Zamek w Golubiu Dobrzyniu
Legendy
LEGENDA o ANNIE WAZÓWNIE
Wiele wieków temu w zamku mieszkała królewna, znana ze swej mądrości oraz solidnego wykształcenia. Mieszkańcy Golubia szanowali i lubili ją ze względu na to, że była sprawiedliwa i prawa. Ona także darzyła sympatią tutejszych mieszkańców, starała się, aby żyli bezpiecznie i dostatnie.
Była siostrą króla, ale nie zadzierała nosa i sama uczciwie pracowała i starała się pożytecznie zagospodarować swój czas. Od wielu laty zajmowała się zbieraniem ziół, którymi to leczyła chorych. Oprócz chorym i cierpiącym pomagał również biednym, wdowom i sierotom.
Wśród rzeczy, których nie lubiła byli próżniacy i plotkarzy, wyganiała ich ze starostwa, a oni omijali szerokim łukiem Golub długo jeszcze po śmierci królewny, jeśli się taki znowu w Golubiu pojawił to mieszkańcy go srogi karali obcinając mu zarówno uszy i język.
Królewna tak się z Golubiem związała, że po śmierci jej duch sprawdzał zamek, obchodząc wszystkie komnaty, czy aby żadna się krzywda mu nie dzieje.
Nawet dziś w XXI wieku, pomimo czterech wieków, który upłynęły duch Anny Wazówny pojawia się na krużgankach Golubskiego Zamku, czasem z turystami porozmawia, którym najczęściej użala się, że aby odwiedzić swój ukochany zamek musi tyle kilometrów z Torunia przejść, gdzie w kościele Marii Panny jej prochy złożone.
Jako władczyni tego zamku pojawia się na co ważniejszych imprezach , bywa na słynnych golubskich balach. Pojawia się po wypowiedzeniu zaklęcia przez gospodarza balu, kiedy to wychodzi z przejścia w murze, zasłoniętego obrazem.
Kiedy gospodarz zamku trzy razy zaklnie, obraz pokrywa mgła i wtedy wychodzi osoba Anny Wazówny, w koronie, w białej sukni, bogato zdobionej bawi się z biesiadnikami do samego świtu, kiedy to znika by znowu się pojawić znowu i pokazać, że nadal troszczy się o swój zamek i jego los nie jest jej obcy.
LEGENDA o ZAKONNIKU i PIĘKNEJ GOLUBIANCE.
Wiemy nie od dziś, z legend jak i z własnego doświadczenia o nieprzeciętnej urodzie z jakiej słyną golubianki. Czar i urok jednej z nich zachwycił pewnego brata zakonnego, a wiedzieć należy, że reguła zakonna mu tego zabraniała.
Ich miłość i tajne schadzki nie długo były tajemnicą i szybko ujrzały światło dzienne. Brat zakonny miał z tego powodu wiele nieprzyjemności i spadały na niego wciąż to nowe kary, coraz surowsze i okrutniejsze. Jednakże nie odnosiły one zamierzonego skutku, więc wtrącono brata do piwnicznych lochów. Dwa piętra pod ziemią, w ciemności i duchocie nie miał żadnych szans żeby się wydostać ani z ukochaną porozmawiać.
Zakonnik był tak zakochany, iż żadne cierpienie, żadne tortury nie mogły go zmusić do wyrzeczenia się golubianki. Gdy po trzech miesiącach wyciągnięto go z lochów, pomimo nacisków nie wyrzekł się dziewczyny, dotrzymując wierność swojej lubej, wtrącono go na powrót do lochów, gdzie to po kilku tygodniach skonał. Wierności także dochowała jego partnerka, która pomimo setek propozycji zamęścia, dając tym samym dowód innej cnocie golubianek, wierności. Zakochani do dziś spotykają się na krużgankach golubskiego zamku, można ich zobaczyć o północy przytulonych do siebie w cieniu poddasza krużganka.
LEGENDA o WÓJCIE SAMOWOJU
Kiedy wójtem Golubia był mężny i prawy Samowoj, Krzyżacy na pobliskim wzgórzu budowali ogromny zamek, w tym samym czasie na miejscowych podatki i inne powinności nakładali, naruszając prawa i wolności mieszkańców. Odważnie ich praw i honoru bronił wójt, nie pozwalając na okradanie golubian. Krzyżacy nie przyzwyczajeni do nieposłuszeństwa ze strony podanych, zaprosili na zamek i podstępnie schwytali Samowoja i obmyślili plan jego zabicia. Zaprowadzono go do sali tortur i wymyślnym torturom poddawano, wbijano drzazgi pod paznokcie, przypalano ogniem. Nie błagał jednak Samowoj o litość. Swą odwagą i honorem denerwował komtura, który sam opracował tortury dla niego, wyprosił wszystkich z sali i kazał czekać pod drzwiami oraz wysłuchiwać jęków torturowanego dopóki ich nie zawoła. Jak im nakazał tak zrobili, stojąc pod drzwiami rzeczywiście usłyszeli jęki, jednak ku ich zdziwieniu torturowany Polak w trwodze niemieckimi słowami mówił. Gdy już jęki ucichły weszli Krzyżacy do sali, stanęli jak wryci gdy nad ogniem gdzie wcześniej wisiało ciało Samowoja, zwisało bezwładnie ciało ich komtura.
W tym czasie wójt golubski, który uwolnił się dzięki swej niesamowitej sile, zrywając rzemienie krępujące jego ciało, związał komtura i zawiesił nad ogniem, sam zaś uciekł przez ukryte wyjście w murze, który znał z czasów budowy zamku. Uciekł pierwotnie do lasów, a następnie przemierzał w kierunku Litwy. Legenda głosi, że walczył tam z Litwinami przeciw Krzyżakom, podobno w bitwie pod Płowcami wójt małym litewskim oddziałem dowodził.
A duch komtura, którego nazywano krwawym komturem, po dziś dzień na Zamku Golubskim pokutuje. Nocami czasem można usłyszeć jęki i wyzwiska. Włos się od nich na głowie jeży nawet u najodważniejszych.
UCIECZKA z NIEWOLI
Wiele wieków temu Golub był krainą mlekiem i miodem płynąca. Mieszkańcy z grodu nad Drwęcą, która w wystarczający sposób zaopatrzała miasto w ryby oraz wodę żyli w dostatku i dobrobycie. Zaś słoneczne wzgórza dostarczały mieszkańcom owoców wszelakich.
Jednak okres sielanki ucięła wojna ze Szwedami. Golub został zdobyty i splądrowany. Na mieszkańców nałożono kontrybucje, których ci nie myśleli płacić, uciekając i kryjąc się w pobliskich lasach. Szwedzi wzięli te kobiety, dzieci i starców, którzy do lasu uciec nie zdążyć nie uciekli.
Więźniów głodzono i śmiercią straszono dopóki, dopóty kontrybucji kontrybucji płacić nie poczną.
Zginęliby zapewne gdyby nie pomoc pewnej niewiasty, która to pojawiła się wśród głodnych i zziębniętych więźniów, był to duch Anny Wazówny. Królewna zaprowadziła zakładników do piwnic, gdzie im tajne przejście pokazała i uciekać nakazała. Kobiety, dzieci, starcy długo szli ciemnymi korytarzami wiodącymi pod rzeką Drwęcą do innego zamku w Radzikach Dużych. Gdy Szwedzi zorientowali się o ucieczce Polaków cały zamek przeszukiwać poczęli, aż w końcu tajne przejście w podziemiach znaleźli, bez chwili zwłoki w pościg za uciekinierami ruszyli, z minuty, na minutę byli coraz bliżej, aż słyszeć ich głosy zaczęli. Jednakże i zakładnicy Szwedów słyszeli i kroku przyspieszyli. Polacy bali się przeogromnie, bo wiedzieli, że śmierć ich czeka. Tymczasem ze wzgórza głaz się osunął i do rzeki począł się staczać. Toczył się coraz się coraz szybciej i wszystko na swojej drodze niszczył, wpadł do rzeki w tym miejscu, którym krużganki pod Drwęcą przechodziły. Zniszczył je pod swoim ciężarem u zagrodził drogę goniącym Szwedom, wiele osób zginęło, reszta z miasta uciekła. Mieszkańcy mogli w spokoju do swoich domów powrócić.
Dzisiaj już nie znajdziemy tego przejścia, gdyż zostało ono zabudowane podczas prac konserwatorskich, owijając w ten sposób nicią tajemnicy jedną z ciekawostek zamku.
ZAKLĘTE SCHODY
Inną z legend naszego zamku już mniej okrutną i mniej straszną jest ta o schodach zaklętych na Zamku Golubskim się znajdujących.
W średniowiecznych warowniach tradycja to, że rycerze do swych komnat po schodach na koniach wjeżdżali, ze względu na duży ciężar ówczesnej zbroi, która nosić na sobie musieli. Schody takie zachowały się na wielu zamkach Polski i Europy i w Golubiu takie schody spotkać można, lecz są one niezwykłe , można by rzecz zaczarowane. Legenda głosi, że jeśli ktoś po tych schodach pieszo przejdzie to zanim dwanaście miesięcy minie w nieodpowiednim momencie jak koń zarży. Turyści nie dają wiary tym przekazom, nie zważając na przestrogi wchodzą po schodach.
Jednak z historii znamy, że legenda wcale nie jest fałszywa i niektórzy ponoć podczas oświadczyn, inni podczas wykładów jak koń rżeli. Pewnemu nieszczęśnikowi zdarzyło się zamiast sakramentalnego "tak" na ślubnym kobiercu, zarżeć jak koń, czym ceremonie ożenku przerwał i starym kawalerem już pozostał.
JAK CEGŁE na BUDOWĘ ZAMKU GOLUBSKIEGO TRANSPORTOWANO
Zamek Golubski jest jednym z większych zamków naszego regionu. W niektórych miejscach mury jego dwóch metrów sięgają. Aby móc wybudować tak ogromną warownię trzeba było dziesiątek tysięcy cegieł, niezliczone ilości wapna i drewna. Wszystko to trzeba było na zamkowe wzgórze przetransportować. Jak przekaz podaje pomiędzy Golubiem, a grębocińską cegielnią ustawiono łańcuch z miejscowej ludności złożony, kobiet i mężczyzn, dzieci i starców, bo ludzi bo ludzi na tak długi łańcuch by nie starczyło. W tak ułożonym szeregu cegłę z ręki do ręki podawano.
JAK WYROKI ŚMIERCI na ZAMKU GOLUBSKIM WYKONYWALI
Kiedy Krzyżacy w Golubiu rządzili, krwawo i okrutnie z nieposłusznymi się rozprawiali. Na Zamku Golubskim dokonywano wtedy na miejscowej ludności egzekucje, za byle przewinienie surowo karząc. Wśród kar były sypanie soli na skórę rozciętą, ogniem przypalanie, drzazgi pod paznokcie wkładanie. Jednakże najokrutniejszą karą na Golubskim Zamku, była śmierć od kropli wody. Jak legenda głosi, skazanego przywiązywano pod kamienną misą. A na głowę torturowanego co chwilę kropla spadała przez szczelinę celowo na misie zrobioną. Pierwsza krople na skazanym wrażenia nie robiły, lecz kolejne denerwowały, końcu ból zadawały, wpierw lekki i znośny, a następnie silniejszy, aż w efekcie przeogromne męki kropla czyniła.
Egzekucja taka była długą śmiercią i wiele godzin czekać nań było, nim któraś z kropel ostateczny cios zada.
Kary tej nie stosowano nigdzie indziej niż w Golubiu i Zamek Golubski słynął pośród innych zamków z tej okrutnej kary.
nikita_a