Baraniecki Marek - Głowa Kasandry.pdf

(1120 KB) Pobierz
Microsoft Word - Baraniecki Marek - Głowa Kasandry
KARLGORO, GODZINA 18.00
żu poczuł równowagę odu. Pojechali prosto. Za
Pomnikiem Cichych Bohaterów skręcili przed
główny budynek Ośrodka. Na podjeździe powitał
go dyżurny sierżant.
— Sierżant Daniel Savetski, dyżurny sekcji.
Jest pan oczekiwany, panie pułkowniku. Proszę
korytarzem w prawo do dźwigu numer siedemnaście.
Sierżant cofnął się oddając honory i Trainer
wszedł do wnętrza, W momencie przekraczania
przejścia poczuł Obecność i dzięki niej wiedział już,
gdzie ma się stawić. Czuł, że ktoś go oczekuje. Przed
dźwigiem numer 17 oddał oficerowi inspekcyjnemu
wszystkie drobiazgi i otrzymał stalowy pasek z
magnetyczną ścieżką.
— To jest pana sympatyzer na piętro, na którym
zatrzyma się dźwig i do wszystkich urządzeń sieci
informatycznej, Na piętrze czeka pułkownik
Andersen — powiedział oficer wręczając mu
magnetyczny klucz i uśmiechnął się służbowo.
Pułkownik Anderson stał kilka kroków od drzwi
dźwigu. Nie miał na sobie munduru. Był w luźnym
stroju relaksyjnym, używanym podczas medytacji
w Sekcji Mentalistyki.
— Mamy ciężki przypadek, William — rozpo-
czął bez wstępu. — Pozwól za mną, zapoznam cię
ze szczegółami.
Ruszyli korytarzem. Anderson kontynuował!
— Półtorej godziny temu powiadomiliśmy se-
kretariat Prezydenta o sytuacji i zyskaliśmy
uprawnienia do prowadzenia akcji w trybie utaj-
nionym. Zagrożony jest skład osobowy załogi kos-
molotu „Europa II". Ze względu na wagę tej in-
formacji nie przekazano ci jej w czasie lotu. Ofi-
cjalnie zostałeś tu ściągnięty do jednego z progra-
mistów zranionego podczas remontu Sekcji Mocy
Geopatycznej. Zapamiętaj na wszelki wypadek: ranny
jest porucznik Roger Bostov z Sekcji Analizy Echa,
Jego stan nie budzi obaw Tej informa-. cji nie
zwolniono jeszcze do rozpowszechnienia.
Minęli korytarz prowadzący do głównej sali
medytacyjnej, przeszli obok wejścia do wojsko-
wych kaplic: anglikańskiej i prawosławnej. W
pierwszym pomieszczeniu Sekcji Przetwarzania
Danych znajdował się tylko stolik wizyjny, ekran
ścienny i trzy foteliki Usiedli. Anderson włożył
swój sympatyzer w gniazdko końcówki systemu
informatycznego i odwrócił się do Trainera. Na jego
twarzy widać było napięcie.
— Według sprawdzonych informacji, na statku
„Europa II" około godziny ósmej zero siedem na-
szego czasu uległ ciężkiemu wypadkowi Główny
Mentalista Misji — Roy Holmsen. W trakcie ener-
getyzowania kapsuły badawczej, część energii
Pułkownika Williama Trainera, stałego Przed-
stawiciela Prezydenta przy Misji, wyciągnięto z
łóżka o 2.16. O 2.18, jeszcze w stanie sennego
odurzenia, zaciskając pasy zbiegł po schodach do
czekającego na podjeździe Ładownika. Sadowiąc się
na tylnym siedzeniu wiedział już, że czeka go
trudny dzień. Dwaj kapitanowie i cywil, znał ich z
widzenia, siedzieli sztywno, trzymając okładki z
godłem państwowym. Pułkownik przetarł oczy i
spojrzał na konsolę sterowniczą; „Lot balistyczny,
cel zastrzeżony, czas miejscowy 15.04" Cywil o
młodej, lecz zniszczonej twarzy odwrócił się z
przedniego siedzenia:
— Jestem Henry Hunt z gabinetu prasowego i
mam panu towarzyszyć do Centrum Nasłuchu
Galaktycznego. Choć moim zdaniem jest to prze-
sadna ostrożność, mam obowiązek nie dopuścić do
prób nawiązania z panem łączności. Chodzi o środki
przekazu. Panowie kapitanowie tylko mi towa-
rzyszą. Czy ma pan pytania?
Wiedział już, skąd zna tę twarz. Widział ją
nieraz w otoczeniu Prezydenta i raz nawet spotkał
się z Huntem na rządowym bankiecie. Wiedział też,
że niczego więcej teraz odeń nie wyciągnie. Skinął
głową Huntowi na znak, że przyjął wyjaśnienia do
wiadomości i nie ma pytań. Ten podał mu okładki
z zadrukowaną kartą i odwrócił się na siedzeniu.
Dokładnie po 30 minutach, w świetle późnego
popołudnia, Ładownik zatrzymał się na końcu pasa
przylegającego do wąskiej drogi. Trwała tu ciepła,
pachnąca schnącymi liśćmi jesień. Wóz Centrum
wiózł ich aleją ognistoczerwonych kasztanów aż do
potężnej bramy z betonu, z dużym, tłoczonym w
niklu napisem: „Centrala Nasłuchu Galaktycznego
w Karlgoro".
— Jeżeli to awaria systemu nasłuchu, to poje-
dziemy w prawo, jeżeli nowe dane, to prosto aż
pod obelisk — myślał Trainer. Westchnął głębiej i
dłońmi od głowy do kolan zebrał, nie dotykając
ciała, igiełki zmęczenia. Po magnetycznym masa-
30331122.002.png
wymknęła się z ujęć magnetycznych. Nie nadaliśmy
biegu procedurze po pierwszym doniesieniu
jasnowidzącego J 6Ą. Rozkład szumów jego kory
mózgowej podczas transu dyżurnego dawał osiem-
dziesiąt cztery procent prawdopodobieństwa wizji. J
6A przekazał jednoznaczny komentarz do widzenia:
całkowita, subiektywna pewność wypadku. Drugie
zgłoszenie nadeszło w siedem minut po
pierwszym. Widzenie o tym samym efekcie miał J
9A. Z tych dwóch widzeń zsyntetyzowaliśmy
komputerowo obraz obrażeń Holmsena, Wtedy na-
daliśmy bieg sprawie i wyszły nowe dane. Prze-
testowaliśmy możliwości medyczne „Europy",
okazało się, że on nie powinien żyć. Dotąd nie
wiemy, jak oni utrzymują go przy życiu. Spójrz na
zapis.
Na ekranie, który z płaskiego stał się prze-
strzenny, rozegrała się dramatyczna sekwencja. W
rozmazanym, bajeczenie kolorowym tle zawirowało
coś ciemnego o niewyraźnych konturach j zamarło w
dolnej części ekranu. Potem obraz przeskoczył na
bliższy plan Tło pozostało bez zmian, zbliżeniu
uległ ciemny przedmiot drgający niesamowitym
ruchem. Trainer wiedział co to jest. Z trudem
doszukał się kończyn.
— Na tym kończy się wizyjny zapis widzenia
zdjęty z kory mózgowej J 6A — podjął Andersen.
Resztę informacji J 6A odebrał poza widzeniem
korowym Jak wiesz innych wizji nie potrafimy
rejestrować. J 6A twierdzi, że ta unikalna wizja
przedstawia moment wybuchu odrzucającego
Holmsena pod ścianę korytarza w punkcie kon-
strukcyjnym U7490713 24 CC 70 X, Spójrz na analizę
porównawczą.
Kilkoma przyciskami uruchomił znów ekran.
Na syntetyczny obraz korytarza z komputerowej
pamięci nałożył się obraz wizji jasnowidzącego.
Potem przetransformował się w obraz uszczegóło-
wiony z numerami charakterystycznych punktów
konstrukcyjnych.
— Dzięki drugiemu widzeniu J 9A — mówił
Anderson — uzyskaliśmy dane o uszkodzeniu ciała.
Niestety, bez rejestracji wizyjnej. J 9A nie wyraża
na nią zgody. Obrażenia opisane przez niego
dotyczą kończyn, przedniej części tułowia i lewej
strony głowy. Jakimś cudem ocalała strona prawa.
Zresztą nie ma to znaczenia; z medycznego punktu
widzenia obrażenia kwalifikują się jako poparzenia
trzeciego stopnia z głębokimi ubytkami.
Zapanowała chwila ciszy.
— Znałem go, pamiętasz? — przerwał milczenie
Trainer. — Byliśmy wtedy mali. Ja miałem siedem
lat Był idolem wszystkich małych mężczyzn.
Pamiętasz jak z nami rozmawiał? Nikt tak
ze mną później nie rozmawiał. Bez słów. Mamy
jedną biofalę.
Przerwał znów i zmienił temat.
— Dlaczego dowództwo tak długo czekało z
informacją dla mnie i dlaczego zerwali mnie do-
piero w nocy?
Anderson chrząknął.
— To nie dowództwo zwlekało, to my. Widzisz, nie
mamy... nie mam osobiście pełnej jasności, za mało
dowodów... Nie wyobrażam sobie zresztą jak można
by dowieść... tego co wyłoniło się z naszych analiz.
No i rozbieżności interpretacyjne... Zbudzono w
pierwszym rzędzie Prezydenta. Nie wiem jeszcze,
jak przebiegała rozmowa. Trwała pięćdziesiąt trzy
minuty. Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza.
Prezydent dokładnie wypytywał o wszystkie
konsekwencje naszych wniosków. Po tej rozmowie
dostaliśmy nakaz przyjęcia do Ośrodka trzech
największych mediów i bioenergetyka Eismontowa.
Nasi bioenergetycy byli i są zdania, że... należy
zastosować przekaz energii biologicznej na „Europę
II". Uważają, że przy takich mediach odległość
siedmiu lat świetlnych dzielących statek od Ziemi,
jest do pokonania. Na zebraniu przygotowawczym
opracowaliśmy schemat łańcucha dawców energii.
Eismontow ma być dawcą głównym narzucającym
biofałę prowadzącą... Jego pole jest dwieście
dwadzieścia razy silniejsze od pola Roya Holmsena.
Zdajesz sobie sprawę jaka to potęga? W ubiegłym
miesiącu napromieniował z odległości ośmiu tysięcy
kilometrów grupę szesnastu tysięcy ludzi i ma
dziewięćdziesiąt cztery procent odwróceń procesów
chorobowych. Centrum medycyny kosmicznej
dobrało cztery osoby o cechach eterycznych
spolaryzowanych z jego parametrami. Nie mogliśmy w
pierwszych godzinach dobrać prowadzącego, który
by tę energię prze-transformował \ i kosztem
pozostałych dawców przekazał na „Europę II".
Dopiero na dwadzieścia minut przed twoim
przybyciem powitaliśmy... tak to się odbyło,
powitaliśmy Jiddu Swami Sanhra-murti. On ma
tytuł Światłość Światłości. Zdaniem naszej sieci
informacyjnej jego stosunek do naszej
rzeczywistości jest dla tej operacji najbardziej
odpowiedni.
Przerwał i odwrócił się do obrazu trwającego w
niemej projekcji. Wiszące w przestrzeni cyfry
opisujące elementy konstrukcyjne, wśród których
tkwił w nienaturalnej pozycji ludzki strzęp, rzucały
wyzwanie.
Anderson pochylił się nad pulpitem i przełączył
obraz. Ujrzeli wiszący w przestrzeni anatomiczny
model ciała ludzkiego o przeźroczystej strukturze
wewnętrznych układów. Plamka wska-
30331122.003.png
żująca zaczęła wolno kreślić na powierzchni mo-
delu nierówne płaszczyzny o postrzępionej fakturze.
— To jest prawdopodobna symulacja obrażeń.
Zapamiętaj je dokładnie do seansu bioenergetycz-
nego. Wszystkie wnioski Komputera Medycznego
wyglądają tak samo. Na pytanie dlaczego z takimi
obrażeniami ranny żyje, wyświetla: „Przypadek
hipotetyczny. Ze względu na sprzeczność danych
nie kwalifikuje się do analizy". Jednocześnie wy-
klucza możliwość hibernacji. Jedyne posunięcia,
jakie proponuje, to hel w temperaturze 293° K, pod
ciśnieniem jednej Atm. Na „Europie II" najpraw-
dopodobniej właśnie to zrobili; Jiddu dał do zro-
zumienia, że wie dlaczego on żyje, ale swoimi
myślami się nie dzieli.
Plamka dobiegała końca drogi zostawiając obraz
bardziej wstrząsający od poprzedniego. W dolnym
prawym rogu zawisł fioletowy napis: „zejście —
Roy Holmsen A SCX 7440 3172".
— Jest w tym jakaś tajemnica — kontynuował
Anderson — ciągle odnosimy takie wrażenie. Po-
dzieliliśmy się wynikami burzy mózgów z Depar-
tamentem Polityki Zagranicznej i oni odesłali nas
do Prezydenta. Pomogli nam też nakłaniając Jiddu
do przybycia. Wiesz jakie to trudne w przypadku
prawdziwych medytujących?! Tymczasem on wie-
dział, że go poproszą i .natychmiast wyraził zgodę.
— Wiem — powiedział Trainer — przy wej-
ściu odebrałem wewnętrzny przekaz. To on mi się
przedstawił, chociaż wtedy nie wiedziałem, że to
on. Wiem też, że on ma możliwość Prowadzenia.
Wydaje mi się, że odczułem co was niepokoi. Czułem
też, że- uzyskam odpowiedzi na wszystkie pytania,
ale dopiero w trakcie przekazu. Bo rozwiązanie
leży poza granicą technicznych i naukowych
możliwości. Ono jest strukturalnie inne.
Widząc zdumienie Andersona dodał:
— Otrzymałem polecenie uczestniczenia we
wszystkich waszych działaniach i miałbym kłopoty,
gdyby Jiddu mnie nie zaakceptował. Za osiem
miesięcy kończy się kadencja ł stałemu potrzebne
są atuty. Takie akcje, w dodatku udane, na tym
etapie przedwyborczym nieźle mu zrobią.
Anderson spojrzał na czasomierz i wykonał
gest ponaglania:
— Zanim pójdziemy na salę musisz się prze-
brać. Osoby, z którymi będziemy pracować, de-
koncentrują się na widok munduru:
Trainer skinął głową.
— Przekaz rozpoczniemy za czterdzieści minut,
do tego czasu zapoznasz się z najświeższym prze-
kazem radiowym, jaki dotarł do nas wczoraj z
„Europy II". Pochodzi sprzed siedmiu lat, nie ma
więc związku ze sprawą, ale będziesz miał materiał
do serwisów informacyjnych. Gdzie się prze-
bierzesz?
— Tutaj!
Anderson wcisnął dyspozer.
— Mundur relaksacyjny dla pułkownika Trai-
nera... Zostawię cię na pół godziny — dodał.
Syk drzwi wyjściowych zlał się z pstryknięciem
stacyjki transportera pneumatycznego. Trainer
wyciągnął z pojemnika pakiet odzieżowy i
strzepnął go rozwijając dwuwarstwowy lekki
kombinezon bez wojskowych emblematów. Prze-
brał się nie odrywając oczu od ekranu, przedsta-
wiającego nadal symulowane ciało o nie wykształ-
conych rysach twarzy. Przez dozownik zamówił
posiłek i otrzymał kubek mętnego płynu.
Usiadł przed pulpitem. Przyjęto zamówienie na
określone danie, ale rola Trainera w ośrodku była
zakodowana, więc nadjechała potrawa nie
zawierająca substancji mogących zakłócić przepływ
bioenergii. Przed zakłóceniami zewnętrznymi
chroniły ulokowane na najniższej kondygnacji
stabilizatory pól geopatycznych, obejmujące swoim
zasięgiem cały kompleks budynków Centrum, W
promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było
więzień, szpitali psychiatrycznych, linii wysokiego
napięcia. Niczego, co mogłoby zakłócić
funkcjonowanie ludzi o wybitnych cechach psy-
chotronicznych, zatrudnionych w Ośrodku.
Marzenia więźniów o wolności, stresy chorych
psychicznie — wysyłane w eter. przenikając
wszystko co materialne, pojawiać by się mogły w
postaci wizji mediom nastawionym na odbiór my-
ślowych przekazów ze statków lecących w prze-
strzeni. Błądzące myśli i wizje o niezwykłych natę-
żeniach znajdować by mogły przypadkowych od-
biorców w osobach jasnowidzących i mogłyby być
wprowadzone przez odczyty ich pól mózgowych
do systemów przetwarzania, a linie energetyczne
dekoncentrowałyby medytujących pracowników
służb nasłuchu.
Do Centrum Nasłuchu Galaktycznego nie miał
dostępu Prezydent; jego ambicje i żądze naruszy-
łyby równowagę eteru mentalnego. Z tych samych
względów nie mogli tam przebywać inni politycy,
nie przeszkoleni wojskowi, aktorzy, sportowcy
przed ważnymi imprezami. Wszyscy pracownicy
Centrum wybierani byli po trudnych testach. Wa-
runkiem pracy w Służbie była pełna stabilizacja
życiowa ł psychiczna. Komfort emocjonalny decy-
dował o pracy w sekcjach technicznych. Bez-
względna umiejętność jego zachowania, niezależnie
od warunków zewnętrznych, pozwala ubiegać się o
stanowisko czynnego funkcjonariusza Nasłu-
7.
30331122.004.png
chu. Testowe parametry emocjonalne liczyły się
na równi z wykształceniem ł wymogami zawodo-
wymi.
William Trainer, absolwent Wojskowej Akademii
Lotów Pozaukładowych, robił błyskawiczną \
karierę naukową, a potem służbową, bez koniecz-
ności stymulowania swoich działań napięciami
psychicznymi. Dzięki tym psychofizycznym pre-
dyspozycjom zajął szybko uprzywilejowane stano-
wisko przy Pałacu Prezydenckim. Uczestniczył już
w dwóch akcjach specjalnych w pierścieniach
Saturna. Ale dopiero tu, na Ziemi, w środku jednej
z głównych baz naziemnych Floty Galaktycznej,
czuł zbliżające się zderzenie z Nieznanym.
W gnieździe czytnika tkwił sympatyzer Ander-
sona, a pod nim jarzył się napis: „Otwarcie pamięci
łącznie z kluczem nr 4 po sprawdzeniu". Włożył w
gniazdo swój klucz „Znowu taka ostrożność z
wyjściem informacji — pomyślał Trainer. —
Gabinet Prezydenta będzie miał kolejny powód do
skargi na stosunek do prezydenckiej służby".
Pół godziny obserwował sekwencje z wnętrza
„Europy II". Krótkie wypowiedzi członków załogi
ujęcia nowo narodzonych dzieci. „Obecna" sytuacja
wśród załogi. Funkcjonowanie systemów kosmicz-
nego miasta. Obraz był płaski i czarno-biały, prze-
cinany zakłóceniami, toteż Trainer nie od razu
poznał Holmsena. Cofnął ujęcie i zatrzymał je. To
był Holmsen sprzed 7 lat. Niemal taki, jakim go
pamiętał. Wyrazistość kamiennej z pozoru twarzy,
oczy patrzące daleko poza obserwowany obiekt
wzrokiem, któremu nie wystarcza dojrzenie i po-
znanie. Kiedy ich oczy spotkały się, oczy siedmio-
latka i oczy czterdziestodwuletniego mężczyzny o
światowej sławie — poznał w nich siebie w swojej
dziecięcej perspektywie i swoją przynależność do
przyszłości. Takie samo wrażenie odnieśli wszyscy
ze szkolnej grupy jego rówieśników. Z każdym z
nich Holmsen rozmawiał 3 lub 4 minuty. Rozmową
bez wstępu i zakończenia. Rozmową o samym
sensie każdego z nich. W 8 miesięcy później
Holmsen jako jeden z ostatnich lecących dołączył
do wprowadzonej już na orbitę okołosłoneczną
„Europy II". Z owej grupy dzieci, 38 osób zostało
mentalistami. Między innymi Anderson i Trainer.
Włączył odtwarzanie. Holmsen mówił o stanie
socjoczynnika zwartości grupowej i relacjach
indywidualnych, ciekawych z punktu widzenia
socjotroniki. Potem przeszedł do tematu badań
przestrzeni wokół „Europy II". Kiedy po raz ko-
lejny zmienił temat, Trainer odruchowo wyostrzył
uwagę. Kiedy zapis się skończył, cofnął go i
odtworzył powtórnie. Potem zrobił to po
raz trzeci. Skupił uwagę na słowach wypowiada-
nych wolno, stanowczym tonem:
— «. „Narastanie atmosfery niepokoju obserwowałem
jut kilkakrotnie. Jest to zjawisko o tyle nietypowe, ze nie
ma źródeł w obiektywnej sytuacji grupy. Proces
konsolidacji naszego mikrospołeczeństwa przebiega bez
napięć. Udało nam się stworzyć więzi t systemy zachowań
daleko już odbiegające od przyjętych na Ziemi, ale w
naszej sytuacji poczucia odrębności, zmiany te przebiegają
dla grupy korzystnie. Przewidywania programowe i
prognozy mikrosocjologiczne sprawdzają się nadal, przy
czym obserwuję dominację potrzeb wyższych. Zbiorowe
medytacje relaksacyjne odbywają się obecnie w każdą
niedzielę, a kreatywne w środy l piątki i są głównymi
punktami dnia roboczego. Jak już wspomniałem w
poprzedniej transmisji, podział światopoglądowy na dobro
i zło jako wartości kreatywne ustabilizował się w
optymalnym składzie załogi. Otóż ów niepokój odbierany jest
właśnie w tej konwencji. Wypadkowa opinia na jego temat i
obraz są takie... Zacytuję wspólnie opracowany i
uzgodniony tekst: «Czujemy napór psychiczny o odcieniu
lekkiego zagrożenia. Występuje ono w odstępach
kilkutygodniowych. Ma związek z sytuacjami
konfliktowymi, ale wyczuwamy je dopiero po udanych
operacjach załagodzenia konfliktów. Jego nasilenie jest małe,
ale wyraźne. W odczuciu 12 procent załogi wystąpiło ono
też po zapobieżeniu dwu awariom systemów
energetycznych opisanych pod numerami S 701 03 i 06 w tej
transmisji. Odczucia te są natury podprogowej i nie mają
cech reakcji na stresy. Jednocześnie nie są czynnikiem
istotnym w stabilności nastrojów. Panuje powszechne
przekonanie, że ich źródło jest obiektywne, zewnętrzne ł
nie związane z naturalnymi reakcjami psychobiologicznymi».
Dział mentalistyki ma pełną kontrolę nad sytuacją ł nie
obserwujemy żadnych zjawisk negatywnych. Zapis dla
sekcji socjotechńicznej opracowany został zgodnie z
programem Ziemi procedura nr A 7 349. Następna
transmisja za 280 dni o godzinie 10.30 czasu pokłado-
wego".
Obraz na ekranie zmienił się na wizyjny sygnał
wywoławczy „Europy II". To był koniec od-
twarzania. Trainer siedział w bezruchu starając się
zrozumieć, co go tak mocno zaintrygowało w wy-
powiedzi Holmsena. Czuł, że punkt ciężkości tkwi
w końcówce: „Panuje powszechne przekonanie, że
ich źródło jest obiektywne, zewnętrzne i nie zwią-
zane z naturalnymi reakcjami psychobiologiczny-
mi". Intuicja podpowiadała mu istnienie jakiegoś
związku między faktami odległymi od siebie o 7
lat. Ale kiedy zadawał sobie konkretne pytania,
całe wrażenie znikło. Powoli, ociągając się, Trainer
połączył się z sekcją konstrukcyjną Ośrodka.
Zgłosił się młody rudowłosy porucznik.
— Jakie jest prawdopodobieństwo wycieku
energii na „Europie"? — zapytał.
— W tym wypadku?
— Tak!
— Wyświetlam — zameldował porucznik i za-
30331122.005.png
kodował pytanie. Na ekranie pojawiła się liczba
0,000000003, a pod nią uwaga: „W czasie lotu pod-
niesiono stopień zabezpieczenia w stosunku do
pierwotnego".
— Czy ma pan dalsze pytania?
Trainer odpowiedział przecząco i połączenie nią
skończyło. Wydruk świetlny nadal wisiał w
przestrzeni ekranu przecząc tlącym się jeszcze w
świadomości podejrzeniom o technicznej przyczynie
awarii. Wiedział teraz jak znikome było praw-
dopodobieństwo wybuchu w momencie, kiedy
znajdował się tam Holmsen. Jego obecność nie była
wymagana w tym punkcie statku ani regulaminem,
ani zakresem obowiązków.
W 10 minut później zatrzymał się już w towa-
rzystwie Andersena przed drzwiami sali, w której
znajdowali się wszyscy uczestnicy Przekazu. Tra-
iner czuł podniecenie pomimo samokontroli, jaką
prowadził od chwili zapoznania się i Zadaniem.
Anderson, jakby czytając w jego myślach, odezwał
się półgłosem.
— Czują się jak uczeń przed egzaminem. Nie
wykonywałem jeszcze zadania w takiej sytuacji.
Odnoszę wrażenie, że nie ja nim kieruję, że jestem
pionkiem.
— Jaki on jest? — zapytał Trainer.
— Wykształcony. Trzy fakultety, jedenaście ję-
zyków. Ma trzydzieści jeden lat, jeżeli w jego
przypadku ma to jakiekolwiek znaczenie — odpo-
wiedział Anderson i dodał spoglądając na czaso-
mierz: — Godzina szesnasta, pięćdziesiąt sześć.
Pamiętaj o rytuale!
Uruchomił drzwi i weszli do wnętrza. Bezcie-
niowe oświetlenie o żółtym odcieniu pozwalało
dostrzec siedzących półokręgiem na niskich sto-
łeczkach. Ściany, podłoga i strop pokryte były
modrzewiową mozaiką kryjącą pod sobą ekrany
akustyczne i rejestratory systemów komputero-
wych. Na tej sali zapisywano obrazy widziane przez
medytujących. Na jednej ze ścian znajdowało się
duże przestrzenne zdjęcie nagiej postaci Holmse-
na. Po przeciwnej stronie wejścia w półokręgu by
ły dwa wolne miejsca. Siedzący trwali w całko
witym bezruchu i ciszy, odwróceni do drzwi ple-
cami. Trainer wiedząc, te Anderson jui widział
się ł Jiddu, zrobił dwa kroki, ukląkł i pokłonił
się siedzącemu tyłem mężczyźnie. Zrobił to w
całkowitej ciszy i nikt z obecnych nie wykonał żad-
nego ruchu. x
Smagły mężczyzna, którego Trainer przywitał,
trwał w bezruchu i milczeniu. Klęcząc nadal, Trainer
przebiegł wzrokiem po pozostałych. Dwaj z nich,
widoczni z profilu, byli ciemnowłosymi męż-
czyznami w nieokreślonym wieku, o cerze kre-
dowobiałej, wpadającej w lekko cytrynowy odcień.
Ręce czyniące wrażenie gipsowych odlewów,
poprzez swój bezruch — kontrastowały i barwą
ezerwonorudych luźnych ubiorów. Z prawej strony
siedział mężczyzna o silnej budowie ciała i wy-
razistym kanciastym profilu. To był Eismontow.
Jako ostatnia po prawej stronie siedziała kobieta w
średnim wieku o bardzo przeciętnej urodzie i
pospolitej postaci. Była jednym ł najlepszych na
Ziemi mediów.
Trainer przeniósł wzrok na plecy okryte szarym
suknem. Jiddu, wciąż siedzący bez najmniejszego
ruchu, odezwał się cichym głosem.
— Otworzyliście techniką niebo, ale nie umiecie
otworzyć drzwi do swych ciał. Pragniecie poznać
siebie, • szukacie poza sobą. Kiedy jest za późno,
drżycie o braci, a kiedy jest czas, zapominacie jak
dzieci o tym, ze wasze działania są pyłem wobec
nieskończoności.
Umilkł i znów zapanowała zupełna cisza. Po
chwili równie cicho Jiddu powiedział:
— Słucham twoich słów.
— Pozwól mistrzu, abym doznał łaski powitania
ciebie — odpowiedział Trainer.
— Witaj — padło w odpowiedzi.
— Pozwól mi też złożyć podziękowanie za twoją
obecność i przywitanie mnie u progu budynku.
Pragnę, aby twoja droga stała się dla mnie świa-
tłem wiodącym do doskonałości. Pragnę twojej
nauki.
Odpowiedzią było milczenie. Trainer odebrał je
jako aprobatę.
— Oczywiście wiesz — ciągnął — 4e pragnę
cię jeszcze raz we własnym imieniu prosić, abyś
użył swojej mocy i chciał przywrócić tycie ciału
Roya Holmsena. Spraw swoją siłą, która jest po-
nad materialne i czasowe więzy, aby wrócił do
pełnego zdrowia bliski nam wszystkim człowiek.
Przyłączam się do prośby, t jaką przybyli do ciebie
przedstawiciele naszego Ośrodka.
Znów zapanowała chwila ciszy, zanim Jiddu
odpowiedział:
— Zgodziłem się na to, bo prosicie o to nie
tylko wy. Nakaz życia w jego duszy silniejszy jest
od nakazu dalszej wędrówki. Zajmij miejsce.
Trainer wstał i kolan i obaj t Andersenem
usiedli na wolnych stołeczkach. Część wstępna była
skończona.
— Przed waszym przybyciem — powiedział
mężczyzna siedzący po prawej stronie Jiddu —
miałem widzenie ze statku. Nie mogłem mimo starań
dojrzeć rannego. Widziałem natomiast, że wśród
załogi panuje determinacja, ale też i rozładowanie
napięcia emocjonalnego. Praca przebiega
normalnie. Od chwili wypadku wszyscy oczekują
jakiegoś wydarzenia. Nie potrafię określić jakiego.
Wiem, że nie jest ono oczekiwane jako dobre. Nie
umiem tego wytłumaczyć. Miało nastąpić w ciągu
30331122.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin