Pietrucha Lepsza przeszłość.txt

(20 KB) Pobierz
Jacek Pietrucha

Lepsza przesz�o��

Jechali�my poci�giem od strony Lwowa. Stara lokomotywa 
zasnuwa�a niebo k��bami dymu i pary, z trudno�ci� ci�gn�c 
rozklekotane wagony. Za oknem rozpo�ciera�y si� bezkresne 
pola zalane popo�udniowym skwarem, obrzydzaj�c monotoni� i 
tak ju� nudn� podr�.
Nagle do przedzia�u wszed� konduktor, a za nim rosyjski 
�o�nierz w pe�nym umundurowaniu i pod broni�. �ysawy 
m�czyzna w wytartym kolejowym mundurku sprawdza� nasze 
bilety, a �o�nierz �ypa� ponurym wzrokiem spod czapki.
- Kuda? - zapyta� ostro i nie czekaj�c na nasz� odpowied� 
zainteresowa� si� baga�em. - Pokazitie czemodan.
Dok�adnie przetrzepa� wszystkie torby. Ju� my�la�em, �e 
na tym koniec, bo konduktor zbiera� si� do odej�cia, wtem 
�o�nierz poczerwienia� na twarzy i zablokowa� wyj�cie z 
przedzia�u.
- Kto wy? Kuda wy jedietie? - krzykn�� i doda� �aman� 
polszczyzn�: - Ja choczu wasze dokumenty.
Oddali�my mu wszystkie nasze papiery. Przejrza� je 
uwa�nie, ale bez zainteresowania. Pokr�ci� g�ow� i odda�:
- Wam nada przepustka.
Zacz�� zdejmowa� z ramienia karabin, za� konduktor jak 
gdyby nigdy nic cofn�� si�. Poczu�em, �e bledn� i oblewa 
mnie zimny pot. Na szcz�cie nagle z dzikim piskiem k� 
zacz�� hamowa� poci�g. Rozleg�y si� te� dwa st�umione 
strza�y.
�o�nierz wyjrza� na korytarz i zaraz wr�ci� do 
przedzia�u. Nie wiedzia� teraz co ma robi�. Naraz 
zarepetowa� karabin i rzuci� si� p�dem tam, sk�d dochodzi�y 
strza�y. Natychmiast wyrzucili�my baga�e przez okno i potem 
wyskoczyli�my sami.
Po godzinie dotarli�my do ma�ej stacyjki. Wsz�dzie 
kr�ci�o si� mn�stwo carskich policjant�w, ale nikt nas nie 
zaczepia�. Adam, m�j zast�pca, sprawdzi� nazw� stacji i 
chwil� studiowa� map�.
- Nie jest �le - obwie�ci�. - To tylko dwa 
przystanki. Za dwie, trzy godziny b�dziemy na miejscu.
- Towarzyszu poruczniku, obserwuj� nas - szepn�� 
szeregowy, kt�ry pierwszy raz bra� udzia� w akcji. - Tych 
dw�ch przy rozk�adzie jazdy.
Dyskretnie odwr�ci�em wzrok. Rzeczywi�cie, przy 
rozk�adzie jazdy sta�o dw�ch facet�w w d�ugich, poplamionych 
p�aszczach. Wcale nie interesowa�y ich godziny odjazdu 
poci�g�w.
- Mo�e tak, mo�e nie - powiedzia�em. - Ale lepiej nie 
ku�my licha. Chod�my st�d, wzbudzamy zbyt du�e 
zainteresowanie.
Stacyjk� otacza�y lasy. Szli�my w�sk� przecink�, zgodnie 
z tras� wytyczon� przez Adama.
By�o wczesne popo�udnie. Za oknem nisko wisia�y o�owiane 
chmury i miarowo si�pi� deszcz. Le�a�em na ��ku, na wp� 
spa�em, leniwie popatruj�c w telewizor. Na ekranie trwali w 
u�cisku Gierek i To�gonow. Gierek z g��boko osadzonymi, 
szklistymi oczami i obwis�ymi policzkami ton�� w pot�nych 
ramionach genseka o wygl�dzie ponurego sybiraka.
Zadzwoni� telefon. Wy��czy�em foni� telewizora i 
podnios�em s�uchawk�. Skrzecza� w niej g�os szefa wydzia�u.
- Jeste� wreszcie! Szukam ci� ju� dwie godziny.
- Dzisiaj mam wolne. Od rana siedz� w domu.
- Dobra - przerwa� mi. - Szkoda czasu na gadanie. 
Zapomnij o wolnym dniu. Postaraj zjawi� si� jak najszybciej.
Od�o�y� s�uchawk�.
W g�owie hucza�o jeszcze po wczorajszej popijawie. 
Tradycyjnej popijawie z okazji pomy�lnie zako�czonej akcji. 
Opad�em na ��ko. Nie nale�a�o odbiera� telefonu. Nic by si� 
nie sta�o, gdyby szukali mnie nast�pne dwie godziny.
W telewizorze bij�ca czerwieni� Sala Kongresowa trz�s�a 
si� od oklask�w. Wzd�u� galerii bieg�y has�a maj�ce w sobie 
co� z szanta�u: "Nar�d z Parti�, Partia z Narodem" i dalej: 
"Witamy delegat�w na XII zjazd".
Zwlok�em si� z ��ka i w �azience dwukrotnie zaci��em 
twarz nowym Polsilverem. W telewizorze facet o dr�twym 
wyrazie twarzy bezg�o�nie, jak ryba, porusza� ustami na tle 
styropianowych liter "Wszystko dla planu 1989-94". Szybko 
ubra�em si� i wyszed�em na ulic�.
Wia� porywisty wiatr, targaj�c czerwone i bia�o-czerwone 
flagi na ka�dej latarni. Chodniki pe�ne by�y dzieci, 
�ci�gni�tych z okolicznych szk� na powitanie Najwy�szego 
Go�cia. Dzieci krzycza�y i powiewa�y kolorowymi 
chor�giewkami. Wychowawczynie na pr�no usi�owa�y je 
uspokoi�.
Do siedziby wydzia�u dotar�em w�ciek�y i przemoczony. W 
swoim pokoju zrzuci�em wilgotny p�aszcz i z przyjemno�ci� 
rozsiad�em si� w fotelu. Si�gn��em po telefon.
- Jest szef?
- D�ugo czeka� na towarzysza - odpowiedzia� bezbarwny 
g�os. - Teraz jest zaj�ty. Prosz� si� zjawi� za p� godziny.
Upi�em �yk gor�cej kawy. Na biurku le�a� egzemplarz 
"Trybuny Ludu". Wielkie zdj�cie przedstawia�o rytualny 
poca�unek przyw�dc�w dw�ch partii. Tytu� szeroki na stron� 
g�osi�, �e przyja�� mi�dzy naszymi narodami jest wzorcowa i 
wieczna. Ni�ej w oddzielnych kolumnach by�y przem�wienia 
To�gonowa i Gierka. Drug� stron� gazety zajmowa�o 
streszczenie za�o�e� planu na lata 1989-94. Wypi�em jeszcze 
�yk i zacz��em czyta� o rozpoczynaj�cym si� 17 listopada 
1989 r. posiedzeniu komitetu politycznego pa�stw stron 
Uk�adu Warszawskiego. "Braterskie armie ludowe ZSRR, 
Austrii, Bu�garii, Czechos�owachi, Grecji, Albanii, Rumunii, 
W�gier, NRD, Jugos�awii i Polski b�d� sta�y na stra�y 
pokoju...".
Ju� ponad godzin� obserwowali�my ten stary dom. Sta� w 
g��bokim cieniu; przed frontowym wej�ciem nerwowo 
przechadza�o si� dw�ch m�odzie�c�w. Czterech innych 
pilnowa�o pozosta�ych wej��, nast�pna czw�rka patrolowa�a 
park. Byli czujni jak stare psy. Ale nic dziwnego.
Zaj�li�my stanowiska w zdzicza�ym i zaro�ni�tym ogrodzie, 
opl�tuj�c dom niewidzialn� sieci�. Micha� zamontowa� 
awaryjny tunel powrotny w opuszczonej posesji pod numerem 
24, a ja wydawa�em ostatnie rozkazy. Teraz pozostawa�o tylko 
czeka�.
Na przemian obserwowali�my wi�c przez lornetk� upstrzony 
oknami front domu. Za kt�rym� z tych okien obradowa�o 
kierownictwo Organizacji Bojowej PPS, z jej przyw�dc� 
J�zefem Pi�sudskim.
Zacz�o si� �ciemnia�. W kilku oknach zapali�y si� 
�wiat�a. M�odzie�cy przy wej�ciu stawali si� coraz bardziej 
niespokojni.
Zrobi�o si� zimno. Postawi�em ko�nierz kurtki. Bra�em 
udzia� w wielu tego typu akcjach, ale zawsze odczuwa�em to 
samo. Dla wi�kszo�ci ludzi historia to martwa, niezmienna 
przesz�o�� zapisana w ksi��kach. Dla mnie, jak chyba dla 
nikogo innego, jest ona zmienna, relatywna, pulsuj�ca i 
�ywa, krucha i �atwa do kszta�towania - podobna dziecku, 
bezw�adnie pod��aj�cemu w zadanym kierunku. Czy mog�em mie� 
jeszcze z a u f a n i e do historii? Je�eli teraz zabijemy 
Pi�sudskiego, to odt�d dla wszystkich ludzi ten fakt b�dzie 
oczywisty. Tak b�dzie si� pisa�o w podr�cznikach (je�eli 
ktokolwiek b�dzie o tym pisa�) i p r a w d � b�dzie, �e 
m�ody, obiecuj�cy przyw�dca socjalist�w zgin�� z r�k 
nieznanych zamachowc�w w 1905 r. Nikt nawet nie pomy�li, �e 
mog�oby by� inaczej. Nie trzeba fa�szowa� historii, 
wystarczy j� zmieni�. Ludzie nie wiedz�, �e gdzie� istnieje 
si�a, kt�ra mo�e nadawa� ich �wiatu nowe kszta�ty, a oni 
nawet tego nie zauwa��. Jak bezkszta�tna woda wype�ni� 
naczynie nowej rzeczywisto�ci. Przera�enie ogarnia mnie na 
my�l, �e m�g�bym sta� si� tak� wod�, bezmy�lnie wype�niaj�c� 
naczynia r�nych historii. Dlatego robi� to, co robi�, i 
pracuj� tu, gdzie pracuj�. Przebywaj�c w przesz�o�ci i 
dokonuj�c zmian wy��czony jestem z normalnej zale�no�ci 
przyczynowo-skutkowej, tak jak wy��czeni s� z niej wszyscy 
przyw�dcy partyjni i pa�stwowi przebywaj�cy w komorach 
nadczasowych.
Po dw�ch kwadransach �l�czenia nad "Trybun�" wychodz� do 
szefa. Na drugim pi�trze wida� niezwyk�y ruch w wydziale 
teoretycznym. To zastanawiaj�ce, przecie� dopiero wczoraj 
sko�czyli realizowa� ostatni projekt, a po ka�dym zadaniu 
zwykli kilka dni odpoczywa�. Wydzia� teoretyczny opracowuje 
dokumentacj� ka�dej wyprawy. To oni planuj�, co, gdzie i 
kiedy nale�y zmieni� w przesz�o�ci, by tera�niejszo�� 
zaspokoi�a oczekiwania najwy�szego kierownictwa. To ich 
problem, by efekty uboczne ingerencji w przesz�o�� nie 
doprowadzi�y do niepo��danych zmian dzisiaj. Zwykle nad 
swoimi �a�cuszkami przyczynowo-skutkowymi �l�cz� i po kilka 
miesi�cy, mimo pomocy najnowocze�niejszych ameryka�skich 
komputer�w. A i tak do tej pory nie ingerowali�my dalej ni� 
dwadzie�cia lat wstecz.
Szef siedzia� za swym ko�lawym biurkiem i z kwa�n� min� 
wygl�da� za okno.
- Nie mamy czasu na pr�ne gadanie - zacz��. - Szykuje 
si� nowa akcja i jeste� nam potrzebny.
Usiad�em w fotelu naprzeciw jego biurka. Kamienna twarz 
szefa nie wr�y�a wiele dobrego.
- Wiem, co chcesz powiedzie� - stwierdzi�, mimo �e nie 
pr�bowa�em otworzy� ust. - �e dopiero co sko�czy�e�... Masz 
wolne... i tak dalej. Nic na to nie poradz�. Wy�sze 
instancje. Gdyby ode mnie zale�a�o, dosta�by� miesi�c 
urlopu. Ale wczoraj przysz�a z Moskwy komputereowa 
dokumentacja projektu "PSRR". Nasz wydzia� teoretyczny nie 
mia� tu nic do gadania, tym bardziej �e projekt zak�ada 
cofni�cie si� o osiemdziesi�t lat, w czym nie mamy �adnego 
do�wiadczenia.
Patrzy� bezosobowym wzrokiem w punkt za moimi plecami.
- Towarzysze radzieccy nalegaj�, by wykona� projekt jak 
najszybciej. Ma to by� prezent z okazji zjazdu. Akcj� 
rozpoczniemy ju� jutro o czwartej po po�udniu. O tej porze 
wszyscy cz�onkowie w�adz partyjnych znajd� si� w komorach 
nadczasowych. B�dziecie mieli 24 godziny na wykonanie 
zadania.
- Odchyli� si� i wyj�� z szuflady grub� kartonow� teczk�. 
Podaj�c mi j� odwr�ci� wzrok do okna.
- Tutaj masz ca�� dokumentacj�. Twoim zadaniem b�dzie 
zabi� Pi�sudskiego, zgodnie z tymi materia�ami, najlepiej w 
okresie rewolucji 1905 r. tu� przed roz�amem w PPS.
Przerwa� na chwil�, pobawi� si� d�ugopisem i m�wi� dalej.
- Akcja jest tylko cz�ci� projektu. Inne grupy w tym 
samym czasie zlikwiduj� mi�dzy innymi Dmowskiego, doprowadz� 
do rozszerzenia si� rewolucyjnych nastroj�w w 1917 roku w 
Zag��biu na kolejne regiony, zmieni� sk�ad i wzmocni� rz�d 
lubelski z 1918 r. I tak dalej.
- No c� - szepn��em konspiracyjnie. - Kto rz�dzi 
tera�niejszo�ci�, rz�dzi r�wnie� przesz�o�ci�. Tak napisa� 
Orwell.
- Nie wiem, czy s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin