70. rocznica śmierci majora Henryka Dobrzańskiego Hubala.odt

(34 KB) Pobierz

70. rocznica śmierci majora Henryka Dobrzańskiego "Hubala"

"Najlepszy jeździec świata" na wojnie

Piotr Szubarczyk, IPN Gdańsk


W roku 1925 polski sport jeździecki obserwował z zainteresowaniem nowy, wielki talent jeździecki, który wkrótce trafił do kadry narodowej. Nazywał się Henryk Dobrzański i był oficerem elitarnego 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich, stacjonującego w Starogardzie Gdańskim.

Jak przypomniał dr Wiesław Gogan, autor monografii 2. Pułku, "ekipa polskich jeźdźców udała się w czerwcu 1925 r. do Anglii. Na wielkich zawodach w Londynie stanęły na starcie ekipy Anglii, Belgii, Francji, Portugalii, Szwajcarii, Szwecji, Włoch i Polski. W silnej konkurencji 104 jeźdźców i 386 koni Polacy spisali się wyśmienicie. W Pucharze Narodów zajęli II miejsce za Włochami, ex aequo z Anglią. Jeszcze lepiej spisali się w konkursach indywidualnych. Do historii polskiego i europejskiego jeździectwa przeszedł wyjątkowy wyczyn Henryka Dobrzańskiego, który na koniu 'Fagas' dwukrotnie bezbłędnie przejechał parcours i uzyskał najlepszy indywidualny wynik dnia. Za zwycięstwo w tym konkursie, organizowanym pod protekcją księcia Walii i następcy tronu, rotmistrz Dobrzański otrzymał z rąk księcia złotą papierośnicę z wygrawerowanym napisem: 'The best individual score of all officers of all nations' - za najlepszy wynik wśród oficerów wszystkich narodowości". Według ówczesnych relacji, książę miał powiedzieć przy wręczaniu nagrody po prostu: "Najlepszemu jeźdźcowi świata"...
Na zdjęciu rodzinnym z lat 20. widzimy ówczesnego rotmistrza Dobrzańskiego z siostrzeńcem. Obydwaj są zamyśleni, ale bardzo szczęśliwi. Takiego "Hubala" nigdy nam nie pokazywano. Lubimy pokazywać naszych bohaterów na koturnie, czasami zapominając, że byli wrażliwymi ludźmi, tęskniącymi za życiem rodzinnym, za ładem i harmonią z Bogiem i ludźmi. Mieli też swoje plany życiowe i ambicje. Tym większy heroizm musieli w sobie odnaleźć, by w chwilach próby odłożyć je wszystkie na bok po to, by bić się za "świętą Sprawę". Major Henryk Dobrzański "Hubal" tak właśnie uczynił. Odszedł 70 lat temu, w 43. roku życia, w walce, z bronią w ręku.

Legionista
Henryk Dobrzański urodził się 22 czerwca 1897 r. w Jaśle jako drugie dziecko Henryka i Marii z hr. Lubienieckich. Szkołę realną i gimnazjum ukończył w Krakowie. Odbył kurs w Drużynach Strzeleckich i kiedy wybuchła wojna, wstąpił do Legionów. Musiał przy tym podać fałszywą datę urodzenia, bo nie zostałby do nich przyjęty jako człowiek zbyt młody. Na własną prośbę 17-letni chłopiec porzucił bezpieczną służbę w sztabie i ruszył na front - w 3. szwadronie 2. Pułku Ułanów Legionów Polskich. W roku 1918 trafił do obozu dla internowanych, skąd udało mu się uciec. Dowodził plutonem kawalerii podczas walk z Ukraińcami o Lwów. W latach 1919-1921 walczył z bolszewikami. Został odznaczony czterokrotnie (!) Krzyżem Walecznych i Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari.
Po I wojnie światowej służył w 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich, potem w 2. Pułku Strzelców Konnych w Hrubieszowie, zdobywał kolejne stopnie wojskowe. Udział w II wojnie światowej rozpoczął jako major Wojska Polskiego.

Pod komendą "Łupaszki"
Krótko przed wybuchem II wojny światowej został zastępcą dowódcy 110. Rezerwowego Pułku Ułanów. Jego dowódcą był legendarny bohater Samoobrony Wileńskiej z czasów wojny z bolszewikami ppłk Jerzy Dąmbrowski "Łupaszko". To po nim rotmistrz Zygmunt Szendzielarz przejmie pseudonim i rozsławi go na nowo w Armii Krajowej. Walczyli zarówno z Wehrmachtem, jak i z armią sowiecką atakującą Grodno. Pułk nie skapitulował przed Sowietami, lecz po uzupełnieniu braków rozbitkami z innych jednostek ruszył na odsiecz Warszawy, walcząc nad Biebrzą z bolszewikami i ponosząc ciężkie straty. Marsz na stolicę nie miał już szans powodzenia. Dąmbrowski "Łupaszko" rozwiązał pułk i przeszedł z dużą grupą żołnierzy do sowieckiej strefy okupacyjnej, by tam walczyć w konspiracji o niepodległość i by przeciwstawić się sowietyzacji polskich Kresów. Zostanie później aresztowany przez NKWD i zamęczony w więzieniu w Mińsku.

Pierwszy partyzant Rzeczypospolitej
Major Dobrzański pozostał z grupą żołnierzy na terenie okupacji niemieckiej, realizując te same cele, które postawił sobie pod okupacją sowiecką. Bo też problemy były te same, a polityka zaprzyjaźnionych agresorów wobec Narodu Polskiego, zwłaszcza jego inteligencji, była identyczna, wspólnie tajnie uzgadniana już od 28 września 1939 roku.
Major Dobrzański przyjął pseudonim "Hubal" i zdobył sławę pierwszego partyzanta II wojny światowej. To symboliczne miano. W rzeczywistości wielu innych polskich oficerów, jeszcze w trakcie działań wojennych, rozpoczynało wtedy konspirację niepodległościową. Już 27 września 1939 r. położono fundament pod budowę największej armii podziemnej tej wojny - Służby Zwycięstwu Polski, późniejszej Armii Krajowej.
Po kapitulacji Warszawy mjr Dobrzański z 50 żołnierzami rusza w Góry Świętokrzyskie, staczając pierwsze walki z Niemcami już jako oddział dywersyjny, partyzancki. "Hubal" liczył na rychły kontratak aliantów na zachodzie. Chciał przetrwać zimę w partyzantce, by wiosną ruszyć do nowej walki. Chciał, by jego oddział stał się kadrówką dla organizującego się na nowo wojska.

Tragiczne dylematy
Grupa "Hubala" działała na Kielecczyźnie jako Oddział Wydzielony Wojska Polskiego. Już 2 października 1939 r. hubalczycy odnieśli znaczące zwycięstwo nad Niemcami pod Wolą Chodkowską. Współpraca z miejscową ludnością chroniła oddział przed niemieckimi zasadzkami. Niestety, Niemcy byli bezwzględni w swoim okrucieństwie, odpowiadając krwawymi represjami wobec niewinnych ludzi na obszarze działania hubalczyków. Generał Stefan Rowecki "Grot", dowódca główny Związku Walki Zbrojnej, uważał, że jawna demonstracja umundurowanych partyzantów ma co prawda duże znaczenie propagandowe, ale okupiona jest zbyt wielkimi ofiarami i należy jej zaniechać. "Hubal" w tej sytuacji zwolnił swoich żołnierzy z przysięgi, by mogli wrócić do domu, ci jednak zostali przy majorze, dzieląc z nim wszystkie niebezpieczeństwa. Ograniczono kontakty z miejscową ludnością, by nie narażać jej na represje wroga. Kontynuowano walkę.
W sobotę, 30 marca 1940 r., hubalczycy zadali ciężkie straty silnej formacji policyjnej pod Huciskiem. Zginęło około 100 Niemców. Dzień później zwyciężyli w potyczce z silnym oddziałem SS. Coraz mocniej wróg zaciskał jednak pierścień okrążenia, część oddziału uległa rozproszeniu. Niemcy rzucili do walki z "Hubalem" silną grupę złożoną z batalionu Wehrmachtu, esesmanów, nawet kilkunastu czołgów! Szacuje się, że było to kilka tysięcy ludzi. Major miał zaś pod komendą w tym czasie tylko około stu żołnierzy.
W pogoni za hubalczykami Niemcy dopuszczali się dalszych okrucieństw, zabijając m.in. wszystkich mężczyzn we wsiach Skłoby i Hucisko. To było traumatyczne przeżycie dla majora wychowanego w tradycjach rycerskich. Z taką "wojną" jeszcze się w swoim życiu nie zetknął, choć widział przecież okrucieństwa bolszewików. Co dalej? Bić się czy się nie bić? We wtorek, 30 kwietnia 1940 r., nastąpił kres tych dylematów.

Śmierć
Tego dnia "Hubal" z grupą żołnierzy zostali zaskoczeni w czasie biwaku przez oddział Wehrmachtu. To było w okolicach Anielina, w powiecie opoczyńskim. Nastąpiła gwałtowna wymiana ognia, mjr Henryk Dobrzański poległ z bronią w ręku. Niemcy na swój sposób zemścili się na martwym już przeciwniku, którego podobno między sobą nazywali "Szalonym Majorem". Zbezcześcili jego ciało i obwozili po okolicy, by odstraszyć potencjalnych partyzantów. Do dziś nie mamy pewności, gdzie je zakopali - być może spalili. Ostatnio jako miejsce pochówku majora wymienia się Wąsosz Górny, 40 km na północ od Częstochowy.

Życie po śmierci
W roku 1966 mjr Henryk Dobrzański został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Złotym Orderu Wojennego Virtuti Militari i awansowany do stopnia pułkownika. Nie ma się co łudzić: komunistom był potrzebny propagandowo - jako ten, który walczył z Niemcami. O jego dowódcy, ppłk. Szendzielarzu "Łupaszce", także znakomitym jeźdźcu, nawet pisnąć publicznie nie można było, choć obaj walczyli o tę samą "świętą Sprawę". Gdyby "Hubal" przeżył wojnę, ścigałby go UB, bo na pewno pułkownik nie patrzyłby bezczynnie na sowietyzację Polski. NKWD - UB zabijało dowódców antykomunistycznej partyzantki, oficerów Wojska Polskiego, także tych, którzy przyjaźnili się przed wojną z "Hubalem". Zakopywano ich w nieznanych miejscach, robiąc to samo, co Niemcy uczynili z "Hubalem". Nie bądźmy więc naiwni, wychowanie w czasach PRL nie było "patriotyczne". Na pewno zapamiętamy jednak z tego czasu film fabularny o "Hubalu" z genialną rolą Ryszarda Filipskiego, który oddał bohaterowi nie tylko talent aktorski, ale i swoje serce. Zapamiętamy wiele pięknych scen z tego filmu. Moje pokolenie i starsi ode mnie mają je ciągle pod powiekami.
Trzeba zrobić wszystko, by "Hubal" żył w pamięci zbiorowej Polaków, by bronić jego dobrej sławy przed mędrkami, którzy mówią dziś o jego "szaleństwie" i odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie na pomagających mu rodakach. Należy brać sprawy takimi, jakie były, ale nie może być wątpliwości co do jednego: major Henryk Dobrzański "Hubal", w młodości legionista Józefa Piłsudskiego, rzucił swój życia los na stos. Chwała bohaterowi!

Zgłoś jeśli naruszono regulamin