E&A rozdziały 17-22.doc

(130 KB) Pobierz
Charter 17

Charter 17

Volturi

 

(Z punktu widzenia Anne)

Następnego dnia

Tak, i kolejny dzień ćwiczeń. A wczoraj na imprezie było tak fajnie… No ale teraz muszę się przyłożyć. Muszę przyznać że z tym wszystkim idzie mi coraz lepiej. Jednak za każdym razem gdy wysilam się zbyt mocno ( chociaż robię jakieś postępy, z biegiem czasu mogę nadużywać mocy coraz częściej) tracę energię.

- Anne, skup się i użyj swoich mocy.- łatwo mu mówić ( Emmentowi oczywiście) – Pamiętasz jak wczoraj się na mnie zdenerwowałaś? Spróbuj znów wywołać u siebie coś w tym stylu i pokaż na co cię stać. – Posłusznie wywołałam wokół siebie podmuchy wiatru i już po chwili stałam przed nim w „Tym moim czymś”. Em chciał do mnie podbiec ale powstrzymałam go.

- No i brawo siostrzyczko, robisz postępy! Może powinienem cię więcej powkurzać?  

- Uwierz mi, nie chcesz abym się zdenerwowała. – Chciałam się z nim trochę podroczyć i z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam że wciąż używam kilku mocy naraz. Po chwili poczułam jak tylko delikatnie unoszę się w powietrzu po czym opadam bezwładnie na ziemię. Ostatnie co do mnie dotarło to słowa ukochanego.

- I coś ty narobił?! Anne, skarbie nic ci  nie jest? –Później była już tylko ciemność. Nie wiem ile tak leżałam ale powoli zaczynałam wracać do rzeczywistości. Czułam chłodne palce przesuwające się delikatnie po moim przedramieniu.

- Zaraz powinna zacząć wracać do rzeczywistości. – Alice musiała widzieć to w swojej wizji.

- An, kochanie słyszysz mnie? – ten czuły głos powoli przywracał nie do rzeczywistości. Delikatnie otworzyłam powieki.

- Edwardzie, przepraszam cię, ja zapomniałam.. – Nie dokończyłam bo przerwał mi.

- Cii.. Nie masz mnie za co przepraszać, to nie twoja wina, już dobrze.

 

(Z punktu Edwarda)

 

Nareszcie się przebudziła. Leżała tak z dobre piętnaście minut. Ach ten nieodpowiedzialny Emment. No ale teraz już nie jestem na  niego tak wkurzony jak wcześniej. On najwyraźniej też już trochę wyluzował.

- Aż tak szybko się poddajesz? – No i wzięło mu się na prowokację.

- Jeśli nie zauważyłeś Em to użyła tym razem trzech mocy naraz i wytrzymała z tobą pod oporem dziesięć minut! – Alice wyszczerzyła zęby. Mi jednak nadal nie by śmiechu. Przecież mogło jej się coś stać! Ona jakby czytając mi w myślach ( a może i czytała?) odpowiedziała.

- Nic mi nie jest, Wszystko w porządku Edwardzie. – Cieszyłem się że już do się czuje.

- Anne, to kiedy kolejna walka? – Nie no tego już  było za wiele!

- Daj jej odpocząć Emment! –Powiedziałem powoli tracąc nad sobą kontrolę.

- Już, już. Co się tak gorączkujesz brachu? Przecież nic jej się nie stało. – Łatwo mu mówić. Ale wyczytałem w jego myślach skruchę, więc jednak mimo żartobliwego podejścia do sprawy żałował że ich niewinna zabawa skończyła się omdleniem.

 

 

( Trzy tygodnie później)

 

Szliśmy razem po parku. Wyglądała tak cudownie! Po dłuższej chwili ciszy odezwała się.

- Kocham cię Edwardzie.

- Też cię kocham Anne, kocham jak wariat i nigdy nie przestanę. – To była w pełni szczera odpowiedź. Bo niby jak miałbym przestać ją kochać?

- Wiesz, muszę już wracać, Carlise ma do mnie jakąś sprawę.- Cały czas ukrywał przede mną to co miał do powiedzenia.

- Idź, idź. Zaraz do ciebie dołączę. Przejdę się jeszcze kawałek i wracam do domu. – Ciężko było mi się z nią rozstawać nawet na tę kilka minut. Poszedłem w kierunku domu.

- Edwardzie, musimy porozmawiać – Carlise zawołał mnie do swojego gabinetu.

- Tak Carlise?

- Volturi zamierzają złożyć nam dzisiaj wizytę. – Volturi?! A czego oni mogą od nas chcieć? Wtedy usłyszałem tylko jedną myśl Carlisa  „ Anne” .

- Nie! – I pojawili się. Słyszałem jak wchodzą do salonu. Po chwili wraz z Carlisem byliśmy już na dole.

- Witaj Carlise. – Powiedzieli to zgodnie nasi czterej goście.

- Witajcie. Aro, Kajuszu, Marku, Haidi.

- To mój syn, Edward, a tam dalej siedzi Alice, Jasper, Emment i Rosaline. – Carlise w wymijający sposób przekazał im to wszystko. Podali sobie dłonie. Teraz już wiedziałem że Aro zna wszystkie szczegóły.

- Jak widzę, wiecie już co nas tu sprowadza. Mam zamiar zabrać Anne do Volterry. – Teraz już nie wytrzymałem.

- Nie pozwolę na to! – Aro nadal nieporuszony odpowiedział tylko.

- Wiem o tym, dlatego musicie o niej zapomnieć, Haidi? –O co mu chodzi? Zapomnieć?! Po chwili poczułem tylko lekkie uniesienie i opadłem bezwładnie na ziemię.

 

(Z punktu widzenia Anne)

 

Chyba powinnam już wracać. Miałam dołączyć po kilku minutach a miną już chyba kwadrans. Zawróciłam w stronę domu. Byłam na miejscu już po kilku sekundach. Z czasem moje moce rozwijały się, jak również talent do biegu. Usłyszałam jak po kolei coś ciężkiego osuwa się na ziemię. zdziwiło mnie to szczerze. Bo w końcu wampiry są zbyt zwinne aby cokolwiek upuścić. Powoli weszłam do salonu. Widok który tam zastałam zamurował mnie. Na podłodze leżeli wszyscy członkowie mojej wampirze rodziny a obok nich stała czwórka nieznajomych mi osób w czarnych pelerynach. Najwyraźniej dostrzegli moją zakłopotaną minę. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko przyjaźnie, a później poczułam że tracę przytomność. Ostatnie co pamiętam to słowa wypływające z moich ust.

- Kocham cię Edward…

 

 

Charter 18

Brak wspomnień

 

Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jakbym traciła pamięć, dosłownie. Coraz nie wyraźniejsze wydawały mi się obrazy z przeciągu kilku miesięcy. Czułam też niewyobrażalny ból w całym ciele. To było straszne. Tak jakby ktoś spalał mnie od środka. Z czasem ogień słabł a ja czułam się coraz lepiej. Nie pamiętałam jednak co się stało, ani na jakich wspomnieniach tak mi zależało. Powoli zaczełam wracać do rzeczywistości. Delikatnie uniosłam powieki do góry i moim oczom ukazała się przystojna i łagodna twarz mężczyzny w wieku 30/35 lat. Nie pamiętałam nic. Nie wiedziałam jak się nazywam, kim jestem ani gdzie jestem. Kompletna pustka. Tak jakbym dopiero teraz się urodziła  i to były pierwsze minuty mojego życia.

- Kim jesteś i kim ja jestem? Co ja tu robię? Gdzie jesteśmy? – Mężczyzna wydawał się być rozbawiony moimi pytaniami, ale łagodnie mi na nie odpowiedział.

- Jestem Aro, przywódca  Volturi. Jestem wampirem.  Nazywasz się Anne Masen i jesteś istotą jedyną w swoim rodzaju. Otóż potrafisz niemal wszystko. Do tej pory  byłaś po części człowiekiem, że tak powiem. Jednak trzy dni temu zmieniłem cię w wampira. Byłaś umierająca. Potrącił cię samochód, uderzył w ciebie zanim zdąrzyłaś zareagować. Jak widzę jednak, nie stałaś się normalnym wampirem. Nadal jesteś jedyna w swoim rodzaju, jedynie jesteś trochę silniejsza niż przed przemianą i trochę mniej krucha. Znajdujemy się w Volterze. – Przetworzyłam sobie jeszcze raz jego wypowiedź w głowie. Zatrzymałam się przy jednym niezrozumiałym dla mnie fragmencie, o dziwo nie był to fragment z wampirami.

- Jedyną w swoim rodzaju, czyli że co? – Reszta jakoś mniej więcej układała się w jednolitą całość ale ten fragment kompletnie zbił mnie z tropu.

- Nigdy nie było, nie ma i nie będzie istoty piękniejszej, zdolniejszej i bardziej wyjątkowej od ciebie. Jak już ci mówiłem potrafisz prawie wszystko. Jedyne w czym nie jesteś najlepsza na świecie to siła. Przed przemianą byłaś bardziej delikatna od człowieka, a teraz jesteś bardziej delikatna od wampira. No i nie potrafisz odebrać sobie mocy i rozkochać kogoś w sobie. Ale ta zdolność nie jest ci potrzebna. – Wyjaśnił Aro ciągle się uśmiechając.

- A skąd wiesz o mnie tak wiele? – Nie zawahawszy się odpowiedział.

- Zanim zdarzył się ten wypadek, mieszkałaś już w Volterze. Jesteś moją adoptowaną córką. – Później opowiadał mi szczegóły ze swojej i mojej historii. Dowiedziałam się , a raczej przypomniałam o swoich zdolnościach. Pokazał mi cały pałac i zaprowadził do moich komnat. Tam było przepięknie! Tyle cudownych obrazów i rzeźb. Moją utratę pamięci Aro wyjaśnił mi prawdopodobnym wstrząsem podczas wypadku. Byłam księżniczką Volterry. Jednak czuła jakby odebrano mi coś. Coś ważnego, jakby część mnie…

 

 

(Z punktu widzenia Edwarda)

 

Traciłem to, co było mi najcenniejsze, traciłem powoli wspomnienia jej promiennego uśmiechu, twarzy, naszych pocałunków. Wszystko znikało. Więcej nie pamiętałem. Wszystko się zamazało i została tylko pustka. Ostatnie co pamiętałem przed całkowitą utratą kontaktu z rzeczywistością to ciche „ Kocham cię Edwardzie” ,  a później była już tylko ciemność. Obudziłem się w naszym salonie.

- Ktoś wyjaśni mi co się stało? – Emment jak i reszta rodziny podobnie do mnie nic nie pamiętali.

- Nie mam pojęcia synu. Nic nie pamiętam. – Carlise mówił prawdę.

Wszyscy powrócili do swoich przerwanych czynności, a ja czułem jakby ktoś mi coś odebrał, jakby połowę mnie. Zignorowałem to uczucie pustki, no bo niby po czym miała by się utworzyć?

- Wyjdę zapolować. – powiedziałem.

- Zaczekaj, idę z tobą. – Alice dołączyła do mnie i pognaliśmy w stronę lasu. Wytropiłem dwie pumy i posiliłem się. Alice najwyraźniej także najedzona podbiegła do mnie kiedy już skończyłem.

- Też to czujesz, prawda? – Doskonale wiedziałem o co jej chodzi.

- To takie dziwne Alice, przecież nikt nam nic nie zabrał. Prawda? – A może nie? może po prostu tylko nie pamiętamy co?

- Masz rację Edwardzie, wracajmy już lepiej do domu. – Ta pustka jest naprawdę dziwna. Czuję się jakby ktoś odebrał mi część mnie. Wróciliśmy do domu i wszystko wydawało się być normalne. Tylko dlaczego ja czułem się taki przygnębiony?

 

 

 

Charter 19

Nowe życie

(Anne)

 

Mijały miesiące. Aro traktował mnie jak najukochańszą córkę. Teoretycznie dostawałam wszystko czego chciałam. Jednak na każde pytanie związane z moją przeszłością wszyscy odpowiadali wymijająco. A ja każdym dniem chodziłam coraz bardziej przygnębiona. I na dodatek sama nie wiedziałam co jest przyczyną tego smutku. 

- Co się stało skarbie? Chodzisz jakaś taka przygnębiona i smutna.. – Sama chciałabym wiedzieć co się stało.

- Nie, nie. Wszystko w porządku. – I tak zawsze kończyła się moja rozmowa z Arem. No bo niby co miałam mu powiedzieć? A tym bardziej kiedy unikał tematu mojej przeszłości? Właśnie, unikał. To dobre słowo.

   Co do mojego bycia wampirem to rzeczywiście różniłam się od innych wampirów. Pomijając już to że potrafiłam wszystko to co one ( np. kiedy Jane próbowała delikatnie użyć na mnie swojej mocy, to po prostu jej się nie udało. Co więcej wiedząc już że tak można sama potrafiłam sprawić iż ktoś zwijał się z bólu. Ale nie używałam tej mocy.) i byłam od nich delikatniejsza, to na dodatek po prostu nie piłam ludzkiej krwi. Nie wiem czemu, po porostu nie potrafiłam zabijać tych niewinnych ludzi. Zamiast tego przynoszą mi do pałacu krew zwierzęcą. Oczywiście Aro nadal usilnie przekonuje mnie do tej drugiej. Zaprzyjaźniłam się z  Jane, chociaż ona traktuje mnie na każdym kroku jak swoją panią. Zresztą wszyscy mnie tu tak traktują. Kiedy zapytałam Ara dlaczego, odpowiedział mi że najzwyczajniej się mnie boją! Oczywiście staram się nie wyrażać mojego smutku przy moim ojcu, to go chyba martwi. Wampirza „służba” nazywa mnie wręcz aniołem. Oczywiście nie muszę chodzić do szkoły, po pierwsze dlatego iż Aro sądzi że to nie najlepszy pomysł ( ze względu na dużą obecność ludzi w jednym miejscu. Choć dla mnie ten powód jest absurdalny, w końcu ludzka krew w ogóle mnie nie pociąga) a po drugie dlatego że mój umysł jest w końcu najbardziej chłonnym umysłem na świecie a dzięki wampirzej pamięci wszystko czego się dowiem zostaje w mojej głowie na zawsze. Dzięki temu o wiele więcej nauczę się sama w pałacu niż w szkole.

             Wracając do moich talentów, w ciągu tych siedmiu miesięcy (dokładnie tyle minęło od mojej przemiany) nauczyłam się wielu rzeczy. Tak między innymi mogę przenosić się w dowolne miejsce na świeci, wystarczy że o nim pomyślę. Albo przewiduję przyszłość. Wiem na przykład jaka będzie pogoda. ( Trochę jak taka niezawodna pogodynka) Dzięki temu wiemy kiedy reszta wampirów może spokojnie zapolować. Wszystkie wampiry świecą się w promieniach słońca, ja jednak potrafię to u siebie kontrolować. Czyli świecę się jeśli chcę.

- O czym tak myślisz panie.. to znaczy An? –Jane wyrwała mnie z zamyślenia.

- Dokładnie o wszystkim Jane. Wiesz, mam ochotę trochę popływać w ciepłej wodzie, co powiesz na Hawaje ? – Jej uśmiech był tylko potwierdzeniem. Po chwili sunęłyśmy pod wodą. Widać że miała dobry humor. Niestety nie można tego powiedzieć o mnie.

 

 

 

 

(Edward)

 

Mijały dni, miesiące a ja czułem się coraz bardziej podłamany. Zupełnie jakbym stracił coś naprawdę ważnego. Carlise nadal nie wie dlaczego wtedy nie kontaktowaliśmy. Niby wszystko było normalnie, nadal chodziliśmy do szkoły w Forks. Ale mi naprawdę czegoś brakowało. Alice urządziła w końcu ten wolny pokój na górze*. Zrobiła tam oczywiście swoją kolejną garderobę.

- Edward, przestań chodzić jak cień i powalcz ze mną trochę! – Jakoś nieszczególnie miałem ochotę na zabawę, no ale cóż czego się nie robi dla rodziny. Jak co dzień rano chodziliśmy  do szkoły, później każdy zajmował się własnymi zainteresowaniami lub szliśmy na polowanie. Niby nic się nie zmieniło, ale czułem pustkę. Koszmarne uczucie pustki. Teoretycznie to w wolnym czasie szukałem sobie jakiegoś zajęcia, ale nic nie mogłem znaleźć. Wszystko wydawało mi się takie nijakie.  Szkoła była jeszcze do zniesienia ale te samotne chwile, to takie dziwne, bo w końcu zawsze spędzałem je przecież samotnie. Ale reszta rodziny też nie zachowywała się normalnie. Alice chodziła na zakupy, ale nie wracała z nich pełna szczęścia tak jak zawsze. Rose też nie była normalna. Nie dogryzała wszystkim na okrągło. Nawet Emment nie był już taki żartobliwy. A może tylko tak mi się wydawało? Sam już nie wiem.

 

 

Charter 20

Spotkanie

 

(Anne)

 

Już grudzień się kończy. Kto by pomyślał że ten czas tak szybko leci. Ale dla mnie już zawsze będzie w pewnym sensie stał. Wieczna siedemnastolatka. Według Jane moje zachowanie jest już wręcz nie do zniesienia. No cóż zamykam się na całe dnie w komnacie i z nikim nie rozmawiam. Chyba rzeczywiście jestem załamana. A mój humor przerzuca się na innych. W końcu jestem ich „aniołem”.

- Anne, Aro cię prosi do siebie. Przekazać że nie przyjdziesz? – Nic dziwnego że przyszło jej to do głowy. W końcu ostatnio coraz częściej tak odpowiadałam.

- Nie już idę. – Zeszłam do komnaty głównej. Czekał tam już na mnie.

- Nancy? – Takiego zdrobnienia zawsze do mnie używa.- Mam do ciebie pytanie.

- Tak Aro? – Dziwne że nie pytał się mnie  wprost. 

- Widzisz robię dziś wieczorem taki mały zjazd i…

- I chciałbyś abym się na nim pojawiła ?

- Tak. Tak właściwie to tak. – Trochę rozbawiło mnie jego zachowanie. Czyżbym  była ostatnio aż tak zrzędliwa że nawet on bał się chociażby zaproponować mi jakąkolwiek rozrywkę?

- Oczywiście przyjdę. – Zauważyłam ulgę w jego spojrzeniu.

- To dobrze. Cóż to by była za strata dla gości nie móc cię ujrzeć. – Tak jasne. Jest co oglądać. Zdesperowany wampir. Z sztucznym uśmiechem na twarzy udałam się do komnaty.

- Humorek nie dopisuje? – W ciągu ostatniego miesiąca Jane zrobiła się bardziej otwarta.- Nie cieszysz się na ten zjazd? Tyle wampirów w jednym miejscu. Aro podobno zaprasza tylko tych wyjątkowych znajomych.. – No się dziewczyna rozmarzyła.

- Niech zgadnę, Alec wraca? Stąd ten humor? – Alec wyjechał trzy miesiące temu razem z Demetrim ( Tego drugie traktowałam trochę jak starszego brata). Jane była z nim bardzo związana.

- Ej ja nie o tym. No dobra przyjeżdża, ale mi chodziło o resztę wampirów których większość przyjeżdża tylko po to aby poznać „wampirzycę idealną”. – Tak rzeczywiście super.

- No to mnie zachęciłaś. Rzeczywiście.

- A co w tym złego? – I ona się jeszcze pyta!

- To że miałam zamiar przesiedzieć ten wieczór w zacisznym koncie.  – A zwłaszcza dlatego, że nie mam się z czego cieszyć.

- Nic z tego! Z twoją urodą musisz w przepięknej sukni przez całą imprezę tańczyć z zakochanymi w tobie po uszy wampirami. – No i jeszcze czego!

- Nie ma mowy! Nie zmusisz mnie. – Widząc że blednie jej mina zauważyłam że popełniłam błąd. No super, jeszcze tego mi brakowało żeby znowu zaczęła się mnie bać! – Żartowałam! Pokaż mi tę kreację. W końcu mamy czas ‘tylko’ do wieczora. No i zaczęło się. Przebieranie. Bo ta suknia mi nie pasuje do oczu, a ta ma nieodpowiedni krój. No w końcu makijaż mogłam sobie odpuścić. Po godzinach szykowania byłam już gotowa. Jane wraz z Heidi wybrały ten strój i tę fryzurę (oczywiście nie obyło się bez korony) :

 

 

 

 

Oczywiście nie próbowałam protestować. Ich reakcja mogłaby być podobna do tej Jane z rana. Słyszałam jak powoli wampiry zaczynają zjeżdżać się do pałacu. „ Niedługo wszystko się wyjaśni, poznasz przeszłość i przyszłość księżniczko słońca, księżyca i gwiazd”

- Mówiłaś coś Jane?

- Nie. Czemu pytasz?  - Nie? Boże ja chyba wariuję!

-Nie, tak bez powodu, musiało mi się coś przesłyszeć. Chodźmy już.

- Tak, Aro z Haidi czekają na ciebie przy wejściu do głównej wieży. – No tak.

- Tak. – I zeszłyśmy do głównej wieży.

- Nancy, ja z Haidi wejdziemy i przywitamy gości, później zawołam ciebie. Dobrze? – Aro.

- Jasne. – Odpowiedziałam tylko. Słyszałam jak wchodzą, Aro uroczyście otworzył zjazd ( tak właściwie to bal). Przywitał wszystkich.

- Towarzyszyć mi będzie moja niezwykłą córka Anne Masen. – O, i czas na mnie. Powoli wchodziłam na salę. Czułam wzrok wszystkich gości skierowany na mnie. Wmawiałam sobie że to nie przez to jak wyglądam, tylko dlatego, że idę środkiem sali po białym dywaniku w stronę dwóch foteli na środku sali. Nie rozglądałam się. Szłam a raczej płynęłam rytmiczne wzdłuż sali docierając w końcu do Ara. Podał mi rękę i wreszcie mogłam odwrócić się tak żeby widzieć gości. Oczywiście nie myliłam się wzrok wszystkich skierowany był na mnie.

podeszła do nas grupka wampirów.

- Witaj Aro. Tak długo się nie widzieliśmy. – No tak. „starzy znajomi”.

- Witaj Carlise, Jak miło cię znowu widzieć! – Carlise? Nigdy o nim nie wspominał.

- Nam również jest miło.  Och Edward jesteś – I wtedy go zobaczyłam. Boże jaki on był piękny! Po prostu idealny! – Aro, to moja żona, Eseme – Kobieta w wieku trzydziestu lat podeszła do nas. Wyglądała bardzo przyjaźnie. – Moje córki Alice i Rosaline – Dwie przeciwności. Pierwsza wyglądała bardzo ‘chochlikowato’ druga zaś była urodziwa. – I synowie Emment, Jasper i Edward – Bracia tego idealnego nie mogli się dla mnie z nim równać. Emment był umięśniony, Jasper miał liczne blizny widoczne na twarzy i dłoniach.

- Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił mnie.

- Bardzo mi miło. – Uśmiechnęłam się słodko powtarzając słowa Ara.

- Wiesz Carlise, myślę  że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”.

- Bardzo się cieszę. – Jaki wegetarianizm? Spojrzałam pytająco na Ara.

- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.

- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi. – Mówiłam całkiem otwarcie.

- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – Mordu? Przecież mi nawet raz przez głowę nie przeszła chęć zabicia jakiegokolwiek człowieka!

- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu.

- Nie rozumiem. – Wydawał się być zbity z tropu. Zauważyłam że cała jego rodzina przyglądała się i przysłuchiwała naszej rozmowie ze zdziwieniem.

- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. – Tak, tutaj Aro miał rację. – To trochę jak ty.

- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita. – No i się zaczęło.

- An jest nadzwyczajna pod każdym względem przyjacielu. Jej zdolności zadziwiają nas wszystkich. – Aro zaczął swoją regułkę. Teraz przedstawiał mu moje umiejętności i tak dalej…

- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Nie miałam ochoty wysłuchiwać jak to Aro się mną chwali. Poszłam w kierunku napojów.

- Pozwolisz? – No tak, Feliks. Jeden z podwładnych Ara. Czy ten wampir nigdy nie zrozumie że mi się nie podoba?

- Umm, Oczywiście. – I zaczełam z nim tańczyć. Wirowaliśmy po parkiecie. Feliks był okropny. Cały czas wpatrywał się we mnie jak w jakiś ósmy cud świata! Naszczęście utwór dobiegał już końca.

- Cudownie było móc z tobą zatańczyć, pani. – Bla, bla, bla…Koleś ma chyba obsesję!

- Tak. Teraz przepraszam. – Może i nie byłam zbyt miła, ale gościu był już zbyt nachalny. Poszłam w kierunku napoi[1].

- Nie przepadasz za nim? – Odwróciłam się i… i moim oczom ukazał się Edward!

- Witaj, Edwardzie. Nie, nie za bardzo. Jest zbyt natrętny. – Zaśmiał się tylko melodyjnie.

- Czy jeśli i ja poproszę cię do tańca, również uznasz mnie za natrętnego? – Poprosił mnie do tańca! Naprawdę poprosił! No tak, ale taki wampir na pewno ma już dziewczynę, albo nawet żonę!

- To zależy od ciebie. Niemniej jednak uważam że twoja dzisiejsza towarzyszka może nie być tym tańcem zadowolona. – Przy mnie nie jedna wampirzyca nabawiła się kompleksów! Znów się zaśmiał takim melodyjnym  śmiechem!

- Nie mam partnerki na dziś wieczór, pani.  – To chyba mój szczęśliwy dzień! No ale tą panią mógłby sobie darować.

- Mów mi Anne. – To dużo lepiej. Pani to mówi do mnie służba i Feliks. Brr…. natrętny Feliks się zbliża!

- An, tutaj jesteś. Zatańczymy? – O ho! I się zaczęło.

- Może innym razem Feliksie, ktoś już cię uprzedził. – Popatrzyłam znacząco na Edwarda. Chyba zrozumiał o co mi chodzi. Podał mi rękę i weszliśmy na parkiet. Popłynęły pierwsze nuty piosenki. Po chwili dołączył do nich mój głos. <Posłuchaj> . Wirowaliśmy w rytmie utworu. Po raz pierwszy odkąd pamiętam czułam się szczęśliwa.

 

 

(Edward)

 

Minął kolejny miesiąc. Grudzień dobiega końca. A ja siedzę sobie w szkolnej ławce i mam już dość tego mojego pseudo życia. Dzwonek. Koniec lekcji.  Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Dzień jak co dzień nudny i szary.

- Dzieci, musimy porozmawiać. „Ty też Edwardzie”. – Carlise zwołuje naradę? Wszyscy weszliśmy do jadalni. Jedynym jej zastosowaniem były właśnie takie narady. W końcu cała rodzina żywiła się poza domem.

- Widzicie zostaliśmy zaproszeni do Volterry na taki zjazd wampirów. Całość odbywa się jutro w zamku w Volterze. – Volturi?

- Czyli mamy wyszykować się na bankiet w zaledwie jeden dzień?! – Alice oczywiście w pośpiechu układała sobie w głowie kreację dla całej rodziny.

- A co Alice, nie wyrobisz się? – Emment zaśmiał się donośnie.

- To nie jest śmieszne Em! – Popatrzyłem na Carlisa błagająco. „Niestety Edwardzie, będziemy się tam musieli stawić w pełnym składzie”

- Na bankiecie pojawi się także przybrana córka Ara. „ Słyszałem że jest niesamowicie utalentowana”.

- Ładna? – Rose dała Emmentowi sójkę w bok.

- A co ci do teko? – syknęła. Carlise zaśmiał się.

- Podobno najpiękniejsza istota na świecie. – Carlise.

- No to warto przyjść. – Emment znów oberwał.

- Jeszcze jedno słowo i noce spędzasz na kanapie Em! – Rose.

- Skarbie nie obrażaj się. Ja tak tylko. – I teraz będzie ją przepraszał. Alice pognała dobierać stroje. Do rana siedziała nad samym wyborem! Kiedy skończyła rzuciła nam garnitury i poszła do Rose. Po piętnastu minutach stały już ubrane na dole.

- To możemy już ruszać. – I pojechaliśmy na lotnisko. Podróż do Volterry zajęła nam czas do piątej. Wszystko tak jakoś zleciało.

- To Volterra moi drodzy.  – Carlise poprowadził nas do środka.

- Witaj Carlise, zaprowadzę was.

- Witaj Marku, długo się nie widzieliśmy.

- Masz rację, jakieś sto lat. – No świetnie. Ale przynajmniej ja nie muszę się udzielać. Weszliśmy do ogromnej komnaty w jednej z wierz. W środku była już spora grupka  wampirów. Nawet nie zwrócili na nas uwagi. Wszystkich myśli pałętały się wokół tej całej córki Ara.

- Witam wszystkich na naszym zjeździe. Towarzyszyć mi będzie moja niezwykła córka Anne Masen. – I wtedy ją zobaczyłem. Miała na sobie piękną czerwoną suknię. Jej włosy delikatnie spięte na górze opadały na plecy. Miała wręcz anielską twarz. Płynęła uśmiechnięta w stronę Ara. Carlise nie żartował mówiąc że to najpiękniejsza istota na świecie. Kiedy tak się w nią wpatrywałem nie zauważyłem nawet jak Carlise z rodziną podchodzą do nich. Wymienili już uprzejmości. Jej głos był niewyobrażalnie piękny! Podszedłem do nich.

- Nam również jest miło.  Och Edward jesteś. – Zauważyłem że spogląda w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Jej złote tęczówki były takie piękne! Zaraz, zaraz złote? Nie piła krwi ludzkiej? Słyszałem jak Carlise przedstawia nas. Kiedy wymówił moje imię ucałowałem tylko delikatnie jej dłoń. Była gładka jak jedwab. Nie była jeszcze delikatniejsza. Takiej skóry nie ma żaden wampir!

-Bardzo mi miło. Jestem Aro a to jest moja córka Anne. – Aro przedstawił się.

- Bardzo mi miło. –Ach i ten jej głos! I uśmiech.

- Wiesz Carlise, myślę  że znajdziesz z Anne wspólny język. Widzisz ona też preferuje ten „wegetarianizm”. – Czyli jednak miałem rację. Nie zabijała ludzi. Dziwne tylko dlaczego Aro jej nie przekonał do swojej diety.

- Bardzo się cieszę.„ Pierwszy wampir, który sam tak jak ja przeszedł na inną dietę. Ciekawe co nią kierowało? Sam chciałem to wiedzieć. Spróbowałem zajrzeć w jej umysł. Nic, zupełna pustka! Widziałem jak wymienia z Arem zdezorientowane spojrzenia.

- Och wybacz Anne. Chodziło mi o to że nie pijesz ludzkiej krwi.- Rzeczywiście mogła nie spotkać się z tym określeniem.

- Ach to. Dla mnie to normalne. Nie potrafiła bym zabijać tych ludzi.- No tak. Ja potrafiłem. Ona jest taka dobra.. Po prostu idealna!

- Musisz mieć niesamowitą samokontrolę skoro udaje ci się opanowywać chęć mordu. – „ Ja miałem z tym niemały problem”.

- Myli się pan. Wcale nie muszę opanowywać żądzy mordu. – Że co? „ Nie?”

- Nie rozumiem. – Carlise mówił to co myślał. Ja tak jak i reszta rodziny wpatrywaliśmy się w nią z osłupieniem. Wejrzałem w umysł Ara. Już udzielał nam odpowiedzi.

- Anne jest chyba zbyt dobra aby móc skrzywdzić człowieka. Ona wręcz gardzi naszym sposobem odżywiania się. To trochę jak ty. – Tak, zgadza się. Carlise nie nawiedzi jego metod.

- Tak zgadza się. Muszę przyznać iż jesteś niesamowita.- Tutaj się z nim zgodzę.

- Przepraszam na moment, pójdę się czegoś napić. – Widziałem jak znika mi z oczu w tłumie.

- Zapewne zauważyłeś Edwardzie iż nie można jej zajrzeć do głowy? – Aro zadał mi pytanie retoryczne. Pokiwałem głową twierdząco. – Przede mną też się blokuje. Mówi że to jej głowa i tylko ona ma tam prawo wstępu. Jest niesamowita, potrafi po prostu wszystko. – Rzeczywiście istota idealna. –Tylko jest bardzo delikatna jak na wampira. Ale te jej zdolności są niesamowite.- Tak, nic dziwnego że ma ją za swoją córkę. Jego cała armia przy niej to pryszcz. Zauważyłem jak tańczy z jakimś wampirem. Jego myśli nie były zrozumiałe. Ciągle się w nich nią zachwycał. Ale ona chyba się tak nie cieszyła. Spodobało mi się to. Odeszła pod pretekstem pragnienia od niego. Ne mogłem się powstrzymać.

- Nie przepadasz za nim?- To pytanie mnie nurtowało najbardziej....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin