Sheridon Smythe - Lekcja miłości.pdf

(928 KB) Pobierz
6607914 UNPDF
Sheridon Smythe
Lekcja miłości
Mojej siostrze Debbie Nolen. Jesteś żywym do­
wodem na to, że cierpienie potrafi uczynić nas sil­
niejszymi. Zawsze podziwiałam twoją siłę, ener­
gię, dumę z osób, które kochasz. Mam szczęście,
że się do nich zaliczam. Kochałam cię wtedy, ko­
cham teraz i zawsze będę kochać.
Chciałabym również podziękować dwóm na­
uczycielkom, o których myślałam, tworząc postać
Polly Sutherland: Helen Carter, za dobroć dla
swojej uczennicy i za przyjaźń w dorosłym życiu,
oraz Pat Sharp, mojej nauczycielce angielskiego
w dziewiątej klasie, za wspieranie ambicji pisar­
skich czternastolatki. Od nauczycieli wiele zależy.
Niech was Bóg błogosławi.
Sherrie Eddington
Mojej matce Ann Eubanks.
Donna Smith
Flint, Kansas
1874
- Pocałował cię? W usta? - Jedenastoletnia Pol­
ly Sutherland wytrzeszczyła oczy. - Amy Jo Ba-
xter, żartujesz ze mnie...
- Wcale nie. - Amy potrząsnęła rudymi lokami,
ale zerknęła niespokojnie na wrota stajni. - Kaza­
łam mu to zrobić.
Polly głośno wciągnęła powietrze.
- Kazałaś mu?
Jej najlepsza przyjaciółka zawsze miała skłon­
ność do oburzających, śmiałych, skandalicznych
zachowań, ale teraz przeszła samą siebie. Polly
przełknęła ślinę. Damy nie proszą chłopców, że­
by je pocałowali! Przenigdy! O litości, matka
Amy zemdlałaby, gdyby dowiedziała się, co wy­
prawia córka.
- Nie zrobiliśmy nic więcej! - Dziewczynka nie­
dbale wzruszyła ramionami. - Chciałam się prze­
konać, jak to jest, a Carey też chyba był ciekawy.
Przecież wiesz, że kiedyś się pobierzemy.
W Polly ciekawość wzięła górę nad oburzeniem.
- I jak było?
7
Amy uśmiechnęła się szeroko. W jej oczach po­
jawił się znajomy psotny błysk.
- Nieźle.
Rozczarowana Polly obejrzała się szybko na
drzwi i nachyliła do ucha przyjaciółki. Wzięła głę­
boki oddech, modląc się w duchu, żeby Bóg im
wybaczył.
- Opowiedz mi wszystko.
Amy uśmiechnęła się z wyższością, wzięła ją za
rękę i szepnęła konspiracyjnie:
- Jego wargi były wilgotne i zimne.
Polly zmarszczyła brwi.
- Zawsze myślałam, że będą ciepłe.
Przyjaciółka zachichotała.
- Więc wyobrażasz sobie, że się całujesz?
Dziewczynka zapłoniła się i opuściła głowę.
- Czasami - przyznała i zaraz dodała pospiesz­
nie: - Ale w myślach zawsze robię to z moim mę­
żem.
- Kiedyś wyjdę za Careya. Było miło, Polly. -
Amy spojrzała na swoje pączkujące piersi i skrzy­
wiła się. - Ale poczułam się jak dziewczyna.
- Przecież jesteś dziewczyną, głuptasie.
- Wiesz, co mam na myśli.
Tak. Amy od najmłodszych lat ubierała się i za­
chowywała jak chłopak, w nadziei, że ojciec w końcu
ją doceni. W przeciwieństwie do młodszego brata,
Monroe'a, lubiła konie i w przyszłości zamierzała sa­
modzielnie je hodować, jak mężczyzna.
Polly uważała, że uparty i ograniczony Amos
8
Baxter nigdy nie uzna, że płeć jego następcy nie
ma w tym wypadku znaczenia.
- Masz szczęście - stwierdziła, myśląc o pocałun­
ku. - Chodzi mi o to, że już wiesz, za kogo wyjdziesz.
- Ty też sobie kogoś znajdziesz, Polly. - Amy
uściskała ją serdecznie. - Ale sądziłam, że chcesz
zostać nauczycielką.
- A nie mogę mieć jednego i drugiego?
- Chyba możesz. Jakiego mężczyznę chciałabyś
poślubić?
Polly przygryzła wargę. Nie mogła zaprzeczyć,
że nieraz o tym myślała.
- Kogoś silnego, lecz łagodnego, o dobrych ma­
nierach. Wykształconego, ale nie rozkapryszone­
go. Musi być wysoki, mieć zdrowe zęby i świeży
oddech. - Mówiła z coraz większą pewnością sie­
bie, nie dostrzegając, że Amy się krztusi. - Powi­
nien umieć rąbać drewno i zbudować dom, ale
również recytować Szekspira. Powinien... - Urwa­
ła raptownie i z wyrzutem spojrzała na przyjaciół­
kę. - Z czego się śmiejesz?
- Jesteś niemożliwa, Polly! Mężczyzna, który
czyta Szekspira i rąbie drewno? Taki istnieje tyl­
ko w bajce! - Parsknęła śmiechem.
Polly spiorunowała ją wzrokiem.
- A właśnie, że istnieje!
. -Nie!
Amy opadła na siano, trzymając się za brzuch.
Próbowała zrobić skruszoną minę, ale bez powo­
dzenia.
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin