Baśnie 1001 nocy - Opowieść o hebanowym rumaku.pdf

(48 KB) Pobierz
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt
tytu³: "Opowieœæ o hebanowym rumaku"
Z cyklu: "Baœni 1001 nocy"
W zamierzch³ych czasach ¿y³ sobie król, w³adca potê¿ny i przez wszystkich szanowany. Mia³ on trzy
dorodne córki, piêkne niczym poœwiata ksiê¿yca lub usiana kwieciem ³¹ka, a poza tym jeszcze syna,
który blaskiem swej urody zaæmiewa³ ksiê¿yc. Kiedy pewnego razu król, siedz¹c na wysokim tronie,
sprawowa³ rz¹dy, stanê³o przed nim trzech mêdrców, z których jeden przyniós³ ze sob¹ pawia ze
szczerego z³ota, drugi - róg z mosi¹dzu, a trzeci - rumaka z koœci s³oniowej i hebanowego drewna. Tedy
król ich zapyta³: - Có¿ oznaczaj¹ te przedmioty? I jaki mo¿na mieæ z nich po¿ytek? Pierwszy
odpowiedzia³ mêdrzec ze z³otym pawiem: - Wiedz, najjaœniejszy królu, i¿ po¿ytek z pawia tego polega
na tym, i¿ za ka¿dym razem, kiedy mija godzina w nocy czy we dnie, paw bije skrzyd³ami i krzyczy. Po
czym przemówi³ mêdrzec z mosiê¿nym rogiem: - Wiedz, najjaœniejszy królu, i¿ róg ten, umieszczony
na bramie miasta, zastêpuje stra¿nika. Skoro tylko nieprzyjaciel chce wtargn¹æ do grodu, g³os rogu
niezw³ocznie ostrzega, tak ¿e wróg zostaje rozpoznany i mo¿e byæ obezw³adniony. A na samym koñcu
zwróci³ siê do króla trzeci mêdrzec, który mia³ ze sob¹ hebanowego konia: - Po¿ytek z tego rumaka,
najjaœniejszy królu, polega na tym, i¿ tego, kto go dosi¹dzie, poniesie do ka¿dej krainy, jak¹ jeŸdziec
sobie wybierze. Król zaœ odpowiedzia³: - Oka¿ê wam moj¹ wspania³omyœlnoœæ dopiero wtedy, gdy
przekonam siê o czarodziejskiej mocy waszych trzech osobliwoœci. Po czym wypróbowa³ z³otego
pawia i stwierdzi³, i¿ by³o tak, jak mówi³ mistrz, który go wykona³. Potem król wypróbowa³ róg i
stwierdzi³ jego czarodziejsk¹ moc, któr¹ twórca rogu zachwala³. Stwierdziwszy to, król zwróci³ siê do
obu mêdrców i rzek³: - Poproœcie mnie o jakiœ dowód ³aski, abym móg³ go wam okazaæ. A oni
odpowiedzieli: - Prosimy ciê, najjaœniejszy panie, abyœ ka¿demu z nas da³ po jednej z twoich córek za
¿onê. I król raczy³ ka¿demu z nich daæ rêkê jednej z córek. Ostatni zbli¿y³ siê do w³adcy mêdrzec, który
by³ przyniós³ hebanowego konia, uca³owa³ ziemiê u stóp monarchy i powiedzia³: - O najwiêkszy królu
naszych czasów, nie posk¹p i mnie ³aski, jak¹ towarzyszom moim okaza³eœ! A król na to: - Przedtem
muszê wypróbowaæ to, coœ mi przyniós³. Wówczas wyst¹pi³ naprzód królewicz i tak rzecze: - Ojcze,
chcia³bym dosi¹œæ tego rumaka, aby przekonaæ siê o jego zaletach i mocy. - Mi³y synu - odpar³ król -
uczyñ, jak chcesz. Królewicz dosiad³ rumaka z hebanowego drewna i uderzy³ go piêtami po bokach, ale
koñ ani drgn¹³. Tedy królewicz zawo³a³: - Powiedz mi, mêdrcze, gdzie siê podzia³a r¹czoœæ twego
konia, któr¹ siê tak che³pi³eœ? Mêdrzec zaœ podszed³ do rumaka, pokaza³ królewiczowi œrubê, za
pomoc¹ której koñ móg³ unieœæ siê w powietrze, i powiedzia³: - Przekrêæ! Skoro królewicz to uczyni³,
hebanowy koñ ruszy³ z kopyta i uniós³ siê wraz z jeŸdŸcem ku chmurom na wysokim niebie. I lecia³
tak coraz wy¿ej, a¿ znik³ z oczu. Królewicz zaniepokojony podniebn¹ jazd¹ j¹³ ju¿ ¿a³owaæ, i¿ dosiad³
owego rumaka, i zawo³a³: - Ten niecny mêdrzec uknu³ zdradê, aby mnie zgubiæ. Ale nie ma si³y i
w³adzy wiêkszej od tych, które ma Allach! Po czym królewicz zacz¹³ dok³adnie ogl¹daæ swego
wierzchowca. I kiedy wszystko zbada³, zauwa¿y³ niewielkie œruby na prawej i na lewej ³opatce
hebanowego konia. "Nie widzê ¿adnych szczególnych znamion na moim rumaku, poza tymi dwoma
œrubami" - rzek³ sam do siebie i przekrêci³ tê, która znajdowa³a siê na prawej ³opatce. Ale wtedy koñ
jeszcze szybciej zacz¹³ unosiæ siê w przestworza. Królewicz wiêc spojrza³ na lew¹ ³opatkê, po czym
przekrêci³ drug¹ œrubê i od razu koñ zacz¹³ siê opuszczaæ ku ziemi, powoli, coraz ni¿ej i ni¿ej, podczas
gdy królewicz niepokoi³ siê o swoje ¿ycie. Uœwiadomiwszy sobie jednak szczególne w³aœciwoœci
konia, królewicz uradowa³ siê w sercu swoim i dziêkowa³ Allachowi za ³askê, której ten udzieliæ mu
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (1 of 13)2009-06-22 11:16:30
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt
zechcia³, ratuj¹c go przed niechybn¹ zgub¹. I tak koñ opuszcza³ siê przez ca³y dzieñ, albowiem unosz¹c
siê wzwy¿, daleko ju¿ by³ odlecia³ od ziemi. Przy tym królewicz krêci³ œrubami na ³opatkach konia, jak
mu siê tylko podoba³o, to unosz¹c siê w górê, to znów opadaj¹c. Opanowawszy ca³kowicie swego
wierzchowca, w koñcu obni¿y³ znacznie wysokoœæ lotu i szybowa³ tu¿ nad sam¹ ziemi¹. Przygl¹da³ siê
z ciekawoœci¹ nieznanym krajom i miastom, miêdzy którymi by³o jedno szczególnie piêkne, po³o¿one
poœród soczystozielonych ³¹k, bujnie rosn¹cych drzew i srebrzystych strumieni. Królewicz j¹³ siê
namyœlaæ i tak do siebie powiedzia³: "Ciekaw jestem, jak siê to miasto nazywa i w jakiej le¿y krainie!"
Po czym zacz¹³ nad miastem owym kr¹¿yæ w powietrzu, przygl¹daj¹c mu siê to z prawej, to znów z
lewej strony. Poniewa¿ jednak dzieñ ju¿ siê chyli³ ku wieczorowi i s³oñce by³o bliskie zachodu,
królewicz zdecydowa³, i¿ nie znajdzie piêkniejszego miejsca do przenocowania ni¿ owo miasto, i
postanowi³ spêdziæ tam noc, a dopiero nazajutrz do swojej rodziny i królewskiego zamku powróciæ.
"Wtedy opowiem - myœla³ - moim najbli¿szym, a zw³aszcza ojcu, o wszystkim, co mi siê przytrafi³o i
co na w³asne oczy widzia³em". Zacz¹³ wiêc szukaæ sobie odpowiedniego do l¹dowania miejsca, gdzie
móg³by wraz ze swoim wierzchowcem znaleŸæ bezpieczne schronienie, tak aby nikt ich nie zoczy³. A
kiedy tak siê rozgl¹da³, ujrza³ nagle poœrodku miasta wznosz¹cy siê wysoko zamek, otoczony
warownym murem z wielu strzelistymi wie¿yczkami. "Oto jest piêkne miejsce" - rzek³ sam do siebie i
zacz¹³ krêciæ œrub¹, za pomoc¹ której koñ opuszcza³ siê ku ziemi. Lecia³ ni¿ej i ni¿ej, a¿ w koñcu
wyl¹dowa³ ³agodnie na tarasie p³askiego zamkowego dachu. Wyl¹dowawszy zeskoczy³ z konia,
podziêkowa³ Allachowi i zacz¹³ obchodziæ hebanowego rumaka dooko³a, aby mu siê dok³adniej
przypatrzyæ. Przy tym tak do siebie mówi³: "Na Allacha, ten, kto potrafi³ konia tego z takim kunsztem
zmajstrowaæ, jest zaiste nie byle jakim mêdrcem! Jeœli Allach mi³oœciwy pozwoli mi jeszcze czas
jakiœ po¿yæ i w dobrym zdrowiu do mojej ojczyzny i mych najbli¿szych powróciæ, to nie odmówiê
owemu mêdrcowi ¿adnego dobrodziejstwa ani dowodu ³aski". Po czym królewicz usiad³ cichutko na
tarasie zamkowym i siedzia³ tak, a¿ upewni³ siê, ¿e wszyscy w mieœcie udali siê ju¿ na spoczynek.
Poniewa¿ jednak drêczy³y go g³ód i pragnienie, gdy¿ od czasu po¿egnania siê z ojcem ¿adnego jad³a ni
napoju nie skosztowa³, mówi³ do siebie: "W takim zamku jak ten nie mo¿e przecie¿ brakowaæ
po¿ywienia". Przeto pozostawi³ swego konia na tarasie i poszed³ poszukaæ czegoœ do jedzenia. Natrafi³
najpierw na jakieœ schody, którymi zacz¹³ schodziæ, i znalaz³ siê poœrodku dziedziñca, wy³o¿onego
marmurowymi p³ytami. Zachwyci³ siê piêknem podwórca i otaczaj¹cej go budowy. Ale w ca³ym zamku
nie us³ysza³ ludzkiego g³osu ani nie zauwa¿y³ ¿ywej duszy. Sta³ tedy bezradnie, ogl¹daj¹c siê to na
prawo, to na lewo, i nie wiedz¹c, dok¹d siê zwróciæ. Wreszcie tak do siebie powiedzia³: "Nie mogê nic
lepszego uczyniæ, jak wróciæ na to miejsce, gdzie stoi mój koñ, aby przy nim noc spêdziæ. Jutro rano
dosi¹dê znów mego hebanowego wierzchowca i odlecê z tego bezludnego pustkowia". Gdy tak sta³ i w
duchu do siebie przemawia³, ujrza³ nagle, ¿e zbli¿a siê do niego jakaœ jasnoœæ. A kiedy przyjrza³ siê
dok³adnie owej jasnoœci, zobaczy³, ¿e to gromada dziewcz¹t, a wœród nich jedna, najpiêkniejsza ze
wszystkich, przypominaj¹ca smuk³oœci¹ strzelist¹ kolumnê. Jaœnia³a ona jak ksiê¿yc w pe³ni, kiedy
króluje w swej poœwiacie na niebieskim tronie. By³a to córka w³adcy owego miasta. Ojciec mi³owa³ j¹
czule i dla niej to kaza³ wybudowaæ ten piêkny zamek. Zawsze, kiedy ksiê¿niczka czu³a jakowyœ ciê¿ar
na sercu, udawa³a siê ze swymi niewolnicami do owego zamku i pozostawa³a tam przez dzieñ, dwa albo
i d³u¿ej. Po czym powraca³a znów do innego zamku, z którego by³a przysz³a. Otó¿ przytrafi³o siê, ¿e
w³aœnie tego wieczoru przyby³a tu, aby rozerwaæ siê nieco i pocieszyæ w strapieniu. I oto kroczy³a
poœród orszaku swych niewolnic, pod ochron¹ olbrzymiego s³ugi z wielkim mieczem u boku. Skoro
tylko wkroczy³a na zamek, rozes³ano przed ni¹ miêkkie dywany i zapalono wonne kadzielnice, a
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (2 of 13)2009-06-22 11:16:30
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt
dziewczêta przygrywa³y i umila³y pobyt swojej pani. Kiedy tak ksiê¿niczka weseli³a siê w najlepsze,
królewicz znienacka rzuci³ siê na owego uzbrojonego s³ugê, uderzy³ go i obali³ na ziemiê. Po czym
wyrwa³ mu z rêki miecz, podbieg³ do gromady dziewcz¹t, które królewnê otacza³y, i rozpêdzi³ je na
wszystkie strony. Skoro ksiê¿niczka ujrza³a go w ca³ej jego krasie, zawo³a³a: - Czyœ ty jest tym
m³odzieñcem, który wczoraj ojca o rêkê moj¹ prosi³ i któremu ojciec odmówi³, twierdz¹c, i¿ jest
szpetny? Na Allacha, ojciec mój sk³ama³, kiedy s³owa te wypowiada³! Gdy¿ zaiste jesteœ najpiêkniejszy
z piêknych. W rzeczy samej by³ dnia poprzedniego u ojca ksiê¿niczki i prosi³ o jej rêkê pewien indyjski
królewicz, który spotka³ siê z odmow¹ z powodu odra¿aj¹cego wygl¹du. Poniewa¿ ksiê¿niczka jednak
myœla³a, ¿e królewicz by³ owym o rêkê jej siê staraj¹cym, podesz³a do niego, objê³a go, uca³owa³a i
usiad³a u jego boku. Wówczas niewolnice podnios³y krzyk wniebog³osy: - Dostojna pani, przecie¿ to nie
ten, który wczoraj ojca twego o rêkê twoj¹ prosi³. Tamten by³ szpetny, a ten jest przecudnej urody.
Tamten, który ojca twego b³aga³, aby da³ mu ciebie za ma³¿onkê, i któremu twój rodzic odmówi³, nie
jest wart byæ s³ug¹ tego piêknego m³odziana. Zaiste, dostojna pani, ten oto m³odzian jest godny
najwy¿szej czci. Po czym dziewczêta podesz³y do olbrzymiego s³ugi, który wci¹¿ jeszcze le¿a³
zemdlony na ziemi, i ocuci³y go. Przera¿ony s³uga skoczy³ na równe nogi i j¹³ szukaæ swego miecza.
Tedy niewolnice tak do niego rzek³y: - Ów m³odzian, który ci miecz odebra³ i obali³ ciê na ziemiê,
siedzi teraz obok ksiê¿niczki. A by³o tak, ¿e w³adca owego miasta wyznaczy³ owego olbrzyma na
stra¿nika swojej córki, aby strzeg³ jej jak oka w g³owie przed zmiennoœci¹ losu. Tote¿ s³uga
natychmiast pobieg³ do kotary i uchyli³ j¹ nieco. Skoro ujrza³ ksiê¿niczkê zajêt¹ rozmow¹ z obcym
m³odzieñcem, zawo³a³ zwracaj¹c siê do nieznajomego: - Powiedz mi, azali jesteœ œmiertelnym
cz³owiekiem czy nieziemskim stworem? - Biada ci, najnieszczêœniejszy ze wszystkich niewolników -
odkrzykn¹³ królewicz - jak mo¿esz byæ tak bezczelny, by potomka perskich królów braæ za nieczystych
diab³ów? Po czym z mieczem w rêku mówi³ dalej: - Wiedz, ¿e jestem ziêciem twojego w³adcy, który mi
córkê swoj¹ odda³ za ¿onê i rozkaza³, abym do niej przyszed³! Skoro nieszczêsny s³uga s³owa te z ust
obcego us³ysza³, zawo³a³: - O panie i w³adco, jeœli istotnie jesteœ cz³owiekiem, jak twierdzisz, to chyba
ty jeden jesteœ godzien mojej piêknej w³adczyni! Potem jednak olbrzym pobieg³ do swego pana,
krzycz¹c g³oœno, rozdzieraj¹c swe szaty i sypi¹c sobie proch na g³owê. Ojciec ksiê¿niczki us³yszawszy
jego krzyk, zapyta³: - Có¿ ci siê sta³o? Przerazi³eœ mnie w moim sercu, przeto odpowiedz mi szybko i
zwiêŸle na moje pytania! - Najjaœniejszy panie - odpar³ s³uga - przyb¹dŸ na pomoc swojej córce!
Nawiedzi³ j¹ bowiem potê¿ny d¿inn w postaci œmiertelnego cz³owieka o wygl¹dzie mo¿nego ksiêcia.
Ka¿ go pojmaæ! W³adca us³yszawszy s³owa te postanowi³ s³ugê swojego ukaraæ œmierci¹. - Jak¿eœ
móg³ - krzykn¹³ - tak niecnie córkê moj¹ opuœciæ i pozwoliæ, aby ów diabe³ móg³ do niej podejœæ?
Nastêpnie uda³ siê do zamku, gdzie przebywa³a jego córka, a przybywszy tam, ujrza³ niewolnice
królewny stoj¹ce bezradnie dooko³a, wiêc zapyta³: - Có¿ siê sta³o z moj¹ córk¹? - Najjaœniejszy panie -
odpar³y niewolnice - kiedyœmy z nasz¹ ksiê¿niczk¹ tu bawi³y, niczego z³ego nie podejrzewaj¹c, wpad³
nagle obcy m³odzian, piêkny jak ksiê¿yc i o tak urodziwym obliczu, jakiegoœmy jeszcze nigdy nie
widzia³y, a w rêku trzyma³ obna¿ony miecz. Skoroœmy go pyta³y, kim jest, oœmieli³ siê twierdziæ, i¿
odda³eœ mu rêkê twojej córki. Poza tym nie wiemy nawet, czy to cz³owiek, czy nieziemska istota.
Obyczaje jego s¹ wszak¿e dworne i nie uczyni³ dot¹d nic niegodnego. Kiedy ojciec ksiê¿niczki s³owa te
us³ysza³, gniew jego nieco ostyg³. Podniós³ powoli kotarê i oczy jego ujrza³y nieznajomego pogr¹¿onego
w poufnej gawêdzie z ksiê¿niczk¹. Postaæ m³odzieñca odznacza³a siê istotnie przedziwn¹ urod¹, a
oblicze jego przypomina³o blask ksiê¿yca. Tedy w³adca miasta, porwany obaw¹ o czeœæ swojej córki,
odsun¹³ na bok kotarê, i wpad³ z obna¿onym mieczem w rêku niczym straszliwy demon pustyni.
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (3 of 13)2009-06-22 11:16:30
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt
Królewicz zaœ, ujrzawszy go, zapyta³ ksiê¿niczkê: - Azali to twój ojciec? - Rzek³eœ - odpar³a
ksiê¿niczka, a królewicz schwyci³ miecz i krzykn¹³ tak strasznie na w³adcê miasta, i¿ ten znieruchomia³
ze zgrozy. Królewicz gotów by³ ju¿ natrzeæ na niego mieczem, ale ów uœwiadomi³ sobie, i¿ m³odzian
góruje nad nim si³¹, wiêc schowa³ miecz swój do pochwy i sta³ spokojnie, czekaj¹c, a¿ królewicz
podszed³ do niego ca³kiem blisko. A wtedy zapyta³ go uprzejmie: - Powiedz, cny m³odzieñcze, azali
jesteœ cz³owiekiem czy te¿ d¿innem? A królewicz na to: - Gdybym nie szanowa³ prawa goœcinnoœci
oraz twojej córki, przela³bym twoj¹ krew! Jak œmiesz uwa¿aæ mnie za istotê z diabelskiego plemienia,
mnie, królewskiego syna, który gdyby tylko zechcia³, móg³by ³acno zrzuciæ ciê z tronu i pozbawiæ twej
potêgi i wspania³oœci, zabieraj¹c ci wszystko, co znajduje siê w tej krainie. Ojciec ksiê¿niczki zl¹k³ siê o
w³asne ¿ycie i rzek³: - Jeœli istotnie jesteœ synem króla, to jak¿e mog³eœ bez mego zezwolenia do
zamku tego wtargn¹æ i naraziæ na szwank moj¹ czeœæ, przychodz¹c do mojej córki jako rzekomy jej
oblubieniec? A ponadto œmiesz jeszcze twierdziæ, ¿e odda³em ci jej rêkê, ja, który ju¿ niejednego króla
i niejednego ksiêcia zabi³em, kiedy przyszli do mnie zabiegaæ o jej wzglêdy. Któ¿ zdo³a ciê teraz z
mojej mocy wybawiæ, kiedy stu moich niewolników i s³ug mo¿e, skoro ich tylko zawezwê, tutaj siê
zjawiæ i na mój rozkaz œci¹æ ci g³owê? Któ¿ ciê z r¹k moich uwolni? Królewicz us³yszawszy te
groŸby, odkrzykn¹³: - Zaprawdê, dziwiê siê tobie oraz znikomoœci twego rozumu! Powiedz, czy
mo¿esz ¿yczyæ sobie godniejszego ma³¿onka dla twej córki? Czy spotka³eœ kiedy poœród wszystkich
twych przybocznych rycerzy i zbrojnych wasali kogoœ, kto górowa³by nade mn¹ odwag¹, godnoœci¹ i
majestatem? - Allach mi œwiadkiem, ¿e nie spotka³em - odpar³ w³adca - ale chcia³bym, m³ody
bohaterze, abyœ przy œwiadkach mnie o rêkê mojej córki poprosi³, bym móg³, zgodnie z obyczajem,
uroczyœcie ci j¹ daæ za ¿onê. Albowiem, gdybym potajemnie ci j¹ odda³, czu³bym siê przez ciebie
pohañbiony. A królewicz na to: - S³owa twoje s¹ celne, ale gdyby twoi niewolnicy, s³udzy i rycerze
wszyscy razem na mnie natarli i mnie zabili, naraziliby twoj¹ czeœæ na szwank. Jedni bowiem spoœród
twojego ludu uwierzyliby twym s³owom, inni zaœ zarzucaliby ci k³am. Przeto radzê ci, abyœ zgodzi³ siê
na plan, który ci przedk³adam. Tedy ojciec ksiê¿niczki rzecze: - Chcê us³yszeæ, co mi masz do
powiedzenia! - Oto co ci mam do powiedzenia - przerwa³ królewicz. - Albo stañ do pojedynku ze mn¹, a
wtedy ten, kto swego przeciwnika zabije, uzyska prawo panowania, albo opuœæ mnie dziœ w pokoju, a
jutro wyrusz z twoim wojskiem, rycerzami i s³ugami przeciwko mnie. Przedtem jednak wymieñ mi ich
liczbê! Tedy w³adca tak królewiczowi odpowiedzia³: - Wojsko moje liczy czterdzieœci tysiêcy rycerzy,
pomijaj¹c giermków oraz ciurów, których jest tyle samo, co rycerzy. Królewicz zaœ mówi³ dalej: - Jutro
skoro œwit poprowadŸ twoje wojsko przeciwko mnie i tak powiedz do twoich rycerzy: "Ten oto
cz³owiek stara siê o rêkê mojej córki, stawiaj¹c za warunek, ¿e sam jeden dotrzyma wam wszystkim
pola. Twierdzi bowiem, i¿ mocen jest wszystkich was pokonaæ i zwyciê¿yæ, a wy nic mu zrobiæ nie
zdo³acie". Ojciec ksiê¿niczki przysta³ na propozycje królewicza, chocia¿ uwa¿a³ s³owa jego za
che³pliwe. Zarazem ba³ siê o ¿ycie królewicza, kiedy ten oznajmi³, ¿e chce walczyæ i dotrzymaæ pola
wszystkim owym nieprzeliczonym wojskom. Potem obaj usiedli i zaczêli przyjaŸnie gawêdziæ. W³adca
zawo³a³ w koñcu swego s³ugê i poleci³ mu niezw³ocznie udaæ siê do wezyra z rozkazem, aby
zgromadzi³ ca³e wojsko uzbrojone po zêby i na najlepszych rumakach. S³uga pobieg³ do wezyra i
powtórzy³ mu rozkaz, wezyr zaœ zawezwa³ dowódców i dostojników pañstwa i rozkaza³ im dosi¹œæ
koni i stawiæ siê w pe³nej zbroi. Tyle o wojsku. Jeœli wszak¿e chodzi o samego ojca ksiê¿niczki, to
rozmawia³ on dalej z obcym królewiczem, a jego rozumna mowa i dworne u³o¿enie bardzo mu
przypad³y do serca. I tak przegawêdzili a¿ do œwitu. Wówczas w³adca miasta powsta³, po¿egna³ siê z
królewiczem i zasiad³ na swoim tronie. Wojsku swojemu zaœ kaza³ dosi¹œæ rumaków, a dla obcego
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (4 of 13)2009-06-22 11:16:30
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt
m³odzieñca poleci³ podprowadziæ r¹czego dzianeta*, jednego z najlepszych ze swojej stajni, wydawszy
przedtem rozkaz, aby osiod³ano go we wspania³¹ kulbakê i przybrano w najbogatszy rz¹d. Ale królewicz
siê wzbrania³: - Nie wsi¹dê wczeœniej na twojego dzianeta, a¿ ca³e wojsko twoje przede mn¹ nie stanie,
tak ¿e bêdê móg³ obj¹æ je wzrokiem. - Niechaj bêdzie wed³ug twojej woli! - odpar³ w³adca. Po czym
obaj wyruszyli i dotarli do pola, na którym mia³a stoczyæ siê bitwa. Tam królewicz ujrza³ wojsko w
ca³ym jego nieprzeliczonym mnóstwie. W³adca zaœ zawo³a³ wielkim g³osem: - S³uchajcie wszyscy moi
wasale! Oto przyby³ do mnie m³odzieniec, który stara siê o rêkê mojej córki. Nigdy jeszcze nie
widzia³em piêkniejszego, odwa¿niejszego i œmielszego m³odziana ni¿ ten. Twierdzi on, i¿ potrafi sam
jeden was wszystkich zwyciê¿yæ i pokonaæ. Ba, mówi nawet, ¿e gdyby was by³o sto tysiêcy, dla niego
by³aby to drobnostka. Kiedy wiêc na was natrze, przyjmijcie go godnie ostrymi dzirytami i blaskiem
waszych mieczów, poniewa¿ odwa¿y³ siê na tak œmia³y czyn! A do królewicza tak powiada: - Synu
mój, nu¿e uczyñ, co mia³eœ uczyniæ! Królewicz wszak¿e odpar³: - Jesteœ wobec mnie niesprawiedliwy,
o panie! Jak¿e¿ mogê bowiem dotrzymaæ im pola, i¿e jestem pieszy, a rycerze twoi dosiadaj¹ rumaków?
Tedy ojciec ksiê¿niczki rzecze: - Przecie¿ prosi³em ciê, abyœ dosiad³ dzianeta z mojej stajni, ale tyœ siê
wzbrania³. Masz tu wiele ró¿nych rumaków, wybierz, którego chcesz. A królewicz na to: - Ze
wszystkich twoich koni ¿aden mi siê nie podoba. Chcê jedynie dosi¹œæ tego rumaka, na którym tu
przyby³em. - Gdzie¿ jest twój wierzchowiec? - zapyta³ w³adca miasta. A ze strony królewicza pad³a
odpowiedŸ: - Rumak mój pozosta³ w twoim zamku, na tarasie p³askiego zamkowego dachu. Skoro
ojciec ksiê¿niczki s³owa te us³ysza³, krzykn¹³: - Oto pierwszy znak twojego szaleñstwa. Biada ci! Jak¿e¿
bowiem koñ mo¿e znajdowaæ siê na dachu? Niebawem oka¿e siê, czy mówisz prawdê, czy te¿
k³amiesz. Potem zwróci³ siê do jednego ze swoich koniuchów i rozkaza³: - IdŸ do mojego zamku i
sprowadŸ mi to, co znajdziesz na dachu! Ludzie wszak¿e dziwowali siê wielce s³owom m³odzieñca i
jeden tak mówi³ do drugiego: - Jak¿e¿ koñ bêdzie móg³ zejœæ po schodach z dachu? Zaprawdê, o
czymœ podobnym jeszczeœmy nigdy nie s³yszeli. Tymczasem koniuch, wys³any do zamku, wspi¹³ siê
na dach i ujrza³ tam rumaka tak piêknego, jakiego nigdy jeszcze nie widzia³. Przyst¹piwszy bli¿ej i
przyjrzawszy mu siê dok³adniej, spostrzeg³, ¿e jest on z hebanowego drewna i s³oniowej koœci. Wraz z
owym koniuchem uda³o siê na taras jeszcze kilku innych s³ug królewskich, a zobaczywszy dziwnego
rumaka, zaczêli siê uœmiechaæ porozumiewawczo jedni do drugich, mówi¹c: - A wiêc m³odzian ów
mówi o takim oto koniu! Zaiste musi byæ szalony, ale niebawem przekonamy siê, co on za jeden. Byæ
mo¿e, kryje siê w tym wszystkim jakaœ wielka tajemnica. Po czym wziêli hebanowego konia na rêce,
znieœli go na dó³ i postawili przed swym w³adc¹. Ze wszystkich stron zgromadzi³o siê wiele ludu, aby
owego konia obejrzeæ, a wszyscy nie posiadali siê z zachwytu nad jego piêkn¹ budow¹ i wspania³oœci¹
siod³a i rzêdu. Równie¿ i w³adcy hebanowy koñ przypad³ do gustu i zadziwi³ go wielce. - M³odzieñcze,
czy to jest twój wierzchowiec? - zapyta³ królewicza. Ten zaœ odpowiedzia³: - Zaiste! Ten ci jest mój
wierzchowiec i przekonasz siê, jakie moce s¹ w nim ukryte! Tedy ojciec ksiê¿niczki rzek³: - WeŸ wiêc
swojego konia i si¹dŸ na niego! Królewicz wszak¿e j¹³ znowu siê oci¹gaæ: - Nie wsi¹dê na mego konia,
a¿ wojownicy twoi siê st¹d usun¹. Wówczas ojciec ksiê¿niczki rozkaza³ swoim rycerzom, którzy stali
woko³o niego, aby oddalili siê od hebanowego konia na odleg³oœæ strza³u z ³uku. Tedy królewicz rzek³:
- Teraz spójrz, jak dosi¹dê mojego wierzchowca i natrê na twoje wojsko. Rozproszê szyk twoich rycerzy
i rozp³atam ich serca. - Czyñ, co ci siê podoba, i nie oszczêdzaj mojego wojska - odpar³ w³adca miasta -
bo i oni nie bêd¹ ciê oszczêdzaæ! Wówczas królewicz przyst¹pi³ do hebanowego konia i wskoczy³ nañ.
Wojsko zaœ ustawi³o siê do bitwy, a jeden rycerz tak do drugiego mówi³: - Skoro tylko ten m³odzik
znajdzie siê wœród naszych szeregów, natrzemy nañ grotami naszych dzirytów oraz klingami naszych
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/17.txt (5 of 13)2009-06-22 11:16:30
Zgłoś jeśli naruszono regulamin