Kelly_Ann_-_Połączyła_ich_pasja.pdf

(1807 KB) Pobierz
Grudzień 1987
Połączyła ich pasja
Ann Kelly
Grudzień 1987
Jeszcze nigdy w całym swoim szesnastoletnim życiu nie odczuwała takiego pragnienia.
Kiedy wlokła się po schodach, marzyła tylko o jednym – napić się czegoś z lodem. Zawsze kiedy
latem wyskakiwała na plażę, chcąc uciec od smrodu i skwaru Sydney, czekał ją potem
morderczy powrót do domu – długa jazda w takim samym smrodzie i skwarze. Teraz umierała
dosłownie z pragnie…
Już miała nacisnąć gałkę drzwi z odwróconym jak w lusterku „5”, ale się wstrzymała. Gdyby
ktoś zadał sobie trud i wkręcił brakującą śrubkę w wysłużoną tabliczkę, widniałoby na niej „2”,
ale nikt się jakoś nie kwapił. W każdym razie odkąd Tatum wprowadziła się do tego budynku.
Fantasy tylko raz zwróciła się do gospodarza domu, żeby to naprawił. Odpowiedział jej, że od dawna
zamierza „wpaść do niej, by o tym pogadać. W końcu jeden mały numerek może chyba połączyć dwoje
przyjaciół?" Na co Fantasy odparła: - „O, to kwestia zasad".
Na wspomnienie tamtego epizodu Tatum przekręciła palcem tabliczkę.
Fantasy odeszła wraz ze swoimi cynicznymi zasadami, a mimo to życie Tatum wciąż jakby stało na
głowie niczym ten metalowy numerek. Minęło już wiele miesięcy, odkąd przez roztargnienie pomyliła
drzwi, ale teraz, zmęczona całodziennym smażeniem się w upalnym słońcu na plaży Bondi, włączyła
autopilota i stare nawyki. Przez chwilę pozwoliła sobie na luksus wspomnienia, kiedy to po raz ostatni
weszła bezwiednie do tego mieszkania. Ale zaraz się otrząsnęła.
Nie myśl o tym, Tate!, napomniała się w duchu i gwałtownie skręciła w stronę mieszkania
naprzeciwko, opatrzonego nową błyszczącą mosiężną tabliczką „1". Tu był teraz jej dom, czego
dowodem była choćby łatwość, z jaką klucz obrócił się w zamku.
1
291063457.002.png
- Już jestem. Lu! - W odpowiedzi uderzyła ją tylko w nozdrza wiązką ścierających się zapachów:
kadzidełka, trawy i nader rzadka woń ogromnej sosny obwieszonej świecidełkami, która
zdominowała niewielki salon.
Tatum zauważyła, że drzwi do głównej sypialni są zamknięte, skierowała więc kroki w stronę
lodówki. Nietrudno było zgadnąć, że w kuchni będzie pusto, ale kiedy dziewczyna stwierdziła, że
lodówka również świeci pustkami, aż cisnęła torbę i wilgotny ręcznik na podłogę.
- Jak rany, Lu! Przecież mówiłaś, że pójdziesz dzisiaj po zakupy - mruknęła, potrząsając
półtoralitrową pustą butelką po coca-coli, w nadziei, że zasyczy w niej bodaj odrobina życia. Nic
z tego. A pragnienie tak ją teraz męczyło, że wypiłaby cokolwiek, byle było choć trochę zimne i mokre.
Co za kretynizm liczyć na to, że Lu wybierze się na zakupy, skoro margaryna skończyła im
się zaledwie dwa dni temu, pomyślała zjadliwie, opadając na najbliższy fotel. Zgodnie z mentalnością
Lulu, do sklepu nie było po co iść, jeżeli nie skończyło im się mydło, proszek do prania albo
szampon. Aha, no i, oczywiście, tani szampan! Co dawało krztynę nadziei, bo szampana w
lodówce też nie było.
- Przecież prosiłam cię, żebyś nie piła z butelki!
Tatum aż podskoczyła, zaskoczona cichym wejściem rudej Lulu, ale prędko się opanowała.
- Nie opłacało mnie się brudzić szklanki na tych kilka łyków, co zostało.
- Mi się, Tatum! Nie opłacało „mi się" brudzić szklanki. Nigdy nie zrozumiem, jak możesz
dostawać same szóstki z angielskiego, skoro wyrażasz się tak niechlujnie.
Tatum nie starała się nawet wyprowadzać Lu z błędu. Nie zwróciła uwagi, że wyraża się
niegramatycznie. Gdyby się przyznała, Lu poprosiłaby o wyjaśnienie, a ona nie umiałaby tego
wytłumaczyć w zrozumiały dla tamtej sposób. Szczerze mówiąc, sama też nie bardzo wiedziała,
dlaczego właśnie w domu wyraża się niepoprawnie - dziwne, ale dzięki temu czuła się bardziej
swojsko, bardziej uczciwie wobec siebie.
Udzieliwszy Tatum lekcji dobrych manier i gramatyki, Lu obrzuciła ją badawczym
wzrokiem.
- Aleś się spaliła. Przecież kazałam ci się nasmarować. Jak długo byłaś na plaży?
Tatum z trudem opanowała chęć, żeby nie kazać jej się wypchać z tym matkowaniem.
Owszem, doceniała to, że ją przygarnęła i w ogóle, ale Lulu wcale nie nadawała się bardziej na
idealną matkę niż Fantasy. Tyle że Fantasy nawet nie udawała macierzyńskich zapędów.
- Wyjechałam chyba koło dziesiątej - odparła dziewczyna.
Lulu puściła tę odpowiedź mimo uszu, bo skupiła się teraz na maszynce do kawy. Napełniała
ją nader niezręcznie jak na osobę, która uważa, że wdzięk świadczy o kobiecości. Nie po raz
pierwszy Tatum zastanowiła się, co takiego - pominąwszy wykonywany zawód - łączyło jej
matkę z Lu. Czego takiego doświadczyła Lulu, że nie tylko jej droga życiowa skrzyżowała się z
2
291063457.003.png
drogą Fantasy, lecz również zawiązała się między nimi przyjaźń, skoro wszyscy, którzy je znali,
widzieli wyraźnie, że te dwie kobiety różnią się od siebie jak dzień od nocy?
Przyjrzała się kobiecie, doceniła żywy rdzawy kolor włosów i gładką, stylową fryzurę na
pazia. Kolor był naturalny, uczesanie zaś - niezwykle drogie - było dziełem renomowanego
fryzjera z zachodnich przedmieść. Jego cenę minimalnie tylko przyćmiewała srebrzysta haleczka
z kolekcji znanego projektanta, oblewająca jej ciało. Na większości kobiet znanych Tatum, nie
wyłączając matki, taki strój kojarzyłby się z wyzywającym seksem, tymczasem na Lulu szeptał
zalotnie: „pokusa".
Matka zazdrościła swojej najlepszej przyjaciółce tej subtelnej zmysłowości. Wiecznie
krytykowała Lulu, że za bardzo obnosi się z tą swoją elegancją, co nie przeszkadzało jej próbować
za wszelką cenę ją naśladować. Kiedy jednak Tatum spędziła z Lulu tyle miesięcy pod jednym
dachem, zrozumiała, że piękne wysławianie się i dyskretny szyk przychodzą jej równie swobodnie
jak oddychanie.
- Psiakrew! - To przyziemne przekleństwo tak nie pasowało do wytwornego tonu, że straciło
niemal cały swój rezonans. Tylko Lu umiała kląć z klasą. - Nic mi nie idzie, bo paznokcie mi
jeszcze nie wyschły. Tatum, bądź tak dobra i zaparz mi kawy.
- Już się robi.
Jeszcze i to Tatum podziwiała w Lu: że nie traktowała jej, jak gdyby dziewczyna była
całkowicie na jej usługi, czego nie można było powiedzieć o Fantasy. No i nic zaprawiała się tak
alkoholem i prochami jak matka.
Obraz rozwalonej nieprzytomnie na rozgrzebanym łóżku Fani tasy wywołał dziwny dreszcz
gniewu, bólu i smutku. Zamrugała, żeby ukrócić nie uronione łzy rą ze m z tym ohydnym wspo-
mnieniem, nastawiła maszynkę, po czym odwróciła się do kobiety, która siedziała przy stote i
dmuchąfa na swoje długie błyszczące paznokcie.
- Jeżeli nie idziesz teraz do łazienki, to wezmę prysznic, żeby zmyć z siebie ten piach.
- Weź lepiej kąpiel. Wlej sobie do wody mojego żelu. Świetnie zapobiega łuszczeniu się
spieczonej słońcem skóry.
- Lu, jestem pół-Włoszką. Ja się nie piekę ani się nie łuszczę, tylko się opalam. Jedynie wy,
blade twarze o cerze jak lilie, wysychacie na wiór po szczypcie słońca.
Ruda spojrzała na nią z wyższością.
- Medycyna dowiodła, że rak skóry nie wybiera między rasami. Poza tym masz już
szesnaście lat, czas zatroszczyć się trochę o skórę. Weź ten żel.
- No dobrze, już dobrze. Zrobię sobie tę pieprzoną piankę, bylebyś już nie marudziła!
- I nie wyrażaj się!
- Sama się wyrażasz.
3
291063457.004.png
- Tylko w razie potrzeby. Tatum roześmiała się.
- I, jak to mówi Zeta, tylko, jeżeli klient sobie życzy, co?
- Coś ty powiedziała? - Ruda zerwała się na równe nogi.
- Kiedy rozmawiałaś z Zeta? - natarła na nią ostro.
Ten nieoczekiwany wybuch gniewu zmroził Tatum.
- Odpowiadaj, Tatum! Kiedy ostatnio rozmakałaś z Zeta?
- Kilka dni temu.
- Byłaś w salonie? Przecież mówiłam ci„ żebyś tam nie chodziła! Prosiłam cię...
- Wcale nie byłam, cholera, w salonie! Wpadłam na nią w sklepie! Jak rany, Lulu, co w
ciebie wstąpiłeś? Znam Zetę od dziecka. Czasem zajmowała się mną po szkole.
- Ale teraz nie trzeba ci niańki. Nie chcę, żefyś tam chodziła. Słyszysz?
- Pewno słychać cię w całym Darlinghurst i na Cross.
Lulu złapała się z zażenowaniem za szyję, jakby gdyby dopiero teraz dotarło do niej, że
krzyczy. Krwistoczerwone paznokcie odcinały się jaskrawo od mlecznobiałej cery, co pozwoliło
Tatum dostrzec kruchość tej kobiety, którą zawsze miała za silną i opanowaną.
- Przepraszam cię, Tatum. Wcale nie chciałałam wrzeszczeć. Po prostu...
- Lu, nic ci nie jest?
- Już dobrze, już dobrze. - Sam fakt, ż« powtórzyła to stwierdzenie, od razu je osłabił. - Nic
się nie stało - ciągnęła.
- Po prostu muszę się pokrzepić kofeiną, i tyle - Zbyła całą sprawę machnięciem ręki. - No,
śmigaj do wanny, kochanie. Idź już i nie żałuj tego żelu. A, i wypróbuj przy okazji ten nowy
szampon, który poleca Andre. Zobaczysz, że zdziała cuda z tą twoją piękną czarną grzywą.
Tatum z wymuszonym uśmiechem na twarzy wycofała się do łazienki. Nietypowe
zachowanie Lulu wyzwoliło w niej jakieś upiorne poczucie deja vu.
Odkąd sięgała pamięcią, matka zawsze podlegała huśtawce nastrojów. W jednej sekundzie
była spokojna i miła, a w drugiej wściekała się i szalała z byle porodu. Z początku zdarzało się
to tylko wtedy, kiedy wracała do siebie po złym odjeździe albo czymś takim, ale później Taturrt
przestała już odróżniać dobre odjazdy - jeżeli w ogóle takowe istniały - od koszmarnych. A
kiedy matka popiła prochy alkoholem... Wtedy rozsądek podpowiadał Tatum, żeby obchodzić ją
z daleka. Jeszcze w podstawówce dziewczyna nie raz wpadała do Lu na telewizję albo odrobić
lekcje, dopóki nie minie najgorsze i Fantasy nie padnie nieprzytomna albo nie pójdzie dc pracy.
Z tego, co Tatum wiedziała, Lulu nigdy nie zażywała ciężkich narkotyków. Gdyby nie
zapach trawy unoszący się sporadycznie w mieszkaniu, Tatum dałaby się pokroić, że ta kobieta
niczego nie bierze; w każdym razie nigdy nie paliła w obecności dziewczyny. Tatum pociągała z
4
291063457.005.png
zadumą nosem, ale poczuła jedynie aromat żelu po sto dolarów za butelkę, który pienił się pod
kranem.
- Już ci chyba odbija, Tatę - zwróciła się do swojego zaparowanego odbicia w lustrze
apteczki, którą otworzyła, i wyjęła z niej paczkę papierosów mentolowych. Lulu jest czysta, nie
licząc tytoniu i sporadycznego kieliszka wina, a jeżeli zachowała się dziś nieco dziwnie, to
pewnie dlatego, że czeka ją wieczór z trudnym klientem. - Tak, na pewno o to chodzi - uspokoiła
się Tatum. W końcu mimo swoich szesnastu lat tyle się już napatrzyła w tej branży, że wiedziała,
iż tydzień przez świętami Bożego Narodzenia zawsze jest ciężki...
Kiedy godzinę później Tatum wyszła z łazienki, pewna, że zaraz umrze, jeżeli czegoś nie zje.
Lulu już nie było. Wiedząc, że na lodówkę nie ma co liczyć, wykręciła numer włoskiej
restauracji Maria przy sąsiedniej przecznicy i zamówiła pizzę ze wszystkimi dodatkami. Po
dwudziestu minutach, kiedy zerknęła przez judasza w płonnej nadziei, że sam Mario dostarczy
zamówienie, jak to się czasem zdarzało, zmroził ją widok jego kuzyna.
Giovanni-mów-mi-Jon Grasso miał dwadzieścia jeden lat, był obłędnie przystojny i cieszył
się sławą uwodziciela. Tatum natomiast przyprawiał o mdłości. Sam uważał się za Bóg wie co,
ale dziewczyna nie podzielała jego zdania i była gotowa odwołać się do przyjaźni z jego wujem,
żeby utrzymać chłoptasia na dystans. Mario Grasso zawsze miał słabość do Fantasy, toteż
uzurpował sobie rolę anioła stróża zarówno wobec matki, jak i córki. Przed laty poprosił nawet
Fantasy o rękę, a Tatum przeżyła cios, kiedy matka dała mu kosza.
- Nie po to uciekłam od jednej staroświeckiej włoskiej rodziny, żeby teraz wchodzić w drugą!
Wolałabym umrzeć – wyjaśniła córce. - Nie ma mowy, żeby moja córka dorastała w domu tak
ugrzęzłym w starych wiejskich tradycjach, że nie będzie mogła spojrzeć na mężczyznę!
O, trudno byłoby zarzucić Fantasy, że nie dotrzymała słowa i że nie zapewniła córce
znacznie większej swobody. I jeden Bóg wie, że poszła do grobu, wciąż czekając na białego
księcia, w którego żyłach płynęłaby anglo-australijska krew oraz potężny strumień gotówki.
Kiedy Tatum otworzyła drzwi, Jon otaksował swym obleśnym wzrokiem jej kuse szorty i
obcisłą bluzkę.
- Znowu jesz sama, mia bellal
- Ot tak, dla odmiany - odparła oschle. Po czym ze szczerym zdziwieniem dodała: - Hej! Ta
pizza jest prawie gorąca.
Uśmiechnął się.
- Jest prosto z pieca. Gnałem jak szalony.
- A co, nie macie ruchu?
Wzruszył ramionami.
- Żebyś wiedziała. Przy trzydziestu stopniach ciepła, kto ma ochotę na pizzę?
5
291063457.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin