Miłość, seks i KK.doc

(147 KB) Pobierz

Thomas i Donna Finn

 

WPROWADZENIE

 

Przyglądnijcie się w sobotnie poranki tak popularnym dzisiaj programom dla dzieci, a zobaczycie, że większość z nich opowiada o przygodach jakiejś postaci. Bohaterami wielu dzieci są dziś żółwie Ninja, Batman, Transforman i mnóstwo innych. Te postacie z kreskówek rzeczywiście mają moc zawładnięcia wyobraźnią dziecka i do pewnego stopnia dają mu poczucie rozeznania między dobrem a złem.

 

W latach sześćdziesiątych, kiedy to „porankowa” telewizja stanowiła dla nas wielką frajdę, jednym z naszych ulubionych bohaterów był Samotny Jeździec. Pamiętamy, jak ten kowboj w masce i w lśniącym czystością ubraniu dokonywał przeróżnych, znamiennych dla „pozytywnego bohatera”, wyczynów. Widzieliśmy więc, jak ścigał „czarne charaktery” (ci oczywiście ubrani byli w ciemne, brudne łachmany), naprawiał zło, ochraniał bezbronnych. Na koniec zaś, zawsze pozostawiał po sobie srebrną kulę jako symbol uczciwości i prawości moralnej. Powiedzmy to sobie szczerze – ten gość umiał odróżnić dobro od zła.

 

Jeśli przebadamy współczesny „krajobraz moralny” w sferze seksualności, przekonamy się, że jesteśmy świadkami pewnych intensywnych zmagań w poszukiwaniu prawd moralnych. Właściwie poza przestępstwami takimi, jak gwałt czy wykorzystywanie seksualne dzieci, nasze społeczeństwo zdaje się nie posiadać jasno zdefiniowanych wartości w dziedzinie seksu. W wymiarze osobistym zmagania te ujawniają się w momencie, gdy na obszarze seksualności próbujemy ustalić własne wartości.

 

W trakcie naszego narzeczeństwa i w małżeństwie, w różnym natężeniu, bezpośrednio doświadczaliśmy niejasności w kwestiach moralnych, nierozłącznie związanych z naszym związkiem. Szczerze mówiąc, często bylibyśmy wręcz zachwyceni, gdyby ktoś wjechał na koniu przed nasz dom i powiedział: „Witajcie! Jestem Jeźdźcem Miłości! A oto jest słuszna rzecz, którą powinniście zrobić!” Ale niestety... Do tej pory nigdzie nikt taki się nie pokazał, więc i zmagania trwają nadal.

 

Jednak jako chrześcijanie, otrzymaliśmy od Jezusa Chrystusa wskazania moralne, o których naucza Jego Kościół. W naszej rzymsko-katolickiej tradycji znajdujemy bogaty skarbiec mądrości, mówiących o seksualności człowieka, które wyłaniają się spośród morza szarości. Wiele z nich w ostatnich latach w inspirujący duchowo sposób zostało wyrażone na nowo przez papieży Pawła VI i Jana Pawła II. Jednak interpretacje tego nauczania i jego praktyczna integracja z małżeńską codziennością (a zwłaszcza w stosunkach partnerskich) nie jest łatwa.

 

Na zakończenie popisów Samotnego Jeźdźca ktoś zawsze pytał: „Kim był ten zamaskowany mężczyzna?”. Pytanie owo równocześnie stanowiło swego rodzaju stwierdzenie, że choć ludzie wiedzieli o Samotnym Jeźdźcu, iż był uosobieniem dobra i prawdy, to jednak osoba jego wciąż okryta była tajemnicą. Dla wielu z nas, doświadczenie z nauką Kościoła katolickiego w sferze wartości seksualnych nie bardzo się różni. Wierzymy bowiem, że Kościół głosi dobro i prawdę, ale nauczanie o moralności seksualnej wydaje się nam jakby zakryte maską tajemniczości.

 

Jeśli jesteście w narzeczeństwie, małżeństwie bądź po prostu szukacie lepszego rozumienia spraw seksualności człowieka, zapraszamy was do kontynuowania lektury w duchu otwartości. Nic z tego, co napisano dalej, z założenia nie ma być jakimkolwiek osądem. Książka Miłość, seks i Kościół katolicki została pomyślana jako zwięzła relacja z naszych doświadczeń z miłością, seksem, małżeństwem w świetle nauki Kościoła. Mamy nadzieję, że okaże się ona pomocna w podróży po ludzkiej miłości, w którą sami wyruszacie.

 

Chcieliśmy, aby ta książka odzwierciedlała radosną, pełną miłości i nastawioną na budowanie związku naukę Kościoła katolickiego o ludzkiej seksualności i małżeństwie.

 

 

 

rozdział: "Tak można" kontra "tak nie można"

 

KWESTIA SUMIENIA

 

"Tak można" kontra "tak nie można"

 

Zanim zaczniemy omawiać konkretne kwestie nauki Kościoła, ważne jest, abyśmy posiedli dobre rozumienie terminu: ludzkie sumienie.
Trzeba otwarcie przyznać, że gdy mieliśmy „naście” lub dwadzieścia lat, trudno było nam pojąć, czym jest sumienie. Często przeżywaliśmy wyjątkowo trudne chwile, próbując pogodzić przeciwstawne zalecenia: „Postępuj zgodnie z głosem sumienia” i „To jest to, co powinieneś robić”. Czasami stawaliśmy wręcz bezradni wobec porad w stylu: „Tak można”, „Tak nie można”. Było to jak w starej historyjce rysunkowej, która przedstawia diabła i anioła, siedzących na przeciwległych ramionach bohatera, próbujących przekonać go do przejścia na „swoją stronę”.

 

Po dwóch latach chodzenia ze sobą, Donna przeprowadziła się do swojego pierwszego samodzielnego mieszkania. Spotykając się razem w weekendy, stawaliśmy wobec problemu: „Czy zostaniemy na noc w mieszkaniu razem, czy też Tom przenocuje w motelu?”
Czuliśmy się zagubieni pomiędzy stanowiskiem społeczeństwa i wielu naszych przyjaciół mówiących: „Czy to taka wielka rzecz? Zostańcie razem”, a stanowiskiem naszych rodziców i Kościoła, którzy twierdzili: „Istotnie to jest wielka rzecz, weźcie pod uwagę inne możliwości”. Głosy: „Tak można, tak nie można” rzeczywiście miały na nas wpływ.
Podjęcie decyzji o tym, by nie pozostawać razem, spowodowało, że znaleźliśmy pewną rodzinę, u której Tom mógłby nocować. Decyzja ta była właściwa – i dziś, gdy spoglądamy wstecz, widzimy, że umocniła nas w poczuciu odpowiedzialności za własne wybory.

 

Zgłębianie tematu sumienia można by rozpocząć od wyobrażenia sobie Kościoła i świeckiego społeczeństwa, które jakby przycupnęły na naszych ramionach, po to, by spróbować zyskać wpływ na nasze wartości moralne. Prawdopodobnie niejeden spośród nas wolałby wymigać się od uczestnictwa w takiej debacie, gdy tymczasem Bóg wzywa do szukania Jego prawdy i podejmowania zgodnych z nią decyzji. Klucz do rozumienia kwestii sumienia dają nam dwie pary wyrażeń: „prawe sumienie” i „obiektywne normy moralne”, a „sumienie czysto subiektywne” i „opinie osobiste”.

 

Dokonując wyborów w zgodzie z sumieniem, nie możemy oprzeć się na „sumieniu czysto subiektywnym”. Takie sumienie jest właściwie własnym, osobistym zdaniem, albo tym, co uważa się za słuszne (albo najwygodniejsze) w zależności od danej sytuacji. My natomiast odpowiedzialni jesteśmy za ukształtowanie „prawego sumienia” albo: „właściwie doinformowanego sumienia”, na którym możemy polegać, i które skieruje nas ku właściwym decyzjom. Wymaga to zarówno pełnego zrozumienia kwestii sumienia, jak i dojrzałego przyjęcia, iż wszystko, co Bóg objawił, jest prawdziwe. Stąd prawdy objawione przez Boga winny być uważane za „obiektywne normy moralne”.

 

W latach sześćdziesiątych Sobór Watykański II dał piękną definicję sumienia w słowach: W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny, i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, tamtego unikaj. Człowiek bowiem ma w swym sercu wpisane przez Boga prawo, wobec, którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według, którego będzie sądzony. Im bardziej więc bierze górę prawe sumienie, tym więcej osoby i grupy ludzkie unikają ślepej samowoli i starają się dostosować do obiektywnych norm moralności.

 

Dobrze byłoby przeczytać te słowa kilka razy, tak by zapadły nam one w pamięć – zwłaszcza część o prawie Bożym, mówiącym do naszego serca. Nazbyt często społeczeństwo stawia znak równości pomiędzy stwierdzeniami: „Postępuj za głosem serca” i „Rób to, co jest Ci miłe”. Nie taka jest istota sumienia. Posiadanie prawa Bożego zapisanego w sercu oznacza, iż zostaliśmy stworzeni, by żyć w zgodzie z pewnymi wartościami, o których Bóg wiedział, że są najlepsze.

 

Kiedy więc stajemy wobec wyborów moralnych, mamy możliwość poznania tego prawa, słyszenia głosu, który głęboko w sercach woła: „Tak możesz, a tego unikaj”. Głos społeczeństwa mógłby nam natomiast powiedzieć: „Aj, to, co słyszysz, to tylko poczucie winy, pozostałość po surowym, purytańskim sposobie wychowania. Słuchaj kolego – rób swoje, prawda jest subiektywna”. A jednak głos mówiący do naszego serca jest prawdą obiektywną – prawdą Boga. Bóg zaś pragnie, abyśmy czynili wszystko, co w naszej mocy, by usłyszeć Go i postępować zgodnie z „doinformowanym sumieniem”.

 

Jeśli przy podejmowaniu decyzji polegamy jedynie na sumieniu subiektywnym, możemy czasem znaleźć się w sytuacji podobnej do okazyjnego kupowania jakiegoś przedmiotu: po niskiej cenie, albo – płacąc nie w gotówce, a w kilkudziesięciozłotowych ratach miesięcznych. Pozornie taki zakup wydaje się niezwykle opłacalny, ale przy wnikliwszej analizie okazuje się produktem marnej jakości. Po zsumowaniu rat staje się jasne, że ów „okazyjny” zakup kosztuje więcej niż model lepszy, choć nabyty za gotówkę. Innymi słowy, bez gruntownego przestudiowania wszystkich związanych z problemem „za i przeciw” to, co na pierwszy rzut oka wygląda najkorzystniej (własny punkt widzenia albo wybór społecznie aprobowany), nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem.

 

Z drugiej strony natomiast mamy do dyspozycji poprawny, „doinformowany wybór” – uwzględniający wszystkie aspekty problemu: teraźniejsze i przyszłe. A więc taki wybór, który – choć z początku może przysparzać więcej trudności – na dłuższą metę przynosi największe korzyści.


Zachowania seksualne i sumienie

 

Powyższy przykład odnosi się również do kwestii sumienia w dziedzinie zachowań seksualnych.
Łatwo jest pomylić sumienie z własnym punktem widzenia, opartym na tym, co wydaje się „korzystne dla mnie” w każdej danej sytuacji. Po pewnym czasie zdawania się na świeckie, skoncentrowane na sobie zasady, trudno przyjąć, że to, co sam określam jako odpowiednie dla mnie, może nie być wyborem właściwym moralnie. Częściowo dzieje się tak dlatego, że w sposób naturalny odczuwamy pewien dyskomfort, gdy ktoś mówi nam co powinniśmy robić z własnym życiem. Wielu samotnych dorosłych, wiele par małżeńskich, wielu nastolatków czuje niechęć do tych osób i instytucji które, jak im się wydaje, próbują kontrolować ich zachowania seksualne. Tymczasem my prosimy cię, abyś rozważając istotę sumienia pozostawał otwarty na pytania: „Co Bóg uważa za najlepsze?”, „Czy dane działanie samo w sobie jest dobre?”, „Czy jest dobre dla mnie, abym daną rzecz zrobił w tym konkretnie momencie”, „Czy intencja, dla której to czynię, jest właściwa?”. W rzeczywistości Kościół prosi cię bowiem o podjęcie decyzji w kwestiach takich, jak seks przedmałżeński, życie w konkubinacie, antykoncepcja... z perspektywy szerszej aniżeli twój własny punkt widzenia, czy twojego współmałżonka, narzeczonego, chłopca, dziewczyny. Naszym celem staje się zatem ukształtowanie prawdziwie doinformowanego sumienia, takiego które rozumie, że wybory związane z moralnością seksualną pociągają za sobą zobowiązania względem nas samych, wobec naszego partnera i wobec Boga.

 

Owo właściwie doinformowane sumienie wymaga uświadomienia sobie, że aktywność seksualna sięga szczególnie istotnych, psychoseksualnych poziomów ludzkiego doświadczenia. Tam właśnie doznajemy pełniejszego znaczenia życia, gdzie w niezwykle osobisty sposób Bóg objawia się dla nas.

 

Sumienie doinformowane to takie, które pojmuje, że sposób, w jaki wzajemnie traktujemy się w dziedzinie seksu, ma trwały wpływ na najgłębsze poczucie naszej tożsamości. Jest ono zatem sumieniem, które pozostaje otwarte na poszukiwanie rozpoznania prawdziwego dobra i zła. Rozpoczynając od otwartego postawienia pytania, szuka ono wielostronnej informacji na określony temat – nie celem utwierdzenia się w uprzednim przeświadczeniu, a raczej po to, by dotrzeć do prawdy o rozwiązywanym problemie w sposób, w jaki zobowiązani są czynić to sędziowie przysięgli.


ANTYKONCEPCJA

 

Ogólny obraz

 

Nauczanie Kościoła o antykoncepcji ma coś z parkowania równoległego. Nie, nie śmiej się. Wielu z nas lubi prowadzić samochód (a przynajmniej nie mamy nic przeciwko temu), ale znakomita większość nie lubi parkować równolegle. To trudna umiejętność – szczególnie w ciasnych uliczkach, gdy patrzą na nas inni. Czy potrafimy jeździć autostradą? Jasne. Jazda w deszczu? Prosta. Jazda w godzinach szczytu z popijaniem kawy i przegryzaniem precla? To też proste. A parkowanie równoległe? Nie takie proste.

 

Teraz weźmy niektóre z nauk Kościoła katolickiego, jak: „Kochaj bliźniego swego”. Czy możemy się z tym zgodzić? Jasne. „Pomagaj biednym”. Proste. „Chodź do Kościoła w niedzielę”. No, raczej proste. „Nie stosuj środków antykoncepcyjnych, aby zapobiec ciąży”. Nie takie proste... I dlatego właśnie antykoncepcja przypomina nieco parkowanie równoległe.

 

Kościół katolicki naucza, że wybór antykoncepcji jest niemoralny. Przez „wybór antykoncepcji” rozumie się każde bezpośrednie działanie przed zbliżeniem seksualnym lub bezpośrednio po nim, które ma na celu uniemożliwienie prokreacji. Z doświadczenia wiemy jednak, że temat antykoncepcji stanowi dla wielu jedną z najtrudniejszych kwestii katolickiego nauczania o seksie. Jest bardziej kontrowersyjny niż życie w konkubinacie (tylko 5% kobiet i mężczyzn postrzega konkubinat jako najdogodniejszy styl życia). Jest trudniejszy niż zmagania z nauczaniem o seksie przedmałżeńskim (50% kobiet i mężczyzn zgadza się, że seks powinien być zarezerwowany dla małżeństw). Z nauczaniem o antykoncepcji wielu katolików spiera się albo w ogóle je odrzuca.

 

W okresie naszego narzeczeństwa problem antykoncepcji wywoływał w nas sporo napięć i frustracji, jako że po prostu nie wiedzieliśmy jak go rozwiązać. Gdy patrzymy na to z dzisiejszej perspektywy widzimy, że nasze frustracie miały źródło w dwóch czynnikach: 1) braku pełnego zrozumienia powodów, dla których Kościół zabrania stosowania metod antykoncepcyjnych, 2) braku znajomości jakiejkolwiek alternatywnej, rozsądnej i skutecznej metody planowania rodziny, proponowanej przez Kościół. Zadawaliśmy sobie dwa pytania: „Dlaczego mielibyśmy nie używać środków antykoncepcyjnych?” i „Co Kościół ma nam do zaoferowania zamiast nich?”. Ujmując rzecz w skrócie, od tamtego czasu na nasze pytania znaleźliśmy takie oto odpowiedzi:

 

1. Kościół naucza, że kontakt seksualny ma podwójne znaczenie: jednoczące i prokreacyjne. Antykoncepcja odbiera zbliżeniu charakter prokreacyjny, to zaś negatywnie wpływa na życie fizyczne, psychiczne, społeczne i duchowe.
2. Kościół proponuje metodę naturalnego planowania rodziny, jako skuteczny i akceptowalny z moralnego punktu widzenia sposób zostania odpowiedzialnymi rodzicami.
W dalszych rozdziałach spróbujemy podzielić się naszym rozumieniem racji, które przywiodły nas do tych odpowiedzi.

Co to znaczy prokreacyjny?

 

Żeby zrozumieć co stanowi podstawę nauczania Kościoła o antykoncepcji, należy wyjaśnić istotę terminu „prokreacyjny”. Jak już powiedzieliśmy, kontakt seksualny ma znaczenie „jednoczące” – jednoczy nas w miłości i pogłębia nasze wzajemne oddanie. W intencji Boga zbliżenie seksualne ma również znaczenie „prokreacyjne”. Niestety słowo „prokreacyjny” jest być może jednym z najbardziej niewłaściwie rozumianych słów w katolicyzmie. Jego treść została spłycona do powszechnie przyjętego poglądu, że Kościół chce, abyśmy wszyscy mieli rodziny, w których byłoby dziesięcioro, i więcej dzieci. Ta błędna interpretacja często prowadzi do odrzucenia całości katolickiego nauczania na temat seksu. Nie widzimy żadnego sensu w instytucji, która jak błędnie wierzymy, chce, by nasze rodziny składały się z wielu dzieci, bez względu na standard życia. Kiedy Kościół uczy, że każdy akt zbliżenia seksualnego winien być prokreacyjny, oznacza to, iż ma on być „otwarty wobec życia”. Kościół nie mówi, że powinniśmy mieć dzieci tyle, ile tylko umożliwia nam nasza fizyczność. Wymaga raczej, byśmy podjęli się „odpowiedzialnego rodzicielstwa”, co oznacza, że planując liczebność rodziny, winniśmy wziąć pod uwagę nasze możliwości finansowe, emocjonalne, materialne, psychiczne, duchowe i społeczne. I dopiero oceniwszy je, określili zdolność wychowania potomstwa. Jednak decyzja ta nie może być podyktowana wygodą, ale winna mieć w perspektywie współpracę z Bogiem i pragnienie darzenia naszych dzieci miłością nieegoistyczną – jak dar powierzony nam przez Boga pod opiekę.

 

W świetle tego, bycie prokreacyjnym, albo otwartym na życie, oznacza niepodejmowanie działań, które świadomie mają zapobiegać możliwości poczęcia jak też i takich, które niszczyłyby życie, w którymkolwiek momencie po poczęciu. (Decyzji o niepodejmowaniu współżycia podczas fazy płodnej w cyklu kobiety, poświęcony jest następny rozdział). Antykoncepcja jest więc wszelkiego rodzaju działaniem, które ogranicza lub zmienia naturalną zdolność poczęcia życia. Oto kilka najpopularniejszych sposobów przeciwdziałania poczęciu (tj. zapłodnieniu) albo uniemożliwiania rozwoju poczętemu już dziecku:
- zmiana naturalnego cyklu hormonalnego kobiety (celem zapobieżenia ciąży drogą stosowania pigułki, implantów chemicznych itp.)
- zmiana procesu wytwarzania lub przesyłania spermy mężczyzny przez wycięcie nasieniowodów, środki chemiczne itp.
- uniemożliwienie poczętemu dziecku rozwoju drogą aborcji, RU 486, stosowania pigułki, IUD itp. (nazwy środków antykoncepcyjnych dostępnych na rynku amerykańskim)
- wycofywanie penisa poza pochwę (coitus interruptus).

 

Innymi słowy, antykoncepcja to każde działanie, które celowo zmienia plan Boga, dotyczący przekazywania i pomnażania ludzkiego życia. W kolejnych punktach tego rozdziału omówimy niektóre z przyczyn, dla których stosowanie antykoncepcji zaprzecza jednoczącemu i życiodajnemu znaczeniu kontaktu seksualnego.

 


Konsekwencje fizyczne

 

Problem, przed którym teraz stajemy nie należy do popularnych. Efektem naszych dążeń do zmienienia Bożej wizji kontaktu seksualnego jest wiele przykrych konsekwencji zdrowotnych. Jesteśmy przeświadczeni o tym, że wiedzę na temat kłopotów z fizycznym zdrowiem, jako konsekwencją stosowania środków zapobiegania ciąży, należy zdobyć zanim jeszcze podejmie się decyzję o ich użyciu. Wiedza ta jest szczególnie ważna dla kobiet – ich to bowiem zdrowie w głównej mierze narażone jest na określone niebezpieczeństwa.

 

Zamieszczona poniżej lista – choć nie wyczerpująca – obejmuje najpowszechniej spotykane uboczne efekty niektórych preparatów o działaniu zapobiegającym ciąży.
Loestrin – pigułka niskoestrogenowa – udar mózgu wywołany wylewem krwi: ryzyko wystąpienia u zażywających pigułki 2 razy większe; udar wywołany zakrzepem krwi: ryzyko 4-9,5 raza większe; atak serca: ryzyko 2 razy większe dla niepalących, 10-12 razy większe dla palących; zwiększone ryzyko zachorowania na trombozę (zakrzepica), niebezpieczeństwo wystąpienia: chorób woreczka żółciowego, nowotworów wątroby, uszkodzeń okołoporodowych i wrodzonych wad u dzieci (włącznie z defektami serca i płuc) – jeśli pigułkę stosowano w czasie ciąży (np. uszkodzenie może nastąpić zanim dowiesz się, że jesteś w ciąży); uszkodzenia oczu, rąk; choroba nadciśnieniowa, bóle głowy, nieregularne krwawienia; ciąża pozamaciczna, niedobór beta-karotenu (przeciwdziała rozwojowi guzów). Jeśli stosunek odbywa się z zainfekowaną osobą, występuje także zwiększone ryzyko zarażenia się chlamydią i dwoinką rzeżączki. Po odstawieniu pigułki przez sześć lat nadal utrzymuje się zwiększone ryzyko wystąpienia choroby mózgowo-naczyniowej (np. wylewu), do dziewięciu lat – ryzyko ataków serca.
Środki plemnikobójcze, diafragmy (krążki dopochwowe): powodują zwiększenie się ryzyka wystąpienia stanu przedrzucawkowego (zaburzenia ciąży).

Prezerwatywy: wykazują zwiększone ryzyko stanu przedrzucawkowego i wystąpienia miejscowej pokrzywki (reakcja alergiczna); HIV/AIDS (Prezerwatywy nie zabezpieczają w 100% przed zakażeniem się wirusem podczas współżycia z nosicielem HIV).

Wycięcie nasieniowodów: zwiększone ryzyko raka prostaty.

 

Powiedzmy jeszcze raz: lista ta nie jest pełna, ale daje pewien wgląd w kwestię negatywnych konsekwencji zdrowotnych wynikających ze stosowania antykoncepcji. I podkreślmy ponownie, że to właśnie kobiety zazwyczaj cierpią z powodu tego rodzaju działań ubocznych.

 

O ile Kościół nie postrzega podobnych do wymienionych problemów zdrowotnych w kategoriach „kary od Boga”, o tyle one same stają się sygnałem niewspółgrania środków antykoncepcyjnych z naturalnymi procesami biologicznymi naszych organizmów. Decydując się na użycie preparatów antykoncepcyjnych, kwestionujemy Boży plan, w świetle którego powinniśmy respektować naturalny porządek tworzenia życia. One także uniemożliwiają nam współpracę z Bogiem w charakterze współtwórców ludzkiego istnienia. Zmieniają fizyczne aspekty planu Boga dotyczącego współżycia i poczęcia, i dlatego właśnie Kościół nie może popierać ich stosowania. Natomiast wybierane przez wiele małżeństw planowanie w czasie, a nawet co zdarza się – ograniczanie poczęć dzieci metodą naturalnego planowania rodziny (omówione w następnym rozdziale) jest jak najbardziej dozwolone. Ono bowiem zarówno szanuje jak i współgra z naturalnymi procesami naszych ciał.


Konsekwencje psychiczne i społeczne

 

Aby ocenić negatywny wpływ antykoncepcji w sferze psychicznej i społecznej, dobrze jest najpierw zrozumieć, że jednoczące i prokreacyjne znaczenia seksu są trwale ze sobą związane. Ponieważ jedno wypływa z drugiego, Kościół naucza, że eliminując prokreacyjny aspekt współżycia poprzez antykoncepcję, pomniejszamy swoją zdolność łączenia się przez seks na najgłębszych poziomach miłości, do jakiej przeznaczył nas Bóg. Dzieje się tak dlatego, że antykoncepcja uniemożliwia prawdziwie bezwarunkową miłość.

 

Oto jak do tego dochodzi:
Pomyśl o kimś, kogo kochasz, albo o kimś, na kim bardzo ci zależy. Być może tą osobą jest twój chłopak czy dziewczyna. A teraz pomyśl: czy jest coś w jego (jej) wyglądzie, co chciałbyś zmienić, czy nalegasz, aby to zmienić zanim go (ją) pokochasz?
- Jeśli jego/jej uszy są zbyt duże, czy zmuszasz go/ją aby je sobie zmniejszył?
- Jeśli on/ona jest zbyt gruby, czy nalegasz, aby zrzucił wagę zanim go/ją pokochasz?
- Jeśli jego/jej nos jest zbyt długi, czy czekasz z pokochaniem tej osoby, aż zrobi sobie operację plastyczną?

 

Mamy nadzieję, że odpowiedziałeś „nie”. Jeśli odpowiadasz „tak”, oznacza to, że twoja miłość do danej osoby ma charakter warunkowy – jest uzależniona od cechy fizycznej. Miłość bezwarunkowa wręcz przeciwnie: nie pozwala, aby nadwaga, duże uszy czy długi nos przeszkodziły ci w kochaniu drugiej osoby.

 

Antykoncepcyjne metody kontrolowania narodzin tworzą zasadniczo atmosferę miłości warunkowej. W kontakcie seksualnym bowiem obdarowujemy swoją miłością pod warunkiem zmienienia czegoś w nas samych. (Pamiętaj, że jednym z podstawowych celów bliskości seksualnej jest to, by stanowiła ona znak naszej bezwarunkowej miłości wzajemnej). Choć często para nie zdaje sobie z tego sprawy, kontakt seksualny z użyciem środków antykoncepcyjnych ma charakter warunkowy: wyrażamy seksualnie naszą miłość do partnera tylko wtedy, gdy coś w sobie zmieni, tj. zmieni swą zdolność do przekazywania życia. Nie jest to znakiem bezwarunkowej miłości.

 

Współżycie seksualne powinno wyrażać: „Oddaję ci całego siebie” albo „Przyjmuję ciebie całego” – bez stawiania jakichś warunków. Natomiast zastosowanie środków antykoncepcyjnych oznacza: „Nie chcę dać ci całego siebie”, albo „Nie chcę otrzymać całego ciebie”. Gdy używamy środka antykoncepcyjnego, odmawiamy oddania części siebie (wycofujemy część siebie) a więc bliskość seksualna staje się znakiem miłości warunkowej, gdzie warunek brzmi: „Okażę ci moją miłość tylko wtedy, gdy uda mi się zmienić ciebie albo nasz związek tak, że nie będziemy mieli dziecka”. Tego rodzaju zjednoczenie nie jest pełne, istnieje bowiem jakaś fizyczna, ofiarowana nam przez Boga część naszego ciała, której nie dzielimy z drugą osobą. Zgadzamy się, że rozumowanie owo nie jest łatwe, ale spróbujmy na nie spojrzeć z praktycznej perspektywy.

 

Czy miałoby sens powiedzenie osobie, którą kocham któregokolwiek z tych zdań?
„Kocham cię, ale okażę ci moją miłość, pod warunkiem, że użyjesz prezerwatywy i zachowasz dla siebie swoje nasienie”. Albo:
„Kocham cię, ale nie okażę ci mej miłości, dotąd aż nie zażyjesz tej pigułki i nie powstrzymasz na kilka tygodni produkcji estrogenu”.
„Kocham cię, ale nie okażę ci mojej miłości dopóki nie zdecydujesz się na podwiązanie jajowodów”.
O tym czy takie warunki są sensowne, czy też nie, musisz zdecydować sam. Dla nas jednak podobne do cytowanych deklaracje nie mogą odzwierciedlać bezwarunkowej miłości.

 

Przeanalizujmy sens zadania: „Weź mnie całego”

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin