Cytryna
Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak
- Bziiiije! – wydusił z siebie pis Pypeć.
- Huraaa! – zawołała kaczka Katastrofa. Punkt dla mnie! Remis!!!
I zamachała radośnie skrzydełkami. Grali w cytrynę. Nauczył ich rano Pan Kuleczka. Gra była prosta. Pan Kuleczka umył cytrynę, obrał i pokroił w plasterki. Potem usiedli przy stole. Mucha Bzyk-Bzyk też chciała grać, ale okazało się, że nie może, bo jest za mała, a raczej – cytryna jest za duża. Tak powiedział Pan Kuleczka. Bzyk-Bzyk trochę się obraziła. Odleciała w kąt pokoju i stamtąd bzyczała gniewnie.
- Gra jest prosta – zaczął wyjaśniać Pan Kuleczka. Wyjął z szafki dwa talerzyki. Niebieski postawił przed Pypciem, a żółty przed Katastrofą. – Najpierw…
- Ja chcę taki talerz jak Pypeć! – przerwała Katastrofa.
Pypeć po krótkim namyśle zamienił się z Katastrofą na talerze.
- A więc, jak mówiłem – powiedział Pan Kuleczka – gra jest prosta…
Pypeć znów zaczął się namyślać, ale zanim skończył, pan Kuleczka zabrał żółty i niebieski talerzyk, wyjął z szafki dwa białe i postawił je przed Katastrofą i Pypeciem. Na talerzyki położył plasterki cytryny.
- Po równo! – powiedziała Katastrofa, przypatrując się uważnie talerzykom i plasterkom cytryny.
- A teraz… - znów zaczął Pan Kuleczka.
- Wiem! – stwierdził Pypeć – Gra jest bardzo prosta.
- Właśnie – pokiwał głową Pan Kuleczka i czym prędzej dodał – Każde z was bierze po plasterku cytryny. Na trzy, cztery wkładacie go do buzi i jecie. Nie wolno od razu połykać. Kto dłużej wytrzyma bez wykrzywiania się, dostaje punkt.
- Świetnie! – zawołała Katastrofa. – To prosta gra! Zaraz wracam. Zaczynamy!
I zaczęli. Ale okazało się, że nawet w prostą grę wcale nie jest prosto wygrać. Cytryna była chyba najbardziej cytrynową cytryną, jaką sobie można wyobrazić. Wykrzywiała buzie błyskawicznie i czasami trudno było powiedzieć, komu szybciej. Co ciekawe, cytryna działała wykrzywiająco na odległość! Bo nawet Pan Kuleczka, który wcale nie grał, tylko sędziował, też się wykrzywiał!
- Remis – powiedział teraz Pan Kuleczka i spojrzał na talerzyki, na których każdemu zostało po jednym plasterku. – Decydujące starcie! Trzy, czte…
- Przepraszam – przerwał niespodziewanie Pypeć – a czy nie można by wprowadzić pewnej drobnej zmiany?
I zaszeptał Panu Kuleczce coś do ucha, Katastrofa chciała się obrazić, ale jeszcze bardziej chciała skończyć grę i wygrać. Więc nic nie powiedziała.
- Dobrze! – ogłosił Pan kuleczka. – Decydujące starcie ze zmianami. Zawodnicy zamykają oczy i otwierają je dopiero z cytryną w buzi. Uwaga – zamykamy!
Katastrofę strasznie korciło, żeby otworzyć, ale wiedziała, że i tak wygra, więc jakoś wytrzymała. Usłyszała „trzy, cztery!”, włożyła plasterek do buzi i…
- Mniam, mniam! – powiedziała. I otworzyła oczy.
Pypeć też mlaskał, ale nie wykrzywiał się , tylko uśmiechał. Uśmiechał się też Pan Kuleczka.
- Ogłaszam remis! – powiedział – Choć to już chyba nowa gra „cytryna z cukrem”. Wymyślił ją Pypeć.
- Podoba ci się? – Pypeć spojrzał na Katastrofę.
- Właściwie… taaak – powiedziała Katastrofa. A po chwili dodała – Ale jest trochę za prosta. Wolę tę starą, bardziej krzywą! Bo wszyscy robili takie świetnie miny!
I wykrzywiła się do nich straszliwie – zupełnie bez cytryny!
„DZIECKO” nr 2, luty 2003 , s. 80-81
annetti36