Skradzione serce.pdf

(1533 KB) Pobierz
Microsoft Word - Skradzione serce
Skradzione serce
- 1 -
730533154.017.png 730533154.018.png 730533154.019.png 730533154.020.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Pani Montrose, wiem, że Derek postąpił źle, ale musi mu pani dać jeszcze jedną
szansę.
Na dźwięk męskiego głosu Bellę Swan podniosła wzrok znad ekranu komputera
i omal nie zemdlała. Mężczyzna stojący w progu jej gabinetu był ostatnią osobą,
jaką spodziewała się ujrzeć. Sądząc z jego miny, był równie zaskoczony jak ona.
Wbił w nią spojrzenie żywych zielonych oczu. Po długiej chwili przemówił:
- Muszę porozmawiać z dyrektorką, panią Montrose, o sprawie Dereka Cullen'a.
Gdzie mógłbym ją znaleźć?
- Helen Montrose sprzedała przedszkole i kilka tygodni temu przeszła na
emeryturę. - Bellę starała się nie okazać zdenerwowania. - Obecnie to ja jestem
właścicielką i dyrektorką Akademii dla Przedszkolaków.
Walczyła o opanowanie, mimo że jego niespodziewane pojawienie się w jej życiu
wstrząsnęło nią do głębi. Wolałaby się przespacerować boso po rozżarzonych
węglach, niż pozwolić mu myśleć, że nadal wywiera na niej wrażenie.
Wpatrywał się w nią nieustępliwie, więc zmusiła się do wydobycia głosu.
- Czy mogę ci w czymś pomóc?
- Nie mam czasu na żarty, Bello. Muszę jak najszybciej porozmawiać z Helen
Montrose.
Rozgniewało ją, że nie uwierzył, że to ona jest teraz właścicielką.
- Już mówiłam, że odeszła na emeryturę. Jeśli masz jakąś sprawę, będziesz
musiał ją załatwić ze mną.
Nie wydawał się ucieszony sytuacją. Ona także nie czuła się swobodnie w
obecności mężczyzny, który trzy i pół miesiąca temu spędził z nią cudowny
tydzień, po czym zniknął bez słowa. Nie zadzwonił, nie zostawił żadnej
wiadomości.
- Dobrze - oznajmił. Wziął głęboki oddech i dodał: - To chyba dobry moment,
żebym ci się przedstawił. Moje prawdziwe nazwisko brzmi Edward Cullen.
Serce Belli podskoczyło do gardła. Czyżby okłamał ją także co do nazwiska?
Naprawdę nazywał się Edwardar Cullen i był właścicielem imperium hotelowo-
wypoczynkowego?
Czy Derek był jego synem? Czy to znaczy, że był żonaty?
Poczuła w ustach smak żółci. Gorączkowo przypominała sobie, czy czytała coś
ostatnio na jego temat. Pamiętała jedynie, że strzegł swej prywatności jak złota w
skarbcu Fort Knox, wiodąc życie z dala od kamer i obiektywów paparazzich.
Niestety, nic o jego stanie cywilnym.
Na samą myśl, że mogła spędzić tydzień w ramionach żonatego mężczyzny,
przeszedł ją zimny dreszcz.
- O ile pamiętam, kilka miesięcy temu występowałeś pod nazwiskiem Anhtony
Edwardarias.
Niecierpliwym gestem przeczesał gęstą ciemnobrązową czuprynę.
- Jeśli chodzi...
- Oszczędź sobie - przerwała mu. - Nie zamierzam słuchać jakichś wymysłów.
Chciałeś porozmawiać o Dereku? - Skinął, więc ciągnęła dalej: - O wydaleniu w
związku z ugryzieniem kolegi?
- 2 -
730533154.001.png 730533154.002.png 730533154.003.png 730533154.004.png
Zacisnął usta w wąską kreskę i kiwnął głową.
- Tak. Musi dostać jeszcze jedną szansę.
- Nie znam jego wcześniejszego zachowania, ale nauczycielka twojego syna
twierdzi, że...
- Siostrzeńca - poprawił, obdarzając ją dobrze jej znanym uwodzicielskim
uśmiechem. - Derek jest synkiem mojej siostry. Nie jestem ani nie byłem dotąd
żonaty, Bello.
Przyjęła to z ulgą. Czułość, z jaką wypowiedział jej imię, utrudniała zebranie
myśli.
- Żeby mieć syna, nie trzeba być żonatym - sprzeciwiła się słabo.
- To kwestia wyboru. Ja na przykład nie zamierzam mieć dzieci pozamałżeńskich.
- To nie należy do sprawy, panie Cullen.
- Mów mi Edward.
- Nie zamierzam...
Podszedł bliżej.
- Nie chcę, żebyś myślała... - zaczął.
- Nieważne, co ja myślę - ucięła. Rozpaczliwie starała się skupić na problemie. -
Derek po raz trzeci w ciągu tygodnia ugryzł dziecko. - Zerknęła na stos
dokumentów. - Akademia prowadzi surową politykę odnośnie do tego rodzaju
zachowań.
- Rozumiem. Ale on ma dopiero cztery i pół roku. Czy nie można zrobić wyjątku?
Być może nie zostałaś poinformowana o sytuacji, ale chłopiec miał ostatnio
trudne przeżycia i zapewne to jest przyczyną jego agresji. Gdy się to unormuje, on
także się uspokoi. To naprawdę dobre dziecko.
Stawiał ją w trudnym położeniu. Należy przestrzegać ustalonych reguł. Jeśli
zrobi wyjątek dla Dereka, będzie musiała postąpić tak samo z innymi dziećmi.
Nie dając mu jednak szansy, wywoła wrażenie, że mści się na nim za czyny
nikczemnego wuja.
- Porozmawiam z Derekiem i wyjaśnię mu, że nie wolno gryźć innych dzieci -
obiecał. Wyczuwając jej niezdecydowanie, podszedł do biurka i nachylił się do
niej. - Daj spokój, kochanie. Każdy zasługuje na drugą szansę.
Pamiętając o jego nagłym zniknięciu, nie zgodziłaby się z tym stwierdzeniem.
Jednak ten przeciągły teksański akcent sprawił, że zadrżała.
- No dobrze - zgodziła się wreszcie.
Jego bliskość działała jej na nerwy.
Dałaby wiele, żeby poszedł sobie z jej biura i pozwolił jej wreszcie odetchnąć. Poza
tym im dłużej z nią przebywał, tym większa była szansa, że zrozumie, dlaczego
przez kilka tygodni rozpaczliwie próbowała go odnaleźć. W tej chwili nie była
gotowa o tym mówić, nie w tym miejscu.
- Jeśli obiecujesz wytłumaczyć Derekowi, że nie wolno tak traktować kolegów,
dam mu ostrzeżenie - rzekła surowo. - Jednak następnym razem nie ujdzie mu to
na sucho.
- Zgoda. - Wyprostował się i włożywszy ręce do kieszeni, zakołysał się na piętach.
- Skoro mamy to załatwione, pozwolę ci teraz wrócić do pracy. - Posłał jej od progu
czarujący uśmiech. - Nasze spotkanie było bardzo miłą niespodzianką, Bello.
A świnie nauczyły się latać, warknęła w duchu, z trudem tłumiąc chęć głośnego
wypowiedzenia sarkazmu. Zanim zdążyła skomentować jego oczywiste kłamstwo,
wypadł z biura równie szybko, jak przybył.
- 3 -
730533154.005.png 730533154.006.png 730533154.007.png 730533154.008.png
Bella opadła na skórzany fotel. Co teraz będzie? - pomyślała.
Już dawno zaprzestała poszukiwań. Dziś dowiedziała się, dlaczego nie mogła go
odnaleźć. Anhtony Edwardarias po prostu nie istniał. To hotelowy magnat Cullen
trzymał ją w ramionach, kochał i... okłamał. A także mieszkał w mieście, do
którego się ostatnio przeprowadziła, jego siostrzeniec zaś uczęszczał do jej
przedszkola.
Ukryła twarz w dłoniach, próbując zebrać myśli. Nie miała pojęcia, co robić.
Wyraźnie nie spodziewał się ponownego spotkania z nią i zbytnio go ono nie
ucieszyło. Ona także nie była zachwycona sytuacją.
Zaburczało jej głośno w żołądku. Położyła na nim dłoń i przymknąwszy oczy,
starała się uspokoić. Popełniła błąd, ulegając czarowi Edwarda. I straciła tylko
czas, usiłując go odnaleźć. Właśnie udowodnił, że nie był tego wart.
Niepotrzebnie się łudziła, że otrzyma sensowne wyjaśnienie nagłego zniknięcia
przed z górą trzema miesiącami. Jakaż była naiwna i głupia! Nie było już
wątpliwości, że okazał się draniem, czego się zresztą spodziewała.
Przełknęła ślinę i sięgnęła po chusteczkę. Jej oczy niebezpiecznie zwilgotniały.
Przeprowadzka do Dallas miała być symbolicznym początkiem nowego życia.
Edward wszystko popsuł. Nie będzie umiała o nim zapomnieć, jeśli zamierzał się
od czasu do czasu pojawiać w Akademii.
Pociągnęła żałośnie nosem. Nie cierpiała się nad sobą użalać, jej łzy były także
jego winą.
Czując skurcz w żołądku, wyjęła z szuflady paczkę krakersów trzymanych na
takie okazje. Edward Cullen odpowiadał za jej szalejące hormony i inne przykre
problemy.
Najpilniejszym z nich było wymyślenie sposobu poinformowania największego
drania w Teksasie, że za pięć i pół miesiąca urodzi mu dziecko.
Edward wszedł do swego dyrektorskiego gabinetu w siedzibie Cullen Hotel and
Resort Group, wciąż jeszcze rozmyślając o nieoczekiwanym spotkaniu z Bellę
Swan.
Od czasu ich wspólnego pobytu w Aspen dużo o niej myślał, nie spodziewał się
jednak ponownie ją ujrzeć. A już zwłaszcza nie w przedszkolu, do którego zapisał
siostrzeńca.
Ni stąd, ni zowąd wpadł na kobietę, którą porzucił parę miesięcy temu.
Podszedł do biurka i zagłębił się w skórzanym obrotowym fotelu. Niewidzącym
wzrokiem omiótł zdjęcia luksusowego kurortu w Aspen, wykonane z lotu ptaka.
Dobrze pamiętał, że Bella powiedziała mu, że jest nauczycielką w przedszkolu w
San Francisco.
Dlaczego więc przeniosła się do Teksasu? I skąd wzięła pieniądze na zakup
najbardziej prestiżowego przedszkola w rejonie Dallas?
Podejrzewał, że maczali w tym palce jej starsi bracia bliźniacy. Wspominała mu,
że jeden jest wziętym adwokatem od spraw rozwodowych w Los Angeles, a drugi
właścicielem największej firmy budowlano-deweloperskiej na południu Stanów. Z
pewnością mogli sobie pozwolić na kupno przedszkola dla siostry. To przecież oni
zafundowali jej w prezencie urodzinowym tygodniowy pobyt w Aspen Cullen
Resort and Spa.
Skupiwszy wzrok na zdjęciu ośrodka w Aspen, Edward z uśmiechem wspominał
pierwsze spotkanie z Bellą. Jego uwagę zwróciła jej nieskazitelna uroda. Miała
twarz o porcelanowej cerze, okoloną ciemnokasztanowymi lokami, i cudowne
- 4 -
730533154.009.png 730533154.010.png 730533154.011.png 730533154.012.png
fiołkowe oczy. W trakcie wieczoru na Anhtonyiast docenił jej inteligencję i
poczucie humoru. Następnego dnia zostali kochankami.
Wciąż rozmyślał o najbardziej pamiętnym tygodniu swego życia, gdy do gabinetu
weszła siostra i zajęła miejsce na krześle dla gości.
- Czy rozmawiałeś z panią Montrose o Dereku? - zaczęła bez wstępów, opierając
laskę o kant biurka. - Od wypadku wykazywała duże zrozumienie dla jego
trudnego zachowania.
- Helen Montrose odeszła na emeryturę, Alice.
- Ach, tak? - W głosie siostry słychać było panikę. - Kto zajął jej miejsce? Co teraz
będzie? Czy wytłumaczyłeś tej osobie, że Derek jest dobrze wychowanym
chłopcem...
- Nową właścicielką i dyrektorką jest Bella Swan - odrzekł, badawczo
przyglądając się siostrze. Bywały dni, gdy skutki koszmarnego wypadku
ujawniały się na jej znużonej twarzy. - Obiecałem, że porozmawiam z Derekiem.
Nic mu nie będzie, chyba że znów pogryzie kolegę.
- To dobrze. - Alice wydała westchnienie ulgi. - Wkrótce nasze życie wróci do
normy i jestem pewna, że to wpłynie na poprawę jego zachowania. Odkąd zdjęli
mi gips, mały jest spokojniejszy.
W wypadku Alice doznała złamania obu kończyn, pęknięcia żeber i obrażeń
wewnętrznych. Edward nalegał, żeby wraz z synkiem przeprowadziła się do
niego. Nie byłaby w stanie zaopiekować się sobą i żywym jak srebro malcem.
- Jak przebiega terapia? - spytał z troską, zauważywszy, że skrzywiła się,
zmieniając pozycję na krześle.
- Jest znaczna poprawa w stosunku do oczekiwań, ale to nie ćwiczenia są
przyczyną bólu - wyjaśniła. - Wszystkiemu winna pogoda. Od wypadku potrafię
przepowiadać deszcze lepiej niż barometr.
Odwrócił się i spojrzał na czyste błękitne niebo z oknem.
- Dzień jest raczej ładny...
- Kolana mówią mi, że będzie lało - odparła, krzywiąc się z bólu. - Więc lepiej
pamiętaj o parasolu.
- Dobrze - rzekł ugodowo. - Jeśli wolisz odpocząć, pojedź do domu, a ja poproszę
Mike'a, żeby odebrał Dereka z przedszkola.
Alice skinęła głową i z trudem podniosła się z krzesła, sięgając po laskę.
- To dobry pomysł. Obiecałam upiec dla niego ciasteczka cynamonowe na
podwieczorek. Chętnie się przedtem zdrzemnę.
- Nie przepracowuj się czasem.
- Nie martw się o mnie - odrzekła ze śmiechem.
- Jadę na weekend na ranczo - powiedział. - Może weźmiesz Dereka i pojedziesz
ze mną? - Ranczo, na którym się wychowali, leżało na północ od miasta. Oboje
lubili tam wypoczywać.
Potrząsnęła głową i rzekła:
- Dzięki, ale skoro już niemal doszłam do siebie, wolę poświęcić czas Derekowi.
Poza tym wiesz, jak tam wygląda w czasie ulewy. Nie chcę tkwić w oczekiwaniu,
aż woda opadnie. Pozdrów Mattie i powiedz jej, że wkrótce przyjadę.
- Zostawię ci Mike'a z limuzyną, może zmienisz zdanie.
- Raczej na to nie licz. - Roześmiała się i wyszła z gabinetu.
- 5 -
730533154.013.png 730533154.014.png 730533154.015.png 730533154.016.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin