Najlepsza cząstka - opowieść o Matce Franciszce Siedliskiej - Jan Dobraczyński.txt

(147 KB) Pobierz
Jan Dobraczy�ski
NAJLEPSZA CZ�STKA
OPOWIE�� O MATCE FRANCISZCE SIEDLISKIEJ
INSTYTUT WYDAWNICZY PAX 1982

SPIS TRE�CI
Od autora
1. Ojciec
2. Spowiednicy
3. Amor sacro i amor profano
4. Nazaret
5. Droga
Od wydawcy



W marcu i w kwietniu 1947 by�em w Rzymie po raz pierwszy w �yciu. Szuka�em
tutaj znajomo�ci z kamieniami i z lud�mi. D�ugie godziny przesiedzia�em na
Forum, na schodach Santa Maria in Aracoeli, na Pincio, pod �ukiem Sewera.
Zaznajomi�em si� z zielonymi jaszczurkami rzymskimi, ze z�otymi kamieniami
mozaikami, z. b��kitnym niebem rozpi�tym nad sto�kami cyprys�w. Wodzi�em
dr��cym ze wzruszenia palcem po zarysie startych przez wieki liter.
Pokocha�em kamienie rzymskie. Ale przecie� - jak mi si� zdaje - nie
straci�em tak�e z oczu ludzi.
Chodzi�em z nimi po s�onecznych ulicach, siada�em na twardych sto�kach
tawern i osterii. S�ucha�em tego, co m�wili, s�ucha�em czujnie. Kamienie s�
bardzo ciekawe - cz�owiek zawsze ciekawszy.
Pewnego dnia ogarn�a mnie ch�� spojrzenia w samo serce cz�owiecze�stwa:
postanowi�em uda� si� pod Foggi� do �wi�tobliwego stygmatyka o. Pio.
Wsiad�em wczesnym rankiem do autobusu jad�cego do Neapolu. Jecha�em przez
Albano, Terracin�, Formie. Kiedy jednak znalaz�em si� w Neapolu, poch�on�y
mnie tajemnice Pompei i b��kitny zwid Capri. Zosta�em na zbocza g�ry
Tyberiusza i nie pojecha�em zobaczy� cz�owieka, kt�ry b�ogos�awi�
przybysz�w krwaw� d�oni�. Potem wr�ci�em do Rzymu. � A jednak znalaz�em
Cz�owieka... Znalaz�em go na ma�ej uliczce - na via Machiavelli. Pewnego
kwietniowego dnia otworzy�y si� przede mn� drzwi, na kt�rych napisano:
klauzura. Szed�em po w�skich schodach, po kt�rych nie st�pa nigdy obcy.
Potem, na pi�trze, wszed�em do ma�ego pokoiku.
By� niebieski, jasny, wzruszaj�cy. Mieszka�y w nim powaga i cisza. Spoza
otwartych drzwi p�yn�y ku mnie zapachy drzew migda�owych i glicynii,
s�ycha� by�o �a�osne poszczekiwanie psa. Szum miasta zamiera� tutaj, i
tylko s�o�ce wpada�o do �rodka jasn� fal� i k�ad�o si� plamami na kamiennej
pod�odze, bieg�o ku ma�emu, bia�emu ��ku, nad kt�rym wisi krwawy krzy�, a
obok widnieje cierniowa korona.
Na tym ��ku umiera�a przed laty matka Maria Franciszka Siedliska. Jedna z
tysi�cy zakonnic, kt�re �yj� i modl� si� w �wi�tym mie�cie. �yj� i umieraj�
nieznane - nieznani �o�nierze Wielkiej Sprawy. Ale matka Franciszka nie
tylko �y�a i zmar�a w Rzymie. W mie�cie, w kt�rym Horacy pisa�
niezapomniane non ornnis morior, pozosta�o po matce Franciszce co� wi�cej
ni� dom na via Machiavelli, co� wi�cej ni� nowe zgromadzenie zakonne, co�
wi�cej ni� nie naruszona przez czterdzie�ci pi�� lat cela, co� wi�cej ni�
zapiski, listy, dzienniczek. Pozosta�o cz�owiecze�stwo, jedyne, kt�re si�
liczy, kt�re w ostatecznym rachunku ludzko�ci jest co� warte. �ycie -
�wi�tego...
Kiedy� matka Maria Franciszka zostanie og�oszona �wi�t�. Dzi� jeszcze nie
wolno mi u�ywa� przymiotnika �wi�ty inaczej, jak tylko pami�taj�c o
wszystkich zastrze�eniach Ojca Sw. Urbana VIII. Pami�tam o tym. O�mielam
si� jednak wzywa� t� �wi�to�� do ujawnienia si�. �wi�ci nie zawsze chc� o
sobie da� zna�. Trzeba ich wo�a� i zaklina�. Wi�c wo�am i zaklinam.
Prosz�...
To, co tutaj napisa�em, jest pr�b� ukazania cz�owieka, kt�ry idzie do
�wi�to�ci. "Istot� sko�czon�, kt�ra idzie ku niesko�czono�ci" - jak pisa�
Contardo Ferrini, "�wi�ty we fraku", w�oski prawnik z drugiej po�owy XIX
wieku kanonizowany w�a�nie w tym czasie, gdy przebywa�em w Rzymie. Nie moim
b�dzie udzia�em pokazanie jak do niesko�czono�ci doszed�. My, pisarze,
tylko do pewnej chwili mamy prawo towarzyszy� krokom �wi�tego. U-miemy
malowa� �yciowe wysi�ki. Tajemniczy poryw �aski wymyka si� naszej
umiej�tno�ci. �aski nie potrafimy zobaczy�. Mo�emy j� tylko przeczu�. Ale i
przeczucie �aski jest ju� �ask�...
Czy dzi� s� �wi�ci? S�. Trzeba ich tylko poszuka�. Lecz nie szukajmy
efekt�w �wi�to�ci. Im spo�ecze�stwo jest ch�odniejsze, im
gorliwsza jest pogo� za sensacj� i za zyskiem, tym �wi�to�� wypowiada si�
ciszej. Cud nie jest dla tych, kt�rzy nie chc� patrze�. Cud - m�j Bo�e -
ca�e �ycie �wi�tych jest cudem. Odnajd�my jednego z nich, a nagle
przekonamy si�, �e doko�a niego dokonuj� si� setki cud�w. Tylko my nie
umiemy ich zobaczy�.
A potem przychodzi niebywa�y dzie�, gdy na plac przed Bazylik� Sw. Piotra
sp�yn� niezliczone t�umy. St�pania tysi�cy zag�usz� szmer fontann i
wstrz�sn� portykiem Berniniego. Czarna fala ludzka pop�ynie po schodach.
Nape�ni olbrzymi� sie�, a potem wleje si� do ko�cio�a. Wysokie �ciany
g��wnej nawy, zwie�czone postaciami �wi�tych, b�d� si� rozst�powa�y.
Dziesi�tki tysi�cy znajd� dla siebie miejsce za dwuszeregiem ubranych w
�owickie barwy gwardzist�w. Ludzie patrze� b�d� na ubrany w pontyfikaln�
tiar� i w p�aszcz pos�g �w. Piotra. Na czerwone trybuny, na obrazy
przedstawiaj�ce dwa, uznane za decyduj�ce, cuda. B�d� zwracali g�owy
niecierpliwie w stron�, sk�d ma nadej�� poch�d. Nadejdzie w ko�cu. W�r�d
krzyk�w ludzi, kt�rzy nie umiej� pohamowa� swego zapa�u, wysoko, nad
g�owami pojawia si� bia�a posta�, b�ogos�awi�ca t�um. Wok� wznosz� si�
r�ce, migaj� chustki, kapelusze, krzyk bije o mury. Bia�a posta� p�ynie
�rodkiem ko�cio�a niezwykle lekko. Dop�ywa do o�tarza. Ch�r �piewa. A�
wreszcie nadchodzi chwila, gdy papie� zaczyna m�wi� modlitw� do nowego
�wi�tego - do �wi�tego, kt�ry si� przed chwil� narodzi�...
I wtedy stajemy zdumieni: wi�c to by� �wi�ty? Na czym polega�a jego
�wi�to��? By� zwyczajnym cz�owiekiem, jak my. Nie odgadywa� przysz�o�ci.
Rozmawia�o si� z nim, jak si� rozmawia z ka�dym innym. Mo�na si� mu by�o
zwierzy� z ma�ych trosk codziennego �ycia - a on si� tymi troskami smuci�.
Mo�na go by�o prosi�, aby si� za nas pomodli�, i wtedy- ale dopiero po
jakim� czasie, gdy ju� utracili�my poczucie zwi�zku mi�dzy nasz� pro�b�, a
tym co si� sta�o - znika�y nasze zmartwienia.
Wi�c to by� �wi�ty? Pozosta�y po nim pami�tki, zapiski, listy. Wczytajmy
si� w nie. Rozdrapmy ka�d� liter�, znajd�my to co�, co stworzy�o �wi�tego.
Odszukajmy tajemnic� �wi�to�ci...
Mo�e wtedy stanie przed nami dziewczynka, potem panienka z domu, jakich
setki by�y przed stuleciem w Polsce. B�dzie �y�a troskami tak nam dobrze
znanymi z historii. B�dzie przezywa�a ma�e tragedie uczu�. B�dzie mia�a
swoje wady i zalety. B�dzie po szlachecku gwa�towna i po polsku ma�o
wytrwa�a. B�d� p�yn�y lata - zwyczajne, bez �adnych kolorowych wydarze�.
Je�eli jednak po tych latach odnajdziemy t� sam� kobiet� spokojn�, nieomal
majestatyczn� w swym spokoju, zadziwiaj�c� wszystkich wytrwa�o�ci�, nieomal
uporem w pracy, je�li beznadziejnie chora kobieta zacznie przemierza�
Europ� i ocean w nie ko�cz�cej si� w�dr�wce, od jednego za�o�onego przez
siebie klasztoru do drugiego; je�li samotna z natury istota potrafi przyku�
do siebie i swojej idei setki i tysi�ce istot - czujemy, �e tajemnic�,
kt�rej .szukamy, mamy pod palcami. Tu jest klucz do zakl�cia, kt�re
zamienia chorego na nacjonalizm Szaw�a w aposto�a pogan. Tu jest tajemnica,
kt�ra zamienia ma�ego kupczyka Bernardone w Biedaczyn� z Asy�u, tu si�
mie�ci magia, dzi�ki kt�rej grzesznica z Cortony staje si� �wi�t� z
Cortony.
Wi�c zacznijmy: Pewnego dnia... Albo inaczej, wed�ug oklepanego szablonu:
Urodzi�a si� dnia 12 listopada 1842 r. w Polsce, w Roszkowej Woli, w
maj�tku rodzinnym ojca, w powiecie rawskim...



OJCIEC

Ten ojciec, kt�ry mi tak by� drogi; tak mnie kocha�, by�
narz�dziem takiej m�ki dla mnie.

Adolf Siedliski chodzi tam i z powrotem po ganku �d�arskiego dworu. Miota
nim gniew, ostry i gwa�towny, ten gniew, kt�ry cz�owieka jednocze�nie
ponosi i upaja, pobudza wyobra�ni�, ka�e galopowa� my�lom. Zagryzaj�c
sumiaste w�sy Siedliski powtarza: "Co za idiotyzm!... I ta smarkata!... Ja
im poka��!" W d�ugim, przysiad�ym do ziemi dworze �d�arskim s�ycha�
wsz�dzie gniewne st�pania dziedzica. Wielkooki legawiec przeci�gn�� si�,
wyszed� z bocznego pokoju i wpl�ta� si� pod nogi swego pana. Ten kopn�� go
niecierpliwie. Pies odskoczy�, popatrzy� zdumiony, nienawyk�y do takiego
traktowania. Podwin�wszy ogon pod siebie odszed� wolno.
Siedliski prze�uwa sw�j gniew. "Ja jej poka��... - m�wi przez z�by. -
O�mieszy�a siebie... O�mieszy�a mnie..." Wszystko, co mu naopowiadali
�yczliwi s�siedzi, te m�skie ploty wcale nie ust�puj� babskim, staje mu
ci�gle przed oczami. Sprowadzi�y sobie mnicha, gagatka, kapucyna, kt�ry im
zupe�nie w g�owach poprzewraca�. "Twoja �ona i twoja c�rka nic teraz tylko
modl� si�, od rana do wieczora... Ju� w og�le o �yciu zapomnia�y..." -
m�wiono mu wczoraj z nieszczerym ubolewaniem. "Ten mnich kr�ci nimi, jak
chce..." Do licha! Siedliski odrzuca nog� sk�r� dzika, kt�ra zwin�a si�
pod jego niecierpliwymi krokami. "Dam im mnicha!" -warczy ze z�o�ci�.
Nareszcie rozlega si� turkot. Przed dom wybiega s�u�ba, s�ycha� klaskanie
bosych st�p. Siedliski stara si� opanowa� gniew, aby go nie pokaza�
s�u�bie. Niby spokojnie wychodzi przed ganek.
W�a�nie pow�z obje�d�a klomb, furman pali z bata. Dziewczyny dworskie
biegn� ca�owa� dziedziczk� po r�kach i wydziwia� nad Frani�: jak uros�a,
jak wyprzystojnia�a. Podnosi si� piskliwy gwar. Siedliski stoi w miejscu i
nad g�owami dziewcz�t patrzy na �on�. Jest blada, wyn�dznia�a, po ci�kiej
chorobie, jak� przesz�a ostatniej zimy, wygl�da �le, ma w oczach niepok�j,
nad kt�rym pr�no usi�uje zapanowa�. Jej oczy szukaj� tak�e twarzy m�a,
patrz� mu w twarz z oddaniem, a zarazem z l�kiem. Siedliski prawie wbrew
woli u�miecha si�. Nie potrafi walczy� z mi�o�ci� do �ony. Zbli�a si�,
bierze bia��, mi�kk� d�o� Cecylii, ca�uje j� z szacunkiem.
- Bonjour, ma ch�rie. No i jak�e� wypad�a wam podr�? Nie zm�czy�a� si�
aby zanadto? Jak si� czujesz?
- Merci, Adolphe... - Siedliska u�miecha si� blado. Odwi�zuje kokard�,
kt�ra podtrzymuje wisz�c� jej na ramionach zarzutk�. Bierze w d�o� sp�dnic�
i lekko j� unosi by odnale�� nog� stopie� powozu. Siedliski spiesznie
podaje jej r�k�, pomaga wysi���.
- Och, merci. Tu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin