nr4 2000.docx

(62 KB) Pobierz

Okładka - kliknij by otworzyć (44 kB)

 

Do  PZA

Do Serwisu ...

Kilka słów o traktowaniu

Zamiast wstępu

Robert Ginglas


Od pewnego czasu coś ruszyło się w akwarystyce. Zaczęły się ukazywać akwarystyczne periodyki, powstał ogólnopolski, ogólnie dostępny Serwer Akwarystyczny a także grupa dyskusyjna w internecie. Dobrze, że tak się dzieje. Przyciąga to coraz więcej ludzi do naszego pięknego przecież, hobby. Otrzymują oni informacje dość rzetelne i pokrywające się z ich zainteresowaniami.

Coraz częściej jednak zaczyna zarysowywać się różnica na tych lepszych i tych... Pewnie co niektórzy czytający okrzykną mnie profanem i zaczną odżegnywać od czci i wiary. Wytoczą ciężkie armaty i zacznie się wojna na fakty.

Nie chciałbym do tego doprowadzić, ale może by ostudziło to co niektóre gorące głowy, więc przytoczę kilka przykładów. Przedtem jednak chciałbym zapewnić wszystkich, że moim zamiarem jest łączenie a nie jątrzenie i kłótnie. Fakty, które przytoczę nie maja na celu rozdrapywania ran, ale chciałbym by służyły zastanowieniu i dalszej wspólnej sprawie, a cel mamy jeden - AKWARYSTYKA.

Może na początek coś z internetu. Jak już pisałem wcześniej z inicjatywy kilku osób i PZA przed kilkunastu miesiącami powstał Serwer Akwarystyczny. W zamyśle miał to być serwer, do którego dostęp mieli mieć wszyscy zainteresowani akwarystyką. Każdy, kto ma coś do powiedzenia w akwarystyce może tu znaleźć swoje miejsce i chyba tak jest obecnie. Nie miejsce tu, by wymieniać co się na serwerze znajduje. Jeśli czegoś brakuje, to na pewno znajdą się chętni by to uzupełnić. Jest to więc serwis akwarystów i dla akwarystów.

Znaleźli się tu więc hobbyści, którzy nadali tej idei sens. Wszyscy zainteresowani robią to bezinteresownie, niejako w "czynie społecznym" nie czerpiąc z tego żadnych korzyści. Należy ich pochwalić za to i oddać im cześć. Akwaryści mają korzyść z tego, zaglądając na serwis i znajdują to, co ich interesuje. I tak to było pomyślane. Serwis jest wspólnym tworem i ma służyć każdemu. Początkowo serwis miał domenę firmy, która użyczyła nam serwera, z czasem jednak na skutek sugestii poszczególnych internautów - akwarystów jeden z organizatorów zarejestrował domenę: akwrium.org.pl, za którą musiał zapłacić z własnej kieszeni. Zaraz bezwiednie i spontanicznie znaleźli się akwaryści, którzy dobrowolnie zrobili składkę - zrzutkę i refundowali poniesione koszty. Tak właśnie widzę wspólne działanie, ciche, bez fanfar i rozgłosu.

Nie zawsze jednak tak jest. Kilka razy przeczytałem m in. w "Naszym Akwarium", gdzie autor pisze w swych artykułach np.: "Oficjalnym" medium publikacji materiałów opracowanych przez członków IZA - Internetowy Związek Akwarystów - nieformalna grupa akwarystyczna - jak sami się nazywają (przyp. autora) - jest wspomniany już współredagowany przez kilkanaście osób Serwis Akwarystyczny..." Nic dodać nic ująć.

W innym z artykułów w NA autor dzieli akwarystów na tych: "starej daty", czyli tych "be" - niereformowalnych i... tych mających dostęp do komputera i Internetu. Nie będę przytaczał tu innych określeń odnoszących się do akwarystów starej daty. Zarzuca się im ukrywanie swojej wiedzy, często niechęć do nowinek, nowych technologii itp.

Jak w przybliżeniu obliczam w kraju naszym jest kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt tysięcy akwarystów, a jeszcze więcej miłośników takich, co to na początek mają jedną rybkę w słoiku, a później stają się zapaleńcami. W internecie czynnie działa kilkadziesiąt, no może, z naddatkiem, dwieście akwarystów, ponadto dość spora grupa odwiedza "akwarystyczny Internet", chociaż się nie ujawnia "na grupie", razem może będzie tego tysiąc, no może dwa, nie będę wdawał się w szczegóły. Jaki to jest odsetek w stosunku do tych, którzy do Internetu z różnych przyczyn dostępu nie mają.? - kilka (?) - kilkanaście procent? Kto więc tworzy akwarystykę? Dla kogo produkują producenci a handlowcy sprzedają akwarystyczne towary. Dla akwainternautów wystarczyłby jeden sklep nawet wysyłkowy. Cała reszta to szara rzesza skromnych, lepszych, gorszych, często właśnie dzielących się swymi sekretami, i otwartych, służących pomocą innym, akwarystów. I chociaż autor artykułu w końcówce mnie imiennie pochwalił i pokazał jako chlubny wyjątek nie utożsamiam się z jego poglądami. Należę do tej grupy ze "starej daty", bo i wiek i poglądy mamy podobne. Wiem jednak ile może dać Internet, wiem i dlatego jestem tam obecny. Znam jego rolę oświatową, propagandową, możliwość wzajemnej szybkiej pomocy, szerokich wzajemnych kontaktów z całym światem, praktycznie same plusy. Dlaczego wobec tego nie wszyscy się do niego garną? I choć pytanie jest proste, to odpowiedź dość skomplikowana.

Sam zachęcam wielu kolegów, o których wiem, że mają dostęp do Internetu by się pokazali na stronach, na dyskusyjnej grupie akwarystycznej. Nie robią tego lecz od czasu do czasu tam zajrzą i ... często są rozczarowani. Może nie wszystkim, ale często formą i treścią dyskusji na grupie, ... na przykład.

Często nie mają czasu czy umiejętności, by poserfować w internecie, lub w natłoku codziennych, czasem brak im też pieniędzy - internet to koszty. Starsi ludzie liczą "szmal" bardzo dokładnie i nie zawsze ich na to stać.

Daleki jestem od dyskryminacji młodzieży, a ci przede wszystkim działają w Internecie, sam się do nich garnę, widzę w nich tych, którym przekażemy pałeczkę, ale też chcielibyśmy wymagać troszkę szacunku. "Starodatowcy" działali w ciężkich warunkach. Najczęściej sprzęt, który dzisiaj można dostać w każdym niemal sklepie musieli robić we własnym zakresie. Zrzeszali się w grupy akwarystyczne nie po to by dyskutować o polityce, ale po to by sobie pomagać, przekazywać doświadczenia, uczyć się wzajemnie, wymieniać materiał hodowlany itp.

Oburzył mnie zarzut chowania tajemnic przez starodatowców dla własnego użytku, bez chęci podzielenia się z innymi. Na pewno byli i tacy, ale przecież wydawane było czasopismo "Akwarium", gdzie pisali głównie akwaryści. Dzisiaj "Akwarium" wydawane jest " w czynie społecznym" - piszą w nim dalej, często ci sami zapaleńcy. Dzielą się swymi doświadczeniami nie otrzymując za to ani złotówki. Czy to jest właśnie przykład tych bojących się konkurencji, trzymających swą wiedzę tylko dla siebie?

Ci starzy akwaryści pomimo "ciężkich czasów" w akwarystyce w latach dziewięćdziesiątych, w wielu wypadkach trzymają się razem. W dalszym ciągu działają różnego rodzaju stowarzyszenia, kluby, oddziały PZA, w których w przeważającej części prym wiodą właśnie akwaryści "starej daty" i nie dlatego, że nie chcą oddać " władzy", bo jakaż to władza, głownie praca i nierzadko kłopoty. Nie zawsze starcza im siły do ciągnięcia tego wozu, ale robią to z myślą przekazaniu go młodszym, a młodsi... często wypinają się na ich trud i wyszydzają, a to, że w klubie zbiorniki nie utrzymane w czystości, a to, że w zarządzie sami starzy itd.

Niedawno toczyła się "na grupie" zażarta dyskusja, gdzie zarzuciłem (nie wszystkim) akwainternautom, że bardzo łatwo krytykować siedząc za klawiaturą, trudniej jednak samemu wziąć się za fizyczną pracę w klubie czy oddziale. Nie będę przytaczał mnogości argumentów i gorzkich słów, które spadły na moją łysą głowę. Przyznam się szczerze, że zrobiłem to z premedytacją. Specjalnie włożyłem kij w mrowisko, tak jak robię to dzisiaj pisząc ten artykuł.

Wierzcie mi, że doceniam i szanuję młodzież, widzę w nich naszych następców, tych, którzy wezmą trudy propagowania akwarystyki na swoje barki. Widzę, że dadzą sobie radę. Wiem, że młodość ma swoje prawa, jest buńczuczna, agresywna i taka powinna być. Dawniej też tak było, ale nie byliśmy obraźliwi i nie wypinaliśmy się na doświadczonych, prawda, może trochę nieprzystających do naszych wyobrażeń kolegów. Oni wiedli prym i choć często nam się to nie podobało, to staraliśmy się dyskutować, przekonywać, zmienialiśmy "kierowców" i choć często jechaliśmy zygzakiem to jednak kierunek był na tyle słuszny, że dzisiaj odradza się akwarystyka i to w wielu różnorakich formach, bo przecież miejsce znajdzie się dla każdego.

Na zakończenie, byście czytelnicy nie pomyśleli, że pisze to jakiś facet z żółcią wylewającą się z uszkodzonego woreczka, chciałbym zakończyć optymistycznym akcentem. Internet jest na pewno przyszłością najbliższych lat. Zrozumiałem to już dawno. Tak się złożyło, że w naszym kraju przeważają młodzi Internauci. Nie dziwię się przeto, że oni nadają ton serwisowi akwarystycznemu. Tak to miał być i mam nadzieję, że tak zostanie.

Proszę czytelników by nie obrażali się na mnie za me opinie, a nawet jeśli, to przecież opinia jednego, nie jest wykładnią opinii wszystkich. Najważniejszą sprawą dla nas jest akwarystyka i dla niej róbmy coś pożytecznego bez względu na to czy osobiście kogoś lubimy, czy też nie. Mam nadzieję, że "zobaczymy" się w Internecie.

 

Gupiki Endler'a

/Poecilia species /

Ryszard PATRYAS

Czy gupiki Endler'a są oddzielnym gatunkiem, nie tożsamym z Poecilia reticulata? Gdzie znajduje się ich siedlisko? W jaki sposób trafiły do akwariów? Dlaczego również nazywane są żyworódkami Endler'a? Przed podjęciem próby odpowiedzi na pytania warto opisać te ryby, jak wyglądają obecnie. Samce są niewielkie, szczupłe, o długości do 2 cm

Wszystkie są ubarwione prawie identycznie. Wzdłuż ciała, od oczu aż do płetwy ogonowej, usytuowane są podłużnie, czarne plamy przechodzące w czerwonoróżowe a między nimi niebieskozielone. Wszystkie plamy są identyczne i mają metaliczny odblask. Promienie płetwy ogonowej, dolny i górny, tworzą czerwonoróżowe miecze czarno obramowane. Chociaż tylko dolny promień jest mieczem do końca płetwy a górny tylko do połowy, to zdarza się coraz częściej, że miecze są równe i wykazują tendencje do wyrastania poza płetwę ogonową. Płetwa grzbietowa jest krótka, tępo lub ostro zakończona i często kolorowa. Intensywność ubarwienia ciała zmienia się w zależności od samopoczucia ryby. Samice są bezbarwne, jasnoszare i dorastają do 3 cm, lub więcej. Rodzą od kilku do 20 młodych w odstępie 1 miesiąca. W akwarium ryby te zachowują się identycznie jak gupiki, a samce wykazują duże zainteresowanie samicami gupików, preferują jednak własne samice. Jean C. SANGLEBOEUF na łamach "Le Vivipare" [3/99, kwartalnik wydawany we Francji] podobnie opisał samce gupików Endler'a, chociaż bardziej szczegółowo. Zamiast jednak barwy czerwonoróżowej wymienił barwę silnie pomarańczową i dodatkowo żółtą na niektórych plamach. Tak też ryby wyglądają na okładce pisma. Samice są bardziej wydłużone i mają plamkę ciążową mniejszą niż u gupików. Wspomniany autor nawiązał kontakt z odkrywcą tych ryb, którym jest prof. dr John A. ENDLER - biolog, genetyk i ekolog z Cornell University w USA /obecnie na emeryturze/.

Przekazał on informację o tym, w jaki sposób zostały znalezione. W roku 1975, w północno - wschodniej Wenezueli, w pobliżu miasta Cumana znajdowało się niewielkie jezioro słonowodne o nazwie "Laguna de Patos". Było ono oddzielone od oceanu zaporą z piasku. Do jeziora wpływały liczne strumienie ze słodką wodą. Woda była ciepła /27oC /, twarda i zielona, ponieważ zawierała liczne glony jednokomórkowe. Opisywane nowe ryby współwystępowały z normalnymi gupikami, typowymi dla tej strefy, które tu były mniej liczne. Według prof. J. Endler'a gupiki preferują wody płynące, przejrzyste i bardziej chłodne /25oC /. Kilka egzemplarzy złowionych ryb prof. J. Endler przekazał do Muzeum Historii Natury Ameryki doktorowi Donn Eric Rosen'owi, który nie zdążył ich przed swoją śmiercią zidentyfikować. Ryby te trafiły do ich wspólnego przyjaciela dr Klausa KALLMAN'A z nowojorskiego Akwarium, znanego genetyka ryb. Następnie dr K. Kallman nowe ryby zaprezentował w kręgach niemieckich akwarystów. Nie powiedział wówczas tego prof. J. Endler'owi, ale nadał rybom nazwę "żyworódki Endler'a", lub gupiki Endler'a. Począwszy od akwaryakwarystów niemieckich nazwa ta rozprzestrzeniła się po całej Europie a prof. J. Endler nie słyszał o niej więcej aż do lat osiemdziesiątych, kiedy jeden z kolegów angielskich zapytał go o "żyworódki Endler'a". Z Europy rybki te rozpowszechnione zostały w Ameryce, w Japonii i dalej. Na podstawie zdjęć, które prof. J. Endler widział w książce o gupikach japońskich, powiedział, że zostały one po prostu skrzyżowane ze zwykłymi gupikami / populacja pierwotna mogła się krzyżować w laboratorium tylko w bardzo niewielkim stopniu /. Utraciły one czarne płetwy piersiowe / obecne wyłącznie u 20 % osobników pierwotnych /, oraz większość złotych odblasków, które otaczały kolorowe plamy. Obecnie mają mniej ostry i pociągły kształt ciała i płetw, raczej taki, jak klasyczne gupiki. Prof. J. Endler nie pracuje już nad gupikami Endler'a aby analizować zagadnienia genetyczne i ewolucyjne. Preferuje zwykłe gupiki, które dają początek populacjom bardziej zróżnicowanym. Prof. J. Endler twierdzi, że gupiki End ler'a nie są tożsame z gupikami Poecilia reticulata, lecz stanowią całkowicie osobny gatunek i, że wkrótce zostaną opisane przez niemieckiego taksonomistę. Obecnie usytuowane obok jeziora "Laguna de Patos" miejskie wysypisko stanowi silne zagrożenie dla naturalnego siedliska gupików Endler'a, o ile już nie zniszczyło. A to jedyne miejsce gdzie występowały te ryby. Profesor sądzi, iż mogłoby istnieć inne siedlisko w miejscu gdzie półwysep Paria łączy się z kontynentem, ale nie udało mu się go znaleźć. Być może, że ktoś je znajdzie któregoś dnia. Tymczasem w jednym z wcześniejszych numerów pisma / La Vivipare 2/98? / Jean. C. Sangleboeuf, dzięki przyjacielowi Christianowi Willig z "Aquarium Tropical" w Nancy informuje, że dr Paul LOISELLE, konserwator słodkiej wody w Akwarium w Nowym Jorku, wyłowił kilka gupików Endler'a w strumieniach obok miasta Cumana w Wenezueli. ]

Należy zaznaczyć, że odkrywca ryb prof. J. Endler na początku, t. j. w roku 1975 nie wiedział, że te same ryby zostały już złowione wcześniej, w latach trzydziestych, przez Franklina F. Bond'a.

W Polsce gupiki Endler'a pojawiły się po raz pierwszy w 1986 r. /lub 1987/ na międzynarodowym konkursie gupików w Tychach. Przywiózł je wówczas prezydent DGF Günter Tischmann z Berlina. Utrzymywane były kilka lat. Powstało wiele krzyżówek. Najlepsze, jako przepiękne dwumiecze /z dominującym ubarwieniem gupików Endler'a /, były prezentowane na konkursach, uzyskując wysokie noty. Po raz drugi pojawiły się w roku 1998 w Gliwicach w hodowli doświadczonego akwarysty Jana Hechta. Przywiózł je Manfred Fibich z Florstadt w Niemczech. Zastanawia dlaczego w opisie Jean'a C. Sangleboeuf samce gupików Endler'a są pomarańczowe podczas kiedy, te w Polsce, zarówno wcześniejsze jak i późniejsze, są czerwonoróżowe. Ciekawostką jest to, że na światowym konkursie gupików w Wiedniu /18. 06 - 02.07. 2000 r. / wystawiono po raz pierwszy gupiki o nazwie "dwumiecz szary, Endler". Wystawcami byli : dr Wolfgang Loch z Niemiec i Vaclaw Buzek z Czech. Trójki samców otrzymały wysokie noty 80 i 73 pkt. Byłoby to wskazówką, że jednak, pomimo wyrażanych niekiedy wątpliwości, udaje się hybrydyzacja. A zatem wiemy już gdzie znajduje się siedlisko gupików Endler'a, jak trafiły do akwariów, dlaczego nazywane są gupikami, lub żyworódkami. Czy jest to całkowicie odrębny gatunek z rodzaju Poecilia? Na to pytanie nie możemy jeszcze odpowiedzieć w sposób jednoznaczny.

 

To i owo o tęczankach

Część II

Stanisław Lis


Część I ukazała się w numerze 1/00 (129)

Planując zbiornik dla tęczanek należy mieć na uwadze, że są to ryby stadne i aktywne. Stąd też konieczność pozostawienia w akwarium odpowiednio dużej, wolnej od roślin przestrzeni, w której nasze ryby "będą mogły się wyszaleć". Dotyczy to szczególnie środkowych partii wody. W warunkach naturalnych zamieszkują one wody obfitujące w dużą ilość roślin, w których składają ikrę. Odbywa się to szczególnie w kępach roślin drobnolistnych lub zwisających luźno korzeniach roślin pływających. Stąd też należy takimi roślinami obsadzić tył i boki zbiornika. Środkową część zbiornika można obsadzić roślinami niskimi np. Echinodorus tenellus, E. quadricostatus czy Sagitaria subulata var. pusilla. W małych zbiornikach można te obszary obsadzić Lilaeopsis sp. lub Glossostigma elatinoides, które w odpowiednich warunkach tworzą piękne, pokrywające dno kobierce. W każdym zbiorniku niezastąpionym wydaje się być, ostatnio mało popularny Mech jawajski - Vesicularia dubyana.

Wymagania dotyczące wolnej przestrzeni sprawiają, że konieczne jest zastanowienie się nad wielkością zbiornika. Nie można jednoznacznie określić, jaki powinien być, gdyż jest to uzależnione od ilości sztuk i osiąganych przez nie rozmiarów. A te są różne. Niektóre, jak filigranowe Iriatherina werneri są niewielkie (do 5 cm) i z powodzeniem mogą być trzymane w małych (ok. 60 cm długości) zbiornikach. Dla nieco większych (7 - 8 cm) i bardziej ruchliwych tęczanek (M. praecox -tęczanka neonowa, M. maccullochi - tęczanka mniejsza) zbiornik powinien mieć minimum 80 cm długości. Dla średniej wielkości (ok. 10 cm) gatunków (np. M. boesemani, M. trifasciata) powinien być to zbiornik o długości ok. 100 cm. Największe tęczanki, dorastające do 15 cm (np. G. incisus) należy trzymać w zbiornikach o długości przekraczającej 120 cm. W mniejszych zbiornikach ryby te są znacznie mniej aktywne. Chcąc jednak uzyskać naprawdę wspaniały efekt, zbudujmy zbiornik jak najdłuższy, szeroki, niekoniecznie wysoki - ok. 50 cm (Tęczanki przemieszczają się głównie w poziomie, zajmując przy tym środkowe partie toni wodnej) i umieśćmy w nim kilka różnych grup tęczanek. Najlepiej różniących się pokrojem ciała i ubarwieniem. Przy odrobinie zachodu można w naszych sklepach zoologicznych znaleźć kilka ich gatunków (w ciągu ostatniego półrocza widziałem w sprzedaży 9 gatunków). Naprawdę warto!

Wspomniałem w poprzednim akapicie, że są to ryby stadne. Jest to może trochę przesadzone stwierdzenie, ale zdecydowanie lepiej się czują hodowane w małych grupach niż parami. Moim zdaniem najmniejsza grupa tęczanek to 5 sztuk (3 samce i 2 samice). Spróbuję to uzasadnić. Samce są dość energiczne i ciągle zainteresowane samicami. W przypadku posiadania jedynie jednej pary określonego gatunku może dojść do sytuacji, w której samiec w swojej zapalczywości zamęczy samicę. Nie musi się to skończyć śmiercią, ale będzie ona osłabiona ciągłymi zalotami i będzie się starać ukryć w roślinach lub rogach akwarium. Stąd większa liczba samic. Dlaczego jednak aż trzy samce? Otóż samce rywalizując o względy samicy prezentują się nad wyraz okazale. W obecności rywala prężą swe ciało, mają intensywniejsze ubarwienie. Szczególnie pięknie na tym polu wypadają samce I. Werneri, których napięte do granic możliwości długie, pierzaste płetwy są naprawdę okazałe. Jednak w przypadku posiadania 2 samców agresja silniejszego jest ciągle skierowana na tego drugiego. Chcąc "ulżyć jego doli" należy dołączyć jeszcze jednego, co rozładuje agresję na dwa słabsze. Oczywiście w takiej sytuacji (3 samce) można wpuścić większą liczbę samic (np. 4), ale jak wspomniałem 3 samce i 2 samice to moim zdaniem niezbędne minimum.

Tęczanki są rybami o tzw. tarle ciągłym, tzn. w okresie tarła składają codziennie (najczęściej rano tuż po zapaleniu światła) odrobinę ikry, która rozrzucona w kępach roślin lub luźno zwisających korzeni (np. Microsorum pteropus - Mikrozorium skrzydlate) przyczepia się do nich. Ikrę tą można następnie przenieść do innego zbiornika i w ten sposób dochować się narybku. Proces ten często odbywa się bezwiednie. Często przenosząc rośliny z jednego zbiornika do drugiego niechcący przenosiłem również ikrę. W trakcie tarła samce mają naprawdę imponujące ubarwienie, pływają z napiętymi płetwami. Barwy na ich ciele często migoczą zmieniając swą intensywność kilka razy na sekundę. Starają się przyciągnąć uwagę samic i zwabić ją w kępę roślin. U wielu gatunków tęczanek w czasie tarła, na grzbiecie samca pojawia się jasny pas biegnący od pyska do płetwy grzbietowej. Ikra złożona w zbiorniku ogólnym jest często zjadana. Chcąc więc uzyskać większą ilość czystego genetycznie narybku, należy do tarła przeznaczyć osobny zbiornik, w którym parametry wody są takie same jak w akwarium ogólnym. Temperaturę wody ustalamy na ok. 28 0C. Może być to zbiornik pozbawiony podłoża, ale koniecznie musi być wyposażony w dobry system filtracyjny. Jako substratu dla ikry można użyć roślin pływających o silnie rozwiniętych systemach korzeniowych - Ceratopteris sp - Różdżyce (popularne paprotki)., Pistia stratiotes - Pistia (Topian osokowaty), lub wykonanego z włókien syntetycznych pompona o długości ok. 30 cm. Ilość nitek pompona nie powinna być zbyt duża. Zupełnie wystarcza 10 - 16 szt. Pompon przyczepiamy do kawałka styropianu i pozwalamy mu swobodnie unosić się w wodzie. Do tak przygotowanego zbiornika wpuszczamy wybraną parę lub lepiej grupę tęczanek. Rozród grupowy jest bardziej zbliżony to naturalnego. Zwykle po zadomowieniu, które trwa ok. 1 - 2 dni ryby przystępują do tarła. Samce starają się zaimponować samicom demonstrując przepiękne ubarwienie, pływają nerwowo w okolicach wcześniej wybranego rejonu tarliskowego. Jeżeli samica zaakceptuje te zaloty, wpływa do "miejsca poczęcia". Tuż za nią podąża samiec. W momencie złożenia ikry, ryby stykają się brzuchami. Uwalniana wtedy ikra przyczepia się do substratu. Zarówno w przypadku pompona jak i roślin codziennie wymieniamy substrat na nowy, a ten z ikrą przenosimy do zbiornika lęgowego. Uchronimy się w ten sposób ikrę przed zjadaniem przez tarlaki. Ikrę wraz z substratem umieszczamy w specjalnym zbiorniku lęgowym, w którym parametry wody są identyczne z tymi w zbiorniku tarliskowym. Wielkość takiego zbiornika jest zależna od rozmnażanego gatunku jak i od przewidywanej ilości narybku. Np. 100 szt. narybku M. beosemani można podhodować do rozmiarów ok. 1 cm w 5 litrowym zbiorniku przy ok. 20% stratach, natomiast w przypadku 20 szt. narybku w M. fluviatillis w takich samych warunkach straty mogą sięgać 70%.

W celu wywołania delikatnego ruchu wody możemy użyć napowietrzacza, lub w większych zbiornikach delikatnie pracującego filtra (np. gąbkowy), którego wylot kierujemy na ikrę. Zbiornik nie powinien być jasno oświetlony. Najlepiej zapewnić jedynie dostęp rozproszonego światła dziennego. W trakcie rozwoju ikry, trwającego z reguły od 6 - 9 dni (zależne od gatunku i temperatury wody) należy usuwać pleśniejące ziarna. Po zresorbowaniu zawartości woreczka żółtkowego narybek zaczyna poszukiwać pożywienia i zajmuje w tym czasie górne partie wody, nie opuszczając się zwykle poniżej 1 cm licząc od powierzchni. Od tego czasu należy rozpocząć karmienie. Częstotliwość karmienia powinna być wysoka - co kilka godzin. W zależności od gatunku opuszczający osłony jajowe narybek jest różnej wielkości. Względnie duży narybek M. boesemani czy M. splendida inornata można prawie od razu karmić świeżo wylęgłymi larwami solowca (...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin