barbara. – Jeżeli nie masz jakichś poważnych kłopotów zdrowotnych, możesz chodzić do szkoły do końca semestru. Wybrałabyś sobie zajęcia przed południem albo po obiedzie i w każdej chwili mogłabyś odpocząć w gabinecie pielęgniarki.

Milczenie. Uporczywe milczenie nastolatki. Odwieczna zmora rodziców i wychowawców. Barbara odczekała chwilę i dopiero kiedy nabrała pewności, że Missy nie ma zamiaru odpowiedzieć, zapytała:

Nie wydaje ci się, że będziesz się nudzić w domu? Missy wzruszyła ramionami, jakby jej to nie obchodziło, ale Barbara podejrzewała, że było inaczej.

Wstydzisz się?spytała łagodnie.

Coś w tym rodzaju.

Barbara odczekała jeszcze chwilę, a potem powiedziała:

Większość twoich kolegów i koleżanek i tak już wie o ciąży, prawda?Wiadomość dotarła do Barbary pocztą pantoflową na tydzień przed tym, nim podanie Missy trafiło na jej biurko.

Chyba tak szepnęła Missy.

To już było coś więcej niż mruknięcie. Barbara zaczęła być dobrej myśli.

Na początku pewnie było ci ciężko, ale teraz, kiedy wszyscy już się z tym pogodzili, nie będzie tak źle.

Dziewczyna słuchała w milczeniu.

Nie wolisz być tutaj, wśród kolegów, niż ukrywać się w domu?

Kolejne ciężkie westchnienie. Odczekała moment, a potem ni to stwierdziła, ni to spytała:

To nie był twój pomysł, żeby zostać w domu, prawda? Nagle Missy zasypała ją lawiną słów.

Mój tata mówi, że wszyscy będą się ze mnie śmiali i że będę się głupio czuła.

A co ty o tym sądzisz?

Myślę, że on ma rację. Będę gruba i mogę wyglądać śmiesznie.

Barbara obdarzyła ją uśmiechem, którym miała nadzieję dodać dziewczynie otuchy.

Może rzeczywiście trochę śmiesznie pod sam koniec. Jeżeli twoi przyjaciele będą się z ciebie śmialimam na myśli twoich prawdziwych przyjaciółto będą tylko takie dobroduszne żarty. Jak wtedy, kiedy masz nieudaną fryzurę albo poplamisz sobie bluzkę sosem do spaghetti.

Missy poruszyła się na krześle. Nieomylny znak, że mimo wszystko słuchała. I myślała.

Młodzi ludzie powinni trzymać się razemdorzuciła Barbara. – W towarzystwie rówieśników poczujesz się o wiele lepiej.

Missy wciąż milczała, wpatrzona we własne ręce.

Im dłużej będziesz poza szkołą, tym trudniej będzie ci potem wrócić do szkolnej rutynyprzekonywała Barbara. – Zostań. Nie chcesz spróbować?

Missy przygryzła dolną wargę.

Zawsze możesz zmienić zdanie, gdybyś poczuła się gorzej albo była zbyt zmęczona.

Ale mój tata...

Czy próbowałaś powiedzieć ojcu, co o tym myślisz?

Dziewczyna, zgnębiona, potrząsnęła głową. Barbara westchnęła.

Tak właśnie sądziłam. Jestem pewna, że twój ojciec chce cię tylko chronić, ale rodzice nie zawsze wiedzą, jak to robić. Zwłaszcza w trudnych sytuacjach. Może gdyby dowiedział się, co czujesz i znał opinię specjalistów...

Po raz pierwszy dziewczyna podniosła wzrok i ich oczy się spotkały.

Mogłaby pani z nim porozmawiać, pani Wilson? On panią wysłucha.

Barbara uśmiechnęła się.

Z przyjemnością porozmawiam z twoim ojcem, Missy.

Dziewczyna szepnęła dziękuję. Barbara poczuła ukłucie w sercu. Wstała i obeszła biurko.

Nie mogę zrobić nic więcej, dopóki się z nim nie spotkam. Postaram się to zorganizować jak najprędzej.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin