Kossak Zofia - Przymierze.pdf

(1225 KB) Pobierz
19980381 UNPDF
ZOFIA KOSSAK
PRZYMIERZE
19980381.001.png
WSTĘP
Na kartach tej książki historia Starego Testamentu nabiega żywą krwią. Pulsuje ona w
postaciach znanych nam z Biblii - Abrahama, "ojca ludu", żony jego Sary, pięknej i wiernej,
bratanka Lota i żony jego, zamienionej w słup soli podczas ucieczki z płonącej Sodomy, a
także całego, wolno żyjącego, pasterskiego plemienia Hebrajczyków, które rządzi się własnymi
prawami, swoistą moralnością, wierzy we własnych bożków i opiekuńcze posążki rodowe -
terafim.
Bogactwo szczegółów historycznych i obyczajowych idzie tu w parze z pięknym,
plastycznym językiem, właściwym najlepszym historycznym powieściom Zofii Kossak.
Ale ta książka przekroczyła granice zainteresowań historycznych autorki - stała się
obrazem przeznaczeń ludzkich, znakiem przymierza, jakie zawiera Bóg z człowiekiem bez
reszty Mu oddanym.
Postać Ab - Rama, "ojca ludu", który upadając i błądząc wiecznie szuka Prawdy,
niezmiennie nasłuchuje jej głosu - dla nas, oddzielonych przepaścią wieków, wcale nie jest
anachronizmem. Na naszych oczach jego pasterski lud przeobraża się w świadomy siebie
naród, a jego losy, zamknięte w książce granicami życia Ab - Rama, ponad nieskończonym
szeregiem stuleci są zapowiedzią i wytłumaczeniem sensu istnienia człowieka.
CZĘŚĆ PIERWSZA
POWOŁANIE
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W GRODZIE UR
Elizer, zwany Damasceńskim, zawrócił do obozu zabierając osły ze sobą, Ab - Ram, pan
jego, wszedł pieszo na wielkie schody wiodące ku bramie miejskiej. Drugi niewolnik, Sur,
młodziak o nie zarośniętej jeszcze twarzy, kroczył za nim, dźwigając na głowie kosz
wypełniony żywnością. Schody o szerokich kamiennych stopniach były wyżłobione od
wielowiekowego użycia, a tak połogie, że osły i wielbłądy wchodziły tędy swobodnie.
Starodawny gród Ur, leżący nad dolnym Eufratem, wznosił się na sztucznym wzgórzu, blisko
sto łokci wysokim, usypanym niegdyś, pewno przed potopem, przez zapomniane dziś ludy.
Ab - Ram bez pośpiechu wszedł w pożądany cień murów. Brama była przestronna,
nisko sklepiona, zamykana na noc spiżowymi wrzeciądzami. Skrzydła wrót pokrywała
płaskorzeźba przedstawiająca oblężenie miasta. Panujący pod sklepieniem chłód czynił z
bramy ulubione miejsce spotkań mieszkańców grodu, a zarazem targ. Tu najchętniej
załatwiano sprawy kupieckie lub prawne, wymieniano nowiny i plotki. Tu gromadzili się
przekupnie uliczni, kuglarze, zaklinacze, zamawiacze. W koszach z sitowia stojących pod
murem piętrzyły się płaskie chleby, gorące placki okrągłe i twarde jak kule oraz "debelah",
ulubiony przysmak przyrządzony z fig i rodzynków wymieszanych z miodem, po czym
wysuszonych na słońcu. Zwarte roje much brzęczały nad koszami. Obok sprzedawano garnki i
miski polewane, a także najtańsze naczynia ubogich wykonane z suchej, wydrążonej dyni.
Liczni żebracy krzyczeli domagając się wsparcia. Sprzedawcy wonności unosili w górę
maleńkie ampułki pełne cennego olejku. Wśród gadatliwej ciżby nie brakło szpiegów
nasyłanych przez namiestnika lub kapłanów, jednako radych wiedzieć, o czym rozmawia
pospólstwo, na szerokiej zaś ławie widny z dala siedział urzędnik królewski trzymając przed
sobą szale do ważenia złota lub srebra. Wprawdzie każdy kupiec nosił w woreczku przy boku
własne wagi i ciężarki w kształcie lwa lub byka, lecz klient podejrzewający jego sumienność
miał możność, a nawet obowiązek odnieść się do urzędnika dla sprawdzenia wagi. W wypadku
niedokładności kupcowi obcinano dłoń.
Powszechnie przyjętą monetę stanowiły sykle srebrne odpowiadające ciężarowi 320
ziarn jęczmienia; 60 sykli tworzyło jedną minę, 60 min - jeden talent. Choć waga zboża
pozostawała na ogół ta sama, wartość sykli była zmienna. Inaczej ceniono sykle babilońskie
niż elamickie lub asyryjskie. Nawet w obrębie jednego państwa odróżniano minę królewską i
minę kapłańską. Różnice wagi były powodem nieustannych sporów, przeto większość
kupujących i sprzedawców wolała załatwiać swe targi wymiennie.
Ab - Ram przystanął u wejścia, po oślepiającym blasku słońca bowiem wnętrze bramy
wydało mu się nieprzeniknioną ciemnością. Korzystając z tego gromada przekupniów
obskoczyła go ofiarowując natarczywie swój towar. Potrząsnął przecząco głową i połę
szerokiego płaszcza z sierści wielbłądziej przerzucił przez ramię dając tym ruchem poznać, że
nie potrzebuje niczego. W twarzy miał lekceważenie, jakie każdy wolny pasterz żywił dla
mieszkańców murów. Był wysoki, postawny. Jego biała chusta osłaniająca głowę i barki,
opasana trójkątnie czarnym sznurem, górowała nad ciżbą. Zatrzymał się przez chwilę przy
handlarzu zaklęć królującym pośród tabliczek glinianych, cegieł i amuletów.
- Objaśnij mnie, gdzie mieszka adon Taribal, sprzedawca zaklęć - zapytał.
- Żyj wiecznie, panie mój! Czemu chcesz utrudzać nogi idąc do mistrza Taribala? Sługa
twój posiada najlepsze zaklęcia... Wybieraj, co chce dusza twoja... Przeciw demonom czy
ludziom?...
- Pytałem, odpowiedz. Twoich zaklęć nie chcę. Sprzedałeś w zeszłym roku memu ojcu
zaklęcie przeciw czarom, a kapłan znajomy przeczytawszy tabliczkę rzekł, iż znajduje się na
niej spis zbioru daktyli sprzed trzech lat.
- Demony ją zamieniły... - mruknął sprzedawca zmieszany. - Adon Taribal mieszka
naprzeciwko Wieży. Poznasz dom po wielkich płytach, na których "melek melakim", oby żył
wiecznie, kazał wyryć swoje przykazania... Moje zaklęcia są dobre, zaklęcia Taribala są nic
niewarte - dodał jeszcze.
Ab - Ram nie słuchał. Wyszedłszy z bramy zwrócił się do Sura.
- Pospiesz do Tarego syna Nachora, oddaj jadło i powiedz, że przyjdę niebawem.
Niewolnik zgiął się w ukłonie przytrzymując ręką kosz i ruszył żwawo uliczką idącą pod
murami. Ab - Ram wspinał się dalej po schodach wiodących od bramy ku świątyni. Obrzeżały
je postacie skrzydlatych byków o ludzkich głowach oraz lwów. Sztuczne wzgórze, na którym
stało miasto, wydymało się w tym miejscu płaskim, okrągłym kopcem, przeto stojące na
wzniesieniu świątynia, Wieża Kapłanów oraz pałac królewski wydawały się wyższe, niż były w
istocie. Jak wszystkie budowle w tym płaskim, mulistym kraju, zmurowano je z cegły palonej,
pokrytej lśniącą polewą. Na świątyni i pałacu polewa miała barwę błękitną, służącą za tło
malowanym korowodom bogów, królów, kapłanów, wojowników, jeńców, byków i lwów.
Niezliczone postaci walczyły, ucztowały, przyjmowały hołdy, ofiary, sunęły karnymi rzędami,
ginęły, oddawały się łowom albo spoczynkowi. Świetność ich barw szła w zawody z
wykonaniem.
Nad głównym wejściem pośród krępych kolumn malowane korowody ustępowały
miejsca szerokiej płaszczyźnie odbijającej od reszty ścian jaskrawszym błękitem. Pośrodku
Zgłoś jeśli naruszono regulamin