Lech Zaciura ODROBINA REALIZMU Od�o�y� s�uchawk� i poczu�, �e zaczyna si� ba�. W�a�ciwie l�k towarzyszy� Westowi przez ca�y czas, ale dot�d tkwi� gdzie� wewn�trz, przykryty szczelnie warstewk� irytacji. Raymondowi Westowi od pocz�tku nie sz�o i w zwi�zku z tym denerwowa� si� - g��wnie na siebie samego. Jak to mo�liwe, �e zachowywa� si� tak nieprofesjonalnie?! NIE-PRO-FE-SJO-NAL-NIE! Co za przekle�stwo - pomy�la� - w ten spos�b nigdy nie dotr� do Medeirosa. A teraz jeszcze ten telefon do Jill. Zwyczajnie nie dodzwoni� si�, nie by� nawet pewien, czy dobrze zapami�ta� jej numer. �Profesjonalne� podej�cie nie pozwala�o mu zapisa� go na kartce. Sta� wi�c bezczynnie w budce telefonicznej na rogu ulicy i rozgl�da� si� nerwowo przez szklane �ciany. Odrapane elewacje kamienic i ciemne otwory okien nie robi�y o zmierzchu przyjaznego wra�enia; gdzie� tam m�g� czai� si� zab�jca od Medeirosa, z policzkiem wtulonym w kolb� snajperskiego karabinu. West czu� si� jak na rozpalonej patelni, ka�dy nerw jego cia�a krzycza�, �eby natychmiast ucieka� z tego miejsca. Opanuj si�, przecie� tu nikt nie u�ywa snajperskiej broni - powtarza� sobie w duchu. Wyszed� na zewn�trz i, staraj�c si� nie okazywa� po�piechu, ruszy� ulic� w kierunku hotelu. Facet z bramy oczywi�cie pod��y� za nim. �ledzi� Westa od d�u�szego czasu, ale, przynajmniej na razie, nie stanowi� zagro�enia. By� fantomem - to dawa�o si� zauwa�y� na mil�; algorytm, kt�ry nim kierowa� musia� by� nadzwyczaj prymitywny i West nie m�g� si� nadziwi�, dlaczego trz�s�cy po�ow� miasta mafioso wys�a� tak n�dznego typa do �ledzenia gro�nego komandosa. Przynajmniej za takiego chcia�by Raymond West uchodzi�. Postanowi�, �e wci�gnie faceta w jaki� zau�ek i tam dobierze mu si� do sk�ry, przyci�nie gnoja i wydusi z niego co si� da. Mo�e to jest jaki� punkt zaczepienia? Jednak to zadanie od�o�y sobie na p�niej - jak troch� odpocznie - uzna�. Teraz wysiadka. * * * * * * Wygramoli� si� z wn�trza kabiny, uwa�aj�c, �eby nie zaczepi� o kt�ry� z kabli (symulator Westa nale�a� do starszych modeli), wyj�� kart� z zapisanym stanem gry i machinalnie schowa� j� pod konsol�. Znajdowa� si� w domu w Edmonton. To by� jego dom - Raymonda Westa; rozpoznawa� meble, stolik, fotele, kanap� i poduszk� na niej, z wyhaftowanym starym, dobrym Clintem Eastwoodem. Nie m�g� sobie tylko przypomnie�, jak jest z biblioteczk�. Chyba powinna sta� w rogu, trzyma� w niej jakie� ksi��ki? Czemu akurat ksi��ki? No nic, przypomni si�. Poza tym wszystko si� zgadza�o i powoli wraca�o na swoje miejsce, tak�e Molly. Wychyli�a si� zza kuchennych drzwi. - Jeste� nareszcie. I jak ci posz�o? - Tak sobie - wzruszy� ramionami. Kiedy� zawsze opowiada� jej swoje przygody, ostatnio jako� rzadziej. - Zg�odnia�e�? - Nie. Chocia�... - wspomnienie o obfitym, wirtualnym obiedzie sprzed godziny rozp�yn�o si� w u�amku sekundy - prawd� m�wi�c zjad�bym konia z kopytami. - Zawsze tak jest, wydaje ci si�, �e objadasz si� B�g wie czym, a wygl�dasz jakby� od tygodni g�odowa�. Zr�b sobie cho� kilka dni przerwy. Stara�a si�, �eby nie wypad�o to gderliwie. * * * * * * - Powiedz mi Ray - spyta�a Molly, kiedy siedzieli przy kolacji i West, bardziej ju� obecny cia�em i duchem, pa�aszowa� kolejn� porcj� sa�atki z krewetek, - co to za gra, kt�r� teraz prowadzisz? Nadal walczysz w tej wojnie domowej u boku kaprala O�Donella? Potrz�sn�� g�ow�, prze�ykaj�c k�s. - To zupe�nie inny scenariusz, z tamtego wypad�em. Teraz jestem wpl�tany w tak� sensacyjn� historyjk�. Dzieje si� w Vellen, du�ym portowym mie�cie, kt�re jest punktem przerzutu heroiny. - Walka z gangami narkotykowymi? - Ot� w�a�nie - Raymond zagarn�� na talerz nast�pn� porcj� sa�atki. - Jest tam kilka gang�w, kt�re zwalczaj� si� wzajemnie, ale ostatnio ich wojny usta�y. W Vellen pojawi� si� facet, kt�ry chce po��czy� je w jedn�, siln� organizacj� i wygl�da na to, �e na razie mu si� udaje. Nazywa si� Medeiros i to wszystko, co o nim wiadomo. Policja jest oczywi�cie bezradna, schwytanie Medeirosa to robota dla samotnego zawodowca. Sporo zap�aci�em za ten scenariusz, wi�c chc� go rozpracowa� bez pud�a. - Ta historia wygl�da jak z po�owy ubieg�ego wieku - powiedzia�a Molly. - Znaczy? - Ach, p�wiatek wielkiego miasta, zadymione bary, samotny detektyw, jaka� femme fatale... Te rzeczy. - O, nie. Na takie sprawy nie ma tam miejsca. Jestem by�ym komandosem, cz�owiekiem czynu, to podstawowa r�nica. Nie dzia�am te� na prywatne zlecenie. Jest wi�cej akcji: po�cigi, ucieczki, strzelaniny. - Rozumiem. Zaraz, zaraz - femme fatale? W g�owie Raymonda zamigota�o �wiate�ko. Ta artykulacja, zawieszony g�os. Molly pr�bowa�a dowiedzie� si� czego� jeszcze. Czy�by by�a zazdrosna o jak�� mieszkank� Wirtuanii - o fantoma?! O Jill..? Nie by�o to niemo�liwe i Raymonda ogarn�o przelotne poczucie pr�no�ci. Molly mog�a nawet wykupi� prawo dost�pu do symulatora i poprzez Gr� zatrudni� detektywa, aby �ledzi� jej m�a. To by wyja�nia�o obecno�� tego typa w bramie: wcale nie musia� by� cynglem Medeirosa. Odszukanie Raymonda w Wirtuanii stanowi�o problemu. Co prawda od strony wygl�du fizycznego w wirtualnym �wiecie by� zupe�nie inn� osob�, ni� w rzeczywisto�ci. I to jak inn�. U�wiadomiwszy to sobie, poczu� si� nagle stary i znu�ony. - Jezu, znowu �amie mnie w ko�ciach - poskar�y� si�. Molly po�o�y�a d�o� na jego d�oni. - Ray, od dawna prosz� ci�, �eby� tyle godzin nie wysiadywa� w symulatorze. Brakuje mi ci�, podczas, gdy ty sterczysz tam popo�udniami, przypi�ty do niewygodnego fotela. Nic dziwnego, �e ci� wszystko boli. - To nie jest sprawa niewygodnego fotela, Molly. Ja si� starzej� - j�kn�� - a opuszczaj�c Gr� tylko si� w tym upewniam. - Co ty pleciesz. - A jak jest? Wiesz, ile ja tam mam lat? - niewiele ponad dwadzie�cia. Jestem szybki i sprawny jak pantera, nie flaczej�. - Flaczejesz siedz�c w symulatorze! Molly zdecydowanie przesz�a ochota na czu�o�ci. Wsta�a od sto�u z pasj� zbieraj�c naczynia. - Powiem ci, co si� z tob� dzieje: jak zwykle pobawi�e� si� przez popo�udnie w supermana, potem zjad�e� smacznie kolacj� i teraz przysz�a pora na tradycyjn� chandr� - patrzy�a Raymondowi prosto w twarz. - Oderwij si� cho� na troch� od tego bajkowego scenariusza i przyjrzyj si� swojemu. Wydaje ci si� nudny i ponury, prawda? Tylko, �e ja mieszkam w�a�nie tu i mam do�� ci�g�ego czekania na ciebie, podsuwania ci jedzenia i zgadywania, o czym w�a�nie my�lisz. Bujasz gdzie� daleko w�r�d swoich wyimaginowanych wojen, a ja mam ju� tego zwyczajnie do�� i chc�, �eby to do ciebie dotar�o. Obserwowa� spos�b, w jaki Molly trzyma�a talerze i bezwiednie zastanawia� si�, czy w�o�y je do zmywarki, czy te� grzmotnie nimi o pod�og�. - Przepraszam - powiedzia�. - Nigdy nie chcia�em, �eby� czu�a si� samotna. - Ale tak w�a�nie jest. West naprawd� czu� si� g�upio. Ale� ze mnie egoista - pomy�la�. - Musia�bym przerwa� scenariusz w po�owie... - zacz�� niepewnie. - S�uchaj Molly, czy nie mo�emy um�wi� si�, �e jeszcze ten jeden scenariusz rozegram do samego ko�ca, a potem zrobi� przerw�. Bardzo d�ug� przerw� dla nas obojga. Zawiesz� swoje prawo dost�pu do Wirtuanii i wyrejestruj� symulator. Ale najpierw sko�cz� Gr�, jeszcze tylko t� jedn�. Zgoda? - Tobie ju� teraz przyda�aby si� przerwa - westchn�a Molly. - Dlaczego co chwila zerkasz w stron� pokoju? - Kiedy siedzia�em w symulatorze wyrzuci�a� stamt�d moj� biblioteczk� - zaryzykowa�. Chcia�, �eby zabrzmia�o to oskar�ycielsko. - Jasne, - odpar�a - wynios�am to wszystko do piwnicy. Na pewno trzyma�e� w tej biblioteczce swoje ulubione kasety i p�yty - podaj mi kilka tytu��w, a od razu lec� do piwnicy po ca�� reszt�. - Molly, nie upieraj si�, �eby mnie sprawdza� na ka�dym kroku. Na twarzy Molly pojawi�o si� zatroskanie. - Z tob� naprawd� jest niedobrze. Ale niech b�dzie jak chcesz: doko�cz swoj� rozpraw� z tym Medeirosem. Dotrzyj do bandziora i za�atw go. Wycelowa�a palec w m�a. - A potem szlaban. * * * * * * Tak si� z�o�y�o, �e w nast�pnych dniach Westowi posz�o znacznie lepiej ni� dot�d i akcja ruszy�a do przodu. Najpierw znikn�� �detektyw�, pl�cz�cy si� za nim krok w krok, potem okaza�o si�, �e Medeiros jednak co� przeczuwa� i przygotowa� na komandosa ma�� niespodziank�. West wpad� w zasadzk� w bardzo g�upi spos�b i tylko w�asnej sprawno�ci zawdzi�cza�, �e nie zako�czy� przedwcze�nie zabawy. Przy okazji wyrobi� sobie zdanie na temat celno�ci strza��w oddawanych przez �o�nierzy Medeirosa - rozrzut by� niewiarygodny. Czy ten scenariusz naprawd� jest tak wyrafinowany, jak go reklamowano? - zastanawia� si�, kiedy ju� by�o po strachu i m�g� na ch�odno oceni�, co si� wydarzy�o. Mimo wszystko by� zadowolony, �e nie dosi�g�a go �adna z kul, zw�aszcza teraz, gdy Medeiros zaczyna� si� odkrywa�. Zn�w opowiada� Molly swoje perypetie, a ona kr�ci�a g�ow�. Zosta�a dziewczyn� Raymonda, kiedy w weso�ym miasteczku wystrzela� jej pluszowego misia. Wtedy na komputerowej strzelnicy celowa�o si� do fruwaj�cych Syriuszan (co po prawdzie nale�a�o do brzydkich przejaw�w szowinizmu), a Wirtuania by�a dopiero w powijakach: sk�ada�a si� dw�ch labiryntowych miasteczek, otoczonych niezniszczalnym murem, za kt�rym ko�czy�y si� dane do Programu. Teraz s�ucha�a opowie�ci m�a o wydarzeniach z pozornego �wiata, kt�ry wielko�ci� dor�wnywa� w dziesi�tej cz�ci temu, w kt�rym mieszkali realni ludzie. Prawdziwy prze�om przyszed� w zwi�zku z Jill. West zn�w zaczyna� pow�tpiewa�, �e z jego planu cokolwiek wyjdzie. Ale kiedy Jill rozpocz�a sw�j cykl recitali, wypad�a tak znakomicie, �e ju� drugiego wieczoru goniec przyni�s� do lokalu �Carioca� kosz pe�en kwiat�w, butelk� najlepszego szampana i ma�� karteczk� z zaproszeniem na kolacj�. Rybka po�kn�a haczyk. Dzia�ania Medeirosa utwierdzi�y Westa w przekonaniu, �e szef gangu nie jest fantomem kierowanym ...
ZuzkaPOGRZEBACZ