O Podzwonnym dla dzwonnika Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.doc

(119 KB) Pobierz
Włodzimierz Bolecki

 

Włodzimierz Bolecki

"AŻ DO KOŃCA ŚWIATA"

O "Podzwonnym dla dzwonnika" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego

Na początku października 1999 roku przyjechałem do Neapolu, żeby zrobić razem z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim korektę drugiego tomu naszych rozmów, przeprowadzonych w jego domu latem poprzedniego roku [1] . Po kilku dniach intensywnej pracy, podczas ostatniego spaceru wzdłuż Zatoki, powiedziałem Gustawowi z dumą, że pierwszy i drugi tom naszych rozmów zawiera omówienie już wszystkich jego utworów literackich. Gustaw szedł w milczeniu jeszcze kilkanaście kroków, zatrzymał się nagle, jak to miał w zwyczaju, postukał kilka razy końcem laski w chodnik, po czym powiedział: "ale ja już planuję następne opowiadania". Wieczorem, gdy zajrzałem do jego gabinetu, wręczył mi karteczkę ze słowem napisanym w cudzysłowie i poprosił, żebym sprawdził jego znaczenie po powrocie do Warszawy. Tym słowem było "podzwonne". Gdy kilka dni później rozmawialiśmy przez telefon, powiedziałem mu o dwóch znaczeniach słowa "podzwonne" podawanych w słownikach języka polskiego: "dzwonienie za duszę zmarłego" oraz "opłata za czynność dzwonienia". Gustaw wybrał natychmiast to pierwsze. Po chwili dodał, ze obmyśla tytuł nowego opowiadania. Chodziło oczywiście o PODZWONNE DLA DZWONNIKA.

Gustaw ukończył to opowiadanie w styczniu 2000 roku, a już w maju - gdy przyjechał do Polski po odbiór doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego - otrzymał je w formie osobnej książeczki. W końcu czerwca, zaraz po powrocie z wakacji na Ischii, zatelefonował do mnie z Neapolu i jedno z pierwszych jego pytań dotyczyło recenzji z PODZWONNEGO DLA DZWONNIKA. Wyjaśniłem, że na poważne recenzje jest jeszcze za wcześnie, ponieważ od publikacji utworu minęło zaledwie kilka tygodni. "A może ty byś napisał coś o 'Dzwonniku'?" - zapytał niespodziewanie. Wyraziłem zdziwienie, starałem się bowiem nie pisać recenzji utworów Gustawa, które wspólnie omawialiśmy, a w maju w Warszawie ustaliliśmy, że od rozmowy o DZWONNIKU rozpoczniemy trzeci tom naszych rozmów. "No tak - dodał po chwili Gustaw - ale rozmawiać będziemy najwcześniej za rok. Może nie czekaj, napisz coś." Kilka dni później, w nocy 4 lipca, zatelefonowała do mnie Marta Herling z wiadomością, że Gustaw nie żyje.

2.


W PODZWONNYM  DLA DZWONNIKA - jak zwykle w opowiadaniach Herlinga - fabuła jest dość prosta. Narrator utworu - którym jest porte parole autora - opowiada o swym wieloletnim zainteresowaniu postacią małego zakonnika, Fra Nafta - dzwonnika w kościele św. Klary w Neapolu. Fra Nafta był żydowskim dzieckiem, które zakon franciszkanów ocalił w latach trzydziestych w Niemczech od pogromu, a potem od Holocaustu. Po wojnie przewieziono go do Włoch. Chłopiec przeżył, ale był fizycznie i psychicznie niedorozwinięty. Leczono go dwukrotnie, jednak bez skutku. Przez całe życie wyglądał jak małe dziecko, zamiast mówić, po prostu bełkotał, mieszając słowa niemieckie i włoskie. Jego jedynym zajęciem i pasją było dzwonienie w klasztorze. Gdy zachorował na serce, franciszkanie odsunęli go od funkcji dzwonnika i przewieźli z powrotem do Niemiec. Wtedy mały zakonnik jakby odżył. Przez kilka kolejnych lat Fra Nafta kwestował w Niemczech i we Włoszech na potrzeby swojego zakonu. Stan jego zdrowia na tyle się polepszył, że mały franciszkanin zaczął mówić, jednak wkrótce odsunął się od wspólnoty zakonnej, zdziwaczał, stał się rozgoryczony wobec ludzi. Końcem tej fabuły jest informacja o śmierci Fra Nafta.

Na dobrą sprawę, całą tę historię Gustaw Herling mógłby opowiedzieć na kilku stronach. Utwór Herlinga sprawia wrażenie rozbudowanego wspomnienia o Fra Nafta. Jest jakby trenem pisarza na śmierć postaci, którą kiedyś poznał w kościele św. Klary w Neapolu, zapamiętał i polubił.

3.


O wiele bardziej skomplikowana jest narracja tego utworu. Czas opowiadania pisarz rozciągnął na ponad lat dwadzieścia - pomiędzy rokiem 1977 a 1999. Herling wprowadził też kilka postaci pobocznych, których relacje i komentarze stały się głównymi składnikami opowieści narratora. Do tego pisarz dodał jeszcze fragment DZIENNIKA PISANEGO NOCĄ, od którego rozpoczyna się opowiadanie, daty wybiegające wstecz i poza granice aktu opowiadania, bo do roku 2002 oraz liczne dygresje, z których każda wprowadza inną problematykę. Mamy więc w opowiadaniu Herlinga dygresje na tematy polityczne, teologiczne, psychiatryczne, literackie, historyczne, a także osobiste. Splatanie się tych różnych perspektyw i wątków sprawia wrażenie, jakby Herling postanowił prostą melodię fabuły rozpisać na wszystkie instrumenty orkiestry symfonicznej. Opowiadanie zaczyna się zresztą dwa razy, ponieważ dokładnie w połowie utworu narrator wraca do punktu wyjścia swojej opowieści [2]. Natomiast w zakończeniu autor dodaje element autotematyczny przywołując swoje opowiadanie, które właśnie pisze czyli... PODZWONNE DLA DZWONNIKA (s. 61). Czemu zatem służy ta narracja, której konstrukcja jest bardziej skomplikowana niż historia życia Fra Nafta?

4.


Wbrew pozorom - mimo dość prostej historii i licznych komentarzy kończących poszczególne wątki utworu - idee tego opowiadania, jego przesłanie, a nawet tytuł wcale nie są oczywiste. Spróbujmy zatem zrekonstruować kompozycję utworu, zwracając uwagę na jego drobne, na pozór nieistotne elementy.

Jest rok 1999: Herling rozpoczyna opowiadanie od cytatu z DZIENNIKA PISANEGO NOCĄ z roku 1977, w którym pojawia się postać dzwonnika z kościoła św. Klary. Potem narrator oświadcza, że chociaż przez wiele lat prowadził pisarskie śledztwo w sprawie Fra Nafta, to jednak nigdy o tym nie pisał - nawet w DZIENNIKU. Początkowo nie wiadomo więc, dlaczego i po co narrator po dwudziestu latach wraca do swego zapisu w DZIENNIKU PISANYM NOCĄ. Narracja, która zaczyna się w końcu lat dziewięćdziesiątych, zostaje bowiem szybko przerwana, a kolejne rozdziały opowiadają o wydarzeniach w roku 1979. Herling relacjonuje w tych rozdziałach przebieg swego literackiego śledztwa, które rozpoczęło się od wyjazdu narratora na sympozjum do Norymbergii. Jest to jednak relacja tak bardzo dokładna, że nie wiadomo, w jaki sposób narrator zapamiętał wszystkie szczegóły, tym bardziej, że - jak nas zapewnia - niczego na temat swego śledztwa nigdy nie zapisywał.

Streszczam tu tę opowieść Herlinga: w roku 1979 narrator jego opowiadania dowiedział się, że żydowski chłopiec Isaak Naftali został w 1932 roku uratowany przez franciszkanów od spalenia podczas pogromu Żydów w niemieckim miasteczku Wüppertal. Dziecku nie pomogło jednak leczenie, chłopiec nie rozwijał się i nigdy nie potrafił poprawnie się wypowiadać. Przewieziony do Włoch, do końca lat siedemdziesiątych był dzwonnikiem w Neapolu w kościele św. Klary, gdzie narrator wielokrotnie go spotykał. Opowieść o tych wydarzeniach zajmuje aż 12 spośród 15 rozdziałów całego utworu! W trzech ostatnich rozdziałach narrator niepostrzeżenie zmienia imię swego bohatera - pisze o nim już nie Fra Naftali, lecz Fra Isacco, i opowiada o wydarzeniach, które rozegrały się w ciągu kolejnych dwudziestu lat. Ta opowieść zrobiona jest jednak pospiesznie, jakby bez troski o szczegóły wydarzeń.

W końcowych rozdziałach pojawiają się nowe postacie, np. amerykański dziennikarz Ron Whitacker, oraz nowe wątki wcześniej niczym nie zapowiadane. Np. dowiadujemy się, że zdrowie Fra Isacco znacznie się poprawiło, bo zakonnik nie tylko zaczął czytać, ale i mówić. Dowiadujemy się też, że pobożny Fra Nafta pod koniec życia stał się bluźniercą. Kochający go dotąd franciszkanie z zakonów w Wüppertal i w Neapolu odsunęli się od niego, a zakonnika musiał przygarnąć klasztor w Cortonie. A wreszcie narrator informuje, że Fra Nafta wziął udział w widowisku pasyjnym w Piemoncie, doskonale rozumiejąc symbolikę wydarzeń, w których uczestniczył. Krótko mówiąc, pod względem intelektualnym Fra Isacco z ostatnich trzech rozdziałów opowiadania to zupełnie inna postać niż Fra Naftali przedstawiony w pierwszych dwunastu rozdziałach. Dwudzielność kompozycji łamie więc jednolitą na pozór konwencję wspomnienia. To pęknięcie kompozycji jest jednym z sygnałów, że poetyka realistycznego wspomnienia zamienia się w metaforyczną przypowieść. Historia niedorozwiniętego żydowskiego dziecka ocalonego z Holocaustu przemienia się w zakończeniu utworu w opowieść o franciszkaninie, który odzyskał mowę, świadomość, wiarę - a na koniec zbuntował się przeciw Bogu i ludziom.

5.


PODZWONNE DLA DZWONNIKA jest repetycją wielu wcześniejszych motywów, postaci, wydarzeń, stylu i innych elementów poetyki Herlinga. Można by nawet powiedzieć, że w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA nie ma niczego, czego nie znalibyśmy z wcześniejszych utworów czy nawet z biografii pisarza. Np. występujące w opowiadaniu epizodyczne postacie Natalii (z Paryża), Leo (z Londynu) czy Rona (z USA) to literackie portrety przyjaciół pisarza: Natalii Gorbaniewskiej, Leopolda Łabędzia i Ronalda Stroma. Cytowanie DZIENNIKA PISANEGO NOCĄ, służące biograficznemu uwiarygodnieniu opowieści, stosowane było przez Herlinga wcześniej w wielu opowiadaniach. Herling wprowadza w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA także swoiste autotoposy, na przykład ulubione miejsca akcji swoich utworów, takie jak: majolikowy krużganek z kościoła św. Klary w Neapolu, plac przed kościołem Jezusa, ulicę Spaccanapoli, czy Paestum. Z wcześniejszych opowiadań, a nawet z INNEGO ŚWIATA pochodzą takie motywy, jak metafora zamurowania [3] oraz duchowego okaleczenia człowieka przez wojnę, która niszczy także jego rozwój fizyczny oraz motyw leczenia psychiatrycznego takich wypadków [4]. Można także wskazać motyw płonących domów żydowskich, motyw zbliżającego się Roku Świętego, wielkanocnych widowisk pasyjnych, malarstwa religijnego i wiele innych związanych, na przykład, z tematami poruszanymi w DZIENNIKU PISANYM NOCĄ, których szczegółowe wyliczanie nie jest tu konieczne.

Tego typu repetycje są w opowiadaniu Herlinga niekiedy autopastiszami. Autopastiszem jest na przykład zakończenie PODZWONNEGO DLA DZWONNIKA, w którym Neapol przedstawiony jest w apokaliptycznej stylistyce opowiadania DRUGIE PRZYJŚCIE, a nie - jakby mogło wynikać z fabuły utworu - jako relacja o rzeczywistych wydarzeniach rozgrywających się na przełomie 1999 i 2000 roku. Są też w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA jawne autocytaty - na przykład w rozdziale dziesiątym Herling po prostu streszcza swoje opowiadanie z roku 1991 pod tytułem MONOLOG o martwej mniszce.

Ale oprócz takich powtórzeń jest w tym opowiadaniu wiele drobnych elementów, które na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie niekonsekwencji autora i które mogłyby świadczyć albo o wielkim pośpiechu, w jakim Herling pracował nad PODZWONNYM DLA DZWONNIKA, albo o niewielkiej dbałości autora o prawdopodobieństwo opowiadanej historii. Na przykład, Herling pisze o Fra Nafta, że do połowy lat dziewięćdziesiątych po prostu bełkotał [5]. Tymczasem według zapisu w DZIENNIKU PISANYM NOCĄ z 1977 Fra Nafta nie tylko składnie mówi po włosku, ale ma pełną intelektualną świadomość swojej sytuacji [6]. Na początku opowiadania dowiadujemy się, że Fra Nafta przestał być dzwonnikiem z powodu choroby serca. Wkrótce jednak motyw choroby serca znika z utworu, a Fra Nafta zachowuje się tak, jakby nigdy nie miał z sercem żadnych kłopotów. Znikają także postacie ważne w pierwszej części utworu, znika np. Natalia oraz Leo, który dostarczył narratorowi informacji o pogromach Żydów w latach trzydziestych pod Norymbergą. Opisany w trzecim rozdziale koncert Mozarta zimą, w mroźny wieczór na dziedzińcu salzburgskiego zamku, wydaje się mało prawdopodobny ze względu na temperaturę. Następnego dnia bowiem narrator przebywa w celi klasztoru ogrzewanej już piecykiem elektrycznym (s. 20), a za oknem widać zamarznięte jezioro, po którym ludzie jeżdżą na łyżwach (s. 20, 22). Herling wprowadził ten koncert do opowiadania chyba tylko po to, by powiedzieć, że muzyce zawdzięczamy przebywanie w "rejonach wyzwolonych z ciężaru rzeczywistości" (s. 16).

Okoliczności uratowania żydowskiego dziecka z pogromu w Wüppertal przedstawione są niekonsekwentnie. W rozdziale czwartym dowiadujemy się, że uratowane dziecko znalazło się na chłopskiej furmance: "Z góry zjeżdżała furka chłopska, zaprzężona w dwa konie, chłop zeskoczył na ziemię i po zatrzymaniu koni wyjął mi z rąk zawiniątko" (s. 22). Jednak w rozdziale dziesiątym furmanka zostaje zastąpiona przez samochód (sic!): "Jeden z przybyłych z klasztoru franciszkanów podnosi je [dziecko] ostrożnie z ziemi i kładzie na podłodze furgonetki" (s. 47). Takie szczegóły - najpierw "fura", potem "furgonetka" - oczywiście radykalnie zmieniają okoliczności całego wydarzenia.

Doktor Kurt Marburg jest rówieśnikiem Fra Naftali (obaj urodzili się w roku 1930) [7]. Jednak w czasie opowiadania, w 1999 roku, Herling mówi, że "dziś dr Marburg zbliża się do pięćdziesiątki" (s. 25) - a przecież powinien zbliżać się już do siedemdziesiątki! Także poglądy doktora Marburga przedstawione są niekonsekwentnie, ponieważ najpierw, gdy słyszy on biblijne porównanie wygłoszone przez narratora, ma je nazwać "bluźnierstwem" (s. 34), jednak kilkanaście stron później, dr Marburg sam wypowiada porównanie identyczne. Wówczas jednak reaguje "wstydem", gdyż niestosowność tego porównania wytyka mu jego koleżanka, prof. Kraus (s. 48) [8].

Nieprawdopodobne wydaje się także zachowanie ojca doktora Marburga, adwokata, niemieckiego Żyda, który w 1942 roku, będąc w Palestynie uciekinierem z III Rzeszy i ofiarą nazizmu, nadal uważa się "za stuprocentowego Niemca, może nawet więcej" (s. 26 - nb. dziwne jest to dopowiedzenie: "a może nawet więcej"). Zdumiewa w opowiadaniu Herlinga, że adwokat Marburg cieszy się w obecności narratora z sukcesów armii niemieckiej na froncie wschodnim [9]. Podobnie zdumiewające jest w ustach franciszkanina, Fra Manfredo, stwierdzenie, że istnieją "dzieci skrzywdzone przez Boga nieuleczalnym kalectwem duchowym" (s. 24). Nieprawdopodobna wydaje się też informacja narratora, że w miejscu, w którym zamordowano kilka żydowskich rodzin, po wojnie władze niemieckie zbudowały "małą bóżnicę" (s. 39). W świetle zasad judaizmu takie miejsce jest święte, więc budowa na nim czegokolwiek była wykluczona. Zwłaszcza że - jak wynika z komentarza narratora - bóżnica została zbudowana przez władze niemieckie i to w złej wierze [10].

Otóż wszystkie te repetycje i niekonsekwencje świadczą, że pozornie realistyczne opowiadanie Herlinga powstawało jako utwór paraboliczny, w którym szczegóły nie były dla autora ważne jako faktyczne wydarzenia, lecz jako sygnały problemów i warianty historii, o których wcześniej pisał. Mówiąc w skrócie: Herling posłużył się motywami ze swoich wcześniejszych utworów jako znakami nurtujących go problemów. W PODZWONNYM DLA DZWONNIKA te motywy są jakby argumentami gromadzonymi przez pisarza w ukrytym dyskursie jego opowiadania. Można to nazwać precyzyjniej: poszczególne epizody są figurami myśli, figurami idei pisarza, a nie elementami realistycznej opowieści.

Kiedy więc szczegółowo analizujemy poetykę opowiadania Herlinga, to pod realistyczną warstwą zdarzeń i postaci ujawnia się zupełnie inna opowieść, dla której historia Fra Nafta wydaje się jedynie fabularnym pretekstem. Nie jest to realistyczna opowieść o losach małego dzwonnika z kościoła św. Klary, lecz narracyjne wariacje Herlinga na temat kilku problemów własnej twórczości. Ponieważ teza ta zapewne jest zaskakująca, muszę teraz utwór Herlinga przedstawić w innym porządku - tak jakbym chciał rozmawiać o nim z pisarzem.

6.


Niekonsekwencje w przedstawieniu dzwonnika z kościoła św. Klary w DZIENNIKU PISANYM NOCĄ oraz w opowiadaniu świadczą, że początkowy pomysł Herlinga mógłby się rozwinąć zupełnie inaczej niż w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA.

Na wstępie tego opowiadania pisarz cytuje bowiem swój zapis z DZIENNIKA PISANEGO NOCĄ z 1977 roku, którego główną częścią jest wspomnienie o Bożym Narodzeniu spędzonym w Salzburgu w 1952 roku, "w jednym - jak pisze Herling - z najcięższych okresów mojego życia" (s. 5). Postać małego zakonnika pojawia się w tym zapisie na drugim planie - jako zjawa we śnie i Herling w DZIENNIKU pozostawia możliwość, że było to jedynie przywidzenie podczas drzemki w kościele św. Klary, z której zapamiętał słowa: "umrę bez mojego dzwonu" [11]. Zakonnik wspomniany w DZIENNIKU byłby zatem elementem literackiego szyfru treści kłębiących się we śnie. W konsekwencji przedstawiona w opowiadaniu wyprawa Herlinga do Salzburga w 1979 roku nie byłaby pierwotnie związana z dociekaniem przeszłości małego franciszkanina, lecz byłaby literackim kamuflażem zupełnie innej, osobistej historii - a mianowicie zimy, którą Herling, zgodnie z realiami opowiadania, spędził w Salzburgu w roku 1952. O możliwości takiej interpretacji świadczy najbardziej zagadkowy fragment utworu, który pojawia się w opowieści Herlinga tylko raz. Najważniejszym elementem opisu pobytu w Salzburgu w 1979 roku jest następujący:

"Z Nataszą obszedłem Salzburg o zmierzchu, jarzący się od festiwalowych iluminacji. Nie musiałem nawet patrzeć co krok z ukosa na lilipucią figurkę Nataszy utopionej po uszy w futrze (brał ostry mróz), aby myśleć ciągle o dzwonniku Świętej Klary. Już pozostanie ten nierozerwalny zrost? Ale pękł na długiej wąskiej uliczce, która prowadziła do głównego placu. Poznałem ją bez chwili namysłu. To ona uciszała i łagodziła moje ówczesne bóle. Uciszała paradoksalnie fortepianowymi kaskadami ze wszystkich chyba okien, lekko tylko przytłumionymi przez oblodzone szyby i niekiedy okiennice. Nie muzyka jednak działała kojąco, koił wyimaginowany obraz szczęścia domowego. Przechodziłem w wyobraźni przez salzburgskie saloniki, przystawałem obok słuchających, zaglądałem do nut na fortepianowych podpórkach, siadałem do gorącej herbaty na wyglansowanych blatach stołów. Słynne mieszczańskie ciepełko ma swoją naturalną siedzibę w Salzburgu Mozarta. Tego wtedy potrzebowałem najbardziej. Ulica była wyludniona, nikt więc nie zauważył samotnego przechodnia, który przemierzał ją z uporem, ileż razy! Od jednego końca do drugiego, od wylotu na pusty plac do skrzyżowania z przecznicą. Po północy milkły stopniowo fortepiany i wygasały żyrandole. Opanował mnie lęk, że zostanę przegnany do mojego pokoiku na podzamczu. I oto teraz, wspominając ten wieczór, odkryłem, że w naszym życiu 'nierozerwalne zrosty' działają wstecz. Już wtedy bowiem ocknąłem się jak gdyby w otwartym nocą kościele i zdawało mi się, że ktoś do mnie mówi ledwie dosłyszalnym głosem. Kto? Osoba, której śmierć opłakiwałem. Jak dziwnie krzyżują się, rozchodzą i znów krzyżują ludzkie ścieżki! Jakim jest życie tajemniczym wzorem, którego nigdy nie potrafimy odczytać! Nie istnieją w nim prawa czasu, w chaosie giną antycypacje, następstwa kolejności. Wiedzą o tym poeci i wróżbici. Może to ona, moja uciekinierka do krainy cieni, skarżyła się u Świętej Klary, że umrze bez swego dzwonu?" (s.14-15).

"Uciekinierka do krainy cieni" to rzecz jasna Krystyna, pierwsza żona pisarza, która popełniła samobójstwo jesienią 1953. W pierwotnym, dziennikowym, zapisie Herlinga zakonnik był więc zapewne figurą szyfru skrywającą jej postać. Początkowo więc PODZWONNE DLA DZWONNIKA Herling mógł był planować jako ciąg dalszy wcześniejszego opowiadania, którego bohaterką ze snu także była Krystyna, czyli opowiadania ZIMA W ZAŚWIATACH. OPOWIEŚĆ LONDYŃSKA ukończonego rok wcześniej (1998). Motyw zimy i zaświatów - o czym świadczą przytoczone cytaty - jest dla obu tych opowiadań wspólny. Czas akcji także: w pierwszym opowiadaniu wątek Krystyny urywa się wraz z jej samobójstwem, w drugim - zaczyna się tuż po jej śmierci. Oba opowiadania spaja także przedstawiona w nich biografia głównego bohatera. W ZIMIE W ZAŚWIATACH jego biografia dotyczy okresu londyńskiego, w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA można natomiast łatwo odkryć monachijski okres pisarza. Oznacza to rzecz jasna, że Salzburg byłby w tym zapisie DZIENNIKA PISANEGO NOCĄ nazwą fikcyjną - szyfrem rzeczywistego miasta: Monachium.

Jednak PODZWONNE DLA DZWONNIKA rozwinęło się w zupełnie innym kierunku: zamiast osobistej opowieści o "zimie w salzburgskich zaświatach", Herling rozbudował historię fikcyjnej, drugoplanowej postaci małego zakonnika z kościoła św. Klary.

7.


Nie ulega wątpliwości, że - jak zawsze w narracjach Herlinga - w konstrukcję opowiadania wpleciony jest osobisty dyskurs pisarza, to znaczy dyskurs złożony z elementów zaczerpniętych z jego biografii i wspomnień. W PODZWONNYM DLA DZWONNIKA dyskurs ten jednak kłóci się z realiami utworu, albowiem to, co jest wiarygodne w konwencji wspomnienia, staje się mało prawdopodobne jako opis sytuacji przedstawionej w opowiadaniu. Na przykład, w roku 1979 narrator obserwuje w okolicach miasteczka Wüppertal kobiety, które pod lasem zbierają "gałązki na podpałkę", czyli chrust do rozpalenia ognia w piecu. Wygląda to jak klasyczny flashback z dzieciństwa Herlinga na wsi w Polsce, a nie jak realistyczna scena z życia w Republice Federalnej Niemiec w roku 1979. Inny przykład: dowiadujemy się, że w 1932 roku franciszkanie w Wüppertal karmią uratowane dziecko mlekiem z "puszek wojskowych". Ten epizod jest niewątpliwie reminiscencją Herlinga z pobytu w wojsku podczas II wojny światowej lub z Włoch po roku 1945. Bo skąd w roku 1932 w zakonie franciszkanów pod Norymbergą puszki wojskowe z mlekiem? Są w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA jeszcze inne elementy niewątpliwie zaczerpnięte przez Herlinga z jego własnej biografii. W opowiadaniu ojciec żydowskiego dziecka uratowanego przez franciszkanów, Abraham Naftali, jest "właścicielem niewielkiego składu podręczników szkolnych i papeterii" (s. 22). Szczegół ten przypomina rzeczywistą postać znaną Herlingowi z Kielc, a mianowicie Żyda Izaaka Hitlera, który podobnie jak Abraham Naftali był także właścicielem niewielkiego składu podręczników szkolnych, co Herling opisał we wspomnieniu ŻEROMSKI I HITLER (1949) [12]. Bez wątpienia jednak najbardziej oczywistym szczegółem biograficznym w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA jest to, że Herling rodziców żydowskiego dziecka obdarzył nazwiskiem Naftali, które noszono w jego własnej rodzinie [13].

Otóż spoza tych wszystkich niekonsekwencji konstrukcyjnych utworu Herlinga, spoza nakładania się dyskursu biograficznego na narrację o losach Fra Naftali wyłania się zarys owej innej opowieści, o której wspomniałem.

8.


Co jest tematem tej innej opowieści? W zakończeniu utworu narrator podaje dwie zaskakujące informacje: najpierw dowiadujemy się, że historycy zapamiętają specjalny ton, jaki Fra Nafta wprowadził do swego dzwonienia w Neapolu w noc sylwestrową 1999 roku. Trudno jednak przypuszczać, żeby dźwięk dzwonu w pierwszym dniu roku 2000 specjalnie interesował historyków. Herling kieruje więc uwagę czytelników w stronę zupełnie innych, nie realistycznych i mało dyskursywnych znaczeń swego utworu. I druga informacja: franciszkanie z Piemontu, gdzie Fra Nafta zmarł w roku 2002 [14] za jego zasługę uważają dźwięk (suono francescano), jaki mały dzwonnik wydobył z dzwonu w kościele św. Klary. Jest jednak oczywiste, że na piemonckiej wsi nikt słyszał dźwięku dzwonu z Neapolu. Jeśli wiec autor w swoim utworze zamieszcza szczegóły tak bardzo metaforyczne, to formułuje przesłanie, które z realistyczną fabułą opowiadania ma niewiele wspólnego.

Mogę teraz wyjaśnić tytuł tego szkicu. Napis na grobie Fra Isacco głosi, że zostawił on nam "aż do końca świata franciszkański dźwięk bijących dzwonów". Motyw "świata" pojawia się jako metafora w wielu utworach Herlinga, w których sens ludzkiego doświadczenia umieszczany jest zawsze w perspektywie eschatologicznej. Tak jest i w INNYM ŚWIECIE, i w opowiadaniu Herlinga WIEŻA [15], i w wielu następnych. W tym sensie - mówiąc metaforycznie - w ostatnim utworze Herlinga odzywa się niczym echo dzwonu przesłanie całej jego wcześniejszej twórczości. Ale źródło tego wyrażenia znajduje się poza twórczością Herlinga. Są nim bowiem ostatnie słowa Jezusa w Ewangelii św. Mateusza, w której czytamy: "A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata".

9.


Opowiadanie zaczęło się jako śledztwo pisarza prowadzone na wyłącznie własny użytek - jako osobista opowieść Herlinga o poszukiwaniu informacji o dzwonniku z kościoła św. Klary. W zakończeniu utwór zamienia się jednak w eschatologiczne przesłanie adresowane do wszystkich ludzi. Na wstępnie pisarz sugeruje, że opowiadanie jest jedynie jego prywatną relacją o uratowaniu z Holocaustu żydowskiego dziecka, jednak ostateczne przesłanie utworu jest maksymalistycznie uniwersalne - ma bowiem towarzyszyć "następnym wiekom chrześcijaństwa".

Docieramy tu do najważniejszego dla Herlinga problemu tego utworu. Można by go sformułować w formie pytania: czy po to autor opowiedział nam historię, której bohaterem jest - cytuję - "niedopalony chłopiec żydowski, niemy stwór i produkt naszego przeklętego wieku", żeby wygłosić na koniec pochwałę chrześcijaństwa? Wszystko wskazuje, że taki właśnie był jego zamiar. Trzeba więc na to opowiadanie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy.

Przede wszystkim: wbrew pozorom, tematem opowiadania Herlinga nie jest Holocaust. Akcja opowiadania nie rozgrywa się bowiem podczas II wojny światowej, lecz na rok przed objęciem władzy przez Hitlera. To pogrom Żydów, zaledwie "przedsmak" - jak informuje kronika wypadków w Wüppertal - ale jeszcze nie Holocaust. Jednak historia pogromu Żydów w Wüppertal w 1932 roku jako fakt historyczny wydaje mi się przez Herlinga po prostu wymyślona na użytek opowiadanej historii. Żadna kronika nie przewiduje przecież przyszłości, więc perspektywa kroniki przedstawiona w opowiadaniu to faktycznie znacznie późniejsza niż wydarzenia w Wüppertal perspektywa narratora [16]. Oczywisty jest natomiast literacki sens tego zdarzenia - został przez autora wskazany imionami jego bohaterów: Abraham, Sara i Izaak. Ta "biblijna paralela" jest w opowiadaniu sformułowana wprost. Wypowiada ją doktor Kurt Marburg, który leczył chłopca: "Abraham jest martwy, Sara kładzie Izaaka na ziemi gestem ofiarowania na śmierć. Ale Bóg nie przyjmuje tej ofiary..." I chociaż o tej biblijnej paraleli koleżanka dr. Marburga mówi, "że to już nawet nie bezbożność, to bogobójstwo", to jednak najistotniejsze jest to, że pisarz zdecydował się tę paralelę zamieścić w zakończeniu swej opowieści (s. 48).

10.


W PODZWONNYM DLA DZWONNIKA Herling podjął po raz kolejny dwa podstawowe, a zarazem chyba najbardziej dramatyczne problemy swej twórczości. Pierwszym jest metaforycznie rozumiane "zamurowanie" - to znaczy niemożność wypowiedzenia przez człowieka swoich traumatycznych doświadczeń [17]. Ta kwestia w twórczości Herlinga ma różne warianty: np. osobisty, filozoficzny, teologiczny, artystyczny, polityczny czy społeczny i należy do kluczowych zagadnień literatury europejskiego modernizmu, tzn. do problematyki niewyrażalności. Wskazywał na nią Herling parokrotnie, np. w motcie do opowiadania PIETA DELL'ISOLA czy w rozważaniach o "Liście Lorda Chandosa" H. Von Hofmannsthala [18]. Jednak - choć w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA przypada jej eksponowane miejsce - nie będę się nią zajmował.

Drugim problemem, zawsze z tym pierwszym połączonym w twórczości Herlinga, jest dramatyczne pytanie o sens religii dla człowieka po doświadczeniach XX wieku? W PODZWONNYM DLA DZWONNIKA ten pierwszy problem jest sformułowany wprost, natomiast drugi to właśnie owa ukryta opowieść, o której wciąż wspominam.

Pytanie o sens religii Herling podejmował już wcześniej w swych utworach, np. w PIETA DELL'ISOLA, DRUGIE PRZYJŚCIE, LEGENDA O NAWRÓCONYM PUSTELNIKU, ŚWIĘTY SMOK, OFIAROWANIE. Jednak po raz pierwszy pisarz sformułował je wprost w ROZMOWACH W NEAPOLU, komentując swoje opowiadanie OFIAROWANIE. Mówiąc w największym skrócie: Fra Nafta jest kolejnym wariantem takich postaci z utworów Herlinga jak Trędowaty z WIEŻY, Sebastiano z PIETA DELL' ISOLA, Joshua ze ŚWIĘTEGO SMOKA i oczywiście Izaak z OFIAROWANIA. Przy wszystkich podobieństwach istnieje jednak zasadnicza różnica między tymi utworami. Każdy z nich przedstawiał bowiem inne zagadnienie. Na przykład: PIETA DELL'ISOLA opowiada o doświadczeniu cierpienia jako warunku zrozumienia człowieczeństwa. Figurą tego doświadczenia jest pieta. DRUGIE PRZYJŚCIE oraz LEGENDA O NAWRÓCONYM PUSTELNIKU opowiadają o odpowiedzialności chrześcijaństwa za pogromy Żydów w Średniowieczu i za Holocaust w wieku XX. ŚWIĘTY SMOK opowiada o tęsknocie człowieka za religią wymierzającą sprawiedliwość, a nie za chrześcijańskim Bogiem miłosiernym i współczującym. A wreszcie OFIAROWANIE to pastisz opowieści biblijnej o ofierze Abrahama, w której - zdaniem Herlinga - został ukryty konflikt pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Albowiem żądanie Boga - żeby Abraham złożył na stosie ofiarę ze swego syna jest - zdaniem Herlinga - niezrozumiałe i nieludzkie. Rzecz jasna każde z tych opowiadań Herlinga ma jeszcze inne wątki, ale tu celowo upraszczam ich interpretacje. Otóż pomiędzy tymi opowiadaniami a PODZWONNYM DLA DZWONNIKA jest zasadnicza różnica. Po pierwsze, w ostatnim opowiadaniu Herling po raz pierwszy w swojej twórczości połączył wątki wcześniejszych opowiadań w jedną całość. Dlatego PODZWONNE DLA DZWONNIKA to summa, synteza wcześniejszych utworów pisarza. Jest to więc jakby metaopowieść Herlinga o głównych problemach własnej twórczości.

Ważniejsza jest jednak inna różnica. W ostatnim utworze Herling zupełnie inaczej sformułował problematykę, której początkiem było opowiadanie DRUGIE PRZYJŚCIE. Przypomnę, że w opowiadaniu z roku 1961 - oraz w jego kontynuacji z roku 1997 - Herling analizuje fanatyzm ukryty w religii, której celem jest władza nad człowiekiem. Skutkiem tego fanatyzmu stała się nienawiść do innowierców i palenie ich na stosach. Tak widział Herling błąd chrześcijaństwa w średniowieczu. Tymczasem w PODZWONNYM DLA DZWONNIKA pisarz wprowadza zupełnie inną perspektywę: chrześcijaństwo, reprezentowane w opowiadaniu przez franciszkanów, żydowskiemu dziecku Izaakowi Naftali, ofierze pogromu, przynosi nie tylko schronienie przed okrucieństwem ludzi, ale równocześnie ocala go duchowo - nadaje bowiem sens cierpieniu całego jego życia. Jednak, z drugiej strony, to ów "niedopalony żydowski chłopiec" - podobnie jak mały Joshua wchodzący do płonącej pieczary w opowiadaniu ŚWIĘTY SMOK - okazuje się jedyną nadzieją na odnowienie chrześcijaństwa u progu nowego Tysiąclecia. W jaki sposób Herling doszedł do takiego wniosku?

11.


Odpowiedź na to pytanie znajduje się - jak mi się zdaje - w trzech tezach twórczości Herlinga z końca lat dziewięćdziesiątych. Pierwsza została najjaśniej sformułowana w opowiadaniu OFIAROWANIE i brzmi następująco: Religia Starego Testamentu nie przynosi wystarczającej odpowiedzi na Holocaust, ponieważ, jeśli Bóg mógł kiedyś zażądać od Abrahama ofiary z własnego dziecka, to trzeba się pogodzić, że w XX wieku Bóg mógł za...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin